Humor, nie lament

Opublikowano: 13.10.2013 | Kategorie: Kultura i sport, Publicystyka

Liczba wyświetleń: 1342

„Koniec nastąpi we właściwym czasie” – takim zdaniem Joanna Chmielewska zakończyła „Życie (nie) całkiem spokojne”. Czy to z rozmysłu, czy za sprawą drukarskiego błędu – rzecz właściwie drugorzędna, bo tak czy inaczej wymowna – na końcu tego zdania zabrakło kropki. Dostawił ją los. W trzy dni po premierze książki autorka zmarła.

Ostatnia wydana za życia Joanny Chmielewskiej publikacja (nakładem oficyny Klin) nie jest całkowitą nowością. Stanowi skrót siedmiotomowej „Autobiografii”, adresowany do tych – jak wyjaśnia wydawca we wstępie – którzy nie mają dość czasu albo cierpliwości na lekturę wielotomowego dzieła. Zważywszy, że ta skondensowana wersja powstała u schyłku życia, można chyba zaryzykować twierdzenie, że przedstawia taki wizerunek autorki, jaki chciała w naszej pamięci pozostawić.

DOŚWIADCZENIE STAROŚCI

Książka wzbogacona została o najświeższe wspomnienia z lat późnej starości, kiedy rówieśnicy odeszli, synowie wyemigrowali, a ciało coraz częściej odmawia posłuszeństwa, nękane chorobami i zniedołężnieniem. Kiedy życiowa aktywność uzależniona jest coraz bardziej od pomocy innych. Chmielewska nie ukrywa ani swoich dolegliwości, ani też irytacji, w jaką popada, konstatując własną niedyspozycję. Pisze o tym jednak tak, jak zawsze pisała: z humorem, ironią, sarkazmem.

Czytelnik, zaznajomiony już z biegiem jej życia, zdaje sobie sprawę, ilu cierpień przysparzać musi starcza bezradność osobie zawsze bardzo aktywnej, samodzielnej i niezależnej. Kiedy czyta się jej wspomnienia z wcześniejszych lat, ta niespożyta wprost energia zadziwia. Znamy zresztą tę cechę z poczynań Joanny, narratorki kryminałów Chmielewskiej, które rozśmieszały do łez kilka pokoleń czytelników. Pisarka uczyniła bohaterkę swoim powieściowym alter ego, wyposażając ją w wiele własnych cech i osobistych doświadczeń. Jak wiele – wyjaśniają właśnie jej wspomnienia. Obrazują one zabiegane, zapracowane życie, płynące w nieustannym pośpiechu: między domem, gdzie trzeba zająć się dziećmi, pracą architekta, pisaniem powieści po nocach i jeszcze podróżami – wielką pasją autorki „Lesia”. Trudno wątpić, że – jak wspomina – całymi latami sypiała po dwie do czterech godzin. Poświadcza to bibliografia jej książek – ponad 60 tytułów.

Po tak aktywnym życiu starość musiała być bardzo trudnym doświadczeniem. A jednak Chmielewska się nie skarży – żartuje. O swoich problemach zdrowotnych często wspomina ledwie mimochodem – opisując kolejną podróż, odbywaną już w towarzystwie dzieci, wyjawia przy okazji, z jakim trudem wspina się na schody albo pokonuje dłuższy dystans piechotą. Jednak to podróż koncentruje jej uwagę, nie przykre uciążliwości.

ŻADNYCH LAMENTÓW

Ta perspektywa postrzegania życiowych perypetii charakteryzuje również relację z okresu młodości. O depresji, w którą autorka wpadła, gdy opuścił ją mąż, dowiadujemy się też nie wprost. W bezpośrednim opisie rozwodu nie ma miejsca na lament, użalanie się nad sobą. Ile ją to doświadczenie kosztowało, wiemy dzięki przytoczeniu żartobliwej uwagi przyjaciela oraz dzięki wzmiance w sformułowanym po wielu dziesięcioleciach wspomnieniu o najbliższej przyjaciółce, Alicji, która sprowadziła ją wówczas do Danii: „Dla mnie zrobiła więcej niż ktokolwiek inny. Nie mam pojęcia, jak wyglądałoby moje życie, a co najmniej zdrowie, gdyby nie wyciągnięto mnie z Polski w chwili najgłębszego impasu”.

Sposób, w jaki Chmielewska opowiada o swoich doświadczeniach, wyjaśnia być może, dlaczego jej powieści były przesycone tak nieokiełznanym humorem. Jak się wydaje, stanowił on jej oręż przeciwko złu i cierpieniu, instrument obrony przed rzeczywistością, gdy ta stawała się nie do zniesienia. Ten ironiczny dystans upowszechniała w swoich utworach – najwidoczniej czytelnicy bardzo go potrzebowali, skoro stały się aż tak popularne (ponad 6 mln nakładu). Zarzucano jej, że w czasach komunizmu nie wspierała opozycji, co gorsza – w swoich kryminałach idealizowała milicję, nie dostrzegała politycznej opresji w PRL. Być może jednak, ucząc pogody ducha, popularyzowała inny rodzaj męstwa niż ten, który wyrażał się w buntowniczym, ściganym przez cenzurę proteście. Niosła też czytelnikom ulgę i chwilę wytchnienia od codziennej, szarej udręki życia. Kto wie, czy dla ocalenia wewnętrznej wolności nie było to równie ważne jak wydawnictwa bezdebitowe?

Na pewno stanowiło jej formułę dzielności życiowej, strategii radzenia sobie z przeciwnościami. Na tyle skutecznej, że nie zawiodła jej aż do końca. To dlatego ta część wspomnień, która dotyczy późnej, schorowanej starości jest może najbardziej przejmująca – stanowi dobitne świadectwo duchowej suwerenności, która nie ustępuje nawet pod naporem cierpienia i zbliżającej się śmierci.

TO NIE FEMINIZM

Po odejściu Chmielewskiej „Gazeta Wyborcza” opublikowała kilka zebranych na gorąco opinii o jej twórczości. Joanna Bator dopatrzyła się tam motywów „bardzo feministycznych”, a Przemysław Czapliński „łagodnej wersji feminizmu”.

W istocie jednak życiowa samodzielność, którą propagowała Chmielewska, z feminizmem niewiele miała wspólnego. Wywodziła się z całkiem innych źródeł kulturowych, które pisarka precyzyjnie wskazała już na wstępie swoich wspomnień, opisując niezależność i zaradność kobiet tradycyjnie demonstrowaną w poprzednich pokoleniach jej rodziny „po mieczu i po kądzieli”. Zilustrowała ją m.in. anegdotą o swojej babce: „Była to historia opowiadana w rodzinie przez całe lata. W ostatniej chwili babcia dowiedziała się, że po schodach idą carscy żandarmi, a dziadek już siedzi. Zachowała przytomność umysłu i okazując władzy wielką uprzejmość, podsunęła stołek pod tyłek kapitanowi czy też sierżantowi. Był on gruby i nieruchawy, chętnie usiadł i ze stołka kierował rewizją, babcia zaś modliła się gorączkowo, żeby nie wpadło mu do łba przesunąć ów stołek na inne miejsce. Ciężar mebla zainteresowałby go bez wątpienia. Stołek miał bowiem wewnątrz głęboką skrytkę, a w skrytce znajdowała się cała broń przechowywana przez dziadka. Modlitwy zostały wysłuchane, dziadka zesłano nie na Sybir, tylko do Trzebini”.

Chmielewska, wychowana na takich opowieściach, konsekwentnie kontynuowała tę na wskroś polską tradycję nieulękłych kobiet, zdolnych zmagać się z ponurą rzeczywistością, choć zabrakło oparcia na męskim ramieniu. Kobiet, które długo przed narodzinami feminizmu rozwijały swoją inteligencję, osobowość i siłę ducha, dźwigając ciężar codzienności nie tyle w chwale heroicznego buntu, ile w powszednim wysiłku życiowym.

Autor: Wanda Zwinogrodzka
Źródła: Gazeta Polska Codziennie i Niezależna


TAGI: , , ,

Poznaj plan rządu!

OD ADMINISTRATORA PORTALU

Hej! Cieszę się, że odwiedziłeś naszą stronę! Naprawdę! Jeśli zależy Ci na dalszym rozpowszechnianiu niezależnych informacji, ujawnianiu tego co przemilczane, niewygodne lub ukrywane, możesz dołożyć swoją cegiełkę i wesprzeć "Wolne Media" finansowo. Darowizna jest też pewną formą „pozytywnej energii” – podziękowaniem za wiedzę, którą tutaj zdobywasz. Media obywatelskie, jak nasz portal, nie mają dochodów z prenumerat ani nie są sponsorowane przez bogate korporacje by realizowały ich ukryte cele. Musimy radzić sobie sami. Jak możesz pomóc? Dowiesz się TUTAJ. Z góry dziękuję za wsparcie i nieobojętność!

Poglądy wyrażane przez autorów i komentujących użytkowników są ich prywatnymi poglądami i nie muszą odzwierciedlać poglądów administracji "Wolnych Mediów". Jeżeli materiał narusza Twoje prawa autorskie, przeczytaj informacje dostępne tutaj, a następnie (jeśli wciąż tak uważasz) skontaktuj się z nami! Jeśli artykuł lub komentarz łamie prawo lub regulamin, powiadom nas o tym formularzem kontaktowym.

Dodaj komentarz

Zaloguj się aby dodać komentarz.
Jeśli już się logowałeś - odśwież stronę.