Elektorat pustej kieszeni

Opublikowano: 19.06.2015 | Kategorie: Gospodarka, Polityka, Publicystyka, Społeczeństwo

Liczba wyświetleń: 589

Ponad 20 proc. Kukiza w wyborach prezydenckich, nie wspominając już o wygranej Dudy, wywołało u celebryckich analityków rzeczywistości popłoch. W łeb wzięły radosne zapewnienia Czapińskiego, że Polska rośnie w siłę, a ludziom żyje się optymistyczniej.

ŚMIECH NA PARKIECIE

Poszły w drebiezgi teorie, że motłochowi wystarczy dać igrzyska i autostrady. Cztery lata temu lud uwierzył, że dzięki światłości ekonomicznej Tuska suchą stopą przeszliśmy kryzys, w którym potonęły gospodarki wszystkich innych krajów. Ale od tamtego czasu o kilkunastoprocentowej recesji pozapominali ci, którzy jej doświadczyli, a u nas kicha. Amerykański indeks giełdowy S&P 500 skoczył z 900 punktów w 2008 roku do obecnych 2100 punktów. W tym samym czasie giełda najprężniej rozwijającej się – według zapewnień rządzących – gospodarki Europy nijak tego rozwoju nie oddaje. WIG 20 z 1800 punktów siedem lat temu, doczołgał się do 2350 punktów teraz. W Ameryce ponad 2 razy tyle, u nas ledwie o jedną trzecią więcej. Podobnie wyglądałoby porównanie z giełdą frankfurcką, czy londyńską.

RECHOT HISTORII

Kultywowane przez ekspertów i media karmienie publiki danymi statystycznymi i pochwałami ze strony Banków Światowych lub innych MFW przestało działać. Elektorat Kukiza i Dudy nie odczuwał deklarowanych przez GUS 4 tysięcy zł średnich zarobków. Polak widział paroprocentowe wzrosty tylko na ekranie telewizora, ale nijak nie dostrzegał ich we własnej kieszeni.

Opowieści Komorowskiego o historycznym skoku Polski w ostatnim ćwierćwieczu na znającego zasobność swojego portfela obywatela zaczynały działać jak płachta na byka.

Dwadzieścia pięć lat to szmat czasu. Dość, żeby od kraju, w którym wszystko, co nosiło znamiona przemysłu zostało zmiecione nalotami dywanowymi, a kobiety sprzedawały się okupantom za trochę żarcia, dojść do pozycji światowej potęgi ekonomicznej. Myślę tu o Niemczech lat 1946-1970. Przez ćwierć wieku zachodnioniemieckie PKB na głowę wzrosło z 2217 (wg metodologii Geary-Khamis) do prawie 17 tys. dolarów. Niemieccy emeryci już w połowie lat 50. gremialnie zaludniali plaże Morza Śródziemnego i okolic. Niemieccy pracodawcy mieli zaś tyle zleceń, że musieli ściągać do siebie kelnerów z Włoch i sprzątaczki z Hiszpanii, o robotnikach z Turcji i Jugosławii nie wspominając.

Pal licho Niemcy. W takim PRL przez dwadzieścia pięć lat też zmieniło się wszystko. Miliony przemieściły się ze wsi do miast. Kolejne miliony zdobyły wykształcenie i kwalifikacje. Produkt Narodowy Brutto per capita szacowany w 1946 roku na 1390 baksów, w 1970 wynosił już 4428 dol. To oznacza wzrost gospodarczy o 219 proc. w ciągu pierwszego ćwierćwiecza PRL. I to bez tego, co zainkasowały Niemcy z Planu Marshalla – odpowiednika dzisiejszych 10 mld dolarów. Powojenną Polskę drenował ZSRR, wywożąc z niej tuż po 1945 roku wszystko, co nadawało się do demontażu, a przez następne lata wysysając węgiel i inne dobra za Bóg zapłać. Wyprowadzenie kraju z powojennej nędzy do gomułkowskiej „małej stabilizacji” było prawdziwym skokiem cywilizacyjnym. I to dokonanym w jednym pokoleniu.

CHICHOT ZNAD ZMYWAKA

W przypadku III Rzeczypospolitej punktem wyjścia jest 1989 r. z PKB per capita 5684 dol. W odróżnieniu od roku 1945 kraj nie był spalony. Przemysł jako tako egzystował. Przez kolejne 25 lat było już tylko więcej i lepiej. Rośliśmy jak na drożdżach. Inkasowaliśmy miliardy euro z Unii. Darowano nam długi. No i w efekcie na koniec 2014 r. osiągnęliśmy 12 062 dol. PKB per capita.

Ups! Przez dwadzieścia pięć lat rozwoju w świet(l)nym tempie PKB na twarz wzrosło o 112 proc. Wzrost gospodarczy w PRL był więc prawie dwukrotnie wyższy.

Dzisiejszych polskich emerytów nie stać na lekarstwa. Polscy pracownicy mają zaś w kraju tyle pracy, że muszą z powodu much w nosie realizować się jako barmani w Londynie, sprzątaczki w Norwegii, czy opiekunki w Niemczech…

RŻENIE BELKI

Przedwyborcze diagnozy społeczne i sondaże nie pokazały, że przeciętny Polak czuje, że – wbrew temu co mu się wmawia – coś jest nie tak. W nauce nosi to nazwę dysonansu poznawczego.

Np. miliony nowo upieczonych magistrów słyszą i widzą, że jest dobrze, a sami zarabiając na umowie o dzieło 1500 zeta nie znają nikogo, kto dostaje gusowskie 3 300 zł na rękę. Wręcz przeciwnie: wokół pełno ludzi, którzy częściej szukają pracy niż ją mają. Nie dziwota, że przestają wierzyć w bajki. Widzą, że w czasie jednego pokolenia, wszystkim wokół się pogorszyło. W PRL-u ich rodzice znaleźli pracę i mieszkanie się w miastach. Dziś migracji nie ma. W miastach praca co prawda jest, ale za najniższe stawki. Takie, które uniemożliwiają nawet wynajęcie pokoju na spółkę. Migracji nie ma, ale emigracja – jak najbardziej. Wyjechało już ponad 2 miliony. Kolejne pakują walizki.

Ci ludzie nie muszą znać statystyk mówiących, że bezrobocie spada. Owszem spada, tyle, że od lat utrzymuje się na tym samym, 2-milionowym poziomie. Dzięki temu pracodawcy mogą żyć nie umierać. Chętnych do pracy za psie pieniądze im nie zabraknie. Ludzi nie pasjonują radosne dane ekonomiczne i cała biznesowa statystyka. Oni mają własne portfele i portmonetki, które mówią im coś innego.

Dzisiejsze PKB per capita daje nam miejsce za Timorem Wschodnim, ale przed Trynidadem i Tobago. Dane te pochodzą z MFW i Banku Światowego, i rzecz jasna różnią się od tego co publikuje GUS, czy Eurostat. A zdawałoby się, że metodologię mają taką samą. Inna sprawa, że jak się człowiek naczyta, że co pięć lat jego efektywność rośnie dwukrotnie, to i serce rośnie. Tyle, że zaraz pojawi się pytanie o choćby minimalne przełożenie tego wzrostu na podwyżkę wynagrodzenia… I dlatego jakiekolwiek dane z udziałem PKB nie są już dla nikogo przekonujące.

Dla Marka Belki też. Odczarował polską gospodarkę stwierdzając, że choć mamy największy w Europie wzrost efektywności pracy, to zarobki na Węgrzech, w Słowacji i Czechach w ostatnich 10 latach wzrosły w stosunku do naszych 2,5-krotnie. Znaczy się, żeby ich dogonić, GUS musiałby podać, że średnie zarobki w Polsce wynoszą 10 tys złotych z haczykiem.

UCIECHA STATYSTYKÓW

Na papierze wychodzi, że gospodarka rośnie. Skąd zatem dane GUS o tym, że od lat w skrajnym ubóstwie żyje co dwunasty obywatel „zielonej wyspy”? To 3 mln ludzi. Kolejne 1,6 mln egzystuje poniżej minimum socjalnego.

Bogatych mamy jak na lekarstwo. Według tego co zeznają w PIT-ach jest ich niemal dokładnie tyle ile wynosi błąd statystyczny. Czyli jakieś 3 procent. Tylko tylu łapie się na najwyższą stawkę podatkową.

Czy w takim razie można jeszcze mówić o fenomenie wyniku populistów typu Duda i Kukiz? Absolutnie nie. Każdy socjolog i każdy ekonomista powinni byli to przewidzieć. Ludzie mają dość życia w piramidalnej hipokryzji. Wśród opowieści o tym, że państwo nie ma pieniędzy, że żeby dać, trzeba uciąć gdzie indziej. Jeśli w ciągu 10 lat liczba urzędników wzrosła o 100 tysięcy, a procedury biurokratyczne są dla obywatela wciąż nie do przeskoczenia, to aż dziw, że agresja społeczna przejawia się u nas nie w postaci barykad i koktajli Mołotowa, a w ramach retoryki politycznej.

BEKA RESZTY ŚWIATA

Co robią tuzy polskiej ekonomii, że na dźwięk słowa Polska światowa finansjera wybucha śmiechem? Bo wybucha.

Z raportu amerykańskiej pozarządowej organizacji Global Financial Integrity (GFI) wynika, że w latach 2003-2012 wytransferowano z Polski dziesiątki miliardów dolarów. W roku 2003 – 1,96 mld, a w następnych latach odpowiednio: 0,42 mld; 0,79 mld; 3,3 mld; 12,16 mld; 10,04 mld; 10,46 mld; 9,92 mld, 4,06 mld. Odpowiedzialne są za to zagraniczne firmy, które rząd zwolnił od podatku dochodowego. Badania pokazały, że Polska jako jedyny kraj Unii Europejskiej znalazła się w pierwszej dwudziestce najbardziej wyzyskiwanych państw. Na tej samej liście Rumunia jest na miejscu 32.

W Polsce średni skorygowany dochód do dyspozycji gospodarstwa domowego netto na osobę wynosi 16 234 dol. na rok. Średnia OECD to 23 938 dol.

Ludzie w Polsce pracują przez 1929 godzin rocznie. Średnia OECD wynosi 1765 godzin.

89 proc. dorosłych Polaków w wieku 25-64 lata ma wykształcenie średnie, przy średniej OECD wynoszącej 75 procent.

Żony dziadków dzisiejszych 20- czy 30-latków nie musiały pracować. Dziadkowie byli je w stanie utrzymać z jednej pensji. Dziś, dzięki zgodzie rządzących na drenaż naszej gospodarki, pary magistrów na śmieciówkach nie stać nawet na obrączki.

Złotouści komentatorzy opowiadają o końcu epoki pokolenia „Solidarności”. Bzdura. Wyniki wyborów i sondaży partyjnych nie mają nic wspólnego z polityką. Są przejawem myślenia własną kieszenią. A dla kieszeni nie liczy się czy ktoś się będzie modlił, czy palił urzędy. Kieszeń chce być pełna pieniędzy.

Autorstwo: Tadeusz Jasiński
Źródło: Strajk.eu


TAGI: , ,

Poznaj plan rządu!

OD ADMINISTRATORA PORTALU

Hej! Cieszę się, że odwiedziłeś naszą stronę! Naprawdę! Jeśli zależy Ci na dalszym rozpowszechnianiu niezależnych informacji, ujawnianiu tego co przemilczane, niewygodne lub ukrywane, możesz dołożyć swoją cegiełkę i wesprzeć "Wolne Media" finansowo. Darowizna jest też pewną formą „pozytywnej energii” – podziękowaniem za wiedzę, którą tutaj zdobywasz. Media obywatelskie, jak nasz portal, nie mają dochodów z prenumerat ani nie są sponsorowane przez bogate korporacje by realizowały ich ukryte cele. Musimy radzić sobie sami. Jak możesz pomóc? Dowiesz się TUTAJ. Z góry dziękuję za wsparcie i nieobojętność!

Poglądy wyrażane przez autorów i komentujących użytkowników są ich prywatnymi poglądami i nie muszą odzwierciedlać poglądów administracji "Wolnych Mediów". Jeżeli materiał narusza Twoje prawa autorskie, przeczytaj informacje dostępne tutaj, a następnie (jeśli wciąż tak uważasz) skontaktuj się z nami! Jeśli artykuł lub komentarz łamie prawo lub regulamin, powiadom nas o tym formularzem kontaktowym.

2 komentarze

  1. Operator 20.06.2015 10:41

    Przez artykuł przeszedłem z westchnieniami i zagryzaniem zębów.
    Ze smutku rodzi się agresja, a po tym opadają ręce i myślę tylko o północnym zachodzie. Dziady powiadają, że jest czyściej, jest mnie idiotów, za dzienną wypłatę tankujesz hummera, a za roczną kupujesz hybrydę.

  2. emigrant001 20.06.2015 10:51

    W Polsce w/g sondaży 33% populacji to idioci. Dobry wstęp do kolonizacji.

Dodaj komentarz

Zaloguj się aby dodać komentarz.
Jeśli już się logowałeś - odśwież stronę.