Hasło przewodnie: obniżyć płace

Opublikowano: 30.03.2012 | Kategorie: Gospodarka, Publicystyka

Liczba wyświetleń: 731

Pod pretekstem kryzysu Unia Europejska narzuca państwom członkowskim niemiecką politykę niskich płac, choć to właśnie niskie płace owocują marazem gospodarczym w strefie euro.

W końcu 2009 r. „trojka” – Komisja Europejska, Europejski Bank Centralny i Międzynarodowy Fundusz Walutowy – wtrąciła się w proces rokowań zbiorowych w Grecji. Uzyskała obniżkę płac o ok. 25% w sektorze publicznym, jak również obniżkę płacy minimalnej. W czerwcu 2010 r. ta sama „trojka” wszczęła specjalną procedurę nakłaniającą rząd rumuński do „przyjęcia zrewidowanego kodeksu pracy i ustawodawstwa o rokowaniach zbiorowych w celu obniżenia kosztu zatrudnienia i zwiększenia elastyczności płac” [1]. Wreszcie, 7 czerwca 2011 r., Komisja Europejska wezwała Belgię do zreformowania systemu indeksacji płac argumentując, że „jednostkowy koszt siły roboczej wzrósł [w tym kraju] szybciej niż w trzech krajach sąsiednich (Francji, Niemczech, Holandii)” [2]. Grecja, Rumunia, Belgia… Od kilku miesięcy Bruksela plasuje ewolucję płac w centrum swojej strategii wyjścia z kryzysu wstrząsającego Europę. Co więcej, wzywa ona władze państw członkowskich, aby je obniżały. Tymczasem traktat z Maastricht, który zaczął obowiązywać od 1 listopada 1993 r., stanowił w porozumieniu zawartym między państwami członkowskimi i dołączonym do protokołu w sprawie polityki społecznej, że postanowienia dotyczące dziedzin, w których „Wspólnota wspiera i uzupełnia działania Państw Członkowskich nie mają zastosowania do wynagrodzeń” (art. 2). Klauzulę tę utrzymano w traktacie lizbońskim.

O ile sprawę płac początkowo wyłączono z prerogatyw wspólnotowych, o tyle narzucone przez Unię Europejską kontrole – od kontroli deficytów publicznych po kontrolę długu – częściowo miały na celu zapewnienie „umiaru płacowego”. Pilotaż odbywał się jednak na odległość – nie było mowy o bezpośredniej ingerencji. Tak już nie jest. Zdaniem przewodniczącego Komisji Europejskiej, w tej niedawnej ewolucji działań Brukseli nie ma nic anegdotycznego. „To, co obecnie się dzieje”, stwierdza José Manuel Barroso, „jest cichą, dokonującą się małymi kroczkami, rewolucją zmierzającą do zaprowadzenia mocniejszego zarządzania gospodarczego. Państwa członkowskie zgodziły się – mam nadzieję, że dobrze to zrozumiały – na oktrojowanie instytucjom europejskim poważnych uprawnień w dziedzinie nadzoru” [3].

Rządy państw członkowskich Unii Europejskiej postanowiły skoordynować swoje działania tak, aby można było prowadzić wspólną politykę regresji płacowej. Zawarty w marcu 2011 r. Pakt Euro Plus przyspiesza prucie modeli rokowań zbiorowych. Poza ograniczeniem długów i deficytów publicznych, które ma zostać zapisane w ustawodawstwie każdego państwa członkowskiego, Unia Europejska zamierza obecnie wtrącać się w krajowe rokowania zbiorowe, aby narzucić swoją koncepcję dyscypliny płacowej. Co więcej, „pakiet systemu zarządzania gospodarczego” (tzw. sześciopak) z października 2011 r. wyposażył pakt – zwykłe międzypaństwowe zobowiązanie polityczne – w środki przymusu prawnego.

UROK MODELU NIEMIECKIEGO

Pakiet, zawierający pięć rozporządzeń i jedną dyrektywę, przyjęto w pośpiechu i w absolutnej dyskrecji. Pilotowany przez Dyrekcję Generalną Unii Europejskiej ds. Gospodarczych i Finansowych, ministrów gospodarki i Europejski Bank Centralny, przewiduje on, że w razie „nierównowagi makroekonomicznej” lub „luki konkurencyjnej”, którą w Brukseli uzna się za nadmierną, „tablica rozdzielcza” zadzwoni na alarm. Jeśli jakiś kraj nie zastosuje się do zaleceń, będzie podlegał sankcjom finansowym. W dziedzinie płac, jako poziomicę w tym budownictwie wybrano jednostkowy koszt siły roboczej, a nie udział płac w PKB [4]. Pierwszy wskaźnik odzwierciedla ewolucję wynagrodzeń w stosunku do reszty Unii, natomiast drugi analizuje podział bogactw między pracę (płace) a kapitał (zyski). Termin „konkurencyjność” kiepsko maskuje naturę projektu: wzmożenie konkurencji między europejskimi pracownikami najemnymi w łonie Unii, choć przecież ci, którzy wymyślili Unię, zapewniali, że będzie ona sprzyjała kooperacji między swoimi członkami…

Za nowy model wkrótce mają posłużyć Niemcy, z których reformy Gerharda Schrödera (1998-2005) uczyniły wzór nowoczesności. 30 marca 2010 r. Christine Lagarde, wówczas francuska minister gospodarki, zauważyła: „W ciągu minionych 10 lat Niemcy wykonały świetną pracę poprawiając konkurencyjność, wywierając silną presję na swoje koszty siły roboczej” [5]. Nieco później Jean-Claude Trichet, który był prezesem Europejskiego Banku Centralnego, postawił kropkę nad i: „Niemieckie przedsiębiorstwa umiały szybko dostosować się do globalizacji. (…) To, że bardzo zwracały one uwagę na swoje koszty produkcji i dokonały reform, aby uelastycznić gospodarkę, może posłużyć wszystkim sąsiadom Niemiec za przykład” [6].

Jeśli jednak Schrödera tak szybko przezwano „towarzyszem pracodawców”, to dlatego, że jego batalię o konkurencyjność szybko uwieńczyła klęska ruchu robotniczego, nie mówiąc już o tym, że niemiecka strategia dezinflacji konkurencyjnej – wzrostu konkurencyjności eksportu uzyskanego w wyniku obniżki płac – stanowi doskonały kontrprzykład współpracy europejskiej [7]. W końcu lat 90. Niemcy usprawiedliwiały taką politykę pogorszeniem się bilansu handlowego i utratą efektywności przez ich gospodarkę w wyniku zjednoczenia kraju; obecnie uprzywilejowane przez ortodoksję wskaźniki przemalowano na zielono. Ale za jaką cenę…

„Stworzyliśmy jeden z najlepszych sektorów niskopłacowych w Europie”, chwalił się w 2005 r. Schröder na Światowym Forum Ekonomicznym w Davos. Od 2003 r. polityka uelastyczniania rynku pracy (ustawy Hartza) poważnie zubożyła Niemcy. Praca tymczasowa stała się pełnoprawnym sektorem, zlikwidowano niektóre zasiłki dla bezrobotnych i pojawiły się tzw. mini-jobs (elastyczne zatrudnienie wynagradzane w wysokości 400 euro miesięcznie). W 2011 r. 40% pracowników było zatrudnionych na niepewnych warunkach i 6,5 mln osób stanowili pracownicy „niskopłatni” (wynagradzani poniżej 10 euro za godzinę) [8]. Układy zbiorowe pracy również stały się bardzo kruche. Spośród wszystkich państw należących do Organizacji Współpracy Gospodarczej i Rozwoju (OECD), Niemcy odnotowały w latach 2000-2009 najpowolniejszy wzrost płac. Realnie (tzn. uwzględniając inflację) obniżyły się one o 4,5%, gdy tymczasem we Francji wzrosły o 8,6%, a w Finlandii o 22% [9].

Wiele osób, prezentując Niemcy jako model wyjścia z kryzysu, zapomina wyjaśnić, że Berlinowi udaje się sprzedawać swoje produkty dlatego, iż kupują je ich partnerzy [10]. Eksport niemiecki zależy zatem od konsumpcji innych krajów regionu, która z kolei zależy od siły nabywczej ludności tych krajów. Innymi słowy, deficyty handlowe jednych warunkują nadwyżki innych – i to do tego stopnia, że dla brytyjskiego ekonomisty i felietonisty Financial Times Martina Wolfa, w tej dziedzinie wyjście z obecnego kryzysu wymaga, aby „Niemcy stały się mniej niemieckie” [11]. Mimo to wyrocznie brukselskie nie odpuszczają: zachęcają stolice europejskie do naśladowania Berlina. Taka perspektywa to logiczne zwieńczenie starej dynamiki.

W latach 1980. europejski system walutowy wymusił na państwach członkowskich politykę zarzucania kotwicy w porcie zwanym Deutsche Mark i faktyczne podporządkowanie podwójnej ortodoksji – pieniężnej i budżetowej – dyktowanej przez niemieckie władze walutowe. W tamtych czasach różne posunięcia pozwalały jeszcze poszczególnym państwom zmniejszać swoje względne koszty produkcji: dewaluacja konkurencyjna (gra na kursach walutowych) i dezinflacja konkurencyjna (gra na płacach, fiskalność itd.). Na początku lat 90. kryteria dostosowania strukturalnego narzucone przez traktat z Maastricht uświęciły opcję polegającą na neoliberalnej koordynacji polityk gospodarczych, która wynika z układu sił między wielkimi krajami.

Francja zażądała jednolitej waluty jako gwarancji, że integracja europejska obejmie zjednoczone właśnie Niemcy, w zamian za co kanclerz Helmut Kohl narzucił Europie niemiecki model banku centralnego i swoją antyinflacyjną obsesję. Deficyt publiczny nie mógł przekroczyć 3% PKB, dług publiczny – 60% PKB, a rządy miały dążyć do osiągnięcia „wysokiego stopnia” stabilności cen (tj. „stopy inflacji nie przekraczającej 1,5 punktu średniej stopy inflacji trzech państw członkowskich, w których stopa inflacji jest najniższa”). W tym stadium wynagrodzenia nie były obiektem żadnego bezpośredniego pilotażu.

EURO UDERZA W PRACOWNIKÓW

Zwrot nastąpił w 1999 r., wraz z narodzinami euro [8]: jednolita waluta pozbawiła państwa członkowskie strefy euro możliwości jakiejkolwiek dewaluacji czy innych gier na kursach walutowych w celu poprawy swojej konkurencyjności. W rezultacie płace stały się ostatnią zmienną dostosowawczą, jaką dysponują te państwa, gdy chcą zmniejszyć swoje względne koszty produkcji. Oznacza to wywieranie nieustannej presji na siłę nabywczą pracowników europejskich.

W okresie tym polityki rokowań zbiorowych uległy zasadniczej mutacji i stały się dogłębnie defensywne. Pod presją przeprowadzanych restrukturyzacji i wzrostu masowego bezrobocia, wiele europejskich związków zawodowych (z niemieckimi na czele) zrewidowało w dół swoje postulaty. Prowadziły one rokowania pod groźbą, że zaszkodzą narodowej konkurencyjności, toteż ich priorytetem nie były już podwyżki płac, lecz utrzymanie zatrudnienia.

Długa seria porozumień zakładowych, w których związki zawodowe zaakceptowały wzrost czasu pracy w zamian za zachowanie stanowisk pracy, ilustruje tendencję do dewaloryzacji branżowych rokowań zbiorowych w całej Europie, jak o tym świadczą porozumienia zawarte w 2004 r. u Siemensa (Niemcy) czy w 2005 r. u Boscha (Francja). Wydłużenie czasu pracy równa się zmniejszeniu kosztu pracy. „Europejska Konfederacja Związków Zawodowych uważała, że umiarkowanie płacowe to konieczność w okresie bardzo wysokiego bezrobocia (12-13% w UE)”, wspomina Jean Lapeyre, wówczas sekretarz generalny tej konfederacji. „Uważaliśmy, że należy uczynić taki wysiłek w interesie zatrudnienia. Później poczuliśmy się zdradzeni i oszukani przez pracodawców, bo udział płac [w PKB i w wartości dodanej przedsiębiorstw] nieustannie spadał, a zatrudnienie nie rosło.” [12]

W takim kontekście naruszeniu ulega sama natura płacy. Dotychczas był to, w całym tego słowa znaczeniu, przedmiot rozważań i debat politycznych, a teraz sprowadzono go do rangi zwykłego czynnika presji inflacyjnej lub poprawy konkurencyjności. Sprowadza się to do ostatecznej eliminacji kluczowej kwestii – podziału bogactwa.

Na szczeblu unijnym aktorzy ekonomiczni, którzy sprawę tę podejmują, chętnie przemilczają sferę polityczną w wyborze opcji gospodarczych. Ich zdaniem partnerzy społeczni – przywoływani do „odpowiedzialności” – mogą mieć tylko jedną ambicję: ułatwić obniżenie jednostkowego kosztu siły roboczej. „Partnerzy społeczni nadal powinni dawać dowody takiego samego poczucia odpowiedzialności i negocjować w państwach członkowskich porozumienia płacowe, które byłyby zgodne z ogólnymi zasadami określonymi w wielkich kierunkach polityk ekonomicznych.” [13]

Płace, teoretycznie wyjęte spod kompetencji socjalnej Brukseli, stały się częścią składową wspólnych polityk gospodarczych, bo unijna obręcz makroekonomiczna nie pozostawia innego wyjścia jak tylko zorganizowany dumping płacowy. Ponieważ w dotychczasowym prawie europejskim nie przewiduje się żadnych ram europejskich rokowań zbiorowych ani równania w górę, rokowania zbiorowe w poszczególnych krajach mają służyć… równaniu w dół. Tak jakby nie można było sobie wyobrazić koordynacji rokowań zbiorowych w sprawach płacowych służącej równaniu w górę i stanowiącej w rękach reprezentantów świata pracy narzędzie redystrybucji bogactw.

Autorka: Anna Dufresne
Tłumaczenie: Zbigniew M. Kowalewski
Źródło: Le Monde diplomatique – edycja polska

O AUTORCE

Anna Dufresne – Socjolog, kierownik badań w Krajowym Funduszu Badań Naukowych (FNRS) w Belgii. Autorka m.in Le salaire, un enjeu pour l’eurosyndicalisme: Histoire de la coordination des négociations collectives (2011).

PRZYPISY

[1] List intencyjny rządu Rumunii do MFW, 16 czerwca 2010 r.

[2] Commission européenne, „Evaluation du programme national de réforme et du programme de stabilité 2011 de la Belgique”, Bruksela, 7 czerwca 2011 r.

[3] Przemówienie w Instytucie Europejskim we Florencji, 18 czerwca 2010 r.

[4] Zob. F. Ruffin, „Partage des richesses, la question taboue”, Le Monde diplomatique, styczeń 2008 r.

[5] „Lagarde au Conseil des ministres allemands”, Le Figaro, 30 marca 2010 r.

[6] „Les pays de la zone euro doivent faire des efforts”, Le Figaro, 3 września 2010 r.

[7] Zob. T. Van Treeck, „Pyrrusowe zwycięstwo europejskiego „lidera eksportu”, Le Monde diplomatique – edycja polska, wrzesień 2010 r.

[8] Więcej szczegółów zob. B. Reinhard, Sch. Thorsten, „Trade Union Responses to Precarious Employment in Germany”, WSI-Diskussionspapier nr 178, 2011.

[9] Organisation internationale du travail, Rapport mondial sur les salaires 2010/2011. Politiques salariales en temps de crise, Genewa, OIT 2011.

[10] Około 60% niemieckiego eksportu trafia do państw strefy euro.

[11] M. Wolf, „A Disastrous Failure at the Summit”, The Financial Times, 14 grudnia 2011 r.

[12] Rozmowa z autorką.

[13] Recommandation du Conseil concernant les grandes orientations des politiques économiques, 15 czerwca 2001 r.


TAGI: , ,

Poznaj plan rządu!

OD ADMINISTRATORA PORTALU

Hej! Cieszę się, że odwiedziłeś naszą stronę! Naprawdę! Jeśli zależy Ci na dalszym rozpowszechnianiu niezależnych informacji, ujawnianiu tego co przemilczane, niewygodne lub ukrywane, możesz dołożyć swoją cegiełkę i wesprzeć "Wolne Media" finansowo. Darowizna jest też pewną formą „pozytywnej energii” – podziękowaniem za wiedzę, którą tutaj zdobywasz. Media obywatelskie, jak nasz portal, nie mają dochodów z prenumerat ani nie są sponsorowane przez bogate korporacje by realizowały ich ukryte cele. Musimy radzić sobie sami. Jak możesz pomóc? Dowiesz się TUTAJ. Z góry dziękuję za wsparcie i nieobojętność!

Poglądy wyrażane przez autorów i komentujących użytkowników są ich prywatnymi poglądami i nie muszą odzwierciedlać poglądów administracji "Wolnych Mediów". Jeżeli materiał narusza Twoje prawa autorskie, przeczytaj informacje dostępne tutaj, a następnie (jeśli wciąż tak uważasz) skontaktuj się z nami! Jeśli artykuł lub komentarz łamie prawo lub regulamin, powiadom nas o tym formularzem kontaktowym.

26 komentarzy

  1. Yogipower 30.03.2012 10:57

    (Komentarz usunięty – regulamin punkt 8 – wklejka cudzego wiersza satyrycznego.)

  2. ManiekII 30.03.2012 12:41

    Czerwona flaga proletariatu zmieniła kolor na niebieski z gwiazdkami. Całe te bzdury co UE chce zrobić są związane ze sztywnym prawem pracy, otóż w czasie kryzysu pracodawcy powinni mieć możliwość obniżania płac czego obecnie zrobić nie mogą chyba że związki się na to zgodzą, dlatego mało konkurencyjne firmy się zamyka a pracownicy zamiast zarabiać trochę mniej są zwalniani. Rząd żeby pomóc zwalnianym pracownikom oferuje im różnego rodzaju zapomogi gdzie pieniądze pochodzą z podatków albo z przyszłych podatków(dług) im więcej firm jest zamykanych tym większe obciążenia podatkowe obecne lub przyszłe, a im większe obciążenia podatkowe tym mniej firm. Problem z płacami rozwiązał Keynes proponując żeby państwo drukowało więcej pieniędzy tworząc inflację która automatycznie obniża pensję ale w niedługim czasie związki skapnęły się o co biega i zażądały corocznych podwyżek zgodnych z inflacją.

  3. MilleniumWinter 30.03.2012 13:49

    LUDZIE!!! Zmądrzejcie wreszcie i przestańcie faszyzm/nazizm nazywać socjalizmem. To taki socjalizm jak SLD jest lewicowa.

  4. -chris 30.03.2012 15:31

    To jest w dalszym ciągu prywatyzacja GLOBALZYSKU i nacjonalizacja długów.
    TO trzeba WYŁĄCZYĆ!!
    I niech mi nikt nie mówi i konieczności dotrzymywania umów, świętym prawie własności lub innych wciśniętym ludziom mitach.
    Wchodzenie na płaszczyznę sporu jest też nie na temat – czy mają wolniej czy szybciej zniewolić ludzi??
    Wczoraj ktoś zacytował:
    kto rezygnuje z Wolności dla bezpieczeństwa nie jest wart ani Wolności ani bezpieczeństwa. Ja rozwinąłem: ten ktoś oddaje wolność i bezpieczeństwo na raz.

  5. zbig45 30.03.2012 18:57

    ja bym obniżył płace tym wszystkim eurourzędasom co nam mówią jak żyć. przykład musi iść z góry. to samo dotyczy banksterów. musi zaistnieć jakiś sprawiedliwy podział dóbr bo inaczej całą unię szlag trafi.

  6. CD 30.03.2012 19:28

    Też mi nowość. Polityka bezrobocia i niskich płac jest wprowadzana od wielu wielu lat poprzez podwyższanie podatków i komplikowanie przepisów.

  7. CD 30.03.2012 19:30

    “musi zaistnieć jakiś sprawiedliwy podział dóbr bo inaczej całą unię szlag trafi”
    Zgadza się, a najbardziej sprawiedliwy “podział” dóbr jest wtedy kiedy wymieniam swoją prace na pieniądze, za które kupuję cudzą pracę. Wówczas im więcej dam innym, tym więcej mogę od innych otrzymać w zamian. Jedyne co nam potrzeba, to żeby po drodze państwo nie zabierało nam połowy dochodów.

  8. pasanger8 30.03.2012 22:05

    Czyli na czym ma polegać ta wolność?Na tym by taki rzecznik lichwiarskich banksterów Jean-Claud Trichet czy inna Lagarde nie wybrani w żadnych wyborach zmuszali rządy demokratycznych krajów do obniżki płac?Co dalej-zakaz strajków jak w chińskim Foxconnie?Mańku II gdy zechcesz krytykować Keynesa to najpierw zrozum jego teorię ,która wyciągnęła Zachód z Wielkiego Kryzysu pod koniec lat 30 i na początku lat 40-tych(tak naprawdę gospodarkę ożywił publiczny program zamówień Lend and Lease)-produkcja USA na potrzeby wojny.Ekonomia Keynesa nie miała na celu wywołania inflacji tylko pobudzenie produkcji.
    Obecna polityka duszenia płac musi się zakończyć katastrofą i buntem gdyż Europejczycy nie pozwolą zrobić ze swoich krajów trzecioświatowych bantustanów.Mając przykłady Islandii czy Węgier-z Islandii banksterom udało się zwiać ale jak dalej będą tacy bezczelni to skończą powieszeni na latarniach albo wbici na pal przywódcy zdradzieckich rządów siedzący u tych banksterów w kieszeni podobnie.

  9. Raptor 31.03.2012 00:48

    @CD “najbardziej sprawiedliwy „podział” dóbr jest wtedy kiedy wymieniam swoją prace na pieniądze, za które kupuję cudzą pracę”

    Nigdy nie jest sprawiedliwy, bo cena twojej pracy jest zawsze umowna, czyli jej wartość niekoniecznie jest równoważna wartości czyjejś pracy o takiej samej włożonej pracy.

  10. pasanger8 31.03.2012 03:23

    Adam Smith uważał ,że płaca robocza powinna wystarczyć na utrzymanie czterech osób(rodziny robotnika)czyli jeśli pomnożymy minimum egzystencji 4x 401 =1604 to tyle wg liberała powinna wynosić w Polsce płaca minimalna oczywiście powinna to być kwota netto Jeśli miałoby to być minimum socjalne to 4×754=3016 netto
    Tak powinien myśleć odpowiedzialny liberał mający się za zwolennika liberalnych poglądów Adama Smitha a nie mędrkowie się powołujący na jego autorytet. Gadanina o tym ,że lepiej aby ludzie byli zatrudnieni bez żadnego minimum niż zwiększać bezrobocie darujcie sobie.To tak jakby uznać ,że jak Kali ukraść krowę to dobrze. Słuszne poglądy towarzysza Adama Smitha-http://www.lewica.pl/index.php?id=9473

  11. Janusz Korczynski 01.04.2012 13:57

    Pasanger8,
    Ale gadanie o tym, że internetowi liberaliści nie mają bladego pojęcia o ekonomii nic nie da. Próbowałem wielokrotnie, a gdy używasz potem ekonomicznych pojęć i je wyjaśniasz to uważają, że gadasz bzdury, bo nie zgadzają się z ich poglądami.
    Dodam, że Dawid Ricardo (uczeń Smitha) w swojej podstawowej pracy (mogę dać nawet cytat z tej książki) pisał o tym, że kapitalizm zawsze będzie dążył do masowej skrajnej biedy. I to jest przyczyna kryzysów, o której pisał Marks. Co z tego, że ktoś coś produkuje jak i tak nie ma za co tego kupić? Potem masz kryzys nadprodukcji z tego powodu. A gdy polityka Keynesistów w latach 40 do końca 70 była prowadzona to zyski zmalały do minimum, a płace były na zachodzie bardzo wysokie, dzięki czemu dobrobyt tak wzrósł tam. Niestety tutaj kolejna sprzeczność kapitalizmu się objawiła, bo potrzebuje on wysokich zysków do akumulacji kapitału, bo zyski jak są za małe to są przejadane przez nich zamiast inwestowane. Trzeba zarobić miliard, żeby zainwestować 200 mln. Jak się zarabia 200 mln to się tego już nie inwestuje. Okres po latach 70 zaczął się od tzw. Reaganomiki, która doprowadziła do obniżania płac, zwiększania zysków, ale akumulacja kapitału była nadal na tym samym poziomie co w latach 70. Ten kryzys teraz to kryzys systemowy. Te pieniądze z tych zysków zamiast iść na inwestycje szły do sektora bankowego, który za pomocą kredytów podtrzymywał konsumpcję, by ten system się nie rypnął. Tak wiecznie się nie da i rypło to w 2008 roku.

    A co do potwierdzenia słów Adama Smitha to w XIX wieku bardzo często podczas wzrostu płac ceny spadały, co potwierdza jego spostrzeżenia.

  12. memento 01.04.2012 14:54

    @Janusz Korczyński, a czy pojęcia socjalizmu/kapitalizmu etc nie stały się puste na przestrzeni lat? Mam na myśli to, że z tego co widzę posługujesz się identyczną retoryką jak Peter Schiff:
    http://www.youtube.com/watch?v=YGjtZtSV6T0

    Jeśli mógłbyś powiedzieć na czym polega różnica w waszej argumentacji/wyciąganiu wniosków żółtodziobowi w ekonomii, to byłbym wdzięczny.

  13. memento 01.04.2012 15:36

    Mam tutaj też na myśli po części to, że jeśli ktoś nie jest doktorem ekonomii to wierzy specjalistom, których przewidywania się sprawdzają w okresie, w którym żyją. Ta fala popularności internetowego liberalizmu nie wezbrała na ideologii, tylko na poprawnych przewidywaniach. Co z tego, że teoria ekonomiczna jest spójna wewnętrznie, jeśli nie wytrzymuje konfrontacji z rzeczywistością? Pisanie, że “musi tak być” i dołączanie kolejnej obszernej argumentacji z odniesieniami historycznymi nikogo nie przekona jeśli teoria ta nie przewiduje na bieżąco zmian.

  14. Janusz Korczynski 01.04.2012 16:22

    “czy pojęcia socjalizmu/kapitalizmu etc nie stały się puste na przestrzeni lat?”

    Nie. Na czym ta retoryka polega Memento? Może masz w tym względzie rację.

    “Mam tutaj też na myśli po części to, że jeśli ktoś nie jest doktorem ekonomii to wierzy specjalistom, których przewidywania się sprawdzają w okresie, w którym żyją.”

    No dobrze, tylko mamy różnych specjalistów, których przewidywania się sprawdzają, ale widoczni są tylko Ci z tv.

    “Ta fala popularności internetowego liberalizmu nie wezbrała na ideologii, tylko na poprawnych przewidywaniach.” – do tego także się odnosi moja wypowiedź powyżej. A tak nawiasem jakie przewidywania liberalistów masz na myśli?

    “Pisanie, że „musi tak być” i dołączanie kolejnej obszernej argumentacji z odniesieniami historycznymi nikogo nie przekona jeśli teoria ta nie przewiduje na bieżąco zmian.”

    Ale jaka nie przewiduje zmian na bieżąco?

  15. memento 01.04.2012 16:56

    “Nie. Na czym ta retoryka polega Memento? Może masz w tym względzie rację.”
    Na krytyce stymulowania gospodarki przez bezproduktywną konsumpcję i pożyczanie pieniędzy. Jeśli będziesz miał chwilę to zainteresuj się filmem, który wysłałem – ma 8 części. Gdy słucham Schiffa i czytam Ciebie, mam wrażenie, że istnieje jeszcze jakaś trzecia siła stanowiąca antytezę kapitalizmu i socjalizmu. (Marks pewnie byłby średnio zadowolony z tego, musiałby rozbudować swoją historiozofię o kolejny szczebel) 😀

    “No dobrze, tylko mamy różnych specjalistów, których przewidywania się sprawdzają, ale widoczni są tylko Ci z tv.”
    No dobrze, wiadomo, że nie miałem dostępu do opinii wszystkich specjalistów.

    “A tak nawiasem jakie przewidywania liberalistów masz na myśli?”
    Pęknięcie bańki na rynku nieruchomości, bankructwa firm, skok ceny złota.

    “Ale jaka nie przewiduje zmian na bieżąco?”
    Miałem na myśli – taka, która przewiduje poprawnie zmiany na bieżąco, a nie tylko opisuje wydarzenia po fakcie. Wytłumaczenie jest w tym kontekście dla mnie rzeczą wtórną, ma mi tylko rozjaśnić treści i odpowiedzieć na pytanie “skąd ekonomista wie?”, a nie na pytanie “dlaczego ekonomista wiedziałby?”.

  16. cetes 01.04.2012 18:28

    @ memento!
    Istnieje taka trzecia możliwość. Propozycję połączenia we wspólnym działaniu zasad “keynesizmu” i “szkoły austriackiej” przedstawiłem
    http://wolnemedia.net/gospodarka/czy-rzady-musza-zadluzac-swoich-obywateli/

  17. CD 01.04.2012 19:34

    “Nigdy nie jest sprawiedliwy, bo cena twojej pracy jest zawsze umowna, czyli jej wartość niekoniecznie jest równoważna wartości czyjejś pracy o takiej samej włożonej pracy.”

    Z samego faktu, że ktoś pracuje, nie wynika, że ta praca ma wartość. Ktoś może cały dzień kopać rowy a potem je zakopywać (i tak w kółko), ale taka praca nie ma żadnej wartości. Skąd wiemy, że nie ma wartości? Bo nie może tej pracy zamienić na inną (czyli nikt nie chce mu za tą pracę zapłacić, a więc nie będzie miał pieniędzy by kupić pracę kogoś innego). Cena mojej pracy zależy więc od jej wartości a więc tak na prawdę od tego ile moja praca daje pożytku innym osobom. Dlatego, uważam, że system w którym dostaję pieniądze za swoją pracę i kupuję pracę innych jest sprawiedliwy, a do tego stymuluje ludzi, by jeszcze więcej dać innym by dzięki temu mieć coś dla siebie. Nie ma lepszego systemu.

  18. pasanger8 01.04.2012 20:10

    @ memento tu nie chodzi o stawianie się w pozycji mędrca ekonomicznego-raczej o to by wykazać rzecz skądinąd oczywistą: neoliberalizm(czy liberalizm) to zbiór doktryn ekonomicznych a nie prawda naukowa tak samo jak liberalizm nie jest naukowy tak samo socjalizm naukowy nie był nauką. To zbiory doktryn. Tymczasem co poniektórzy mądrale próbują się ustawiać ex cathedra,że niby taki a nie inny pogląd jest naukowo udowodnioną prawdą a nie doktrynalnym poglądem. Kiedyś wierzyli w marksizm-leninizm obecnie w liberalizm. To nic innego jak forma przemocy symbolicznej.
    http://pl.wikipedia.org/wiki/Przemoc_symboliczna
    Np.:dzisiaj jest dla nas rzeczą oczywistą ,że feudalizm nie był sprawiedliwym ustrojem i bezwzględnie wyzyskiwał chłopów jednak szlachta i biskupi uważali ,że to ustrój ,,naturalny i sprawiedliwy” co więcej przez wiele wieków udało się to wmówić tymże wyzyskiwanym chłopom ,którzy też wierzyli w ,,prawomocność i sprawiedliwość” feudalizmu i nawet się nie buntowali.
    Jest to oczywiste wobec feudalizmu -ale dzisiaj warstwy uprzywilejowane próbują dokładnie tego samego numeru mówiąc nam: TINA(nie ma alternatywy) a każdy zwolennik redystrybucji podatkowej musi znosić bzdurne oskarżenia o bycie kryptokomuchem nieomal agentem Korei Północnej. Pomija się funkcjonowanie welfare state w Skandynawii i Szwajcarii(tak ,tak tam też są wysokie podatki a konkurencyjni są ,że hej). Tyle ,że o normalną cywilizowaną dyskusję trudno-trzeba ją sobie wywalczać a nieuczciwe zagrywki w dyskusji to niestety norma. Pozdrawiam:)

  19. norbo 01.04.2012 20:54

    @CD 01.04.2012 19:34 – najpierw piszesz o wartości wymienianej na inną wartość a potem przechodzisz do prostych operacji finansowych – z żadnego fragmentu twojej wypowiedzi nie wynika, że wyniki twojej pracy mogą być wymienione na owoce pracy innych osób, że to co ty nazywasz pracą nie jest “pseudopracą”. Czy można wymienić pracę europejskiego pracownika supermarketu, speca od reklamy czy projektanta mody w Pakistanie? Jaką wartość wymienną ma nasza gospodarka w krajach producenckich? Przecież my od nich tyle kupujemy, a co dajemy im w zamian???

  20. Janusz Korczynski 01.04.2012 21:33

    “tak samo socjalizm naukowy nie był nauką”

    Pasanger8, co innego doktryna, co innego nauka. Doktryną jest coś co stawia jakieś tezy nie poparte dobrą analizą. A mi w moim pierwszym komentarzu chodziło o zupełnie coś innego. Odniosłem się do Twojego komentarza o Adamie Smith’ie, że jak się na coś powołuje to trzeba to znać.
    Marks dokonał bardzo dobrej analizy mechanizmów działania kapitalizmu i rozwojów dziejowych społeczeństw, dlaczego poszły taką, a nie inną drogą. Smith dał podstawy pod zrozumienie funkcjonowania rynków i kreowania ceny, itd. O to mi chodziło w skrócie :).

  21. amateo 02.04.2012 02:37

    “otóż w czasie kryzysu pracodawcy powinni mieć możliwość obniżania płac czego obecnie zrobić nie mogą chyba że związki się na to zgodzą”

    1. Zwiazki to bron obosieczna. Czasami pomagaja czasami szkodza. Bilans ekonomiczny na zero. Bez zwiazkowm mimo wszystko robotnik bylby traktowany gorzej niz pies. Bilans “czlowieczenstwa” na plus
    2. Mylisz sie. Mieszkam w Irl i tutaj np nie wolno zwolnic kobiety w ciazy. Jednakze jest zapis – w sytuacji kryzysu mozna.

  22. ManiekII 02.04.2012 19:07

    @pasanger8 W założeniu zgadzam się z tym że w czasie kryzysu państwo powinno wydawać więcej pieniędzy na dobra trwałe. Tylko w praktyce wygląda to tak że po kryzysie wydawanie pieniędzy nigdy się nie kończy a następne rządy dążą do kolejnej kadencji co wywołuje następne długi, gdzie czasach prosperity powinny spłacić długi.
    @Hipek
    @pasanger8
    Płaca jak już ktoś powiedział polega na tym czy kupiec jest zainteresowany kupnem twojej pracy, jeżeli produkujesz buty i nikt ich nie chce kupić to ile pieniędzy ci się należy za twój trud.
    @amateo W Irlandii rząd w czasie kryzysu obniżył wynagrodzenie minimalne z 1200euro na bodajże 1000euro w tym samym czasie w Polsce płacę minimalną Tusk zwiększył chociaż bezrobocie było duże i zgodnie z oczekiwaniami się powiększa. A co ciekawsze Irlandia miała zadłużenie rzędu 25% więc nie odczuła tak kryzysu jak Grecja.

  23. pasanger8 02.04.2012 21:59

    @Januszu Korczyński raczej starałem się uprzedzić zarzuty niektórych co to czasem udają ,że czegoś nie zrozumieli.Dlatego wspomniałem o socjalizmie naukowym:)
    @Maniek II spór o płacę minimalną jest w Polsce czysto teoretyczny gdyż to rozwiązanie nie funkcjonuje -więcej niż co czwarty pracujący pracuje na umowach cywilno-prawnych gdzie ograniczeń wynagrodzenia w dół nie ma.A wysokość płacy minimalnej netto gwarantuje tylko życie tuż powyżej minimum egzystencji czyli tyle by nie umrzeć z głodu.
    Spadek płac realnych jest w krajach rozwiniętych(koncerny wymusiły to delokalizacjami fabryk)jest moim zdaniem główną przyczyną kryzysu-po prostu biedni i bezrobotni nie szaleją konsumnpcyjnie.Wcześniej wysokie płace na Zachodzie były motorem światowej gospodarki-teraz motor popsuty i nie ma widoków na porządną naprawę.

  24. Janusz Korczynski 03.04.2012 15:40

    MAniekII,
    W Brazylii płacę minimalną podniesiono 2krotnie i bezrobocie spadło o kilka procent. Jaki z tego wniosek? Żaden, bo płaca minimalna nie wpływa na poziom bezrobocia – co wykazano w wieeeelu badaniach.

  25. pasanger8 03.04.2012 18:26

    Zresztą jakby kto zapomniał -płaca minimalna to postulat LIBERALNY Adam Smith czy Rawls w swoich dziełach dowodzą wyraźnie ,że liberał jako strona umowy bierze odpowiedzialność za drugą stronę umowy.Powinien więc dbać o to by każda umowa była zawierana na godziwych warunkach.Choćby po to by w długiej perspektywie kapitalistów/arystokratów rozwścieczony tłum nie powywieszał na latarniach.A na ewakuację i przeniesienie się do rezydencji za granicą stać naprawdę nielicznych superbogaczy.Tyle ,że o tych odpowiedzialnych postulatach darwiniści skrzętnie próbują zapomnieć i je przemilczeć. Pewnie by Adama Smitha określili mianem nieodpowiedzialnego socjalisty.

  26. Raptor 03.04.2012 18:36

    @CD (01.04.2012 19:34)
    “Z samego faktu, że ktoś pracuje, nie wynika, że ta praca ma wartość. (…) Skąd wiemy, że nie ma wartości? Bo nie może tej pracy zamienić na inną.”

    Dziś jest to już tylko kwestią umowną. Wszystko zależy od tego, czy szkodzenie innym uznawane jest przez kogoś za korzystne. Jeśli tak, to dla niego praca bezwartościowa (precyzyjniej: o ujemnej wartości społecznej – szkodliwa) staje się działaniem wartościowym i opłaca mu się w nią inwestować. Mało tego, praca “bezwartościowa” staje się jednym z elementów powszechnie uznawanej koniunktury i zaczyna przynosić zyski finansowe wszystkim. Pojawia się więc paradoks wykraczający poza pierwotną ideę wymiany wartości włożonej pracy. Wszystko wynika z automatycznego stawiania znaku równości między zyskiem a wartością pracy.

    Dlatego, jak wspomniałem wcześniej “cena twojej pracy jest zawsze umowna, czyli jej wartość niekoniecznie jest równoważna wartości czyjejś pracy o takiej samej włożonej pracy”, a stąd wynika, że sprawiedliwości szukać tutaj nie sposób. Nie jest to zatem najlepszy system, przynajmniej nie w obecnej postaci. Jest lepszy niż wiele gorszych od niego, lecz stanowi on tylko pewien etap w ewolucji myśli ekonomicznej.

    Do tego można jeszcze dodać wiele niekorzystnych zjawisk dopełniających niedoskonałego obrazu tego systemu, tj. naturalna (w tym systemie) monopolizacja, nadmierna/zaniżona wartość pracy, różnice w wartości wynikające z systemu walutowego (umożliwiające spekulacje, czyli tworzenie zysku z niczego), wymuszone bezrobocie (również technologiczne), celowe spowalnianie wdrażania technologii, planowane zużycie produktu, nieograniczona eksploatacja zasobów itd. Wszystko to są stopniowo wymyślane konstrukty, mające na celu przynoszenie maksymalnego zysku przy wkładzie pracy zbiegającym do zera. Taka jest właśnie ścieżka ewolucji pierwotnej koncepcji wymiany, bo nikt nie lubi pracować i każdy woli by pracę za niego wykonywał ktoś inny (wynalazek pieniądza to umożliwił) – to zdanie może być odpowiedzią na Twoje stwierdzenie: “…do tego stymuluje ludzi, by jeszcze więcej dać innym by dzięki temu mieć coś dla siebie”. Finał kontynuacji obecnego porządku ekonomicznego bardzo łatwo sobie wyobrazić, można również sięgnąć po niektóre dzieła literatury, czy kinematografii S-F.

    Dlatego też, nieprawdziwym jest stwierdzenie, że “nie ma lepszego systemu”. To samo tyczyć się będzie kolejnych systemów ekonomicznych. Każdy system ma pozytywne cechy w pewnym okresie rozwoju cywilizacyjnego, a postęp wymaga nieustannej transformacji, w celu dostosowania do aktualnej sytuacji.

    Ponoć bez procesu ewolucji człowiek by nie zaistniał. Trzymając się tego założenia, należy również uznać, że człowiek nie jest formą docelową.

    Pozdro.

Dodaj komentarz

Zaloguj się aby dodać komentarz.
Jeśli już się logowałeś - odśwież stronę.