Kaszubski raj sklepikarzy

Opublikowano: 15.01.2015 | Kategorie: Gospodarka, Wiadomości z kraju

Liczba wyświetleń: 593

W kaszubskich Sierakowicach, liczących 18 tys. mieszkańców, nie działa ani jeden dyskont lub hipermarket. W najlepsze funkcjonuje za to 148 mniejszych sklepów.

Tymczasem przykładowo w 16-tysięcznym Milanówku działają 2 Biedronki, w 36-tysięcznym Kraśniku funkcjonują 4 Biedronki i Lidl, a w 53-tysięcznej Ostrołęce aż 9 Biedronek i również Lidl – pisze „Dziennik Gazeta Prawna”. Sierakowicka dyskontowa „sterylność” nie jest przypadkiem, lecz wynikiem świadomej polityki władz lokalnych.

Włodarze Sierakowic postanowili nie wpuszczać na terytorium swej gminy wielkich sieci handlowych i zbierają tego owoce. Ich polityka opiera się na odmowach sprzedaży lub dzierżawy nieruchomości umożliwiających otwarcie takich niepożądanych sklepów, a także takim kształtowaniu planu zagospodarowania przestrzennego, by zniechęcić ewentualnych inwestorów, np. dzięki zablokowaniu opcji utworzenia w danym miejscu drogi dojazdowej. Oprócz działań władz lokalnych równie istotne jest podejście samej wspólnoty: mieszkańców łączy niechęć do sklepów wielkopowierzchniowych na terenie ich gminy, dzięki czemu polityka samorządu może być tym bardziej skuteczna.

Polityka władz i postawa mieszkańców przynoszą znakomite efekty w postaci rozwoju lokalnej przedsiębiorczości. Podczas gdy w Polsce 1 sklep przypada średnio na 108 mieszkańców, w Sierakowicach na 48. Powstała także lokalna minisieć delikatesów Ribena, licząca 8 sklepów: 4 w Sierakowicach, kolejne 4 w sąsiednich gminach. 148 miejscowych sklepów daje zatrudnienie wielu mieszkańcom, którzy z takiego obrotu sprawy są bardzo zadowoleni.

Ogromna liczba dyskontów w Polsce jest wielkim problemem dla osiedlowych sklepików, które znikają w zawrotnym tempie. Jeszcze w 2009 r. było ich 103 tys., obecnie ich liczba spadła do 77 tys. Tymczasem dyskontów działa aż 3,6 tys., choć jeszcze w 2010 r. było ich o 1300 mniej. Przodują Biedronka i Lidl, ale coraz śmielej poczynają sobie kolejne sieci, chociażby Aldi. Tymczasem w krajach zachodniej Europy funkcjonują różnorakie przepisy utrudniające otwieranie dużych sklepów, przykładowo uzależniające zgodę na budowę placówki handlowej o powierzchni powyżej 1 tys. mkw. od pozytywnej opinii lokalnej komisji. Znakomitym wyjściem byłoby wprowadzenie podobnych przepisów w Polsce. Inaczej wszystkim małym sklepikarzom pozostanie modlitwa o wyjątkowo światłych włodarzy ich gmin.

Źródło: Nowy Obywatel


TAGI: ,

Poznaj plan rządu!

OD ADMINISTRATORA PORTALU

Hej! Cieszę się, że odwiedziłeś naszą stronę! Naprawdę! Jeśli zależy Ci na dalszym rozpowszechnianiu niezależnych informacji, ujawnianiu tego co przemilczane, niewygodne lub ukrywane, możesz dołożyć swoją cegiełkę i wesprzeć "Wolne Media" finansowo. Darowizna jest też pewną formą „pozytywnej energii” – podziękowaniem za wiedzę, którą tutaj zdobywasz. Media obywatelskie, jak nasz portal, nie mają dochodów z prenumerat ani nie są sponsorowane przez bogate korporacje by realizowały ich ukryte cele. Musimy radzić sobie sami. Jak możesz pomóc? Dowiesz się TUTAJ. Z góry dziękuję za wsparcie i nieobojętność!

Poglądy wyrażane przez autorów i komentujących użytkowników są ich prywatnymi poglądami i nie muszą odzwierciedlać poglądów administracji "Wolnych Mediów". Jeżeli materiał narusza Twoje prawa autorskie, przeczytaj informacje dostępne tutaj, a następnie (jeśli wciąż tak uważasz) skontaktuj się z nami! Jeśli artykuł lub komentarz łamie prawo lub regulamin, powiadom nas o tym formularzem kontaktowym.

6 komentarzy

  1. Szaman 15.01.2015 13:49

    Brawo! dobrze słyszeć że są jeszcze jacyś świadomi ludzie w Polsce. Żeby tylko inne gminy chciały się od nich uczyć…

  2. jeszcze 15.01.2015 15:22

    Mimo, że to wyjątek, miło czytać, że takie są w tym kraju, który istnieje tylko teoretycznie 🙂
    Dyskontów i supermarketów nie znoszę i nie daję im zarabiać, czego i innym życzę, bo tam żywność najgorszego sortu.

  3. dagome12345 15.01.2015 15:35

    Właśnie, dużo zależy od włodarzy danej miejscowości.
    Niestety moje miasto jest po drugiej stronie tej skali.
    Pierwsza “Stonka” powstała w starych budynkach używanych jako centrum kultury.Wszyscy się dziwili jakim cóóódem przeciętny facio znalazł kasę na zakup takiej nieruchomości i co będzie tam robił. Wszystko się wyjaśniło w przeciągu roku gdy otwarto Stonkę, a nawach bocznych budynku pootwierały się kwiaciarnia, apteka, bank, knajpka itd. Takim to sposobem gość pomykający starym polonezem ,stał się z dnia na dzień “biznesmenem” z nowym mercem. Oczywiście przynależność do rodziny prezydenta miasta była tylko jednym wielkim zbiegiem okoliczności 😉
    Podobnie było z terenem po drugiej stronie miasta. Grupa “biznesmenów” wykupiła naprawdę bezsensowny teren. Teraz na nim stoją dwa mini markety, centrum ogrodnicze, centrum elektroniczne ( wszystko międzynarodowe sieciówki), a teren przy najbardziej ruchliwym skrzyżowaniu w mieście (przy drodze krajowej gdzie przejeżdża tysiace TIR-ów dziennie) stoi pusty od 14 lat (bo nie można robić konkurencji “swoim”) 🙁

  4. Rozbi 15.01.2015 17:51

    Ja próbowałem się przerzucić z zakupów z supermarketów na zakupy w małych osiedlowych sklepikach ale szczerze mówiąc nie mam do tego cierpliwości.

    Chcę kupić łososia świeżego – jest w sklepie rybnym w centrum miasta.
    Orzechy brazylijskie – nie ma żadnym w sklepiku w obrębie 500 metrów od tego sklepiku.
    Jarmusz – ciężko – trzeba jechać na rynek – drugi koniec miasta – a i tak nie dostanę tam wszystkich warzyw i owoców (np nie było grejpfrutów czerwonych ani granatów)
    I tak żeby zrobić swoje standardowe zakupy musiałem objechać całe miasto i zajęło mi to prawie 2 godziny.
    Stwierdziłęm nigdy więcej – i teraz jeżdże do dwóch supermarketów – oba po drodze z domu do pracy – jeśli czegoś akurat nie ma w jednym to na pewno będzie w drugim zakupy zajmują maks 30-40 minut i mam wszystko to czego chce – nie muszę jeździć po całym mieście i tak mam po drodze.

    Nie wiem, może źle szukam , ale nie znalazłem żadnego mniejszego sklepiku w którym byłoby wszystko czego chcę, a niestety nie mam czasu objeżdżać całego miasta i sprawdzać oferty każdego osiedlowego sklepiku.

    Może w Sierakowicach mają genialnie zaopatrzone delikatesy i nikt nie musi objeżdżać 148 lokalnych sklepików żeby znaleźć owoc granatu czy awokado. – Jeśli tak to gratuluje – u mnie to graniczy z niemożliwością.

  5. Szaman 15.01.2015 18:23

    Rozbi@ Jak by NIE było supermarketów to powstały by specjalistyczne sklepy. np herbaciarnia, winiarnia, sklep z owocami, sklep z warzywami itd i najprawdopodobniej miałbyś dostęp do jeszcze większego asortymentu niż masz w supermarkecie bo jak się ktoś specjalizuje to zazwyczaj wzbogaca swój asortyment o wszelkiej maści wysokiej jakości towary.

    Z powodu supermarketów takie sklepiki NIE mają racji bytu a ich rolę próbują przejąć małe sklepiki w których ostatecznie ze względu na małą przestrzeń jest wszystkiego po trochu (na wzór supermarketu bo ludzie się już tak nauczyli że idą do jednego sklepu i tam jest wszystko) czyli niema zwykle nic. To prowadzi z kolei te sklepy do upadku.

    Natomiast rolę supermarketów pełniły z powodzeniem targowiska na których jednak sprzedawali INDYWIDUALNI sprzedawcy i wszystko TEŻ było w JEDNYM miejscu ale te z kolei też upadają z powodu supermarketów.

    Jak masz wiec problem to jedź na targowisko 😛

  6. jeszcze 15.01.2015 21:35

    Tak, targowisko to świetna sprawa. Ja kupuję to, co akurat jest na targu. Nie dostanę tam granatu ani grapefruita, ale wcale ich nie szukam. Jak znajdę pieczarki to je biorę, jak fasolę biorę, w sezonie jest dostatek wszystkich warzyw i owoców, a w zimie, no cóż, pozostaje kiszona kapusta, ogórki i warzywa korzeniowe, cebula, czosnek plus domowe kiełki, szczypior i pietruszka z parapetu. Jak ktoś chce w zimie świeże pomidory, ogórki, sałatę czy inne papryki to musi się pogodzić z faktem, że będzie jadł syntetyczne.
    Ja od kilku lat jadam tak, że w sezonie opycham się zielskiem aż wychodzi mi bokiem, dzięki czemu w zimie mi nie brakuje tak bardzo, wiosną jak już piszczę z braku zielska, to wysiewam kiełki i jakoś udaje mi się jeść tylko to, co w danym momencie u nas rośnie (za wyjątkiem cytryn i czasami awokado). Na początku było mi bardzo ciężko tak się przestawić, ale jak się czeka pół roku na pomidory, to potem jaka radość…

Dodaj komentarz

Zaloguj się aby dodać komentarz.
Jeśli już się logowałeś - odśwież stronę.