Gdy rzecznik idzie do klubu

Opublikowano: 10.02.2017 | Kategorie: Polityka, Prawo, Publicystyka

Liczba wyświetleń: 693

W każdym amerykańskim filmie, w którym pojawia się zagadnienie przemocy seksualnej, pada sakramentalne zaklęcie: „W gwałcie nie chodzi o seks – chodzi o władzę”. Ta teoria, owoc myśli feministycznej, jest raczej konsekwentnie kwestionowana przez seksuologów, ale w przypadku Bartłomieja Misiewicza może okazać się prawdziwa.

Jeśli oczywiście prawdą jest, że w białostockiej dyskotece pan Misiewicz uprzejmy był ująć za prącie pana Patryka Jackowskiego, aspirującego artystę disco polo, to zapewne nie zrobił tego w celach seksualnych. Dotychczasowe postępowanie pana Misiewicza, znane z przekazów medialnych, zdaje się wskazywać, że przywiązuje on do przejawów szeroko pojętej władzy szczególną wagę: można zatem domniemywać, iż ewentualne ujęcie pana Jackowskiego za prącie w zestawieniu z domniemanym zaoferowaniem mu pracy w ministerstwie było formą podkreślenia wysoce uprzywilejowanej pozycji pana Misiewicza w stosunku do świeżo poznanego młodszego mężczyzny. W takim sensie objawiony w spontanicznych wypowiedziach internautów niepokój co do ewentualnej nieheteronormatywności osoby o tak wysokiej pozycji w Ministerstwie Obrony Narodowej wydaje się bezzasadny.

Natomiast czytając o niezwykłej osobie pana Misiewicza i jego białostockiej przygodzie, przypomniałam sobie historię, która wydarzyła się w bratniej – szczególnie w oczach poległego w Smoleńsku brata prezesa – Gruzji.

Między tymi dwiema przygodami jest oczywiście wiele różnic. Przede wszystkim taka, że opowieść gruzińska nie była – w odróżnieniu od naszej – humorystyczna, tylko tragiczna. Ale jest też sporo zaskakujących podobieństw, które sugerują, że może warto poszukać w niej przestrogi.

Podobieństwa, jakie znajdujemy w gruzińskiej historii, to upojny ubaw w nocnym klubie w Tbilisi, luksusowa limuzyna i niejaki Guram Donadze – rzecznik prasowy MSW, które za czasów Saakaszwilego było najpotężniejszym resortem siłowym w Gruzji. Nie wiemy, czy podczas ubawu Donadze złapał kogoś za penisa, wiemy za to, że w pewnym momencie, wskazując na niego, młodzieniec nazwiskiem Sandro Girgwliani spytał swoją dziewczynę, dlaczego siedzi przy stoliku z „tym pedałem”.

Nazajutrz – i to zasadnicza różnica – skatowane ciało Girgwlianiego znaleziono pod murem cmentarza w peryferyjnej dzielnicy Okrokana. Jego przyjaciel Lewan Buchaidze zeznał, że przed klubem obydwaj zostali znienacka zapakowani do mercedesa klasy ML i wywiezieni na peryferia, gdzie Buchaidze został, po pobieżnym wpierdolu, puszczony żywcem, podczas gdy Girgwlianiego zatłuczono na śmierć. Wśród porywaczy i późniejszych oprawców ocalony rozpoznał Olega Melnikowa, wiceszefa Departamentu Bezpieczeństwa Konstytucyjnego MSW. Mielnikow był wśród osób, które siedziały przy stoliku rzecznika MSW, gdy Girgwliani zakwestionował jego heteronormatywność. Później zawodowy obrońca konstytucji wyszedł w ślad za ofiarą i jej kumplem – i zniknął na kilkadziesiąt minut. W odpowiedzi na pytania prasy i opozycji dotyczące roli Donadzego i Melnikowa w zabójstwie, minister spraw wewnętrznych Vano Merabiszwili ogłosił, iż nie widzi powodów do zwalniania kogokolwiek – i że publikacje prasowe to nic innego jak próby zdyskredytowania jego resortu. Po tym, jak protesty i demonstracje przeciw samowoli i bezkarności MSW rozlały się po całej Gruzji, głos zabrał prezydent Saakaszwili, który głosił, że Merabiszwili jest „bardzo dobrym ministrem”, a wezwania do jego dymisji są „bardzo śmieszne”. Protestujących przed parlamentem policja rozpędziła nocą, niektórych aresztowano za chuligaństwo. W efekcie do zabójstwa przyznali się czterej funkcjonariusze MSW, którzy dostali łagodne wyroki. Co najmniej jeden z nich, według zeznań Lewana Buchaidzego, nie miał z napaścią nic wspólnego. Melnikow nie stanął przed sądem.

Nie próbuję porównywać złapania za fiuta – jeśli rzeczywiście do tego doszło – do pobicia na śmierć pod murem cmentarza.

Jest jednak coś niepokojącego w tym, jak podobnie na te wydarzenia zareagowali przełożeni. Nie wiemy, czy Misiewicz obmacywał Jackowskiego – wiemy za to na pewno, że pozwalał, żeby kapitan Wojska Polskiego w galowym mundurze trzymał nad nim parasol i oczekiwał, aby żołnierze witali go słowami: „Czołem, panie ministrze”; jest to udokumentowane fotograficznie i każdy może obejrzeć to sobie w necie.

Nie wiadomo, czy pan Misiewicz został ostatecznie zwolniony z ministerstwa – MON temu zaprzecza. Wiemy za to, że minister obrony narodowej obiecuje poszczuć prokuratorem tych, którzy atakują jego faworyta.

Warto, żeby pamiętał, iż bezkarność młodzieńców z zacięciem do władzy może prowadzić do tragicznych konsekwencji.

Autorstwo: Agnieszka Wołk-Łaniewska
Zdjęcie: P. Tracz – Kancelaria Premiera (PDM 1.0)
Źródło: Nie.com.pl


TAGI: , ,

Poznaj plan rządu!

OD ADMINISTRATORA PORTALU

Hej! Cieszę się, że odwiedziłeś naszą stronę! Naprawdę! Jeśli zależy Ci na dalszym rozpowszechnianiu niezależnych informacji, ujawnianiu tego co przemilczane, niewygodne lub ukrywane, możesz dołożyć swoją cegiełkę i wesprzeć "Wolne Media" finansowo. Darowizna jest też pewną formą „pozytywnej energii” – podziękowaniem za wiedzę, którą tutaj zdobywasz. Media obywatelskie, jak nasz portal, nie mają dochodów z prenumerat ani nie są sponsorowane przez bogate korporacje by realizowały ich ukryte cele. Musimy radzić sobie sami. Jak możesz pomóc? Dowiesz się TUTAJ. Z góry dziękuję za wsparcie i nieobojętność!

Poglądy wyrażane przez autorów i komentujących użytkowników są ich prywatnymi poglądami i nie muszą odzwierciedlać poglądów administracji "Wolnych Mediów". Jeżeli materiał narusza Twoje prawa autorskie, przeczytaj informacje dostępne tutaj, a następnie (jeśli wciąż tak uważasz) skontaktuj się z nami! Jeśli artykuł lub komentarz łamie prawo lub regulamin, powiadom nas o tym formularzem kontaktowym.

2 komentarze

  1. Fenix 10.02.2017 12:42

    Ciekawe czyim był, i jest misiem ?

Dodaj komentarz

Zaloguj się aby dodać komentarz.
Jeśli już się logowałeś - odśwież stronę.