Geny i wychowanie

Opublikowano: 01.02.2011 | Kategorie: Społeczeństwo

Liczba wyświetleń: 925

W dzieciństwie stale słyszałem: „Andrzejek to pewnie na leśnictwo pójdzie”. Na wszystkich zjazdach rodzinnych ciągle powtarzano to zdanie i dyskutowano o mojej przyszłości. Mnie nikt o zdanie nie pytał i może dobrze, bo powtarzany do znudzenia zwrot kojarzył mi się jedynie z… naleśnikami, które zresztą, jak większość dzieci – bardzo lubiłem.

Jako pierwszy męski potomek w naszej rodzinie, urodzony po całej serii wnuczek, już od początku byłem wybrany i naznaczony. Rodzina żywiła spore nadzieje na to, że pójdę w ślady dziadka oraz wujka. Nawet wybór mojego imienia nie był przypadkowy, odziedziczyłem je po nich obu. Nie miałem, zdaniem rozlicznych wujków i ciotek, wyboru. Musiałem zostać leśnikiem.

NIEDALEKO PADA JABŁKO OD JABŁONI

Nie wiem czy pod wpływem rodzinnej presji, czy wskutek częstego kontaktu z krajobrazem wiejsko-leśnym oraz własnych zainteresowań, od dzieciństwa rzeczywiście pasjonowała mnie „przyroda”. Uwielbiałem karmić zwierzęta gospodarskie. Mimo, że karmione były wczesnym świtem, kazałem się budzić i z wypiekami na twarzy biegłem „odbywać zwierzęta” czyli karmić kury, nutrie i psa. Wujek szedł do pracy, a ja zostawałem w domu sam z babcią. Wtedy szedłem do pobliskiego lasu aby poszukiwać żyjących tam salamander lub zostawałem by podglądać zwyczaje nutrii.

Aniołek, który w naszych stronach przynosił dzieciom prezenty pod choinkę, był chyba z moją rodziną w zmowie. Jednym z pierwszych poważnych prezentów jakim mnie obdarował, był mikroskop. Ku zadowoleniu rodziny, no i zapewne samego Aniołka, prezent spodobał mi się do tego stopnia, że potrafiłem całymi godzinami wpatrywać się w soczewkę okularu i podziwiać świat, którego nie dało się dostrzec gołym okiem. Moim pierwszym polem doświadczalnym była woda z akwarium… które oczywiście miałem od wczesnych lat dzieciństwa, bo przecież „Andrzejek tak lubi zwierzątka”. Ku mojemu zdziwieniu i wielkiemu zaskoczeniu, woda która wyglądała na czystą, kryła w sobie niezliczoną ilość organizmów. Oglądałem zatem glony i pierwotniaki. Największe wrażenie robiły na mnie oczywiście okrzemki, z ich krzemionkowym pancerzykami i zadziwiającej geometrii wzorów. Gdy nieco dorosłem i dostąpiłem zaszczytu noszenia kluczy od mieszkania na szyi, zacząłem sam wracać ze szkoły. Wtedy obszar moich eksploracji naukowych znacznie się poszerzył. W potoku polowałem na wypławki, a z zalewisk, których sporo było na osiedlu, przynosiłem do domu stułbie, rozwielitki, traszki i ropuchy. W domu stale znajdowały również schronienie ptaki wypadłe z gniazda. Mama, mimo, że czasem wyrażała swoją dezaprobatę co do moich pasji, znosiła to wszystko z stoickim spokojem. No cóż, przecież miałem i musiałem zostać leśnikiem…

W szkole jednym z pierwszych kółek zainteresowań w jakim „chciałem” uczestniczyć było kółko przyrodnicze. Rodzina była szczęśliwa.

Moje zainteresowania szkolne poszerzały się jednak. Talentów humanistycznych nie posiadałem. „Dórza żeka fpada do moża”, zdanie które napisałem na dyktandzie w czwartej klasie szkoły podstawowej, do dziś jest jednym z „sukcesów” chętnie wspominanych przez wszystkich w trakcie rodzinnych spotkań. Dzięki dobrym nauczycielom matematyki oraz wrodzonemu antytalentowi humanistycznemu rozpoczął się mój romans z królową nauk. Romans, który ostatecznie zakończył się wyborem liceum. Wybrałem patronackie liceum Politechniki Śląskiem z klasą o profilu matematyczno-fizycznym. Mój wybór nie ucieszył krewnych, ale i tak nadal wierzyli, że „pójdę na leśnictwo”. Nawet wtedy, gdy na początku klasy maturalnej zadeklarowałem, że będę studiował geologię…

GENA SOBIE NIE WYDŁUBIESZ…

…mawiają często biolodzy. Mój przypadek zdaje się w pełni potwierdzać tę jakże naukowo brzmiącą teorię.

Końcowy okres nauki w liceum upłynął pod znakiem przygotowań do matury i późniejszych egzaminów wstępnych na geologię. Jako przedmiot maturalnego egzaminu ustnego wybrałem geografię. Marzyła mi się praca geologa, którą w tamtym czasie utożsamiałem z podróżami i ciekawą pracą badawczą w terenie. Byłem zdeterminowany… i sam już nie wiem co mnie podkusiło, aby po egzaminach pisemnych pójść do wychowawczyni i prosić ją o zmianę wybranego uprzednio egzaminu ustnego z geografii na biologię. Pamiętam za to doskonale osłupienie wychowawczyni, nota bene naszej nauczycielki biologii, gdy uzasadniając moją prośbę zakomunikowałem, że „postanowiłem studiować biologię”.

Nigdy nie żałowałem swych wyborów życiowych, a patrząc z perspektywy dnia dzisiejszego, wręcz mogę powiedzieć, że miałem w życiu sporo szczęścia. Wbrew obiegowym opiniom uważam biologię za naukę ścisłą i królową nauk wszelkich. Jestem wdzięczny rodzinie, losowi i genom, że wybrałem właśnie ten przedmiot jako kierunek studiów. Biologia, będąca jedną z dziedzin nauk ścisłych, uczy, że cały otaczający nas świat jest logicznie uporządkowany. Uczy ponadto pokory wobec otaczającego nas środowiska i tego, że niektóre reguły są prawdziwe mimo, że wyjątki od nich stanowią w niektórych przypadkach większość. Uważam, że zrozumienie tych prostych prawd, jest rzeczą cenną nie tylko z naukowego punktu widzenia. Jest również cenne i przydatne w życiu codziennym.

Mój syn, który nosi łatwe do przewidzenia imię, jest obecnie w klasie maturalnej. Na pytanie o studia, bez wahania odpowiada, że będzie studiował informatykę. Ja jednak nie mam takiej pewności jak on i wcale bym się nie zdziwił, gdyby w przeddzień egzaminów maturalnych zmienił zdanie i wybrał biologię… lub przynajmniej bioinformatykę. Gena w końcu sobie nie wydłubiesz…

Autor: Andrzej Pieczyrak
Zdjęcia są własnością autora
Źródło: Dziennikarstwo Obywatelskie
Na licencji Creative Commons Uznanie autorstwa – Na tych samych warunkach 2.5 Polska


TAGI: , ,

Poznaj plan rządu!

OD ADMINISTRATORA PORTALU

Hej! Cieszę się, że odwiedziłeś naszą stronę! Naprawdę! Jeśli zależy Ci na dalszym rozpowszechnianiu niezależnych informacji, ujawnianiu tego co przemilczane, niewygodne lub ukrywane, możesz dołożyć swoją cegiełkę i wesprzeć "Wolne Media" finansowo. Darowizna jest też pewną formą „pozytywnej energii” – podziękowaniem za wiedzę, którą tutaj zdobywasz. Media obywatelskie, jak nasz portal, nie mają dochodów z prenumerat ani nie są sponsorowane przez bogate korporacje by realizowały ich ukryte cele. Musimy radzić sobie sami. Jak możesz pomóc? Dowiesz się TUTAJ. Z góry dziękuję za wsparcie i nieobojętność!

Poglądy wyrażane przez autorów i komentujących użytkowników są ich prywatnymi poglądami i nie muszą odzwierciedlać poglądów administracji "Wolnych Mediów". Jeżeli materiał narusza Twoje prawa autorskie, przeczytaj informacje dostępne tutaj, a następnie (jeśli wciąż tak uważasz) skontaktuj się z nami! Jeśli artykuł lub komentarz łamie prawo lub regulamin, powiadom nas o tym formularzem kontaktowym.

2 komentarze

  1. Murphy 01.02.2011 11:37

    Myślę że geny tu nie mają nic do rzeczy. Po prostu autor wychowywał się w takim środowisku a nie innym i to środowisko nakłoniło go do podjęcia takiego wyboru. Jestem przekonany jak by urodził się w tej rodzinie której się urodził, ale został przeniesiony do innej, z innymi tradycjami, to pewnie nie został by biologiem a zupełnie kim innym.

  2. forest 01.02.2011 11:42

    dokladnie!
    moj ojciec od zawsze mowil, ze bede architektem…
    a ja uparcie na akademie sztuk pieknych chcialem sie wybrac… i co? wlasnie “ucze” sie do sesji (mechanika budowli, matematyka, geometria).

    dzieki tato 🙂

Dodaj komentarz

Zaloguj się aby dodać komentarz.
Jeśli już się logowałeś - odśwież stronę.