Egipski spiderman

Opublikowano: 21.10.2011 | Kategorie: Polityka

Liczba wyświetleń: 759

W sierpniu plac Tahrir bardzo się zmienił. Miejsce el-szabab – młodych rewolucjonistów i rodzin męczenników rewolucji po raz kolejny w tym roku zajęła armia. Na środku placu wozy opancerzone stanęły w miejscu miasteczka namiotowego, w którym od początku lipca rewolucjoniści okupowali plac. Dzisiaj dostępu do skweru broni uzbrojona po zęby żandarmeria wojskowa. 1-go sierpnia plac – symbol rewolucji został siłą opróżniony z demonstrantów.

Oskarżenia o rzekomy elitaryzm i besserwisseryzm odniosły w końcu skutek. Egipcjanie zmęczeni trudną sytuacją ekonomiczną uwierzyli chyba podszeptom armii i islamistów. Tak zwany przeciętny Egipcjanin ma już powoli dosyć okupacji, mitingów i demonstracji, które coraz częściej kojarzą się z towarzyszącą im przemocą. To bez znaczenia, że to rewolucjoniści byli celem ataków płatnych rzezimieszków, których mocodawców dziwnym trafem nigdy nie można było ustalić. Islamistom udało się przedstawić demonstrantów z placu Tahrir jako zwolenników świeckiego państwa, w dzisiejszym Egipcie to prawie obelga. To nic, że większość rewolucyjnej młodzieży stroniła od światopoglądowych sporów, skupiając się na próbach rozliczenia starego reżimu, walce o demokrację i płacę minimalną. Oskarżenia o środki z zagranicy rzekomo zasilające demonstrantów trafiły na podatny grunt i to pomimo dowodów na zasilanie od lat strumieniem saudyjskich petrodolarów integryzmu muzułmańskiego nad Nilem. Trzecioświatowa specyfika, w której demokratyczne i społeczne hasła podnosi często wykształcona, wywodząca się z wyższej klasy średniej młodzież musiała przynieść oskarżenia o elityzm.

NUHBA ZNACZY ELITY

– Nuhba, jak z ironią nazywamy naszych rewolucjonistów, powinni oderwać się na trochę od swych profili na facebooku i zamiast tweetowania wsłuchać się lepiej w głos zwykłych Egipcjan. Jak do tej pory są zbyt oderwani od ludzi. Niech przestaną nas krytykować, mówić nam jak powinien wglądać Egipt po rewolucji – mówi Hoda pochodząca z prowincji Szarkija, sympatyczka Bractwa Muzułmańskiego i zaraz dodaje

– Według ostatnich badań instytutu Gallupa jesteśmy jednym z najbardziej religijnych społeczeństw na świecie i chcemy żeby w demokratycznym Egipcie było to respektowane”.

– Przecież nikt nie neguje muzułmańskiego charakteru Egiptu. Ani rewolucjoniści, ani żadna świecka organizacja. Jedyne co nuhba, jak ich nazywasz, zarzucali Bractwu Muzułmańskiemu i innym organizacją muzułmańskim to asekuranctwo i serwilizm w kontaktach z rządzącą Egiptem armią. – bronię demonstrantów z placu Tahrir znam przecież doskonale ich postulaty.

– Wielu Egipcjan obawia się, że rewolucja może przynieść do Egiptu świeckie państwo, na wzór zachodni, z prawami mniejszości seksualnych, legalną pornografią, itd. Zrozum nie tylko świeccy Egipcjanie boją się salafi, ten strach działa w dwie strony. Jeśli chodzi o armię, to muszę przyznać, że cenię nuhba za to, że zawsze patrzą władzy na ręce, ale nie lubię gdy nazywają generałów zdrajcami i kontrrewolucją. Armia to przecież Egipcjanie tacy jak my, zrobili dużo dobrego, jeśli są skorumpowani to dlatego, że wszyscy byliśmy skorumpowani. Potrzebujemy wielu lat żeby zmienić system. – kończy w reformistycznym tonie Hoda.

Tego samego dnia mam długą rozmowę z emerytowanym oficerem armii, wnikliwym obserwatorem egipskiej rewolucji. Nie zgadza się z Hodą.

– Przecież to właśnie nuhba chcą dokończyć rewolucję i zniszczyć system, który stworzył Mubarak. Na przeszkodzie stoi armia, więc mają święte prawo ją krytykować i wywierać cały czas presję na generałach. Jeśli armia poczuje brak oporu ze strony społeczeństwa, wszystko w Egipcie będzie po staremu. Islamiści potrafią jedynie krzyczeć: Long live Marshal Tantawi, Islam is solution. Jako dobry muzułmanin mówię nie. Nie zawsze religia jest najlepszym rozwiązaniem w kwestiach państwa. – mówi podenerwowany oficer.

– Ja ich nawet trochę rozumiem, ostatnie 50 lat spędzili w więzieniach. Przez te wszystkie lata to oni najczęściej stawali przed trybunałami wojskowymi i dzisiaj gdy wypuścili ich z więzień próbują flirtować z armią. Już raz w 70. latach Sadat posłużył się nimi żeby rozprawić się z lewicą. Dzisiaj wygląda na to, że armia chce ten manewr powtórzyć – kończy w spokojniejszym już tonie.

POKAZ SIŁY

Dla wszystkich nad Nilem było jasne, że planowana przez islamistów na 29 lipca wielka demonstracja „Wola ludu” będzie pokazem ich siły. W poczuciu marginalizacji i odtrącenia przez rewolucjonistów zwolennicy boskiego prawa na ziemi przygotowywali się na swój wielki dzień. Jeszcze na kilka dni przed demonstracją liderzy salafich odgrażali się, że rozpędzą warchołów z placu Tahrir, którzy ośmielili się poróżnić Egipcjan z armią. Tym bardziej zaskakujący wydawał się kompromis, który został zawarty między: okupującymi plac rewolucjonistami a ugrupowaniami islamistów. W myśl uzgodnionego dosłownie w przededniu planowanej demonstracji porozumienia, obie strony zdeklarowały się połączyć swe siły i skupić się na wspólnych postulatach rozliczenia starego reżimu. Islamiści obiecali powstrzymać się od wznoszenia islamskich haseł. Rewolucjoniści ze swej strony obiecali nie poruszać spornych kwestii dotyczących konstytucji czy stosunku do Najwyższej Rady Sił Zbrojnych.

29 lipca jeszcze przed świtem, w porze Fadżru – porannej modlitwy o brzasku, tłumy islamistów z całego kraju zalały kairski Tahrir. Dominowali salafi, członkowie Bractwa Muzułmańskiego i wiele innych grup afiliowanych przy Bractwie. Podobnie było w Aleksandrii i innych większych ośrodkach. Od poranka było jasne, że okupujący plac Tahrir rewolucjoniści będą dzisiaj w mniejszości. Salafi od początku nie mięli najmniejszej ochoty respektować wcześniejszych uzgodnień. Przyszli pod zielonymi sztandarami, z hasłami wprowadzenia prawa koranicznego i obrony armii. Jedynie bardziej umiarkowani bracia muzułmanie starali się wznosić wcześniej uzgodnione hasła i nawoływać do jedności: „Muzułmanie, Koptowie razem”. Wszystko ginęło jednak w zgiełku religijnych haseł: „lud domaga się wprowadzenia szariatu”, „islamskie państwo”, „oddamy naszą krew i dusze dla Islamu”. Pierwsza tak duża demonstracja islamistów rozbudziła wśród jej uczestników wielkie emocje. Po południu zaczęli zwracać się do znajdującej się ciągle na placu rewolucyjnej młodzieży: „co uczynił wam Allach, że odrzucacie jego prawa”, „heretycy”. W kilku miejscach doszło do przepychanek i pyskówek.

SĄD NAD MUBARAKIEM

Pomimo utraty dynamiki rewolucji, el szabab mają się czym pochwalić. Jedynie dzięki lipcowej mobilizacji trafił w końcu na salę sądową sam capo di tutti capi – Hosni Mubarak, w dodatku w klatce. Pod wpływem presji Tahriru dokonano zmian w rządzie odsuwając kolejnych skompromitowanych współpracą z reżimem ministrów. Coraz więcej zwykłych Egipcjan zadaje sobie pytanie – co się zmieniło od rewolucji? Mubaraka może już nie ma, ale system pozostaje ciągle ten sam. Ludzie zaczynają rozliczać rządzącą już od pół roku Najwyższą Radę Sil Zbrojnych. To również zasługa młodych rewolucjonistów. Niedawno pierwszy raz rządzący zgodzili się wprowadzić płacę minimalną dla sektora publicznego. 700 egipskich funtów (około 120 dolarów) wydawać się może skromnym uposażeniem, ale biorąc pod uwagę trzecioświatowy charakter Egiptu to naprawdę wielki postęp. Znajomi Egipcjanie często podkreślają, że w Egipcie największym problemem jest ustalenie maksymalnego wynagrodzenia, przynajmniej w sektorze publicznym. Na porządku dziennym są ciągle miesięczne zarobki urzędników państwowych liczone w setkach tysięcy egipskich funtów. W ciągu ostatnich 10 latach reżim Mubaraka podwyższył pobory egipskiej generalicji o 300%. Ich pensja średnio co trzy lata się podwajała. Ludzie coraz odważniej domagają się otwartości przy uchwalaniu budżetu. Chcą wiedzieć np. ile środków pochłaniają resorty siłowe. Minister finansów pod presją demonstrantów pierwszy raz zażądał konkretnych liczb. Nie prędko je dostanie, ale armia musi się liczyć z rosnącą presją. W sierpniu rząd pod wpływem niezależnych związkowców rozwiązał Egipską Federację Związków Zawodowych dając szanse rozwoju ruchowi niezależnych związków zawodowych.

EMIRAT SYNAJU?

29 lipca w dniu demonstracji islamistów w Kairze, nieznani sprawcy zaatakowali posterunek policji w mieście Arisz na północy Synaju, w pobliżu granicy z Izraelem. Relacje egipskiej prasy nie dają jasnego obrazu sytuacji w tym upośledzonym regionie Egiptu. Od wielu lat tli się tam konflikt pomiędzy lokalną ludnością beduińska a egipską administracją. Beduini zarzucają władzom brak inwestycji w regionie, rozwój ekspansywnej turystyki, która eksploatuje region, nie dając prawie nic w zamian lokalnej ludności. Prace w turystyce od lat dostają głównie ubodzy mieszkańcy Doliny Nilu, których setki tysięcy przyjechało za chlebem na Synaj. Tymczasem tylko niewielu Beduinów znalazło szanse zarobku w nadmorskich ośrodkach: Szarm El Szejk, Dahabu czy Taby. Coś co zaczęło się jako przepychanki z policją, coraz częściej przeradza się w skoordynowane ataki na rurociągi gazowe i posterunki policji na Synaju. Ostatni atak na żołnierzy izraelskich w pobliżu Eljatu dokonany został najprawdopodobniej z egipskiego terytorium.

Kilkudziesięciu napastników w samochodach terenowych, uzbrojonych w granatniki i karabiny maszynowe atakujących przez kilka godzin posterunek policji w największym na północy półwyspu mieście – Arisz, wywołało przerażenie w Kairze. Władze egipskie oskarżyły o udział w ataku radykalne grupy islamskie w rodzaju Armii Islamu, operujące na terenie półwyspu. Poproszono Izrael o zawieszenie warunków porozumienia pokojowego i umożliwienie wysłania na północ Synaju regularnych jednostek egipskiej armii wraz z ciężkim sprzętem. Na Synaju po raz pierwszy od ponad 30 lat pojawiły się egipskie czołgi. Operacja Orzeł odbyła się w połowie sierpnia. Ciężki sprzęt, samoloty i tysiące żołnierzy przeszukiwały kamienistą pustynie Synaju w poszukiwaniu dżihadystów. Operacja zakończyła się umiarkowanym sukcesem, zlikwidowano jednego bojownika, kilku biorąc do niewoli. Problemem pozostaje geneza tych ataków. Czy mamy do czynienia z kilkoma tysiącami dobrze uzbrojonych dżihadystów walczących o emirat synajski jak przedstawiają ich media w Kairze? Czy chodzi raczej o zapomnianych przez Boga i świat beduińskich rzezimieszków, którzy aby dodać sobie odwagi przywdziewają szaty islamskich bojowników. Zresztą jedno nie wyklucza drugiego. Wśród sfrustrowanych brakiem perspektyw pasterzy, w pobliżu oblężonej Gazy mogą operować emisariusze światowego dżihadu. Czyżby nowa Somalia u granic Izraela?

Atak na izraelskich żołnierzy oraz odpowiedź, podczas której izraelskie oddziały w pościgu za atakującymi przekroczyły nielegalnie granice Egiptu otwierając jednocześnie ogień do oddziału egipskich wojsk pogranicza zabijając przy tym pięciu żołnierzy wywołał szok w porewolucyjnym Egipcie. Po raz pierwszy Egipcjanie mogli w swobodny sposób w mediach i na ulicach wyrazić swoja niechęć do poczynań Izraela. Rząd postanowił odwołać ambasadora egipskiego z Tel Awiwu. Decyzję tę powstrzymała jednak Najwyższa Rada Sił Zbrojnych. Pozwolono jednak po raz pierwszy swobodnie demonstrować pod ambasadą Izraela w Kairze. Kulminacją protestów było ściągnięcie flagi Izraela z 13 piętra budynku ambasady, na które wspiął się 23 latek z prowincji Szarkija zdzierając flagę i zawieszając w jej miejsce egipski sztandar. Wkrótce w sieci pojawił się komiks brazylijskiego rysownika arabskiego pochodzenia Carlosa Latuffa przedstawiający śmiałkaw roli egipskiego spidermana. Nie wszyscy w Egipcie byli równie zachwyceni wzrostem antyizraelskich sentymentów. Przypominali propagandę z czasów Mubaraka, która szermowała przecież antyizraelską retoryką. Rozsiewając w kraju spiskowe teorie na temat izraelskich rekinów pożerających turystów odpoczywających na egipskich plażach, czy zakażaniu wirusem HIV egipskiej młodzieży przez agentów Mosadu. Reżim Mubaraka pozostawał jednocześnie w pełni dyspozycyjny wobec sąsiada. Godząc się bez szemrania na blokadę Gazy i dotowanie eksportu gazu do Izraela…

Autor: Marcin Pazurek
Źródło: Le Monde diplomatique


TAGI: , ,

Poznaj plan rządu!

OD ADMINISTRATORA PORTALU

Hej! Cieszę się, że odwiedziłeś naszą stronę! Naprawdę! Jeśli zależy Ci na dalszym rozpowszechnianiu niezależnych informacji, ujawnianiu tego co przemilczane, niewygodne lub ukrywane, możesz dołożyć swoją cegiełkę i wesprzeć "Wolne Media" finansowo. Darowizna jest też pewną formą „pozytywnej energii” – podziękowaniem za wiedzę, którą tutaj zdobywasz. Media obywatelskie, jak nasz portal, nie mają dochodów z prenumerat ani nie są sponsorowane przez bogate korporacje by realizowały ich ukryte cele. Musimy radzić sobie sami. Jak możesz pomóc? Dowiesz się TUTAJ. Z góry dziękuję za wsparcie i nieobojętność!

Poglądy wyrażane przez autorów i komentujących użytkowników są ich prywatnymi poglądami i nie muszą odzwierciedlać poglądów administracji "Wolnych Mediów". Jeżeli materiał narusza Twoje prawa autorskie, przeczytaj informacje dostępne tutaj, a następnie (jeśli wciąż tak uważasz) skontaktuj się z nami! Jeśli artykuł lub komentarz łamie prawo lub regulamin, powiadom nas o tym formularzem kontaktowym.

Dodaj komentarz

Zaloguj się aby dodać komentarz.
Jeśli już się logowałeś - odśwież stronę.