Do kogo należy koniec świata

Opublikowano: 13.06.2022 | Kategorie: Nauka i technika, Publicystyka, Publikacje WM

Liczba wyświetleń: 2182

Defence Advanced Research Project Agency (DARPA) jest amerykańską Agencją Badawczą Zaawansowanych Projektów Obronnych. Uznawana za najbardziej zaawansowaną i produktywną wojskową agencję naukowo-badawczą na świecie. Najpilniej strzeżone tajemnice mają na celu zrewolucjonizować naukę w służbie obronności, by zapewnić dominację nad resztą świata.

Utworzona przez Kongres w 1958 roku jest stale działającą instytucją badawczą Departamentu Obrony USA z rocznym budżetem około 3 miliardów dolarów. W niczym nie jest podobna do jakiejkolwiek innej amerykańskiej placówki badawczej, bo w istocie, nie prowadzi badań samodzielnie. Kierujący nią dyrektorzy od lat wynajmują naukowców, inżynierów, oraz instytucje rządowe w ramach 5-letnich kontraktów, by przekazywać wypracowane sukcesy wojsku. Wolni od standardowej biurokracji zatrudniają niezwykle małą liczbę pracowników. Przez 60 lat istnienia, agencja zatrudniała przeciętnie 120 kierujących programami rocznie. Koordynatorzy jako naukowcy z prawdziwego zdarzenia inicjują i nadzorują dziesiątki projektów. Dla nich pracują setki krajowych laboratoriów cywilnych i wojskowych, tysiące inżynierów nie tylko w całej Ameryce, ale również za oceanem.

Działają w ramach surowej dyscypliny wojskowej. Nikt nie ma prawa ingerować w ich badania. Zakończony projekt badawczy zapewnia nowe wyposażenie dla wojsk lądowych, marynarki, lotnictwa i agencji wywiadowczych w tym CIA, NSA, DIA, NGA, NRO i innych. Częste wzmianki prasowe o DARPA nie przybliżają iście orwellowskich projektów realizowanych przez to środowisko. Konstruowanie robotów najczęściej ukazywane jest jako pomoc ludziom w sytuacjach zagrożeń katastrofami naturalnymi, albo wprowadzeniem nowinek technologicznych rewolucjonizujących medycynę w kierunku poprawy stanu zdrowia, podczas gdy istotą jest wynalazczość w zakresie systemów obronnych. To DARPA kryje się za wprowadzeniem internetu, GPS (global positioning systems) i technologii niewykrywalnych, bądź unikających radarów (stealth technology).

Ten obraz agencji może przypominać firmę komputerową Apple z jej pomysłem macintosha 512K. Wynalazki DARPA są wieloletnimi osiągnięciami, z których znaczna część pozostaje tajemnicą. Do 1972 r. DARPA usytuowana była w Pentagonie. Dzisiejsza kwatera to szklano-stalowy budynek w Arlington, w stanie Virginia oddalony 8 kilometrów od Pentagonu. Dyrektor agencji podlega sekretarzowi obrony. Wynalazkami zapracowali sobie na wizerunek „mózgu Pentagonu”. Krytycy uważają agencję za serce kompleksu militarno-przemysłowego. Nie ma łatwej odpowiedzi czy bać się jej działalności, czy podziwiać, skoro służy ona obronie demokracji, czy może raczej pobudza amerykańskie działania w kierunku ustawicznej wojny. Z pewnością jednak przesądza o przyszłości przemysłu, zdrowiu społeczeństwa, kulturze, mnożąc nowinki technologiczne, które zalewając rynek kształtują społeczeństwo. Tworząc, produkując i wdrażając nowatorskie rozwiązania DARPA niczym dyktator mody nadaje styl, dominuje i rządzi, a na polu walki – niszczy. A co jeśli wbrew zachwytowi naczelnego dyrektora tej instytucji okaże się, że uznane przez twórców nowinki stają się niepożądane, bądź nieprzewidywalne w skutkach?

Na podstawie 71 niezależnych wywiadów z osobami związanymi kiedyś z agencją, powstała obszerna książka uznana za amerykański bestseller „DARPA the Pentagon’s Brain”.

https://www.youtube.com/watch?v=q3iyzi566_M

Opisuje ona najwcześniejszy okres działalności agencji. Potwierdza także jak dalece mylne, nieostrożne, albo wręcz lekkomyślne założenia umykają kontroli najtęższych umysłów dobieranych pieczołowicie do realizacji zadań. Przy całej dyscyplinie i kalkulacji ryzyka, niszczycielskie założenie potraktowania groźby nuklearnej jako narzędzia obrony wielokrotnie przerosło najśmielsze założenia o skuteczności upiornego potencjału. Mimo tamtego doświadczenia, politycy dziś przerzucają się gotowością sięgnięcia do arsenału nuklearnego, jakby przemilczane fakty o ofiarach eksperymentów liczonych w milionach, dały się zapomnieć raz na zawsze. Warto przypomnieć jeden eksperyment badawczy, by posłużył jak lodowaty prysznic na szaleństwo politycznych pomysłodawców, którym słowo „bezpieczeństwo” kojarzy się jedynie z potrzebą wojny. Zadbano w trosce o społeczną pogodę ducha i wygładzony wizerunek naukowców, przed którymi zniesiono wszelkie ograniczenia, by niewiele zostało w zasobach bibliotek, co mogłoby zmobilizować ludzkość do stanowczego głosu przeciw fałszywej obronności zwłaszcza „nuklearnego odstraszania” jak i wojnie jako narzędzia w załatwianiu sporów, czy podboju.

Wśród osób, które dostarczyły informacji rzucającej więcej światła na agencję znaleźli się naukowi doradcy prezydenccy, koordynatorzy programów i naukowcy, członkowie ezoterycznych tajnych ugrupowań, laureat nagrody Nobla, wojskowi w randze kapitana, pułkownika i czterogwiazdkowy generał. W wielu wypowiedziach pojawiały się koncepcje przesuwania barier dla nauki w imię bezpieczeństwa, eksperymentów socjologicznych, gier wojennych. Padały triumfalistyczne zachwyty nad krótkowzrocznymi sukcesami. Jedno było niezmienne – działanie na rzecz rozwiniętych technologii wojskowych w DARPA ma pozostać pełną tajemnicą, bo rewolucja nie jest rewolucją, jeśli nie wprowadza elementu zaskoczenia.

Jeszcze podczas wojny w Wietnamie DARPA rozpoczęła realizację budowy samolotów bezzałogowych. 30 lat zajęło wyposażenie dronów w broń czyniąc z nich w Afganistanie narzędzie pola walki. Nim ludzkość dowiedziała się o ich potencjale wiele udoskonaleń wprowadzano w kolejnych generacjach. Cywilom spodobało się dostarczanie pizzy, albo książek na próg domu w ramach zakupów internetowych. Wiele innych państw poszło tym śladem rozwijając technologię bezzałogowców. W 2014 roku już 87 państw dysponowało tą bronią. Pionierskie ściśle tajne wynalazki wyprzedzają o 10-20 lat technologię trafiającą do sfery publicznej. Agencja kształtuje postać świata, ale czy godzi się powierzać jej tę rolę bez jakiejkolwiek odpowiedzialności.

ZŁO ABSOLUTNE (Fragment książki)

Był wczesny poranek zimowego dnia 1954 roku. Dokładnie 4:59 czasu lokalnego okolic atolu wysp Marshalla. Łańcuch niedużych wysp położonych na Pacyfiku 2 650 mil na zachód od Hawajów. Grupka amerykańskich naukowców znajdowała się tam w momencie kiedy postanowiono sprawdzić czy stworzony przez nich mechanizm może położyć kres istnieniu świata. Niektórzy ostrzegali przed krytyczną chwilą uruchomienia wynalazku. Choć Enrico Fermi i Isidore Isaac Rabi (obaj naukowcy zaangażowani do projektu o nazwie Manhattan) nazwali go „czymś złym’ mówiąc prezydentowi Trumanowi, że nie należało go nigdy stworzyć, mimo wszystko powstał i właśnie za chwilę miał być zdetonowany. Celem projektu była bomba wodorowa. Niewielka na tyle, by ją można było załadować do bombowca sił powietrznych, a następnie zrzucić na wrogi teren jakim mogła być Moskwa. Utrzymywana w ścisłej tajemnicy produkcja bomby pod kryptonimem „Castle Bravo” wymagała przetestowania. Na krańcu atolu Bikini 10 mężczyzn dysponujących klauzulą dostępu do najwyższych tajemnic państwa, świadomych realizacji zadania oczekiwało w betonowym bunkrze na niewiadomy los, który już za dwie godziny uzmysłowi światu potencjał tylko jednej bomby zdetonowanej raptem 19 mil od nich. Nigdy w historii ludzkości nikt nie znalazł się w tak bliskiej odległości potencjału, który wyzwoli się z jedynego przedmiotu opracowanego przez ludzi. Zakładana moc 6 megaton, jaką ma uaktywnić „Castle Bravo” okaże 10-krotnie potężniejsza od wszystkich bomb zrzuconych na Niemcy i Japonię podczas II wojny światowej łącznie z dwiema atomowymi. Nauka do 1954 roku zdołała zminiaturyzować rozmiar bomb. Pociski atomowe stawały się coraz mniejsze, zarazem potężniejsze skalą rażenia z czego świat nauki jeszcze nie zdawał sobie sprawy. „Castle Bravo” miała eksplodować z siłą 1000-krotnie większą niż zrzucona na Hiroszimę w sierpniu 1945 roku, choć jej waga była niespełna dwukrotnie większa.

Tropikalna ulewa poprzedniej nocy zostawiła ślady na liściach palm kokosowych i pandanowcach. Lawenda i gekony zasłały nizinny piaszczysty teren. Bunkier nazwany „Stacją 70” raził swoim betonowym prostokątem z solidnie wzmocnionym wejściem antyatomowym. Wejście w tej chwili było dodatkowo ukryte pod grubą na 3 metry warstwą wielu ton piachu. Dodatkowo wolno stojący betonowy mur między bunkrem i laguną stanowił osłonę przed masą uderzeniową wody morskiej. Nieopodal 100 metrowej wysokości wieża komunikacyjna umożliwiała bezpośrednią łączność między ludźmi w bunkrze i urzędnikami z departamentu obrony, naukowcami prowadzącymi tajną operację z pokładu specjalnej jednostki USS Estes znajdującej się 60 mil od lądu. Położono kilometry podwodnych kabli łączących elektronikę bunkra i bombę „Castle Bravo” ulokowaną na osobnej wyspie 19 mil od laguny Bikini. Jak wspominał jeden z ludzi w bunkrze Bernard O’Keefe: „Czuliśmy się bezpieczni”. Był inżynierem popierającym dokonanie próby. Podobnie jak Fermi i Rabi, O’Keefe zaangażowany był w prace nad projektem Manhattan. W przeciwieństwie do obu fizyków, O’Keefe przekonany był, że bomba nuklearna zapewni Amerykanom bezpieczeństwo. Nauka obronności wymaga jak zawsze poważnej dyskusji.

O 4.30 dyrektor naukowy z Los Alamos William Ogle połączył się drogą radiową ze statkiem USS Estes przekazując wiadomość: „Godzina zero zbliża się. Zaczynamy odliczanie”. O’Keefe powtórzył: „Zaczynamy dwugodzinne odliczanie”. Kolejny członek załogi odpalającej ładunek nacisnął przycisk na „2 godziny”. Mechanizm podjął odliczanie. W bunkrze atmosfera ze znośnej stawała się z upływem czasu coraz trudniejsza. Wnętrze bunkra było obskurne, surowe i zawilgocone z powodu jeszcze świeżego betonu. Reflektory w hallu dawały fluorescencyjne ostre światło. Na stole laboratoryjnym znajdowały się narzędzia, przewody radiowe, jakieś drobiazgi, druty, części radia, lutownica. Na jednej ze ścian wisiała tablica. Ktoś napisał na niej jakieś równanie matematyczne, ale potem część została starta, przez co sens był niejasny.

Zegar tykał równomiernie w całkowitej ciszy. Ciężka atmosfera wypełniała pomieszczenie. Dopiero na 16 minut przed detonacją ktoś odezwał się. Jeden z techników radiowych zastanawiał się głośno co będzie ze stekiem na kolację, który zamknięty pozostawał w tylnej części bunkra; jaki będzie jego smak po wybuchu bomby. O’Keefe przypomniał tymczasem, że został jeszcze kwadrans. Jego głos zabrzmiał w tuzinie głośników. Komunikat przekazany został ponad dziesięciu tysiącom naukowców, żołnierzy, marynarzy, pilotów i urzędników państwowych. Dotarł do czternastu jednostek znajdujących się na pełnym morzu, 46 samolotów i dwóch stacji meteorologicznych. O odwrocie nie było mowy. Zostało piętnaście trudnych minut. Na pokładzie innego statku USNS Ainsworth ktoś usłyszał głośną zapowiedź Barneya O’Keefe. Był nim 24-letni specjalista w zakresie broni nuklearnej Ralph Jim Friedman; tuż za nim grupa naukowców z Los Alamos. Fizycy, którzy zaprojektowali i skonstruowali tę bombę oczekiwali na efekt swojej pracy. Słońce jeszcze nie wzeszło. Na zewnątrz panował nocny mrok. Padła komenda: „Do wszystkich obserwatorów – włożyć okulary wysokiej gęstości”. Friedman poczuł się nieswojo. Nie mógł spać poprzedniej nocy jak inni, bo był razem z fizykami z Los Alamos w bunkrze gdzie wszyscy popijali omawiając nadchodzący eksperyment. Mówili o zjawiskach niedopuszczonych do obiegu informacji publicznej. Konstrukcja została zrealizowana w oparciu o schemat projektodawców Edwarda Tellera i Stanisława Ulama – matematyka Politechniki Lwowskiej. Izotopy wodoru miały ulec fuzji w ciągu dodatkowego czasu stanowiącego ułamek sekundy dla wywołania reakcji łańcuchowej energii atomowej dając potencjalnie efekt o nieskończonej ilości energii. Jak objaśnił Friedman dawało to jedną szansę na milion, że wyzwolona detonacją bomby energia może „spalić” atmosferę ziemską. Jedni naukowcy byli silnie podenerwowani, inni przyjmowali zakłady, że oto nastąpi koniec świata.

Opracowanie: Jola
Na podstawie: YouTube.com
Źródło: WolneMedia.net


TAGI: , ,

Poznaj plan rządu!

OD ADMINISTRATORA PORTALU

Hej! Cieszę się, że odwiedziłeś naszą stronę! Naprawdę! Jeśli zależy Ci na dalszym rozpowszechnianiu niezależnych informacji, ujawnianiu tego co przemilczane, niewygodne lub ukrywane, możesz dołożyć swoją cegiełkę i wesprzeć "Wolne Media" finansowo. Darowizna jest też pewną formą „pozytywnej energii” – podziękowaniem za wiedzę, którą tutaj zdobywasz. Media obywatelskie, jak nasz portal, nie mają dochodów z prenumerat ani nie są sponsorowane przez bogate korporacje by realizowały ich ukryte cele. Musimy radzić sobie sami. Jak możesz pomóc? Dowiesz się TUTAJ. Z góry dziękuję za wsparcie i nieobojętność!

Poglądy wyrażane przez autorów i komentujących użytkowników są ich prywatnymi poglądami i nie muszą odzwierciedlać poglądów administracji "Wolnych Mediów". Jeżeli materiał narusza Twoje prawa autorskie, przeczytaj informacje dostępne tutaj, a następnie (jeśli wciąż tak uważasz) skontaktuj się z nami! Jeśli artykuł lub komentarz łamie prawo lub regulamin, powiadom nas o tym formularzem kontaktowym.

Dodaj komentarz

Zaloguj się aby dodać komentarz.
Jeśli już się logowałeś - odśwież stronę.