„Godzina dla rodziny” wywoła chaos w polskich firmach?
W 1926 roku na fali rewolucji przemysłowej założyciel firmy Ford Motor Company Henry Ford postanowił zamykać swoje fabryki w soboty, wprowadzając tym samym pięciodniowy tydzień roboczy. Od tego czasu rytm naszego życia z dwoma dniami wolnymi niewiele się zmienił.
Jednak wraz z rozwojem nowych technologii i dążeniem do optymalizacji produkcji pojawiają się nowe pomysły odnośnie skrócenia tygodnia roboczego, żeby pracownicy mieli więcej czasu dla siebie.
Z inicjatywą wprowadzenia 7-godzinnego dnia pracy dla rodziców i opiekunów dzieci poniżej 15 roku życia, z zachowaniem pełnej płacy występują dwie polskie partie — PSL i Razem.
Polskie Stronnictwo Ludowe złożyło niedawno w Sejmie projekt ustawy o nazwie „Godzina dla rodziny”. Głosowanie nad inicjatywą ma odbyć się na następnym posiedzeniu rządu, czyli w pierwszej połowie grudnia. Cele, jakie przyświecają obu partiom to wsparcie instytucji rodziny, a także poprawa sytuacji demograficznej w kraju, która w ostatnich latach przejawia negatywną dynamikę.
W Polsce mieszka obecnie około 6 milionów dzieci i młodzieży w wieku do 15 lat, co stanowi 15,2% ludności kraju.
Warto podkreślić, że w Europie w różnym czasie były już wprowadzane podobne inicjatywy: w krajach skandynawskich od lat testuje się różne rozwiązania, wprowadzając nawet pięcio- czy sześciogodzinny dzień pracy. Został on kodeksowo obniżony także w Irlandii do 39 godzin tygodniowo, we Włoszech — do 38 i Danii — do 37. Jeśli chodzi o podobne śmiałe posunięcia, Polska może pochwalić się eksperymentalnym, czterodniowym tygodniem pracy z 9-godzinnym grafikiem, wprowadzonym przez setki firm, głównie w sektorze przemysłowym na terenie aglomeracji śląskiej w 2016 roku.
Polacy są w czołówce najbardziej zapracowanych narodów Unii Europejskiej. Ale co innego wydajność: w tym rankingu Polska zajmuje dopiero 3. miejsce od końca. Jak policzyła brytyjska firma Expert Monitor, najbardziej wydajne narody, wypracowujące największą wartość PKB w ciągu godziny, to pracownicy Luksemburga (51,30 funta), Norwegii (39,72 funta), Szwajcarii (37,89 finta) czy Danii (28.87 funta).
Opinię na temat projektu się podzieliły. Według wyników badania opublikowanego w „Barometrze Pracy” Work Service, zaledwie 30% ankietowanych przedsiębiorców pozytywnie oceniło pomysł skrócenia pracy z 40 do 35 godzin tygodniowo. Większość zaś protestuje: uzasadniając swoją dezaprobatę obecnymi problemami z demografią i niskim wiekiem przechodzenia na emeryturę. Przy czym najwięcej przeciwników inicjatywy znalazło się w sektorze produkcyjnym. Rzeczywiście, jak będzie pracować na przykład taśmociąg, jeśli jedna osoba skończy zmianę wcześniej? Trzeba go będzie zatrzymać? A jak w takiej sytuacji będzie funkcjonować policja, pogotowie ratunkowe i w ogóle służby awaryjne?
Wprowadzenie 7-godzinnego dnia pracy jest aktywie omawiane na portalach społecznościowych. Na alarm bije Joanna Szwajkowska, prezes zakładów Wuzetem. Zwraca ona uwagę na kwestie motywacyjne.
„Obok siebie pracować będą osoby, które mają identyczne wynagrodzenie, część jednak pracuje mniej, a część więcej. Siedem godzin pracy zamiast ośmiu to tak, jakby dostać dni dodatkowego urlopu, za który ktoś musi zapłacić” — zauważa Szwajkowska.
„Oczywiście jak najbardziej jestem „ZA” jeśli pracodawca skróci godziny pracy oraz płacę za nieprzepracowane godziny, a zaoszczędzone pieniądze przekaże jako premie dla osób, które nie mają takich potrzeb, aby krócej pracować” — radzi Wacław Duma.
„Jako osoba samozatrudniona, na DG, bez żadnych gwarancji zatrudnienia i bez płatnego urlopu, bardzo życzyłabym sobie mieć tyle zleceń w Warszawie, żeby zapewnić sobie 40 godzinny tydzień pracy. Wasz postulat brzmi jak kolejne obciążenie dla przedsiębiorców” — pisze w komentarzu na „Facebooku” użytkownik Jo Shahi.
Pomysł krytykują nawet wielodzietne mamy. Przypomnijmy, że w Polsce obowiązuje teraz prawo, zgodnie z którym skrócony dzień pracy przysługuje kobietom karmiącym piersią.
Autorstwo: Wiktoria Daniłowa
Źródło: pl.SputnikNews.com