Karmią się naszym głodem

Opublikowano: 19.02.2015 | Kategorie: Gospodarka, Publicystyka, Społeczeństwo

Liczba wyświetleń: 835

W miarę jak bogaci się bogacą a biedni biednieją, powstają coraz lepsze warunki dla bogacenia się jednych i ubożenia drugich.

Ani bieda ani bogactwo nie są od siebie niezależne. Bieda jednych to wynik bogacenia się drugich i odwrotnie, biedni składają się swoją zbyt nisko opłacaną pracą na majątki zamożnych. W miejscu pracy to jest oczywiste. Jeżeli ktoś jeździ na urlopy to właściciel, szef. Pracownicy pracują cały rok bez wytchnienia. On zgarnia zyski, oni nędzną wypłatę, która nie wystarcza na zapłacenie rachunków i utrzymanie. Wtedy pracownicy zaciągają pożyczki. A pracodawca odkłada oszczędności na lokacie. Wysokie odsetki od ich pożyczek składają się na oprocentowanie jego lokat. I tak jest wszędzie. Z podatków od babci emerytki i od najniższej płacy krajowej buduje się autostrady, po których jeżdżą ci, którzy mogą skorzystać z ulg podatkowych. Bo żeby z nich skorzystać trzeba mieć i wydać, żeby potem sobie odliczyć. W kryzysie biedni się wyprzedają, a bogaci za bezcen kupują. Ale deweloperzy nie obniżają cen mieszkań. Mają rezerwy i mogą czekać na zwyżkę. Za to biedni coraz taniej sprzedają swą siłę roboczą, bo bezrobocie to zwykła nadpodaż pracy. Bogaci płacą ZUS tylko od niewielkiej części swoich dochodów, biedni od całości. Podatki pośrednie zawarte w cenie towarów uderzają z większą mocą w biednych, bo oni wydają wszystko co zarobią, więc od całości swoich dochodów płacą VAT i akcyzę. Ktoś, kto może sobie pozwolić na luksus oszczędzania, nie tylko nie płaci tych podatków od tego co zaoszczędzi, ale jeszcze nic nie robiąc osiąga zyski z oprocentowania. Popularnie mówi się, że jego pieniądze „pracują”, ale to przecież jest wynik ciężkiej pracy konkretnych zadłużonych i zapracowanych ludzi. W każdej, najbardziej nawet prymitywnej wiosce z glinianymi bądź drewnianymi chatami, jest jeden kamienny dom. To dom miejscowego lichwiarza. Dlatego tak ważna jest stopa procentowa, cena pieniądza, z której wynika oprocentowanie kredytu. Im wyższa cena, tym więcej zgarniają oszczędzający kosztem zadłużonych. Tę ustalają instytucje, które wedle neoliberalnej ortodoksji (doktryny, która nie podlega debacie publicznej, jak dogmaty wiary) są niezależne od rządu, parlamentu, wyborców, obywateli. Nie są jednak niezależne od gry interesów ekonomicznych – dlatego zwykle podejmują decyzje korzystne dla posiadaczy kapitału i niekorzystne dla tych, którzy mają tylko swoją pracę na sprzedaż.

Cały ten diabelski mechanizm wyzysku i dominacji bogatych nad biednymi rodzi coraz większe rozwarstwienie. W miarę jak bogaci się bogacą a biedni biednieją, powstają coraz lepsze warunki dla bogacenia się jednych i ubożenia drugich. System podatkowy, polityka socjalna, działania rządowe na rzecz zwiększenia zatrudnienia – wszystko to może złagodzić czy przyhamować ten proces. Tak się dzieje w krajach skandynawskich, gdzie udział płac w dochodzie narodowym osiąga 60 procent. W Polsce jest odwrotnie: udział płac w dochodzie maleje i wynosi już zaledwie 34 procent, a system podatkowy nie koryguje, lecz pogłębia nierówności. Państwo przestrzega neoliberalnej zasady, która nakazuje prywatyzować zyski i nacjonalizować straty. Wszystkie więc dziedziny, w których realizuje się zyski, przechodzą w ręce prywatne, podczas gdy państwu pozostaje ponoszenie kosztów dziedzin z definicji deficytowych, które jednak są niezbędne dla funkcjonowania gospodarki.

Kiedy przyglądamy się systemowi kapitalistycznemu, w którym dominuje interes rentierów – tych którzy czerpią korzyści z samego posiadania kapitału, czasem mylnie zwanych inwestorami – warto odwołać się do dwóch modnych wyrażeń: „modernizacja” i „optymalizacja”. Te magiczne wyrażenia mają uzasadnić ten niesprawiedliwy mechanizm jako racjonalny i nowoczesny, a więc nieunikniony. Każdy, kto mu się przeciwstawia, staje się bowiem rzecznikiem zacofania i zwykłym głupcem odrzucającym rozwiązania najlepsze z możliwych, czyli „optymalne”. Niewątpliwie zastąpienie stosów i szubienicy gilotyną było posunięciem modernizacyjnym, bo pozwalało szybciej i sprawniej uśmiercać ludzi, a już milowym krokiem w tej dziedzinie było przejście od masowych rozstrzeliwań do komór gazowych. Jak więc widzimy, nie każda modernizacja jest dla ludzkości krokiem naprzód. O tym, czy jest to rzeczywiście postęp – decyduje cel modernizacji i optymalizacji. W czyim interesie i po co unowocześniamy istniejące mechanizmy społeczne i gospodarcze. Technokrata odpowie, że modernizujemy po to, żeby optymalizować. Zapewniać jak najlepsze działanie ulepszanego w ten sposób mechanizmu. I trudno się z tym nie zgodzić, ale wciąż pozostaje nierozstrzygnięta kwestia, jakie skutki jego działania należy uznać za optymalne. Ideologowie systemu powiedzą, że zwiększanie zysków, dochodu – czyli osiągnięcie jak największego wzrostu gospodarczego.

W 2011 r. sektor przedsiębiorstw znacząco zwiększył przychody i osiągnął 104 mld zł zysku netto, ale 22 proc. firm było nierentownych – wynika z opublikowanego w tych dniach przez NBP raportu „Sytuacja finansowa sektora przedsiębiorstw w IV kw. 2011 r.”. Mimo dobrej sytuacji finansowej, w IV kwartale 2011 r. więcej przedsiębiorstw redukowało zatrudnienie (52 proc.) niż powiększało je (43 proc.) – czytamy w raporcie. Tymczasem w następnym roku, mimo narastającego ponoć kryzysu, „sytuacja polskich przedsiębiorstw w I kwartale 2012 r. pozostawała dobra, ale ich zyski rosły wolniej niż rok wcześniej, wynika z opracowania Instytutu Ekonomicznego Narodowego Banku Polskiego (NBP)”. I dalej: „Sytuacja sektora przedsiębiorstw w I kw. br. pozostawała dobra. Za pozytywne należy uznać utrzymanie dodatniej dynamiki wyniku finansowego z całokształtu działalności, wzrost odsetka firm rentownych. O 5,5% realnie wzrosła też wydajność pracy mierzona wartością sprzedaży na jednego zatrudnionego” – dodają autorzy raportu NBP.

Rok 2012 był drugim z kolei rokiem spadku płacy realnej. I to mimo wzrostu wydajności. Ten rozwój sytuacji był z pewnością optymalny dla posiadaczy akcji tych firm, dla właścicieli kapitału, bo zyski wciąż rosły, choć wolniej. Jednak pracownicy, których wydajność wzrosła, odczuli pogorszenie swojej sytuacji. Zwłaszcza, że wciąż poprawiająca się sytuacja firm nie przełożyła się też na niższe ceny i mniejsze koszty utrzymania.

Celowo posłużyłem się tu konkretną analizą sytuacji płynąca z sektora finansowego, żeby pokazać, że optymistyczny ton tych komunikatów ukazuje wyraźnie, o co chodzi w kapitalistycznej optymalizacji. Rosnącym wypłatom dywidend towarzyszy powszechne ubożenie – pracującej na te dywidendy – większości obywateli, którzy nie radząc sobie z rosnącymi kosztami utrzymania coraz bardziej się zadłużają. To z kolei przysparza wielkich zysków sektorowi bankowemu. Polski sektor bankowy w 2012 roku osiągnął najlepszy zysk w historii: 16,21 mld zł. – ogłoszono na stronie internetowej Ministerstwa Skarbu. Cztery piąte społeczeństwa nie posiada żadnych oszczędności i to oni, zaciągając długi, przyczyniają się do tych rosnących zysków.

Jak wskazuje globalny raport pozarządowej organizacji charytatywnej Oxfam, osoby stanowiące jeden procent najbogatszych będą niedługo miały więcej niż cała reszta ludzkości. Już teraz mają w swoich rękach 48 procent światowych dóbr. Granicę 50 procent mogą przekroczyć jeszcze w tym roku. Statystyczny członek elity najbogatszych ma dwa miliony siedemset tysięcy dolarów. A liberałowie te wędki rozdają i rozdają…

Autorstwo: Piotr Ikonowicz
Źródło: Strajk.eu


TAGI: , , ,

Poznaj plan rządu!

OD ADMINISTRATORA PORTALU

Hej! Cieszę się, że odwiedziłeś naszą stronę! Naprawdę! Jeśli zależy Ci na dalszym rozpowszechnianiu niezależnych informacji, ujawnianiu tego co przemilczane, niewygodne lub ukrywane, możesz dołożyć swoją cegiełkę i wesprzeć "Wolne Media" finansowo. Darowizna jest też pewną formą „pozytywnej energii” – podziękowaniem za wiedzę, którą tutaj zdobywasz. Media obywatelskie, jak nasz portal, nie mają dochodów z prenumerat ani nie są sponsorowane przez bogate korporacje by realizowały ich ukryte cele. Musimy radzić sobie sami. Jak możesz pomóc? Dowiesz się TUTAJ. Z góry dziękuję za wsparcie i nieobojętność!

Poglądy wyrażane przez autorów i komentujących użytkowników są ich prywatnymi poglądami i nie muszą odzwierciedlać poglądów administracji "Wolnych Mediów". Jeżeli materiał narusza Twoje prawa autorskie, przeczytaj informacje dostępne tutaj, a następnie (jeśli wciąż tak uważasz) skontaktuj się z nami! Jeśli artykuł lub komentarz łamie prawo lub regulamin, powiadom nas o tym formularzem kontaktowym.

4 komentarze

  1. Rozbi 19.02.2015 09:30

    Trochę współczuje Panu Piotrowi – przede wszystkim dlatego że wierzy w to że cytuje “Bieda jednych to wynik bogacenia się drugich i odwrotnie” i wierzy w to ślepo od tylu lat – a Jest to dla niego pewne tak samo jak to że słońce wschodzi na wschodzie a zachodzi na zachodzie.

    I to jego przekonanie prowadzi to wyciągania wniosków – jest to bardzo dobry uczciwy człowiek, ale moim zdaniem ma błędne przekonanie.

    Przecież bogactwo jednych nie wynika zawsze z wyzysku ! – mało tego powiedziałbym że wynika z wyzysku w bardzo niewielu patologicznych przypadkach.

  2. dona 19.02.2015 13:41

    Może nie wszyscy żyjemy na tej samej planecie?
    Na planecie Pana Ikonowicza społeczeństwo jest systemem naczyń połączonych, a substancją w nich stale krążącą jest jednak pieniądz, który jednych drenuje z życiowej energii (jak to określił Dalajlama: najpierw – tracą zdrowie, żeby zarobić pieniądze, a później – pieniądze, żeby odzyskać zdrowie) a nielicznym tej energii przysparza… Kolejne pokolenia rodzą się w dawno temu zainstalowanym do takiego właśnie działania systemie… i skąd ta bieda?

  3. Stasiu26 19.02.2015 22:54

    Poniekąd wszyscy mają rację i wszyscy się mylą. Oczywiście, że wyzysk jest możliwy i dokonuje się, ale wynika to głównie z globalizacji i niepewności pracy. Wbrew pozorom, przede wszystkim, niepewności z punktu widzenia przedsiębiorcy – wielu wierzy, że w obecnym zbiurokratyzowanym systemie nie opłaca się być uczciwym, a tym bardziej dbać o zwiększanie wypłat, bo twoim głównym wierzycielem nie jest pracownik, a państwo.

    W każdym razie, można w tym temacie powiedzieć bardzo dużo, ale to tylko podsyca nienawiść i walkę klas. Według mnie, powinniśmy zacząć od siebie i zmienić naszą mentalność, a wtedy dużo łatwiej będzie zmieniać świat dookoła. Można zacząć od tego:
    http://youtu.be/czTwNk_uJNk

  4. 8pasanger 20.02.2015 20:44

    Bieda jest oczywiście narzędziem do zmuszania biednych do pracy za głodowe stawki (zgodnie z żelaznym prawem płac Ricardo-płaca robocza ma mieć tylko taką wysokość aby pracownik nie umarł z głodu i mógł odtworzyć swoją siłę roboczą)
    Nie ma to jednak wiele wspólnego z wolnością.Wolni w dzisiejszym świecie są ci , których na to stać. Jak powiedział Kramer w VABANKU:,,Jestem uczciwym człowiekiem stać mnie na to”
    http://www.krytykapolityczna.pl/artykuly/opinie/20130122/ikonowicz-pozory-wolnosci

    Czas powrócić choćby do ordoliberalizmu: państwo nie może dbać tylko o jedną stronę gry rynkowej(czyli pracodawców i właścicieli) inaczej gra rynkowa staje się skrajnie nierówna przez akumulację kapitału i wymuszanie nienależnych obniżek ceny płac. Rynek opiera się na współpracy czy współdziałaniu.Jeśli jedna strona wciąż będzie tracić(nawet tylko względnie cóż z tego , że dziś bezrobotny żyje dłużej niż w epoce kamienia łupanego on żyje dzisiaj)to w końcu oszukiwana strona odmówi współdziałania.Widać , że wielu ludzi mających się za liberałów(będąc w istocie durniami) wciąż tego nie chce pojąć.Nie piszę nie pojmuje gdyż sądzę , że właśnie za wszelką cenę nie chce tego pojąć.Wmawiają sobie , że biedni i bezrobotni to lenie winni swojej sytuacji w 100%.Przy wielkim kryzysie w latach 30-tych skończyło się to Hitlerem i podbiciem przez Stalina połowy Europy oby teraz nie skończyło się gorzej.

Dodaj komentarz

Zaloguj się aby dodać komentarz.
Jeśli już się logowałeś - odśwież stronę.