Do czego służy teoria ewolucji?
Ewolucyjny mit, sprzeczny z nauką i zdrowym rozsądkiem, nadal cieszy się dużą popularnością. Ten fenomen da się wyjaśnić na płaszczyźnie ideologicznej.
Postanowiłem ostatnio prześledzić nieco dokładniej, jak mają się naukowe badania w temacie teorii o ewolucji. Co prawda już wcześniej miałem na ten temat podstawowe informacje i zdążyłem wyrobić sobie zdanie, ale chciałem sięgnąć głębiej, żeby móc ostatecznie rozstrzygnąć o naukowości tej hipotezy. Zapoznałem się z różnymi materiałami; wysłuchałem wszystkie za i przeciw, i nie pozostaje mi nic innego jak stwierdzić, że to po prostu bujda na resorach. Tę teorię należy zwyczajnie wrzucić do kosza. Dla niezorientowanych przypomnę, że teoria ewolucji zakłada ciągłe przekształcanie się jednych gatunków organizmów w inne na drodze dziedziczenia genów, które mają być „wzbogacane” przy kolejnym pokoleniu w dodatkowe informacje mające dany organizm ulepszać, tak aby zachodził postęp i wszystkie stworzenia stawały się z czasem coraz doskonalsze. Tę teorię stosuje się tylko do organizmów żywych (roślin, bakterii, zwierząt…), dlatego siłą rzeczy uznaje ona przynajmniej jedną ingerencję Stwórcy – na samym początku, kiedy Ten stworzył pierwszą żywą komórkę. (Możliwość samorództwa, czyli naturalnego ożywienia materii nieożywionej została przez naukowców już dawno odrzucona) Ewolucjoniści twierdzą, że z tej komórki, na drodze wielu mutacji, wykształcił się w ciągu wieków cały obecny świat roślin i zwierząt. Wszystko ładnie, pięknie, problem w tym, że na gruncie badań naukowych to stwierdzenie jest nie tylko nieuzasadnione, ale wręcz śmieszne. Nie ma żadnych dowodów na istnienie ewolucji, wbrew temu, co piszą niektóre niby naukowe portale. Zarówno badania empiryczne (na bazie doświadczeń i obserwacji) jak i genetyczne wykazały, że nie ma najmniejszych podstaw, żeby twierdzić, że jeden gatunek mógłby kiedykolwiek przekształcić się w inny na drodze naturalnego rozmnażania. Co jest możliwe, to zmiany w obrębie tego samego kodu genetycznego (np. różnice między słoniem afrykańskim i indyjskim czy różne rasy psów), jednak nigdy nie stwierdzono przypadku, nawet w warunkach laboratoryjnych, żeby jakiś organizm na drodze rozmnażania przyjął cechę spoza puli dostępnej właściwemu gatunkowi (np. dodatkowy organ lub kość).
Widziałem, że za „dowód” ewolucji podaje się zdobycie odporności jakiegoś szczepu bakterii na antybiotyki. Nie jest to żaden dowód, bo cecha, która została nabyta nie zmienia charakteru gatunkowego tego organizmu. Tego typu odporność można mieć większą lub mniejszą – jest to zmiana ilościowa, a nie jakościowa. Wystarczy przyjrzeć się badaniom, dzięki którym uzyskano tę odporność, żeby wszystko stało się jasne. Najpierw potraktowano antybiotykiem daną grupę bakterii, a następnie te które przeżyły (najmocniejsze) odizolowano i pozwolono im się rozmnażać. Uzyskaną tym sposobem grupę znowu poddaje się „terapii” antybiotykiem i tak do skutku. Nietrudno się domyśleć, że przy wystarczająco dużej ilości powtórzeń, wyizolujemy w końcu grupę bakterii bardziej odpornych na antybiotyk niż pierwotnie, skoro do rozmnażania dopuszczamy tylko osobniki, które wykazały się większą odpornością od swoich „kolegów”. Jest to analogiczna sytuacja do tej z hodowli psów. Przykładowo jeśli będziemy parować ze sobą tylko osobniki z najdłuższymi włosami w danej rasie, to po jakimś czasie będziemy mieć nową odmianę psa o dłuższych włosach. Jest to związane z genetycznym dziedziczeniem cech, jednak dotyczy to TYLKO takich cech, które już były obecne w kodzie genetycznym danego gatunku, a nie jakiś nowych, które mogłyby prowadzić do rzeczywistej transformacji niższych gatunków w bardziej złożone. Trzeba zwrócić uwagę na to ważne rozróżnienie. Pies może być większy lub mniejszy, jednobarwny lub wielobarwny (porównajmy sobie jamnika z bernardynem), jednak gatunkowo będzie to to samo zwierzę, ta sama budowa organizmu. Nigdy nie wykształci się u niego na przykład dodatkowy kręg szyjny. Jeśli idzie o te eksperymenty z bakteriami, to są one jednym z najbardziej oczywistych dowodów ZAPRZECZAJĄCYCH teorii ewolucji. Bakterie są organizmami podatnymi na mutację i dodatkowo szybko się rozmnażają: w laboratorium powstaje około 50 nowych pokoleń w ciągu tygodnia. Są placówki, w których obserwacje tych drobnoustrojów trwają już 50 lat i nie wykryto ANI JEDNEGO przypadku, żeby organizm niższy przekształcił się w wyższy, na przykład jednokomórkowiec w wielokomórkowca. Czy potrzeba jeszcze kolejnych 50 lat, żeby w końcu włożyć tę śmieszną teorię ewolucji między bajki?
Czasem na potwierdzenie ewolucji przytacza się „dowody” poszlakowe, takie jak podobna budowa większości organizmów na ziemi czy tzw. atawizmy. Tylko że podobna budowa organizmów w takim samym stopniu świadczy o wspólnym przodku, jak i o wspólnym Stwórcy, więc nie jest żadnym argumentem. Natomiast atawizmy, czyli anatomiczne cechy, które rzekomo zostały odziedziczone od „niższych” przodków i nie są już więcej potrzebne, jak na przykład wyrostek robaczkowy czy kość guziczna zwana ogonową u człowieka, są po prostu cechami gatunkowymi, charakteryzującymi dany rodzaj organizmu i nie podlegają żadnej ewolucji. (Notabene naukowcy niedawno odkryli, że wyrostek robaczkowy jednak spełnia pożyteczną funkcję w organizmie.) Widzimy zatem, że ten argument tak naprawdę nie jest żadnym argumentem.
Pozostały jeszcze dowody paleontologiczne, czyli te pochodzące z wykopalisk archeologicznych. Rzeczywiście gdyby teoria ewolucji była prawdziwa, powinniśmy odkrywać w ziemi mnóstwo „ogniw pośrednich” między różnymi gatunkami, bo przecież według tej teorii, wszystkie gatunki jakie kiedykolwiek istniały na ziemi są tylko formami przejściowymi, zmierzającymi do jakiejś bliżej nieokreślonej, doskonałej formy. Sam Darwin zauważył ten problem i napisał w swoim dziele „O powstawaniu gatunków”: „liczba odmian pośrednich, które przedtem znajdowały się na ziemi, musiała być też bez wątpienia olbrzymia. Dlaczego więc każda formacja geologiczna, każda warstwa nie są przepełnione takimi ogniwami pośrednimi? Geologia nie odsłania nam bynajmniej takiego nieprzerwanego szeregu organizmów i to jest może najsilniejszy i najpoważniejszy zarzut, jaki można postawić mojej teorii.” Ten zarzut z biegiem czasu tylko zyskał na aktualności. Wykopaliska wyraźnie wskazują na stabilność gatunkową skamieniałych organizmów. Nie ma żadnego śladu występowania „szeregu organizmów pośrednich” w przeszłości. Znajdujemy co prawda szczątki zwierząt, które już dzisiaj nie występują w przyrodzie, ale nie ma żadnych podstaw, żeby twierdzić, że one „wyewoluowały” w obecne gatunki. Po prostu wymarły, podobnie jak obecnie zdarza się, że jakiś rodzaj zwierzęcia czy rośliny wymiera. Czasami mylnie podaje się jako „ogniwo pośrednie” jakiś gatunek, który łączy w sobie cechy różnych rodzajów zwierząt. Przykładem może być, żyjący również obecnie, dziobak. Pomimo że jest ssakiem, to znosi jaja niczym gad, łącząc w sobie cechy jednego i drugiego. Tylko że nie jest on dowodem na żadne „ogniwo pośrednie”, choćby z tego względu, że żaden z jego narządów nie znajduje się w formie przejściowej z jednego trybu życia w drugi. Cała jego anatomia działa bez zarzutu i jest doskonale dopasowana do jego sposobu funkcjonowania i warunków środowiskowych, w których żyje. Dziobak jest zupełnie stabilnym gatunkiem bez żadnych wskazań do jakiejkolwiek ewolucji. Co najwyżej możemy powiedzieć, że jest dość cudacznym egzemplarzem na tle całej reszty, to wszystko. Za „ogniwo pośrednie” mógłby zostać uznany jedynie taki organizm, który dysponowałby organami jeszcze albo już nieprzystosowanymi do jego nowego, ewolucyjnego charakteru i trybu życia. Taki organizm znajdowałby się w fazie „przeskoku” ewolucyjnego. Na przykład gad, który na drodze przemiany w ptaka, wykształciłby jakieś szczątkowe skrzydła albo wieloryb pływający z pozostałościami kończyn, które służyły jego „wcześniejszej wersji” do chodzenia po ziemi (tak, zdaniem ewolucjonistów wieloryb to ssak, który przeszedł z lądu do wody). Oczywiście żadnego takiego przypadku nie stwierdzono, a przecież powinna ich być nieprzebrana ilość. Już sam ten fakt wystarczyłby do odrzucenia całej teorii.
Od czasu do czasu pojawiają się „fakty” medialne, mówiące o tym, że oto proszę „ogniwo pośrednie” w końcu odnaleziono. Szczególnie dużą popularnością cieszą się „człeko-małpy”, które rysuje się w podręcznikach do biologii i przedstawia jako ludzkich „przodków”. Rzecz jasna te „odkrycia” mają jedynie wymiar propagandowy. Wszystkie dotychczasowe znaleziska albo przedstawiały jakiś gatunek małpy albo były twórczym poskładaniem luźno rozrzuconych kości przez „niezależnych” badaczy, które w ziemi nie stanowiły spójnego szkieletu, na przykład tzw. „człowieka pekińskiego” zbudowano na podstawie materiału wyjściowego, który składał się tylko z… dwóch zębów (!). Odnajdywanie małpich przodków człowieka to po prostu dobry biznes, który służy podtrzymywaniu ewolucyjnego mitu i jest jedną wielką mistyfikacją. Swoją drogą warto by się przyjrzeć też wykopaliskom dinozaurów, bo jakoś dziwnym trafem nie odkrywają ich nigdy ludzie postronni – górnicy czy budowlańcy, ale zawsze są to jacyś sławni „łowcy dinozaurów”, którzy mają bezpośredni interes w propagowaniu tego typu rewelacji. Trzeba przyznać, że jest to dość ciekawa prawidłowość.
Przytoczone przeze mnie ewolucyjne fakty i mity, świadczą jednoznacznie, że cała darwinowska teoria ewolucji nadaje się do kosza. Przeczą jej wyraźnie wszystkie dziedziny nauki: od genetyki po paleontologię. W świecie uczciwej nauki ta teoria zostałaby już dawno zarzucona, jednak w naszym świecie wciąż jest ona obowiązująca. Dlaczego tak się dzieje? Żeby odpowiedzieć sobie na to pytanie, cofnijmy się do źródeł. Teoria ewolucji została po raz pierwszy obszerniej opisana w dziele „Zoonomia” (1794 r.) Erazmusa Darwina – prominentnego masona i dziadka Karola Darwina. Znalazła ona uznanie w British Royal Society – brytyjskim towarzystwie naukowym poważnie zinfiltrowanym, jeśli nie wprost kontrolowanym przez masonerię. Niespełna 100 lat po swoim dziadku Karol dokłada do tej teorii „naukowe” podstawy i z miejsca osiąga niesłychany rozgłos nie tylko w Anglii, ale na całym świecie. Co prawda nie ujawniono dokumentów na to, żeby Karol Darwin należał do masonerii, jednak na pewno pochodził z masońskiej i zasłużonej rodziny (jego dziadek i dwóch wujków zostało wpisanych do prestiżowej „Encyklopedii Masonerii” Mackeya) oraz miał z masonerią wspólne poglądy i mógł liczyć na ich wsparcie – od British Society otrzymał najwyższe naukowe wyróżnienie – Copley Medal, a po śmierci zafundowali mu również pogrzeb w elitarnym Opactwie Westminsterskim. To świadczy o tym, że był „swój” i prawdopodobnie jego zadaniem była po prostu realizacja programu wytyczonego mu przez „starszych i mądrzejszych”.
Ewolucjonizm od początku był ideą masońską i to było główną przyczyną, dla której z miejsca zyskał taką popularność, zaraz po ogłoszeniu prac Karola Darwina. Propagowanie wśród ludzi tej idei z punktu widzenia naszych zarządców ma wiele korzyści. Po pierwsze daje pseudonaukowe argumenty ateistom, którzy mają pełnić w społeczeństwach funkcje użytecznych idiotów, dających się łatwo sterować. Przypomnijmy, że przed rozpowszechnieniem się teorii ewolucji ateizm był rzadkością. Ludzie wiedzieli, że sprzeciwia się on nie tylko wierze, ale również rozumowi – Dostrzegamy to choćby na prostym eksperymencie myślowym: Niszczymy dynamitem po kolei 1000 głazów. Czy możliwe jest, żeby choćby z jednego takiego wybuchu „zbudował się” dom? Oczywiście, że nie. Wiemy, że chaos i przypadek nigdy nie generuje postępu, w sensie bardziej złożonych przedmiotów czy istot. A przecież konstrukcyjnie zwykły chwast jest bardziej skomplikowany niż zbudowany przez człowieka dom. Jasnym jest, że konstrukcja tak złożonych stworzeń nie może być dziełem przypadku, ale musi być działaniem twórczej Inteligencji, czyli Stwórcy. Ludzie to doskonale rozumieli do czasu, kiedy nie przyszła epoka ideologicznych zabobonów, prześmiewczo nazwana oświeceniem, w której logika ostatecznie ustąpiła miejsca propagandzie.
Poza byciem podporą dla ateizmu, teoria ewolucji wprowadza też nowe rozumienie natury człowieka. Według tej teorii człowiek jest tylko bardziej rozwiniętym zwierzęciem i sam ciągle dąży do doskonalszej formy ewolucyjnej. Takie podejście służyło jako usprawiedliwienie dla niewolnictwa czarnych w brytyjskich koloniach, jak również dla XX wiecznych totalitaryzmów, gdzie własnych wrogów przedstawiano na równi ze zwierzętami. „Uzwierzęcenie” człowieka otworzyło również furtkę do stosowania eugeniki na ludzkich embrionach.
Wreszcie trzecim, najważniejszym argumentem za teorią ewolucji jest utwierdzenie w społeczeństwach wiary w „religię” postępu. Masoneria zawsze przedstawia swoje idee jako postęp ludzkości. Teoria ewolucji zakładająca immanentny postęp biologiczny stworzeń do coraz doskonalszego bytowania zostaje zgrabnie przeniesiona na grunt rozwoju społeczeństw i trendów myślowych, czyli na tzw. ducha epoki. Jako że postępowcy już dawno przejęli zdecydowaną większość ośrodków propagandowych, takich jak media czy uniwersytety, z łatwością mogą wynieść na piedestał dowolną ideę, która od razu zyska popularność i będzie mogła zostać przedstawiona jako kolejna faza ewolucji ludzkości. Nieustannie jesteśmy poddawani tego typu operacjom. Przejście z monarchii na republikanizm było ewolucją, zniesienie społecznej komplementarności na rzecz liberalizmu również, kolejną fazą ewolucji był komunizm, a dalej liberalno-lewicowy socjalizm. Kolejnym stadium „ewolucyjnym” będzie prawdopodobnie rodzaj jakiejś komunistycznej technokracji, gdzie wyznacznikiem postępu będzie udział obywatela w programie szczepień i chipowaniu, bez których niemożliwym będzie funkcjonowanie w nowoczesnym społeczeństwie. Teoria ewolucji ma zastosowanie również do religii. Widzimy to szczególnie wyraźnie w przejętym przez masonów „kościele” soborowym, który w swojej idei postępu ewidentnie zmierza do jednej światowej religii, religii bez dogmatów, której centrum będzie Watykan. („Rzym stanie się stolicą Antychrysta” – Matka Boża w La Salette 1846r.)
Postęp, czyli ewolucja jest najpopularniejszym i najskuteczniejszym trickiem używanym przez masonów, dlatego potrzebował on również swojego biologicznego uzasadnienia. Stąd wzięła się teoria ewolucji Darwina i dlatego będzie ona dalej obowiązywać, pomimo że badania naukowe jej zaprzeczają. My niewiele z tym fantem możemy zrobić poza tym, żeby samemu nie dać się oszukać i żeby świadczyć o prawdzie tam, gdzie nas Opatrzność postawiła. Na koniec prawda i tak zwycięży.
Autorstwo: Adrian Lenz
Źródło: NEon24.pl
Bibliografia
1. Tassot Dominique, „Ewolucja. Dylemat dla nauki, niebezpieczeństwo dla wiary”, Wydawnictwo „Antyk” Marcin Dybowski, 2012 r.
2. https://porzadekzchaosu.wordpress.com/2016/01/13/ewolucja-idea-masonska/
3. https://ewolucjamyslenia.pl/dziesiec-najwiekszych-bledow-darwina/