Hasła Rewolucji Francuskiej…

Opublikowano: 27.08.2011 | Kategorie: Społeczeństwo

Liczba wyświetleń: 1922

… a stosunek Zachodu do Trzeciego Świata.

Po upływie ponad 200 lat od Rewolucji Francuskiej warto zastanowić się nad tym co współcześnie oznaczają hasła rewolucji: wolność, równość, braterstwo. Zwłaszcza w kontekście relacji pomiędzy światem rozwiniętym a rozwijającym się.

W ostatnich latach w kręgach uznawanych, głównie przez samych siebie, za intelektualne modna stała się dyskusja na temat konfliktu między cywilizacją zachodnią a orientalną. Zapoczątkował ją w 1993 r. amerykański politolog Samuel Huntington artykułem pt. “Zderzenie cywilizacji?” (“The Clash of Civilizations?”) opublikowanym w czasopiśmie “Foreign Affairs”. Podążający konfliktowym tokiem myślenia dyskutanci starają się wykazać wyższość kultury cywilizacyjnej świata zachodniego nad kulturą cywilizacyjną Azji i Afryki. Szczególny nacisk położony jest na usiłowanie wykazania wyższości cywilizacji tzw. judeo-chrześcijańskiej nad muzułmańską. Niekiedy używany jest też termin cywilizacja śródziemnomorska, co jest o tyle bez sensu, gdyż do tejże cywilizacji zaliczana jest np. leżąca nad Morzem Północnym Norwegia a nie autentycznie śródziemnomorska Libia.

Takie podejście do stosunków Europy z innymi kontynentami ma swoje praźródła w wyprawach krzyżowych i późniejszej kolonizacji terytoriów pozaeuropejskich. Genetyczne poczucie wyższości cywilizacyjnej, a faktycznie rasowej, okazało się zatem niezwykle trwałe.

Skutkiem kolonializmu był napływ emigrantów z byłych kolonii do Europy. W okresie prosperity lat 1960. i 1970. przybysze z krajów Azji i Afryki byli mile widzianymi gośćmi skłonnymi za stosunkowo skromną opłatą wypełniać niedobór siły roboczej – zwłaszcza w wykonywaniu tych zajęć, których niechętnie podejmowali się Europejczycy. Sytuacja zmieniła się wraz ze zmianą koniunktury. Kiedy pojawiło się bezrobocie, okazało się, że Azjaci i Afrykanie odbierają pracę rdzennym Europejczykom. Ekonomiczne poczucie zagrożenia wraz z niezrozumieniem i brakiem akceptacji dla innych kultur umocniło postawy rasistowskie. Podniósł głowę ukryty do tej pory pod parasolem tolerancji tradycyjny, zadufany w sobie, konserwatywny europejski kołtun. Ten sam, który przekonany jest o wyższości białej rasy. Ten sam, który uważa, że ludziom pochodzącym z innych kontynentów należy się zamiast szacunku i zrozumienia co najwyżej protekcjonalna pobłażliwość. Odnosi się to zwłaszcza do przybyszów z krajów arabskich, których muzułmańska kultura uważana jest za nie nadążająca za rozwojem światłej myśli białego człowieka.

Nacjonalistyczni ksenofobi nie mogą żyć bez wroga. W sytuacji, gdy Żydzi zostali wymordowani podczas holocaustu, wyjechali do Izraela bądź zasymilowali się z europejskim otoczeniem, antysemityzm wypierany jest przez antyislamizm. Sprzyja temu również lansowany przez mass media obraz Araba-terrorysty kształtowany na postawie poczynań ekstremistycznej arabskiej mniejszości. Muzułmanin to Arab, a Arab to terrorysta podkładający bomby lub wysadzający się w powietrze w imię Allacha. Takie prymitywne podejście nie jest na szczęście dominujące wśród Europejczyków, jednak istnieje jako zjawisko kulturowe i polityczne, które nie słabnie, lecz wręcz się nasila.

Europejczycy i ich amerykańscy potomkowie szczycą się dziedzictwem Rewolucji Francuskiej z jej hasłami: wolność, równość, braterstwo. Tymczasem hasła te zostały zaadaptowane, często zresztą w ograniczonym zakresie, jedynie w układach społecznych państw Zachodu. Nie mają jednak bezpośredniego odniesienia w stosunku do Trzeciego Świata. A jeżeli mają, to przybierają one postać protekcjonalnego narzucania zachodnich standardów, traktowanych jako jedyne i uniwersalne. Widoczne jest to ostatnio na przykładzie rewolucyjnej fali w krajach arabskich. Z buntujących się przeciwko autorytarnym rządom w imię wolności, równości i braterstwa zachodnie mocarstwa starają się za pomocą strumienia dolarów uczynić swoich popleczników, dbających o ich ekonomiczne i polityczne interesy. Czyż narody, które poderwały się do działania, nie mogą wziąć swego losu we własne ręce bez tego, by ktoś obcy wskazywał im drogę i mieszał się w ich sprawy? – pyta ekonomista i historyk Bliskiego Wschodu Georges Corm w artykule pt. “Odnaleziona arabska jedność” (“Le Monde Diplomatique – edycja polska”, kwiecień 2011).

Stosunek świata rozwiniętego do rozwijającego się daleki jest od szczytnych haseł Rewolucji Francuskiej. Wolność, jak w przypadku Iraku czy Afganistanu, narzucana jest drogą militarnych interwencji. Ostatnio mówi się o wolności spadającej na Libię wraz z bombami NATO. Bez nalotów NATO nie byłoby Wolnej Libii – skomentował 22 sierpnia dziennikarz polskiej telewizji. Ponadto wypracowane w Europie standardy demokracji przedstawicielskiej nie zawsze sprawdzają się w krajach o innych tradycjach kulturowych. Podczas wyborów parlamentarnych czy prezydenckich w niektórych krajach afrykańskich wyborcy preferują kandydatów wywodzących się z ich plemienia, a nie tych, którzy oferują lepsze propozycje programowe. Zwłaszcza, ze niemal wszystkie partie i wszyscy kandydaci obiecują rozwój i powszechny dobrobyt. Silne struktury plemienne funkcjonują również w Afganistanie. Skutek jest taki, że prezydent, rząd i parlament może sobie sprawować władzę w stolicy, podczas, gdy w pozostałej części kraju rządzi starszyzna plemienna. Podobne zjawisko można także zaobserwować w Jemenie, gdzie pozycja obecnego prezydenta uległa zachwianiu w momencie, gdy stracił on poparcie plemiennych przywódców. Również lansowane przez Zachód standardy w dziedzinie praw człowieka, a ściślej rzecz ujmując praw obywatelskich, nie mają takiego ciężaru gatunkowego w krajach najbiedniejszych, gdzie dla milionów ludzi ważniejszy od wolności prasy i swobody tworzenia partii politycznych jest problem jak przeżyć kolejny dzień za równowartość jednego dolara.

W sferze stosunków gospodarczych równość zastępuje schizofreniczne podejście w stylu kija i marchewki. Z jednej strony świat zachodni udziela preferencji celnych krajom najniżej rozwiniętym (LDC – least developed countries), z drugiej zaś, w imię idei wolnego handlu, stara się wymusić na nich obniżkę stawek celnych. Tymczasem w krajach rozwijających się cła nie tylko chronią rodzimą produkcję przed zagraniczną konkurencją, lecz także stanowią istotne źródło dochodów budżetowych, np. w przypadku karaibskiego państwa Antigui i Barbudy jest to ponad 50 proc. Międzynarodowy Fundusz Walutowy narzuca krajom rozwijającym się neoliberalne rozwiązania bez względu na lokalne warunki, co prowadzi do ograniczenia wydatków na cele socjalne a tym samym do dalszego zubożenia miejscowej ludności. Tak zwana pomoc rozwojowa okazuje się nieskuteczna, skoro od lat utrzymują się drastyczne różnice w poziomie życia świata bogatego i biednego. Według danych SIPRI z 2009 r., 80 proc. światowego bogactwa znajdowało się w rękach 20 proc. światowej populacji, a wartość majątku siedmiu najbogatszych ludzi na świecie była porównywalna z poziomem rocznego PKB 41 najbiedniejszych państw.

Również pojęcie braterstwa wypadło z politycznego i medialnego obiegu. Mówi się jedynie o solidaryzmie i to głównie w kontekście dystrybucji funduszy europejskich. Natomiast tzw. solidarność z krajami ubogimi przejawia się z reguły w postaci doraźnej pomocy charytatywnej w przypadku klęski głodu, jak ostatnio w Somalii. Jednakże równolegle z wypowiadaniem frazesów na temat konieczności udzielania pomocy humanitarnej głodującym Afrykańczykom, rządy państw zachodnich udzielają hojnych subwencji dla własnego rolnictwa z którym nie jest w stanie konkurować pozbawiona olbrzymich dotacji produkcja żywnościowa krajów Trzeciego Świata.

Globalny układ geopolityczny utrwala zatem układ światowych nierówności a hasła Rewolucji Francuskiej mają głownie charakter propagandowych sloganów. O ile w ogóle ktoś je jeszcze pamięta.

Autor: Bolesław K. Jaszczuk
Źródło: Lewica


TAGI: ,

Poznaj plan rządu!

OD ADMINISTRATORA PORTALU

Hej! Cieszę się, że odwiedziłeś naszą stronę! Naprawdę! Jeśli zależy Ci na dalszym rozpowszechnianiu niezależnych informacji, ujawnianiu tego co przemilczane, niewygodne lub ukrywane, możesz dołożyć swoją cegiełkę i wesprzeć "Wolne Media" finansowo. Darowizna jest też pewną formą „pozytywnej energii” – podziękowaniem za wiedzę, którą tutaj zdobywasz. Media obywatelskie, jak nasz portal, nie mają dochodów z prenumerat ani nie są sponsorowane przez bogate korporacje by realizowały ich ukryte cele. Musimy radzić sobie sami. Jak możesz pomóc? Dowiesz się TUTAJ. Z góry dziękuję za wsparcie i nieobojętność!

Poglądy wyrażane przez autorów i komentujących użytkowników są ich prywatnymi poglądami i nie muszą odzwierciedlać poglądów administracji "Wolnych Mediów". Jeżeli materiał narusza Twoje prawa autorskie, przeczytaj informacje dostępne tutaj, a następnie (jeśli wciąż tak uważasz) skontaktuj się z nami! Jeśli artykuł lub komentarz łamie prawo lub regulamin, powiadom nas o tym formularzem kontaktowym.

Dodaj komentarz

Zaloguj się aby dodać komentarz.
Jeśli już się logowałeś - odśwież stronę.