Jezus antykatolik
Jako ksiądz, a potem apostata i redaktor „Faktów i Mitów”, miałem i mam kontakt z tysiącami ludzi o różnych poglądach – wiernymi różnych religii, agnostykami i ateistami. Czasem są to wielcy antagoniści, którzy siedząc przy jednym stole, niechybnie by się wyzwali i opluli. A jednak jest Osoba, która tonizuje, a nawet łączy całe to towarzystwo. To Jezus Chrystus.
Nie słyszałem nigdy, żeby ktoś go obrażał, urągał mu, wyśmiewał się z niego. Właściwie wszyscy go podziwiają. Nawet ci, którzy… nie wierzą w jego historyczne istnienie. Twierdzą oni, że wyjątkowość postaci Jezusa świadczy właśnie o jego micie, a nie realnym bycie. Niedowiarki zachodzą w głowę, jak można było 2 tysiące lat temu, w czasach na wskroś barbarzyńskich, robić i mówić takie rzeczy. Bo tylko Jezus i nikt przed nim nie wzywał wrogów do miłości, żołnierzy – do złożenia mieczy, bogaczy – do oddawania majątków, a sprawiedliwych – do odwiedzania więźniów. Takie zachowania były raczej w powszechnej pogardzie. Podobnie jak okazywanie miłosierdzia pokonanemu było oznaką słabości. A nadstawianie drugiego policzka zamiast odwiecznej zasady „oko za oko, ząb za ząb”? A miłość nieprzyjaciół?! To była prawdziwa społeczna i moralna rewolucja! Co z niej zostało na naszym polskim podwórku? Została parodia chrześcijaństwa w postaci Kościoła rzymskokatolickiego. Organizacja ta wybiła się pośród innych i zdobyła władzę dzięki cesarzowi Konstantynowi, który uczynił ją religią państwową. Dał też początek ciągłemu modyfikowaniu religijnej doktryny według uznania (czyt.: aktualnych interesów) cesarzy i papieży; na przykład wymyślono czyściec, żeby odpustami napełnić kościelne skarbce. Kościół papieski, aby prosperować, musi ciągle powoływać się na osobę Syna Bożego, podczas gdy już praktycznie nic z jego ewangelicznych nauk w watykańskiej firmie nie zostało. A jeśli zostało, to wyłącznie w słowach i deklaracjach, nie czynach. Ateiści nazwą taką sytuację paradoksem, wierzący chrześcijanie – grzechem i bluźnierstwem. Ofiarami tej jednej z największych mistyfikacji i kłamstw w dziejach ludzkości są wierni katolicy. Księża stawiają im fałszywe wymogi oraz zachęcają ich do modlenia się do Jezusa, który katolikiem z całą pewnością nie był. Ba, gdyby dziś zstąpił na ziemię i pojawił się na przykład na synodzie biskupów, z całą pewnością potraktowałby to grono uzurpatorów jego mocy i władzy co najmniej tak jak handlarzy w świątyni. Warto przypomnieć, że na kartach „Nowego testamentu” Jezus nikogo nigdy nie potępił – z wyjątkiem kapłanów i uczonych w Piśmie, którym zarzucił przekręcanie boskiego prawa, a przede wszystkim obłudę. Ten, który nigdy nie używał obraźliwych epitetów, „wyróżnił” nimi jedynie poprzedników dzisiejszych księży i biskupów, mówiąc: „(…) podobni jesteście do grobów pobielanych, które z zewnątrz wyglądają pięknie, lecz wewnątrz pełne są kości trupich i wszelkiego plugastwa. Tak i wy z zewnątrz wydajecie się ludziom sprawiedliwi, lecz wewnątrz pełni jesteście obłudy i nieprawości” (Mt 23. 27–28). Jezus nie chciał mieć z tą bandą nic do czynienia. Był odstępcą od religii wymyślonej przez ludzi, a także antyklerykałem i antykatolikiem. Skąd to wiemy?
Oto kilka przykładów…
Jezus nie począł się podczas aktu małżeńskiego. Właściwie był to rodzaj zabiegu in vitro potępianego przez Kościół papieski. Dziecko nie zostało ochrzczone, jak 99 procent współczesnych małych katoliczków. Mały Joshua nauczał w świątyni kapłanów i biblistów, a przecież w Krk to oni są od pouczania i to ich nauk należy ślepo słuchać. Swoją misję dorosłego kaznodziei Jezus zaczął bez obowiązkowego w takim przypadku dekretu biskupa, któremu podlega obszar zamieszkania delikwenta. W oczach Kościoła była więc ona bezprawna, czyli nieważna, a zatem bezowocna. Fałszywe były również wszystkie jego cuda. Po pierwsze, nie miał misji kanonicznej do działalności, jaką prowadził; nie miał nawet godności akolity do rozdawania pobłogosławionego chleba. Na swoje szczęście nie prowadził pogrzebów, bo do tego konieczne są pierwsze święcenia – tzw. diakonat. Po drugie, cuda owe nie zostały oficjalnie zbadane i uznane przez odpowiednią komisję kościelną. Biorąc to pod uwagę, wskrzeszenie Łazarza podpada właściwie pod zbezczeszczenie zwłok. Po trzecie, żadnych świętych czynności i cudowności Jezus nie kończył słowami „w imię Ojca i Syna i Ducha Świętego”. To w oczach Kościoła deprecjonuje Trójcę Świętą, którą papieże wymyślili i uważają za źródło bóstwa i świętości. „Biblia” nie wspomina ani słowem, by Jezus uczestniczył w jakichkolwiek rekolekcjach czy pielgrzymkach. Nie pościł też w piątki, nie święcił jajek, nie dawał na tacę (!), nie ubierał choinki, a także – UWAGA! – nie spowiadał się i nie przyjmował komunii! Chleb, który rozdawał jako pokarm, alegorycznie nazywał swoim ciałem, a wino krwią. Tych, którzy twierdzą inaczej, zapytajmy o „bramę”… Tak, Jezus nazwał się też „bramą”. Jako jego ewidentne odstępstwo – i to od dwóch „Testamentów” jednocześnie – należy uznać fakt, że modlił się bez żadnych pośredników, wprost do Boga Ojca. O pomstę do nieba (czytaj Watykanu) woła też fakt, że Syn Boży nie modlił się za zmarłych! Co więcej – wyraźnie deprecjonował taką modlitwę („Zostaw umarłym chowanie umarłych” – Mt 8. 22). W związku z tym nie dawał na wypominki i nie zamawiał mszy. Według Kościoła watykańskiego Jezus nie miał rodzonych braci i sióstr, choć „Biblia” wspomina o nich w kilku fragmentach. Ale to przecież żaden dowód. Znamienne jest natomiast teologiczne uzasadnienie tego odstępstwa – otóż fakt posiadania przez Syna Bożego ziemskiego rodzeństwa „poniżałby jego boską godność”. A mówią, że Jezus przyszedł na świat, żeby stać się jednym z nas…
I tak można by bez końca wyliczać niezgodności życia i nauki Syna Bożego z życiem i nauką Kościoła rzymskokatolickiego. Zakończmy przykładami najnowszymi. Jezus, który zawsze ujmował się za wykluczonymi, w tym cudzoziemcami (kobieta kananejska) poniżanymi (jawnogrzesznica) czy wykluczonymi (celnik) – z całą pewnością poparłby ustawę o uzgodnieniu płci i potępił tych niegodziwców, którzy ją wetują. O księdzu Krzysztofie Charamsie, który ujawnił swój homoseksualizm, nie powiedziałby też tak, jak prymas Polski bp Polak: „To jest osobisty, wielki dramat tego człowieka”. Tak, to jest jego dramat, że musiał przez kilkadziesiąt lat ukrywać prawdę o sobie i żyć w kościelnym zakłamaniu! W tym samym, które dla współczesnych biskupów faryzeuszy jest jak woda dla ryb.
Autorstwo: Jonasz
Źródło: FaktyiMity.pl