Jemen – rok dziwnej wojny

Opublikowano: 28.03.2016 | Kategorie: Polityka, Publicystyka

Liczba wyświetleń: 902

Wojna w Jemenie nie przyciąga zbytniej uwagi mediów międzynarodowych. Toczy się w cieniu hekatomby Syrii. A przecież po roku walk ofiary konfliktu jemeńskiego i interwencji pod auspicjami Arabii Saudyjskiej liczy się w tysiącach. Uchodźców z terenów pogrążonych w walkach są już setki tysięcy.

Nocą z 25 na 26 marca 2015 r. Arabia Saudyjska, stojąca na czele koalicji 10 sunnickich krajów muzułmańskich, rozpoczęła w Jemenie naloty skierowane przeciwko szyickim rebeliantom Huthi. Wywodzący się z zajdyckiego odłamu tego wyznania, Huthi od miesięcy dążyli do przejęcia władzy w Jemenie, nie zagrażając jednak wprost królestwu Saudów [1]. Zwolennicy Mohammada Alego al-Husiego, wodza rebelii, przyczynili się do zniweczenia owoców obiecującej „jemeńskiej wiosny”, wymuszając dymisję nowego prezydenta Abd Rabba Mansura Hadiego. W tym celu sprzymierzyli się ze swoim dawnym wrogiem, Alim Abdem Allahem Salihem, który urząd prezydenta sprawował wcześniej przez trzy dekady. Salih musiał oddać władzę w lutym 2012 r., na skutek trwając od roku masowych protestów, ale pozostał politycznie aktywny. Chroniony przez immunitet, potraktował ruch Huthi jako narzędzie politycznej zemsty.

W momencie rozpoczęcia operacji „Przełomowa Burza” Huthi od września 2014 r. okupowali zbrojnie Sanę, stolicę kraju – a przede wszystkim właśnie zajęli Aden, najważniejsze miasto na południu kraju. Oficjalnym celem Saudyjczyków i skrzykniętej przez nich koalicji było przywrócenie (oficjalnie na jego prośbę) do władzy Hadiego, który w Rijadzie pożałował decyzji o złożeniu dymisji. Chodziło o wyparcie bojowników Huthi z miast w kierunku ich kolebki, prowincji Saada. Ten projekt otrzymał zielone światło ze strony wspólnoty międzynarodowej w postaci rezolucji nr 2216 Rady Bezpieczeństwa ONZ. Wielka Brytania, Francja i Stany Zjednoczone zaopatrzyły koalicję w broń i pomagały w zakresie wywiadu wojskowego. W skali regionu celem ofensywy było podkopanie wpływów Iranu, oskarżanego o manipulowanie Huthi. Nie ulega wątpliwości, że, nawet niekoniecznie popierając Hadiego, część mieszkańców Jemenu, zwłaszcza z niechętnego Al-Husiemu Południa, poparła interwencję Arabii Saudyjskiej i jej sprzymierzeńców [2].

BILANS INTERWENCJI

Pod koniec tego pierwszego roku wojny koalicja oraz jej lokalni i międzynarodowi współpracownicy mogli mówić tylko o częściowym sukcesie. Wprawdzie Hadi oficjalnie wrócił do Jemenu po 9-miesięcznym pobycie w Rijadzie, ale żyje niejako uwięziony w Adenie. To wielkie miasto portowe zostało w lipcu 2015 r., z pomocą sił koalicji, odbite przez zbrojne bojówki antyhutystyczne, ale pozostaje bardzo niestabilne. Życie płynie w nim w rytmie gróźb i zamachów dżihadystów, w tym jemeńskiej gałęzi Państwa Islamskiego. W grudniu ub. r. w zamachu na siedzibę władz zginął gubernator; jego następca był celem zamachu już pod koniec stycznia tego roku. Zaangażowanie sił zbrojnych Zjednoczonych Emiratów Arabskich w ochronę miasta przynosi mierne efekty, a o odbudowie nie ma jeszcze nawet co mówić.

Poza tym rebelianci Huthi mocno trzymają się w Sanie, stolicy kraju. Nie spotykają w tym regionie zbrojnego oporu miejscowej ludności, więc naziemne walki w mieście i jego okolicach zdarzają się rzadko. Bezwzględnie represjonują opozycję, niezależnych intelektualistów i sunnickich działaczy religijnych, posługując się w tym celu aparatem bezpieczeństwa odziedziczonym po poprzednim reżimie. Ale wydaje się, że saudyjska ofensywa powietrzna zwiększyła poparcie, jakim cieszą się w gęsto zaludnionej i w większości zajdyckiej północno-zachodniej części kraju. Odzyskanie stolicy nie przyjdzie zatem zwolennikom Hadiego łatwo.

W dodatku koalicja, która od lipca prowadzi także działania naziemne, poniosła już znaczne straty. We wrześniu ub. r. 83 jej żołnierzy, w tym 45 Emiratczyków, zabił pocisk rakietowy. W połowie grudnia w kolejnym ataku poległo dalszych 152 żołnierzy. Emiratczycy i Saudyjczycy zatrudniają najemników dostarczanych zwłaszcza przez amerykańską prywatną spółkę wojskową Blackwater; posiłkują się także lokalnymi bojownikami.

Pomimo bombardowań i braku rządu uznanego przez „społeczność międzynarodową”, Huthi utrzymują coś na kształt struktur państwowych. Zapewniają ciągłość niektórych instytucji, jak służb wizowych i granicznych, wymiaru sprawiedliwości i uniwersytetów. Wypłacają także pensje urzędnikom, również w niektórych strefach Południa. Krążą plotki o szybkim topnieniu rezerw Banku Centralnego, ale nie ma na ten temat żadnych wiarygodnych danych.

TAEZ – JEMEŃSKA GAZA

Zajęte przez Huthi w marcu 2015 r. Taez, trzecie co do wielkości miasto kraju, zostało już parę razy „wyzwolone” przez oddziały Hamuda Al-Miklafiego, plemiennego wodza islamistycznej partii Al-Islah. Pomimo jednak, że Huthi mają w nim niewielu zwolenników, miasto pozostaje polem gwałtownych walk. Rebelianci utrzymują je z pomocą zbrojnych grup swoich lokalnych zwolenników; oskarża się ich o blokowanie pomocy humanitarnej, ale też o porywanie dziennikarzy i aktywistów. Los mieszkańców Taez, znoszących skutki blokady porównywanej czasem do sytuacji w Gazie, jest szeroko komentowany w mediach społecznościowych jako przykład zbrodniczych metod bojowników Huthi. Obie strony prześcigają się w wyliczaniu swoich ofiar, co utrudnia dostrzeżenie złożoności konfliktu i rzeczywistej odpowiedzialności obydwu stron.

Bilans prowadzonej przez Saudyjczyków kampanii nie jest zatem imponujący. Strategia militarna szybko wyczerpała swoje możliwości, a siły Huthi okazały się zdolne nawet do wypadów na terytorium saudyjskie. W samym Jemenie mówi się o ponad 4 tys. ofiar wśród cywilów. Organizacje pozarządowe ostrzegają o groźbie klęski głodu: 80% ludności kraju pilnie potrzebuje pomocy, a milion osób musiało opuścić swoje domy. Zniszczenia, jakie dotknęły infrastrukturę, drogi i mosty, ale także szpitale, ogromnie utrudniają pracę humanitarną. Walczący po obu stronach, tak miejscowi, jak cudzoziemscy, okazują skrajne lekceważenie dla międzynarodowych konwencji. Jednak mimo iż obie strony dopuszczają się zbrodni wojennych, konflikt nie budzi większego zainteresowania mediów i nic nie wskazuje na to, by jego bezwzględny charakter miał się w najbliższym czasie zmienić.

Negocjacje pokojowe pod patronatem ONZ, które podjęto w Szwajcarii w czerwcu, a następnie w grudniu 2015 r., nie dały żadnych istotnych rezultatów. Zawieszania broni, które im towarzyszyły, miały charakter czysto formalny; bombardowania i walki naziemne nie ustały nawet na chwilę. Ani Saudyjczycy, ani zwolennicy Hadiego, ani Huthi nie wydawali się traktować tych negocjacji poważnie. Członkowie Rady Bezpieczeństwa wywierali minimalną presję dyplomatyczną, a reprezentanci stron, często uchodźcy z długim stażem, sprawiali wrażenie, że nie nadążają za rozwojem wypadków w ich własnym kraju.

WOJNA ZASTĘPCZA RIJADU I TEHERANU?

Konflikt ten określa się często jako wojnę zastępczą między Rijadem a Teheranem. W rzeczywistości jednak Islamska Republika Iranu trzyma się od niego z daleka. Ograniczając się do paru słownych prowokacji i, najprawdopodobniej, do pomocy finansowej, według wszystkich dostępnych dowodów nie traktuje pomocy Huthi za istotny cel swojej dyplomacji. Podobnie wygląda sytuacja z drugiej strony – członkowie regionalnej koalicji niekoniecznie mają ten sam cel. Arabia Saudyjska, Zjednoczone Emiraty Arabskie i Katar pozostają w różnych stosunkach z dawnym reżimem Saliha, z separatystami na południu kraju i z Bractwem Muzułmańskim. Na przykład dojście do władzy w Rijadzie króla Salmana pociągnęło za sobą wyhamowanie skierowanej przeciwko Bractwu regionalnej ofensywy uruchomionej w 2013 r. Z drugiej strony ZEA nadal intensywnie zwalczają tę część obozu islamistycznego, jednocześnie udzielając na swoim terytorium gościny Ahmedowi Alemu Salihowi, choć jako syn byłego prezydenta i swego czasu pretendent do najwyższych stanowisk kieruje on sprzymierzonymi z Huthi Siłami Republikańskimi.

Znaczne różnice dzielą także kraje koalicji i tych, których mają one wspierać na jemeńskiej ziemi. Jaka ma być rola Hadiego i jego wiceprezydenta Kaleda Bahaha, jak ma wyglądać konstytucja państwa, gdy Sana zostanie „wyzwolona” i wrócą do niej „legalne” władze? Na te pytania odpowie dopiero wynik rywalizacji pomiędzy ścigającymi się o władzę i separatystycznych dążeń Południa. Jemeński konflikt wpisuje się we w dużej mierze autonomiczną logikę lokalnych interesów; stąd ingerencja sił z szerzej rozumianego regionu wydaje się koniecznym, ale bynajmniej nie wystarczającym warunkiem osiągnięcia trwałego pokoju.

W miarę jednak jak wojna się przedłuża, wykruszają się środki dla osiągnięcia tego celu. Rozpad struktur państwowych, zniszczenie infrastruktury czy zanikanie partii politycznych, wcześniej silnie obecnych w życiu społecznym, to bardzo niepokojące objawy. Struktury, na których można by odbudować rzeczywiste państwo, ustępują miejsca ekonomii wojennej, czarnemu rynkowi nieodłącznie towarzyszącemu biedzie, „watażkom” i bojówkarzom, a także tożsamościowej fragmentacji, której towarzyszy gwałtowna sunnicko-szyicka polaryzacja.

CZAS NA SPOŁECZNOŚĆ MIĘDZYNARODOWĄ?

Wobec tych tendencji międzynarodowe zaangażowanie w celu rozwiązania konfliktu mogłoby się okazać najbardziej konstruktywnym rozwiązaniem. Czy warto czekać, aż walczące strony załatwią sprawę między sobą? Stany Zjednoczone, Wielka Brytania, Francja i reszta Unii Europejskiej nie mają jednak teraz głowy do jemeńskiej awantury; przekazały ją Arabii Saudyjskiej. Ewakuacja europejskich ambasad w lutym 2015 r. miała dość niesamowity przebieg – by wspomnieć tylko dyplomatów zostawiających za sobą kompromitujące dokumenty i dziesiątki pancernych wozów porzucone na parkingu lotniska. Przede wszystkim jednak zamknięcie placówek dyplomatycznych utrudniło zrozumienie rozwoju wypadków i reorientację prowadzonej dotąd polityki. Bardzo wiele kontaktów zagranicznych dyplomatów stanęło po stronie Huthi, co doprowadziło do zerwania współpracy, zwłaszcza w szeregach służb bezpieczeństwa.

Mandat państwa Hadiego, prezydenta uznanego przez „społeczność międzynarodową”, jest złożoną kwestią, jako że jego instytucjonalne podstawy są bardzo skromne. Poza tym polityka zagraniczna krajów zachodnich, związanych z monarchiami Zatoki kontraktami zbrojeniowymi, jest bardzo silnie skrępowana interesami handlowymi, co pozostawia im bardzo niewielki margines, jeśli chodzi o wywieranie na koalicję politycznej presji. Nie powinny one jednak ignorować faktu, że konflikt w Jemenie może przynieść ogromne korzyści dżihadystom, karmiącym się niestabilnością i wyznaniową polaryzacją [3]. Migracyjne konsekwencję, które z całą pewnością przyniosą ze sobą najbliższe miesiące, również nie mogą być Zachodowi obojętne [4].

Rząd Rosji, podobnie jak Chiny długo unikający bezpośredniego zaangażowania, teraz próbuje odgrywać rolę pośrednika w negocjacjach. Zanim w lutym 2016 r. opuścili kraj, przedstawiciele rosyjskiej ambasady w Sanie wielokrotnie spotykali się z Salihem, zapewne szukając dla niego wyjścia z zaistniałej sytuacji i próbując określić rolę, jaką w nowej rzeczywistości miałby odegrać jego syn. To prawda, że zerwanie przez klan Salih przymierza z Huthi mogłoby istotnie zmienić obecny układ sił.

JEMEN W CIENIU SYRII

Na obradach Rady Bezpieczeństwa ONZ wojna w Jemenie nie budzi napięć podobnych do np. kwestii syryjskiej. Ta względna obojętność jest poważnym powodem do pesymizmu. A przecież jest jeszcze miejsce na dyplomację: silniejsze zachęty do negocjacji, wywieranie presji na walczących, by przestrzegali prawa międzynarodowego, zaostrzanie wybiórczych sankcji oraz instytucjonalne wsparcie dla specjalnego wysłannika ONZ, którym jest Mauretańczyk Ismail Ould Szejk Ahmed. Gdyby niebieskie hełmy były chociaż tak silne jak w latach 90. ub. w., tymczasowym rozwiązaniem mogłoby być wysłanie do Jemenu sił pokojowych. Takie sugestie już się pojawiły, zwłaszcza ze strony niektórych zwolenników secesji Południa.

Nawet niezależnie od kwestii związanych z zatrzymaniem walk, w niepewnych latach 2012-2014 fatalnie zaniedbano perspektywy rozwoju gospodarczego kraju. Ta porażka przyczyniła się do podkopania rządów Hadiego i wzrostu popularności Huthi, separatystów na Południu i niektórych grup dżihadystów, którzy przyszli spoza instytucjonalnej polityki. Politykę spójnej, wielopłaszczyznowej pomocy dla Jemenu muszą prowadzić nie tylko regionalne mocarstwa, ale też kraje europejskie i Ameryka Północna. W dłuższej perspektywie takie umiędzynarodowienie okazałoby się nie tylko mniej kosztowne niż obecna interwencja militarna, która dziennie pochłania teraz 200 mln dolarów, ale też, bez wątpienia, bardziej skuteczne.

Autorstwo: Laurent Bonnefoy
Tłumaczenie: Agata Łukomska
Źródło: Monde-Diplomatique.pl

O AUTORZE

Laurent Bonnefoy – Pracownik naukowy Ośrodka Studiów Międzynarodowych (CERI) Centre national de la recherche scientifique (CNRS), członek programu Wafaw (When Authoritarianism Fails in the Arab World).

PRZYPISY

[1] Samy Dorlian, „Les partisans d’Al-Hűthi au Yémen: de plutôt opprimés à plutôt oppresseurs”, w: Anna Bozzo i Pierre-Jean Luizard (red.), Polarisations politiques et confessionnelles. La place de l’islam dans les „transitions” arabes, Roma Tr-E Press, Rzym 2015.

[2] Por. „Les ratés de l’opération «Tempête décisive» au Yémen”, Orient XXI, 10 września 2015 r., http://orientxxi.info.

[3] Farea Al-Muslimi, „How Sunni-Shia sectarianism is poisoning Yemen”, Carnegie Endowment for International Peace, Waszyngton DC, 29 grudnia 2015 r.

[4] Por. Helen Lackner, „Can Yemenis escape?”, Open Democracy, 11 grudnia 2015 r., www.opendemocracy.net.


TAGI: ,

Poznaj plan rządu!

OD ADMINISTRATORA PORTALU

Hej! Cieszę się, że odwiedziłeś naszą stronę! Naprawdę! Jeśli zależy Ci na dalszym rozpowszechnianiu niezależnych informacji, ujawnianiu tego co przemilczane, niewygodne lub ukrywane, możesz dołożyć swoją cegiełkę i wesprzeć "Wolne Media" finansowo. Darowizna jest też pewną formą „pozytywnej energii” – podziękowaniem za wiedzę, którą tutaj zdobywasz. Media obywatelskie, jak nasz portal, nie mają dochodów z prenumerat ani nie są sponsorowane przez bogate korporacje by realizowały ich ukryte cele. Musimy radzić sobie sami. Jak możesz pomóc? Dowiesz się TUTAJ. Z góry dziękuję za wsparcie i nieobojętność!

Poglądy wyrażane przez autorów i komentujących użytkowników są ich prywatnymi poglądami i nie muszą odzwierciedlać poglądów administracji "Wolnych Mediów". Jeżeli materiał narusza Twoje prawa autorskie, przeczytaj informacje dostępne tutaj, a następnie (jeśli wciąż tak uważasz) skontaktuj się z nami! Jeśli artykuł lub komentarz łamie prawo lub regulamin, powiadom nas o tym formularzem kontaktowym.

Dodaj komentarz

Zaloguj się aby dodać komentarz.
Jeśli już się logowałeś - odśwież stronę.