I ty zostaniesz samotnikiem

Opublikowano: 17.10.2012 | Kategorie: Publicystyka, Społeczeństwo

Liczba wyświetleń: 605

Dokoła nas coraz mniej jest małżeństw i coraz więcej osób samotnych. Czy jest to zjawisko obiektywne, czy może ukryta strategia depopulacyjna światowej metawładzy?

Bodaj podstawowym celem strategicznym światowej metawładzy jest możliwie szybka i bezbolesna depopulacja naszego globu, co ma jakoby zapobiec zagładzie środowiska naturalnego, uchronić zasoby przyrodnicze i w ogóle stworzyć lepsze warunki życia tym którzy pozostaną i wydadzą potomstwo, a przynajmniej niektórym z nich. To tłumaczy dlaczego w oprawie obłudnego ględzenia o pokoju, postępie itp. mile widziane są i wszczynane nie tylko lokalne wojny, zwłaszcza w Trzecim Świecie, ale też konsekwentnie prowadzi się politykę niszczenia wspólnot naturalnych, które instynktownie służą rozwojowi demograficznemu lub świadomie go promują: rodzin, narodów etc. To z kolei wyjaśnia, przynajmniej w sporej części, dlaczego chroni się i promuje np. wojujący feminizm, pedalstwo lub narkotyki, ułatwia rozwody, likwiduje opiekę socjalną i w każdy inny możliwy sposób praktycznie zniechęca do większej dzietności.

Efekt tego działania, zwykle mimowolny i nieświadomy jeśli patrzymy od dołu, to tzw. single, czyli osoby samotne, które nie są już jednak wyłączną specjalnością zgniłego Zachodu. Nawet w społeczeństwach muzułmańskich, w których dostrzegam większy potencjał demograficzny, a zatem i cywilizacyjny niż w tzw. Świecie Białego Człowieka, model życia samotnie zaczyna się przyjmować dużo szybciej niż by chcieli tego tamtejsi rządzący. Według ostatnich danych z Funduszu Wspierania Małżeństw ustanowionego w Zjednoczonych Emiratach Arabskich, w stanie bezżennym pozostaje tam już prawie 60% kobiet powyżej 30 lat. Jest to wzrost o 20% licząc od roku 1995. Rzecznik rządu ZEA Said al-Kitabi nazywa ten trend „bardzo niepokojącym”.

Odsetek osób samotnych szybko rośnie we wszystkich społeczeństwach. Firma sondażowa Euromonitor przewiduje, że do roku 2020 światowa liczba singli wzrośnie o 48 milionów, czyli o 20%. Trend ten o wiele wyraźniej widać na Północy niż na Południu. W Europie (łącznie ze Wschodnią) i w Ameryce Północnej (USA i Kanada) single mieszkają już w ok. 30% z ogólnej liczby gospodarstw domowych, a w Azji, Afryce i Ameryce Łacińskiej średnio dopiero w ok. 10%. Oczywiście liczba i odsetek samych osób samotnych są o wiele wyższe. Np. w USA ponad połowa dorosłej populacji żyje bezżennie (w roku 1950 było to 22%).Trend na samotność jest najsilniej widoczny w bogatych krajach Zachodu, ale szybko przyjmuje się także w krajach Trzeciego Świata. Powoduje to spore zmiany preferencji rynkowych i modelu konsumpcji. Np. w Brazylii w ciągu zaledwie ostatnich pięciu lat sprzedaż dań gotowych (bardzo wśród singli popularnych) wzrosła ponad dwukrotnie, a zup w puszkach lub torebkach – ponad trzykrotnie.

Chociaż zjawisko jest globalne, jego przyczyny są zróżnicowane. W Brazylii jest to gwałtowna industrializacja i rozwój gospodarczy, które sprawiają, że kraj ten zaczyna wyrastać – obok Chin i Indii – na kolejną wielką potęgę przyszłego świata. Procesowi temu towarzyszy zjawisko późniejszego i rzadszego „wstępowania w szranki małżeńskie” przez młodych ludzi. W Japonii kobiety odmawiają już dość powszechnie zamiany osobistej kariery zawodowej na rozkosze małżeństwa, co jeszcze w poprzednim pokoleniu było regułą (dlatego rodziny oszczędzały na kształceniu córek, które i tak po zamążpójściu miały pozostawać w domach i chuchać w ognisko rodzinne). W islamskim Iranie, gdzie więcej kobiet zasiada w parlamencie i samorządach różnych stopni niż np. we Francji lub Szwajcarii, także coraz więcej kobiet wybiera wykształcenie i karierę zamiast małżeństwa i macierzyństwa. Wykorzystują do tego nowe, bardzo poluzowane prawo rozwodowe i często noszą fałszywe obrączki, aby w ten sposób uchronić się przed ewentualnym zainteresowaniem mężczyzn.

O wiele gorzej wygląda to w Indiach i Chinach, gdzie na masową skalę, chociaż oczywiście na ogół nielegalnie, uprawia się zbrodniczą późną aborcję po rozpoznaniu przez USG, że noszone dziecko jest niechcianą dziewczynką. W Chinach wynika to głównie z polityki jednego dziecka. Dla podtrzymania patrylinearnej ciągłości rodu i nazwiska prawie wszystkie rodziny chcą, aby był to chłopiec i zabijając nienarodzoną dziewczynkę chcą sobie dać drugą szansę, choć bardzo często jest tak, że brutalna późna aborcja powoduje większe trudności w zajściu w następną ciążę, a jeśli się ją jeszcze powtórzy – często prowadzi do trwałej bezpłodności. W Indiach pożądanym modelem u wyższych kast jest rodzina 2+2, ale córki stanowią balast, ponieważ jest to cywilizacja posagowa, gdzie wydanie córki za mąż wiąże się dla ojca z koniecznością wyposażenia jej w duży posag, który dla wielu rodzin bywa rujnujący. Efektem są duże dysproporcje w płci noworodków. W Szanghaju od lat rodzi się średnio 6x więcej chłopców niż dziewczynek. Łatwo sobie wyobrazić co będzie, gdy chłopcy ci dorosną. Można się obawiać, że wśród ich nielicznych równieśniczek łatwiej będzie o mentalność prostytucyjną niż promałżeńską. Metawładzy zapewne wszystkie te konsekwencje bardzo także odpowiadają.

Jakby odwrotne zjawisko występuje wśród czarnych w USA. Co dziewiąty młody murzyn (w wieku 19-34) siedzi tam w pudle i jest eksploatowany w niewolniczej pracy w systemie prywatnego więziennictwa. Murzyni stanowią w USA ponad połowę z ponad dwumilionowej populacji wszystkich więźniów, choć tylko 13% ogółu ludności. Zważywszy, że czarne kobiety tylko zupełnie wyjątkowo wychodzą za mąż poza własną kategorią rasową (mężczyznom zdarza się to częściej), zjawisko to znacząco ogranicza dostępność kandydatów do małżeństwa i sprawia, że bardzo dużo czarnych dzieci rodzi się poza małżeństwem i jest potem wychowywanych przez samotne matki i babki, co dodatkowo petryfikuje chroniczną biedę i społeczne upośledzenie czarnej społeczności. Wydaje się, że podobną politykę ograniczania dzietności czarnej ludności stosowano świadomie w czasach apartheidu w RPA. Mężczyzn zatrudniano na długie, wieloletnie kontrakty np. w kopalniach, a kobiety pozostawiano w zatłoczonych wiejskich bantustanach. Podróże były ograniczane. Polityka ta poniosła jednak w RPA kompletne fiasko, bo w tych warunkach nawet krótka wizyta męża w domu zawsze owocowała ciążą. W większości okrągłych, ulowatych murzyńskich chat (rondavelach) pod strzechę „co rok zaglądał prorok”.

Powróćmy jednak do ogólnego trendu światowej samotności. Najogólniej niemal wszędzie prawdziwe są trzy jego wyjaśnienia. Pierwsze, to rzeczywiste opóźnianie wieku zamęścia przez kobiety w związku z lepszymi szansami zawodowymi, zwłaszcza właśnie w młodości. Drugie to większa liczba samotnych osób starszych w związku z wydłużaniem się średniej wieku i lepszą opieka medyczną. Np. po śmierci męża dzisiejsze wdowy zwykle dużo dłużej go przeżywają niż w poprzednich pokoleniach. A to też stanowi spory odsetek „jednoosobowych gospodarstw domowych”. I trzecie wreszcie: zmiana postaw w społeczeństwach wielu krajów sprawia, że uznane dobrodziejstwa małżeństwa – większe bezpieczeństwo finansowe, stabilne więzi emocjonalne, seks, a nawet prokreacja – są dziś coraz częściej realizowane w wolnych i często nietrwałych związkach, które są także coraz powszechniej akceptowane.

Zjawisko, choć przez apostołów depopulacji pożądane i wspierane, ma jednak swoje obiektywne i bardzo poważne wady. Wymienię tylko te bezpośrednie i z krótkiej oceniane perspektywy. Jednoosobowe gospodarstwa domowe są dużo bardziej kosztowne w polityce mieszkaniowej, zarówno od strony inwestycji jak i eksploatacji, a także zostawiają „większy ślad węglowy” (wydalają więcej CO2 w przeliczeniu na mieszkańca) niż gospodarstwa rodzinne. Osoby samotne, także żyjące w konkubinacie, zwykle mają mniej dzieci niż małżeństwa, a to zwiększa obciążenie młodszego pokolenia w utrzymaniu starzejącej się populacji. I wreszcie fakt bodaj najważniejszy: osoby samotne wydają się mieć gorszą jakość życia i są bardziej podatne na załamania psychiczne i zdrowotne – a więc w efekcie także więcej kosztują – niż ci, którzy żyją w stabilnych związkach wzajemnego wsparcia. Wskazują na to liczne i powtarzalne badania w różnych środowiskach i kulturach.

Niektórzy z tych apostołów próbują jednak uspokajać. Określenie „osoba samotna” jest nieprecyzyjne i wrzuca wszystkich do jednego worka, zarówno tych którzy są naprawdę samotni, jak i tych co żyją w konkubinacie lub z szerszą rodziną. Nawet ci, którzy mieszkają sami niekoniecznie są singlami. Eric Klinenberg, socjolog z Nowego Jorku i autor książki pt. „Going Solo” pisze tak: „Mieszkać samotnie, być samotnym i czuć się samotnym, to trzy zupełnie różne kategorie i jakości społeczne”. Klinenberg zauważa, że single są często bardziej towarzyscy niż formalnie zawiązani – spędzają więcej czasu z przyjaciółmi i chętniej uczestniczą jako wolontariusze w inicjatywach społecznych i obywatelskich. To wyjaśnia dlaczego „singlizm” szerzy się zwłaszcza tam, gdzie takie sieci społeczne są gęste, aktywne i stanowią obiektywną atrakcję, czyli w wielkich miastach lub np. w bezpiecznej socjalnie Skandynawii. Euromonitor przewiduje, że w 2020 roku połowa gospodarstw domowych w Szwecji to będą single.

Niektóre zamożne rządy próbują administracyjnie i finansowo przeciwdziałać niekorzystnemu trendowi ku samotności. Np. w Zjednoczonych Emiratach Arabskich w tym roku już wydano 16 mln$ na jednorazowe wyprawki ślubne dla par, które zdecydują się na małżeństwo. Wspomniany Fundusz Wspierania Małżeństw dofinansowuje także zbiorowe przyjęcia ślubne dla wielu par w tym samym terminie, oraz wydaje specjalny biuletyn informacyjny. To nawet działa i statystyki znacznie się poprawiły, ale trzeba zauważyć, że mamy tam do czynienia z sytuacją, gdzie jeszcze panuje powszechna akceptacja tego modelu, samego małżeństwa w zasadzie nikt nie kwestionuje i nie szuka dlań alternatywy i że polityka państwa ma przede wszystkim na celu nawrócenie młodych mężczyzn do ożenku z pannami wewnątrz ich społeczności, a nie szukanie ich za granicą. Główny cel dla którego fundusz przecież powstał to przeciwdziałanie staropanieństwu w Emiratach.

W USA Obama kontynuuje Inicjatywę Zdrowego Małżeństwa, zapoczątkowaną za kadencji Busha, która dysponuje budżetem 150 mln USD rocznie i ma za zadanie doprowadzać do małżeństwa par, które już mają dzieci. Wysiłki te mogą jednak nie tylko zdać się na nic, ale mogą nawet mieć skutek odwrotny od zamierzonego. Ostatnie badania przeprowadzone nad polityką promocji małżeństwa w USA dowiodły, że słabo to działa w społecznościach kolorowych i wśród ludzi biednych, dla których bezpieczeństwo finansowe jest ważniejsze niż poprawa relacji partnerskich. Dowodzi to pośrednio, że małżeństwo dobrze funkcjonuje tylko wtedy, gdy jest związkiem dobrowolnym, intymnym i uczciwym, a nie nakazem albo kontraktem popieranym z zewnątrz. Kiedy we wczesnym monarszym Rzymie cesarz August pragnąc ożywić słabnący trend w zawieraniu małżeństw – już wtedy mieli z tym kłopoty! – wprowadził podatek od starych kawalerów (który za PRL nazywano „bykowym”), efektem była fala zaręczyn z nieletnimi dziewczętami, otwarta rewolta ze strony senatorów oraz ogólna atmosfera szyderstw i tym większy spadek zainteresowania małżeństwem.

Ludzie nie są stadem hodowlanych zwierząt, a małżeństwo nie jest kontraktem. Do małżeństwa trzeba dzieci od małego wychowywać, także przykładem, budując je i chroniąc w świadomości społecznej jako wartość. Prawo niewiele ma tu do gadania i nie wymusi lepszych związków. Jak bowiem powiada arabskie przysłowie: „Można konia doprowadzić na brzeg rzeki. Można mu nawet wepchnąć pysk do wody. Ale zmusić go, aby pił – tego nikt nie potrafi”.

Autor: Bogusław Jeznach
Źródło: Nowy Ekran


TAGI: , ,

Poznaj plan rządu!

OD ADMINISTRATORA PORTALU

Hej! Cieszę się, że odwiedziłeś naszą stronę! Naprawdę! Jeśli zależy Ci na dalszym rozpowszechnianiu niezależnych informacji, ujawnianiu tego co przemilczane, niewygodne lub ukrywane, możesz dołożyć swoją cegiełkę i wesprzeć "Wolne Media" finansowo. Darowizna jest też pewną formą „pozytywnej energii” – podziękowaniem za wiedzę, którą tutaj zdobywasz. Media obywatelskie, jak nasz portal, nie mają dochodów z prenumerat ani nie są sponsorowane przez bogate korporacje by realizowały ich ukryte cele. Musimy radzić sobie sami. Jak możesz pomóc? Dowiesz się TUTAJ. Z góry dziękuję za wsparcie i nieobojętność!

Poglądy wyrażane przez autorów i komentujących użytkowników są ich prywatnymi poglądami i nie muszą odzwierciedlać poglądów administracji "Wolnych Mediów". Jeżeli materiał narusza Twoje prawa autorskie, przeczytaj informacje dostępne tutaj, a następnie (jeśli wciąż tak uważasz) skontaktuj się z nami! Jeśli artykuł lub komentarz łamie prawo lub regulamin, powiadom nas o tym formularzem kontaktowym.

9 komentarzy

  1. kocurek-nie-ponurek 17.10.2012 12:45

    Ja w swoim otoczeniu, a i założę się że wiekszość czytających ten tekst, w swoim otoczeniu ma w zdecydowanej większości małżenstwa, a single-to znikomy procent. Więc Panie Autorze tego artykułu pisze Pan totalną bzdurę. Uprawia Pan jakąś propagandę, bo nijak ten tekst ma się do rzeczywistości. A pisanie, ze “jednoosobowe gospodarstwa są dużo bardziej kosztowne w polityce mieszkaniowej, zarówno od strony inwestycji jak i eksploatacji, a także zostawiają „większy ślad węglowy” (wydalają więcej CO2 w przeliczeniu na mieszkańca) niż gospodarstwa rodzinne” jest po prostu śmieszne. Tak samo to, ze single są bardziej kosztowni, a to bardzo ciekawe Drogi Autorze, ciekawe jak Pan przeliczył ilu z nich się leczy z powodu problemów ze zdrowiem psychicznym, a wziął Pan pod uwagę wydatki na rodziny: dodatki rodzinne, ulgi podatkowe, urlopy macierzynskie, darmowa opieka dla dzieci, darmowe przedszkola, szkolnictwo, zwolnienia matek z powodu choroby dziecka, darmowa opieka ginekologiczna kobiet podczas ciazy – to chyba duzo wiecej kosztuje.

  2. jasmin 17.10.2012 12:46

    Doprowadzić do takiego modelu życia,to przy pomocy dzisiejszych mediów to pryszcz.Elitą ,rządzącym światem zależy na tym,aby zredukować populację ludzką do minimum.Dlatego wprowadzane są różnego rodzaju szczepionki.Ci co produkują owe szczepionki muszą też wyprodukować serum dla elit.Politycy coraz głośniej i z wielką pompą wypowiadają się za związkami partnerskimi.Tak, cel uświęca środki.Tak samo jak brak dostępu do służby zdrowia i lekarstw.Nawet morderca otrzymuje mały wyrok,chyba tylko po to aby miał naśladowców,:)ponoć to nie humanitarnie:))))))

  3. goldencja 17.10.2012 15:09

    Nie ma w dzisiejszych czasach tak wielkiego nacisku społecznego na wstępowanie w związki małżeńskie. Okazało się bowiem, że niektórym jest przyjemniej żyć inaczej. Dla niektórych również okazało się, że religia to farsa, a wielka miłość to uczucie ograniczone odcinkiem czasowym. W dzisiejszych czasach jest również trudniej dla tych, którzy rodzinę chcą mieć. Nie mają bowiem czasu na umacnianie więzi i wychowywanie potomstwa. Czas jest poświęcany na naukę, poszukiwanie pracy i pracę. Oprócz czasu wielu również nie ma środków. Niektórzy nauczyli się liczyć i wiedzą kiedy nie będzie ich stać na stworzenie odpowiedniego domu dla rodziny. Czy byłoby komuś na rękę aby ludzi było mniej? Oczywiście jednym tak a innym nie. Media mają spore znaczenie w wyznaczaniu trendów, np. stylu życia. Czy jednak robią to świadomie, wątpię.

  4. Komzar 17.10.2012 16:27

    Spójrzcie na to rozsądnie. Instytucja małżeństwa to z definicji układ prawny i kontrakt. Przecież można żyć razem i z kimkolwiek szczęśliwie bez tego papieru. Sam papier to bat nad ludźmi którzy chcieli by poprawić swój byt zmieniając partnera.
    Co więcej, nie dopuszcza się wielożeństwa co też jest kolejnym debilnym prawnym ograniczeniem.
    Nie ma takiej opcji, żeby ludzie nie łączyli się w pary jak by państwo w ogóle w to nie ingerowało, czyli nie istniała instytucja małżeństwa czy zróżnicowania podatkowego, pomocy społecznej i tak dalej uzależnionej od stanu cywilnego.
    Gdyby przepisy były proste, jasne i równe wobec wszystkich ludzie żyli by w parach, grupach itd, bo to zwyczajnie lubią.

  5. adambiernacki 17.10.2012 22:03

    Idea – jest tylko jeden sposób na przeludnienie: szabla u boku:-)
    goldencja – media robią to świadomie

  6. ink 18.10.2012 08:15

    @ kocurek-nie-ponurek
    zauważ że może są małżeństwa, ale ile mają dzieci? U mnie też są prawie same Pary i Małżeństwa, ale w przypadku pierwszych nie ma dzieci, w drugich max jedno. Dwójka dzieci to w moim otoczeniu i znajomych już za dużo.

    mam znajomych oboje mają po 2tyś na rękę, kredyt 600zł, i 2 dzieci i ciągle narzekają na brak pieniędzy.

    A co jak jeden rodzic straci pracę, nawet nie chce myśleć.

    To się na prawdę dzieje, zobaczcie duże miasta, ile jest singli, na wsi tego tak nie widać.
    Małe misteczka również powoli zaczynają pustoszeć.

  7. Libertus 18.10.2012 17:48

    Statystyki małżeńskie mogą nam poprawić związki homoseksualistów, przecież oni też mogą wchodzić w legalne związki w niektórych krajach… może to dlatego zostały one zalegalizowane..

  8. joker0skater 18.10.2012 20:28

    Artykuł niesie wiele prawdy. Uważam, że jest również inna przyczyna zwiększającej się liczby singli.
    Pierwsza to wyżej wspomniany egoizm i problem ze zrozumieniem wspólnego szczęścia. Żadne szczęście nie dorówna temu, które dzieli się z drugą osobą, czy to jest miłość, przyjaźń czy relacje z najbliższą rodziną i nie tylko.
    Drugą przyczyną jest życie w erze konsumpcjonizmu. Pęd w stronę sukcesu zdarza się już na studiach, potem w pracy. Wartości tego typu ludzi to materializm utożsamiany ze szczęściem i spokojem. Przyjaźń, relacje partnerskie, oddanie się zainteresowaniom, czy praca nie dla pieniędzy przeszkadza w karierze. Społeczeństwo staje się suche i wyjałowione z odwrotną hierarchią wartości.
    Smutne bardzo, ja w wielu dziedzinach dostrzegam niestety regres cywilizacyjny ;/

  9. Jedr02 18.10.2012 21:26

    A co jest złego w tej sytuacji? Po co ludziów ma być więcej? Nie jesteśmy na skraju wyginięcia 😛 właściwie zwiększenie się populacji obecnie byłoby już bardziej ryzykowne dla gatunku niżli nie zwiększanie 🙂

Dodaj komentarz

Zaloguj się aby dodać komentarz.
Jeśli już się logowałeś - odśwież stronę.