Fosforany w pożywieniu przyczyną nadpobudliwości dzieci

Opublikowano: 12.12.2014 | Kategorie: Wiadomości z kraju, Zdrowie

Liczba wyświetleń: 708

Chleb, wędliny, parówki, ser żółty, desery mleczne, słodkie płatki, jogurt owocowy – to typowe składniki na śniadanie dla dziecka. Po zjedzeniu takich produktów dzieci stają się często nadpobudliwe, rozdrażnione, przygnębione. Dziwne? Zupełnie nie, jeśli popatrzy się na skład takich produktów. Lista emulgatorów, dodatków z grupy E, niebotycznej ilości cukru jest dużo dłuższa niż lista „normalnych” składników, z których młody organizm mógłby czerpać energię i siłę na cały poranek.

Pomijając fakt, że w takim śniadaniu brakuje warzyw i owoców, obfituje ono jeszcze w fosforan (symbol E451 lub E452), który stanowi poważne zagrożenie dla zdrowia, jeśli spożywany jest w nadmiarze. Fosforany dodaje się do żywności przede wszystkim dlatego, że wpływają znacznie na uwodnienie białek, a tym samym powodują wzrost wydajności gotowych produktów – w szczególności wędlin. Dodatkowo fosforany pełnią rolę stabilizatorów i regulatorów kwasowości, a także emulgatorów i przeciwutleniaczy.

Fosfor występuje naturalnie w produktach takich jak: sardynki, tuńczyk, soja, kakao, kiełki orzechy i w takiej postaci jest składnikiem niezbędnym do funkcjonowania komórek. Jednak dla większości ludzi z krajów rozwiniętych (patrz – silnie uprzemysłowionych) prawdziwym zagrożeniem jest obecnie nadmiar fosforu, wynikający ze zbyt dużej ilości fosforanów w pożywieniu. U dorosłej osoby taki nadmiar wiąże się z podwyższonym ryzykiem chorób układu krążenia, chorób nerek i kości (osteoporoza), a u dzieci powoduje nadpobudliwość, autyzm a nawet schizofrenię.

Lekarze proponują rodzicom dzieci z nadpobudliwością lub z deficytem uwagi, aby zmienili im dietę, wprowadzając produkty o niskiej zawartości fosforanów. Taka terapia nazwana została dietą Herthy Hafer od nazwiska niemieckiej farmaceutki, która stworzyła ją w latach 1970. dla swego chorującego syna.

Dieta Hafer to praktyczne zastosowanie pracy naukowej Benjamina F. Feingolda, amerykańskiego pediatry i alergologa, badającego powiązania między barwnikami i dodatkami do żywności a nadpobudliwością u dzieci. Doświadczenie zakończyło się powodzeniem i wskazało, że występuje silny związek między tym, co spożywają dzieci, a ich zachowaniem.

Zmiany w zachowaniu dziecka można zauważyć już po 4 dniach diety bez fosforanów: ustępuje nadpobudliwość, poprawia się koncentracja. Jednak powrócenie do dawnych nawyków żywieniowych powoduje nawrót objawów w przeciągu zaledwie kilku godzin.

Jak uniknąć zatrucia fosforanami? Alternatywą dla uniknięcia zatrucia fosforanami jest dieta oparta na produktach ekologicznych o niskiej zawartości fosforu lub wytwarzanych tradycyjnymi, domowymi sposobami, które nie są poddane obróbce przemysłowej.

Wydaje się to proste rozwiązanie – jednak produkty w sklepach ekologicznych są bardzo drogie, a na wytwarzanie domowych smakołyków większość rodziców po prostu nie ma czasu. Alternatywą pozostawałoby kupowanie naturalnych produktów na bazarach od drobnych przetwórców, którzy zbiory z własnych gospodarstw przerabiają tradycyjnymi, domowymi sposobami, np. z mleka robią twaróg, naturalny jogurt czy żółty ser.

Problemem w Polsce są przepisy i wyśrubowane normy sanitarno-higieniczne, które obecnie uniemożliwiają małym przetwórcom prowadzenie tego typu działalności (nierentowność sezonowej sprzedaży bezpośredniej). Małe gospodarstwa nie mogą być traktowane tak jak duże przedsiębiorstwa – jest to ogromna różnica, którą ustawodawca również powinien zrozumieć.

Sytuację tę chcą zmienić organizacje społeczne non-profit, które podejmują działania na rzecz zmian legislacyjnych, umożliwiających swobodny dostęp do naturalnej żywności bez chemii. Przygotowaną przez Instytut Ochrony Zdrowia Naturalnego petycję do Ministra Rolnictwa podpisało prawie 11 000 osób.

Autorstwo: Faustyna Guzowska
Źródło: Instytut Ochrony Zdrowia Naturalnego
Nadesłano do “Wolnych Mediów”


TAGI: , , , , ,

Poznaj plan rządu!

OD ADMINISTRATORA PORTALU

Hej! Cieszę się, że odwiedziłeś naszą stronę! Naprawdę! Jeśli zależy Ci na dalszym rozpowszechnianiu niezależnych informacji, ujawnianiu tego co przemilczane, niewygodne lub ukrywane, możesz dołożyć swoją cegiełkę i wesprzeć "Wolne Media" finansowo. Darowizna jest też pewną formą „pozytywnej energii” – podziękowaniem za wiedzę, którą tutaj zdobywasz. Media obywatelskie, jak nasz portal, nie mają dochodów z prenumerat ani nie są sponsorowane przez bogate korporacje by realizowały ich ukryte cele. Musimy radzić sobie sami. Jak możesz pomóc? Dowiesz się TUTAJ. Z góry dziękuję za wsparcie i nieobojętność!

Poglądy wyrażane przez autorów i komentujących użytkowników są ich prywatnymi poglądami i nie muszą odzwierciedlać poglądów administracji "Wolnych Mediów". Jeżeli materiał narusza Twoje prawa autorskie, przeczytaj informacje dostępne tutaj, a następnie (jeśli wciąż tak uważasz) skontaktuj się z nami! Jeśli artykuł lub komentarz łamie prawo lub regulamin, powiadom nas o tym formularzem kontaktowym.

7 komentarzy

  1. jeszcze 12.12.2014 10:10

    Wielokrotnie przekonałam się już, że etykietka EKO niewiele znaczy (bo jak może być eko siemię lniane pochodzące z Chin!). Zamiast nazwy eko wolę kupować produkty naprawdę ekologiczne, czyli bezpośrednio od zaufanych rolników albo na targowisku (i to też nie wszystko, bo wielu sprzedaje produkty z giełdy, a nie z własnego pola). Wymaga to jednak trochę zachodu, bo muszę udać się do kilku rożnych miejsc, czasami odległych, żeby zrobić zaopatrzenie. Mimo wszystko warto trochę pochodzić, żeby jeść normalne jedzenie.
    Nie przejmuję się też żadnymi przepisami, normami sanitarnymi, bo one nie są dla mojego i rolników dobra.
    Namawiam wszystkich do wspierania naszego rolnictwa nie poprzez podpisywanie petycji, które nic nie zmienią, ale poprzez kupowanie tego, co nasze polskie, bo to może jedyne polskie co nam pozostało, nasze być albo nie być. To jest prawdziwy patriotyzm.

  2. xc1256 12.12.2014 15:56

    @jeszcze bardzo dobry pomysł i warto aby inni też go stosowali.
    Ja sam wytwarzam sobie jedzenie, wiec nie mam takiego problemu.

  3. jeszcze 12.12.2014 16:45

    @xc1256
    To masz prawdziwe szczęście. Ja też część wytwarzam i dążę do całkowitej samowystarczalności w kwestii wyżywienia.

  4. dagome12345 15.12.2014 09:17

    @jeszcze

    Jak się upewniasz ,że dany produkt na pewno jest z pola “zaprzyjaźnionego” rolnika ?
    Pytam, bo mieszkam 50 metrów od jedynego targowiska w moim mieście i wiem też gdzie zaopatruje się w produkty większość tzw rolników ( hurtownie spożywcze położone kilkadziesiąt km od mojego miasta). Nie chce tu zaczynać jakiejś sprzeczki, ale sąsiadka z mojej klatki jest takim “rolnikiem” ( a z jej synem “zwiedziłem” nie jeden dół, drzewo, rzeczkę za młodu 🙂 Wiec przez lata nieświadomie( chciałem czy nie) poznałem środowisko targowiskowych “rolników”- u tej sąsiadki zarobiłem swoje pierwsze pieniądze w życiu( pomagając w załadunku i rozładunku towarów) 🙂 Wiem też ,że “produkt od polskiego rolnika” to główny “chłłłyt marketingowy” ) na targowisku 🙂

  5. jeszcze 15.12.2014 10:00

    @dagome12345

    Zanim znalazłam zaufane źródła minęło trochę czasu. I nie raz się nacięłam po drodze.
    Przykładowo mleko i warzywa okopowe biorę od rolnika, do którego jeżdżę do domu albo na targ, ten człowiek sprzedaje mleko od 30 lat w tym samym miejscu i wszystko idzie na pniu. Warzywa uprawia na oborniku, sama mogłam się o tym przekonać.
    Jaja, kury, króliki i w sezonie gęsi biorę od sąsiadki, widzę jak kury biegają i wiem, co jedzą, zresztą sama je dokarmiam zimą skorupkami po jajkach.
    Na targowisku jest trudniej. Ale wystarczy trochę wprawy, żeby odróżnić rolnika od handlarza. Przede wszystkim zauważyłam, że rolnik, który sam uprawia nie jest dobrym sprzedawcą, nie jest nachalny, raczej nieśmiały i jak w sałacie znajdę ślimaka a w szpinaku mszyce, to wiem, że to dobry wybór. Prawdziwy rolnik zazwyczaj nie przyjeżdża też we wszystkie dni targowe, bo zwyczajnie nie ma na to czasu w przeciwieństwie do handlarza, który stoi zawsze.
    Ponadto patrzę na skrzynki, opakowania, które mogą dać dużo informacji o tym, skąd pochodzi towar (choć nie zawsze). Wybieram stare odmiany jabłek na przykład, bo wiem, że tych zwykle już się nie pryska, tym bardziej jak widzę, że ktoś ma na stoisku dwa czy trzy produkty. W ogóle im większy asortyment na stoisku, tym większa szansa że to handlarz.
    Plus intuicja.
    Takie proste zasady zazwyczaj wystarczą, choć czasem można się naciąć. Ale człowiek uczy się na błędach.

  6. dagome12345 15.12.2014 11:03

    @jeszcze

    No nie sądziłem ,że się tak poświęcasz i jeździsz na prywatne wizyty do rolników – szacunek 🙂
    Ja takiego zacięcia nie mam:)
    Miałem kiedyś przyjemność być na takiej farmie ekologicznej gdzie były pasieki, ogródki warzywne, szklarnie, pokaźne stado kóz itd. Smak tamtych wyrobów jest niezapomniany , ale marchewkę sprzedawali po 22 zł za kilo 🙂

  7. jeszcze 15.12.2014 12:16

    @dagome12345
    Ja mam po 2-3 zł za kg 🙂

Dodaj komentarz

Zaloguj się aby dodać komentarz.
Jeśli już się logowałeś - odśwież stronę.