GMO na sklepowych półkach

Opublikowano: 09.09.2011 | Kategorie: Ekologia i przyroda, Gospodarka, Zdrowie

Liczba wyświetleń: 1331

Podstawowe produkty, które codziennie wkładamy do koszyka, takie jak chleb, wędliny czy jogurty, mogą zawierać składniki genetycznie zmodyfikowane (GMO). Polacy o tym nie wiedzą, bo producenci często „zapominają” uwzględnić taką informację na opakowaniach. Chociaż zgodnie z prawem to jest ich obowiązek. Zatem ile GMO znajduje się w koszyku z naszymi codziennymi zakupami?

Co roku Polska importuje z USA, Argentyny i innych zakątków Świata około 2,5 miliona ton zboża (soja, kukurydza, rzepak). W ponad 90 proc. to rośliny modyfikowane genetycznie – informuje Koalicja Polska Wolna od GMO. Obecnie wysokobiałkowe produkty, takie jak śruta sojowa to podstawowe danie zwierząt hodowlanych. Dlaczego? Bo jest najlepszym i najtańszym źródłem białka. – Nie ma w Polsce ferm, w których zwierzęta nie byłyby karmione soją GMO sprowadzaną z zagranicy – mówi Marek Kryda z Koalicji Polska Wolna od GMO. W tym przypadku można powiedzieć, że GMO trafia tylnymi drzwiami na nasze stoły, bo mięso i wędliny z tak karmionych zwierząt nie muszą być specjalnie oznakowane.

Gdzie jeszcze można natknąć się na GMO? Oleje roślinne (kukurydziany, sojowy, rzepakowy) chipsy, burgery wegetariańskie, substytuty mięsa (nawet w parówkach dla dzieci) , lody, jogurt, tofu, sos sojowy, ser sojowy, sos pomidorowy, białka, płatki zbożowe, hamburgery, hot-dogi, margaryna, majonez, zboża, krakersy ciastka, czekolada, cukierki, proszek do pieczenia alkohol, wanilia, cukier puder, masło orzechowe, mąka wzbogacana, makarony – właśnie na takie produkty należy zwracać uwagę, jeżeli nie chcemy spożywać GMO – informuje Koalicja Polska Wolna od GMO. Koncentraty białkowe z soi modyfikowanej są dodawane do większości artykułów spożywczych, np. do kiełbasy czy jogurtów – tłumaczy prof. Tomasz Twardowski, I Wiceprzewodniczący Zarządu PFB (Polskiej Federacji Biotechnologii). A większość soi, którą wykorzystują polskie zakłady przetwórcze to soja transgeniczna. Zatem prawdopodobieństwo spożywania soi GM jest bardzo duże.

Czy jesteśmy świadomi tego, co jemy. Czy wiemy w jakich produktach występuje GMO. Wydaje nam się, że wiemy. Przykład? Źle interpretujemy nazwy produktów. W przypadku skrobi zmodyfikowanej, kojarzymy ją z surowcem GM. Rzeczywiście nazwa „skrobia modyfikowana” nie odnosi się na żywności GMO. Chodzi o fizyczny/chemiczny sposób przetworzenia skrobi, tak by zyskała nieco inne właściwości. Dowodzi to nieznajomości przez konsumentów terminów surowców zamieszczanych na etykietach. Zmodyfikowane genetycznie mogą być jedynie rośliny, z których się tę skrobię pozyskuje, np. ziemniaki.

BATALIA O ETYKIETY PRODUKTÓW ŻYWNOŚCIOWYCH

Zgodnie z unijnym prawem (art. 12 ust. 2 rozporządzenia Nr 1829/2003) producent musi zamieścić informację o obecności GMO („Produkt genetycznie zmodyfikowany” lub odnośnikiem i podobną informacją umieszczoną przy składniku, który należy do grupy GMO), jeśli produkt zawiera go więcej niż 0,9 procent swojej masy. Jeśli jest go mniej, może przemilczeć tę informację.

A jak jest w rzeczywistości? W większości przypadków produkty nie mają żadnych oznaczeń. Przemysł spożywczy wolałby nie informować konsumentów o zawartości GMO, dlatego takich oznaczeń próżno szukać na produktach przetworzonych, mięsie czy płatkach kukurydzianych. Choć wszystkie zawierają soję lub mączkę kukurydzianą, która spełnia rolę wypełniacza. Poza tym znakowane są tylko produkty pochodzące bezpośrednio z organizmów modyfikowanych. Przepisy nie dotyczą np. mleka czy mięsa zwierząt karmionych paszami zawierającymi GMO.

W czym tkwi problem? W ilości przeprowadzonych kontroli. Jak mówi Dorota Balińska – Hajduk z Inspekcji Jakości Handlowej Artykułów Rolno–Spożywczych rocznie jest sprawdzanych ok. 100 próbek. Można zadać sobie pytanie: aż 100, czy tylko 100? Według organizacji ekologicznych jest to zdecydowanie za mało. Służby sanitarne nie radzą sobie z wykrywaniem produktów z GMO i egzekwowaniem obowiązku znakowania produktów z GMO. Jeśli to jakość kontroli się nie polepszy, nieważne jak surowe będziemy mieć prawo, pozostanie ono prawem martwym.

Zatem w jakim kierunku powinny odbywać się kontrole? Według epidemiologa, dr Zbigniewa Hałata wniosek jest prosty: „Służby sanitarne powinny pobierać materiał losowo z półek sklepowych i badać je w kierunku zawartości GMO. W przypadku wykrycia nieprawidłowości, powinno się taką firmę ukarać i jednocześnie dostarczyć konsumentom informacji za pomocą mediów na temat nieuczciwych praktyk danego producenta” powiedział w wywiadzie dla serwisu Ochoroba.pl. Konkluzja? „Im większa ilość kontroli, tym większe bezpieczeństwo konsumentów”– podsumowuje dr Hałat.

ZA PÓŹNO?

Tak naprawdę na spory wokół GMO jest już za późno. – napisała na łamach “Gazety Wyborczej” Krystyna Naszkowska. Według autorki artykułu „Na spory o GMO jest już za późno” organizmy genetycznie modyfikowane spożywamy już od wielu lat, nawet o tym nie wiedząc. Czy aby na pewno? Według Jadwigi Łopaty, założycielki Międzynarodowej Koalicji Dla Ochrony Polskiej Wsi (ICPPC) dane dotyczące występowania GMO w Polsce mogą być zafałszowane, a część informacji o występowaniu GMO w Polsce rozsiewają zwolennicy genetycznie modyfikowanych roślin.

Biolog molekularny, profesor Lisowska uważa, że wmawianie ludziom, że GMO już gości na naszych stołach, to sprytny zabieg socjotechniczny. – Tak naprawdę soja w większości jest wykorzystywana jako pasza, a kukurydza i rzepak w dużym stopniu są przerabiane na biopaliwa. Mówi się, że modyfikowaną żywnością chcemy nakarmić głodujący świat, a tak naprawdę nie karmimy głodujących, tylko wlewamy to do baku samochodowego – skwitowała Lisowska.

Ja można przeczytać w ujawnionej przez Wikileaks depeszy dyplomatycznej wysłanej z ambasady USA w Warszawie, propagatorzy technologii GMO uznali, że najskuteczniejszą metodą urabiania opinii społecznej w Polsce będzie powtarzanie, iż GMO od dawna jest obecne w naszym kraju. I ta strategia, ustalona w amerykańskiej ambasadzie – jest dziś stosowana na szeroką skalę! Władze USA spotykały się z przedstawicielami naszego rządu, a także studentami, naukowcami i niektórymi dziennikarzami, żeby przekonać ich do żywności genetycznie modyfikowanej. Niektórych udało się przekonać, a innych nie. Szczególnie smutne jest to, że naciskom amerykańskiego rządu uległy popularne polskie media, naukowcy a nawet politycy.

WIEM, CO JEM

Niezależnie od naszego stanowiska w sprawie GMO wszyscy powinniśmy mieć prawo świadomego wyboru tego, co jemy. Dzisiaj Polacy deklarują, że raczej nie włożą do niego żywności modyfikowanej genetycznie. Co jasno wynika z badania opinii publicznej przeprowadzonego w 2010 roku w krajach Wspólnoty (Eurobarometer „Biotechnology Report 2010”), które wykazało, że społeczny sprzeciw wobec zmodyfikowanej genetycznie żywności wynosi 61 proc. Jednak te deklaracje często nie mają związku z rzeczywistością, bo póki co to cena dla większości konsumentów okazuje się głównym wyznacznikiem w wyborze produktów, a jak wiemy, to co naturalne i ekologiczne jest zdecydowanie droższe.

Jeżeli już zdecydujemy się unikać produktów GMO w naszej diecie, na jakie produkty należy zwrócić szczególną uwagę? Na pewno na olej roślinny, gdyż do jego produkcji często wykorzystuje się transgeniczną soję i rzepak. A co z popularną soją i kukurydzą? Jeżeli chcemy kupić soję, to tylko z ekologicznym certyfikatem, a kukurydzę najlepiej z Węgier (bo Węgry mają zakaz upraw GMO).

W wyborze produktów wolnych od GMO może pomóc druga edycja przewodnika opublikowanego w 2011 roku przez Greenpeace „Czy wiesz, co jesz?”. Poradnik powstał na podstawie pisemnych deklaracji 65. głównych producentów żywności w Polsce, którzy wypełnili kwestionariusz dotyczący polityki ich firm w zakresie stosowania genetycznie modyfikowanych organizmów. Na „Czerwonej Liście” znaleźli się producenci, którzy nie gwarantują, że ich produkty są wolne od składników genetycznie modyfikowanych. To wątpliwe wyróżnienie otrzymały dwie firmy: Animex i Danone. Z kolei na „zielonej liście” znalazło się 64 producentów, którzy złożyli deklaracje, że nie stosują składników genetycznie modyfikowanych, w tym takie firmy jak: Bakoma, Hochland, Kruszwica, Mlekovita, Piątnica, Unilever, Drosed, Indykpol, Sokołów, Mars, Heinz, Hortex, Bonduelle, Coca-Cola, RedBull, Carslber czy Żywiec. Przewodnik pomoże dokonać przynajmniej częściowego wyboru. Częściowego, bo sytuacja na rynku spożywczym cały czas się zmienia.

Autor: Joanna Szubierajska
Zdjęcie: MollySVH
Źródło: Ekologia.pl


TAGI: , , , , ,

Poznaj plan rządu!

OD ADMINISTRATORA PORTALU

Hej! Cieszę się, że odwiedziłeś naszą stronę! Naprawdę! Jeśli zależy Ci na dalszym rozpowszechnianiu niezależnych informacji, ujawnianiu tego co przemilczane, niewygodne lub ukrywane, możesz dołożyć swoją cegiełkę i wesprzeć "Wolne Media" finansowo. Darowizna jest też pewną formą „pozytywnej energii” – podziękowaniem za wiedzę, którą tutaj zdobywasz. Media obywatelskie, jak nasz portal, nie mają dochodów z prenumerat ani nie są sponsorowane przez bogate korporacje by realizowały ich ukryte cele. Musimy radzić sobie sami. Jak możesz pomóc? Dowiesz się TUTAJ. Z góry dziękuję za wsparcie i nieobojętność!

Poglądy wyrażane przez autorów i komentujących użytkowników są ich prywatnymi poglądami i nie muszą odzwierciedlać poglądów administracji "Wolnych Mediów". Jeżeli materiał narusza Twoje prawa autorskie, przeczytaj informacje dostępne tutaj, a następnie (jeśli wciąż tak uważasz) skontaktuj się z nami! Jeśli artykuł lub komentarz łamie prawo lub regulamin, powiadom nas o tym formularzem kontaktowym.

10 komentarzy

  1. -chris 09.09.2011 10:01

    Żadne, choćby najlepiej skonstruowane prawo nie ustrzeże ‘konsumentów’ przed chciwością niektórych producentów lub przetwórców żywności. To w samych konsumentach leży ich los. Zadanie jest trudne, ponieważ:
    – musi do ich świadomości dotrzeć prawdziwa informacja,
    – muszą chcieć zrozumieć, że to im szkodzi,
    – muszą pokonać kilka własnych słabości (lenistwo, obżarstwo, chciwość,…)
    – muszą przestać kupować śmieciowe i trujące jedzenie,
    – muszą domagać się zdrowego jedzenia za swoje pieniądze.
    Tylko tyle.
    To proste. Ja to już robię.
    Czego i Wam życzę 🙂

  2. -chris 09.09.2011 10:05

    “Bakoma, Hochland, Kruszwica, Mlekovita, Piątnica, Unilever, Drosed, Indykpol, Sokołów, Mars, Heinz, Hortex, Bonduelle, Coca-Cola, RedBull, Carslber czy Żywiec.”

    to kpina?!

    a dlaczego w takim razie na tej liście nie ma np. Fiata, albo na ten przykład Orlenu?

    Pijcie redbulla, pijcie. nie ma w nim GMO!

  3. taihosan 09.09.2011 11:00

    W chwili obecnej żywność o pełnej wartości odżywczej jest już za droga dla człowieka zarabiającego 1500 żłotych, dochodzi brak wiedzy o szkodliwości mocno przetworzonej. Za to producenci, lobbyści i politycy zajadają się ekologicznym jedzonkiem. Stać ich.

  4. agnimu 09.09.2011 20:18

    Co do Kruszwicy, to mam wątpliwości… Polecam telewizyjny akurat reportaż, dostepny w necie “Zdrowie a GMO”. Rolnik, z którym rozmawiano wyznaje, że stosuje do uprawy rzepaku płyn Roundup, więc i jednocześnie modyfikowane ziarno Roundup Ready Monsanto, podobnie jak okoliczni rolnicy, od których plony skupuje Kruszwica… Chyba, że to element taktyki przekonywania do GMO, o którym mowa w artykule. Tak czy owak mamy prawo wiedzieć jaką żywność zakupujemy!

  5. agnimu 09.09.2011 20:28

    @taihosan. Warto dobrze poszukać. Ja znajduję żywność względnie niedrogą też w sklepch ekologicznych, czy kupuję owoce z okolicznego sadu wolne od nadmiaru chemii, czego mogę dowieźć. Nie wszystko jest drogie, warto poszukać. Poza tym żywnośc nieprzetworzona zapewnia więcej energii, więc pozorny większy koszt się zwraca.

  6. 8pasanger 10.09.2011 00:27

    Spróbujcie znaleźć na półce w markecie ketchup bez dodatku skrobii modyfikowanej z kukurydzy bądź soi.Mission imposible.Doradzam robić swój ketchup z koncentratu pomidorowego ,octu i dodatków.

  7. jen 10.09.2011 00:57

    8pasanger w artykule jest napisane, że skrobia modyfikowana to nie GMO

  8. Anna Teresa 10.09.2011 09:24

    Rolnik stosował ten herbicyd Roundup w celu “wysuszenia” rzepaku,( rolnicy
    stosują często inny związek ,tańszy ) problem polega na tym że herbicyd ten wnika do rośliny i w niej pozostaje udowodniono jego rakotwórcze działanie, uszkadzające płód nazywany jest także nie bez powodu zabójcą płodów.
    W oleju rzepakowym otrzymanym z roślin transgenicznych gotowych na Roundup
    lub wysuszanych tym herbicydem znajdujemy spore pozostałości tego związku herbicydu

  9. 8pasanger 10.09.2011 10:42

    @jen co nie zmienia faktu ,że dla mnie dodawanie skrobi do ketchupu(który powinien być sosem pomidorowym)to szachrajstwo.Dodatkowo żyję w Wielkopolsce ,gdzie tradycje uprawy pomidora są duże (Pudliszki,Międzychód)nic nie słyszałem o wprowadzaniu do upraw pomidorów zmienionych genetycznie w Polsce a jeśli chodzi o kukurydzę to i owszem-zatem unikając produktu ze skrobią z kukurydzy -zmniejszam ryzyko jedzenia domieszki GMO.Wiadomo również ,że nawet uprawy tradycyjne bywają skażone GMO-chodzi mi o kukurydzę.

  10. mr_craftsman 10.09.2011 18:40

    wszystko jest zgodne z polityką Monsanto i innych sponsorów rządu USA, której fragmenty wyciekły na wikileaks

    strategia producentów opisana na wiki, to, przypomnę :

    -przekupienie urzędników, prominentów i dziennikarzy (z innych źródeł wiemy, że skorumpowany został dział naukowy w Gazecie Wyborczej)

    -powolne przyzwyczajanie obywateli do wizji żarcia GMO – teksty, że niby GMO jest wszędzie i tak je jemy wpisują się w strategię lobbingową USA i ich sponsorów

Dodaj komentarz

Zaloguj się aby dodać komentarz.
Jeśli już się logowałeś - odśwież stronę.