Dyrektor pod kanapą

Opublikowano: 04.06.2017 | Kategorie: Opowiadania

Liczba wyświetleń: 636

Dawano „Wodewil z przebieraniem się”. Klaudia Matwiejewna Dolska-Kauczukowa, młoda, sympatyczna artystka, gorąco oddana świętej sztuce, wpadła do swojej garderoby i zaczęła szybko zrzucać z siebie ubranie cyganki, by w jednej chwili włożyć kostium huzarski. Żeby uniknąć fałd i aby kostium leżał na niej gładko i ładnie, utalentowana artystka zdecydowała się zrzucić z siebie wszystko do cna i włożyć go wprost na kostium Ewy. Gdy była już rozebrana i kuląc się od lekkiego chłodu, poczęła wygładzać huzarskie rajtuzy, do uszu jej doszło ciche westchnienie. Otworzyła szeroko oczy i zaczęła się przysłuchiwać. Jeszcze raz ktoś westchnął i nawet wyszeptał:

— Och, jakże ciężkie nasze grzechy!

Artystka obejrzała się i nie zobaczywszy ku swemu zdumieniu nic podejrzanego w garderobie, zdecydowała się rzucić okiem na wszelki wypadek pod jedyny mebel — pod kanapę. I oto właśnie tam ujrzała długą figurę ludzką.

— Kto tu jest? — krzyknęła przerażona, odskakując od kanapy i przykrywając się huzarską kurtką.

— To ja… ja — dał się słyszeć spod kanapy drżący głos — niech się pani nie boi, to ja… Tss!…

W sepleniącym szepcie, podobnym do skwierczenia patelni, artystka z łatwością poznała głos swego dyrektora Indiukowa.

— To pan? — oburzyła się, czerwona, jak piwonja. — Jak… pan śmiał?! Cały czas tu, stary podlecu, leżałeś? Tego jeszcze brakowało!

— Droga… gołąbko moja! — zaczął Indiukow, wysuwając swą łysą głowę spod kanapy — nie gniewaj się, najdroższa! Zabij mnie, zdepcz, jak żmiję, ale bądź cicho! Nic nie widziałem, nie widzę i widzieć nie chcę. Niepotrzebnie nawet pani się zakrywa, piękności moja nieopisana! Niech pani wysłucha starca, stojącego już jedną nogą w grobie. Tylko po to tu się ukryłem, by ratować życie! Ginę! Niech pani patrzy: włosy mi się najeżyły. Z Moskwy przyjechał mąż mojej Głaszeńki. Teraz biega po teatrze i czyha na moją zgubę. Okropne! Przecież, nie mówiąc o Głaszeńce, jestem mu winien pięć tysięcy.

— A mnie co do tego? Wynoś się w tej chwili, albo sama nie wiem, co z tobą, ty podlecu jeden, zrobić!

— Tss… złotko, tss!… Na kolanach błagam, czołgam się. Gdzie mam się przed nim ukryć, jeżeli nie u pani? Znajdzie mnie przecież wszędzie, tylko tu wejść się nie ośmieli. Błagam! Proszę! Dwie godziny temu go widziałem. Stoję sobie podczas pierwszego aktu za kulisami i patrzę, a tu on idzie z widowni na scenę.

— To znaczy, że pan i podczas dramatu tu leżał? — przeraziła się artystka. — I… i wszystko pan widział?

Dyrektor zaczął szlochać.

— Drżę! Trzęsę się! Zabije przeklęty. Przecież już raz strzelał do mnie w Nowogrodzie… W gazetach pisali…

— Ach… to ostatecznie jest nie do wytrzymania! Wynoś się pan, bo już czas mi się ubierać i wyjść na scenę. Wynoś się, bo… krzyknę, rozpłaczę się głośno albo lampą cisnę w pana!

— Tss!… nadziejo moja, kotwico zbawienia. Pięćdziesiąt rubli podwyżki — tylko niech mnie pani stąd nie wyrzuca. Pięćdziesiąt!

Artystka okryła się jakimiś szmatkami, pobiegła do drzwi, by wołać o pomoc, Indiukow czołgał się za nią na kolanach i złapał ją za nogę powyżej kostki.

— Siedemdziesiąt pięć rubli, tylko nie wypędzaj!— zasyczał, dusząc się. — Jeszcze pół benefisu dodam.

— Kłamiesz!

— Niech mnie Bóg skarze! Przysięgam. Żebym przepadł… Pół benefisu i siedemdziesiąt pięć rubli podwyżki!

Dolska-Kauczukowa wahała się chwilkę, wreszcie odeszła od drzwi.

— Przecież pan kłamie — powiedziała płaczliwie.

— Niech się pod ziemię zapadnę, niech zbawienia nie doczekam! Czy to ja gałgan jaki, czy co?

— Dobrze, pamiętaj pan — zgodziła się artystka. — No, właź pan pod kanapę.

Indiukow ciężko westchnął i sapiąc, wlazł pod kanapę, a Dolska-Kauczukowa zaczęła się prędko ubierać. Palił ją wstyd, że w jej garderobie pod kanapą leży obcy mężczyzna, ale świadomość, że zrobiła to dla świętej sztuki, dodała jej tyle otuchy, że zrzucając z siebie później huzarskie ubranie, nie tylko nie wymyślała, ale nawet wyrażała współczucie:

— Pan się tam powala, Kuzma Aleksieiczu — Bo przecież najrozmaitsze przedmioty stawiam pod kanapę.

Wodewil się skończył. Artystkę wywoływano kilkanaście razy; ofiarowano jej bukiet ze wstęgami i napisem: „Zostań z nami!” Wracając po owacjach do swojej garderoby, spotkała za kulisami Indiukowa. Zawalany i potargany dyrektor promieniał i zacierał ręce z zadowolenia.

— Cha-cha!… Wyobraź sobie, gołąbeczko! — powiedział, zbliżywszy się do niej — śmiej się ze starego durnia. Wyobraź sobie, to nie był wcale Pryndin. Ha-ha! Do diabła, długa, ruda broda wprowadziła mnie w błąd… Pryndin też ma długą, rudą brodę. Omyliłem sie, stary osioł. He-he! Niepotrzebniem cię tylko niepokoił, czarodziejko moja.

— Ale niech pan tylko nie zapomni o tym, co mi pan obiecał — powiedziała Dolska-Kauczukowa.

— Pamiętam, pamiętam, złotko moje, ale… gołąbko droga, to nie był Pryndin! Myśmy się umawiali tylko co do Pryndina, dlaczego więc mam spełniać obietnicę, skoro to nie był Pryndin. Gdyby to on był — to co innego, a przecież sama widzisz, że się myliłem. Jakieś dziwadło wziąłem za Pryndina.

— Co za nikczemność — oburzyła się artystka. — Nikczemność! Podłość!

— Gdyby to był Pryndin, to rozumie się, miałaby pani zupełne prawo żądać, żebym spełnił obietnicę, a to przecież był licho wie kto. Może to był jakiś szewc albo za przeproszeniem, krawiec — to ja mam za niego płacić. Jestem człowiekiem uczciwym… Rozumiem…

I odchodząc, wciąż gestykulował i mówił:

— Gdyby to był Pryndin, to rozumie się, byłbym zobowiązany, ale przecież to jakiś nieznajomy… Jakiś, licho go wie, rudy człowiek i wcale nie Pryndin…

Autorstwo: Anton Czechow
Tłumaczenie: A. W.
Źródło: WolneLektury.pl


Poznaj plan rządu!

OD ADMINISTRATORA PORTALU

Hej! Cieszę się, że odwiedziłeś naszą stronę! Naprawdę! Jeśli zależy Ci na dalszym rozpowszechnianiu niezależnych informacji, ujawnianiu tego co przemilczane, niewygodne lub ukrywane, możesz dołożyć swoją cegiełkę i wesprzeć "Wolne Media" finansowo. Darowizna jest też pewną formą „pozytywnej energii” – podziękowaniem za wiedzę, którą tutaj zdobywasz. Media obywatelskie, jak nasz portal, nie mają dochodów z prenumerat ani nie są sponsorowane przez bogate korporacje by realizowały ich ukryte cele. Musimy radzić sobie sami. Jak możesz pomóc? Dowiesz się TUTAJ. Z góry dziękuję za wsparcie i nieobojętność!

Poglądy wyrażane przez autorów i komentujących użytkowników są ich prywatnymi poglądami i nie muszą odzwierciedlać poglądów administracji "Wolnych Mediów". Jeżeli materiał narusza Twoje prawa autorskie, przeczytaj informacje dostępne tutaj, a następnie (jeśli wciąż tak uważasz) skontaktuj się z nami! Jeśli artykuł lub komentarz łamie prawo lub regulamin, powiadom nas o tym formularzem kontaktowym.

Dodaj komentarz

Zaloguj się aby dodać komentarz.
Jeśli już się logowałeś - odśwież stronę.