Czyżby w naszych nadzorcach nagle obudziło się sumienie?

Kiedy w sobotę włączyłam telewizor, żeby obejrzeć wieczorne wiadomości zostałam wprost ogłuszona przez przekrzykujących się prezenterów dziennika, wyjące syreny samochodów policyjnych i migające sceny z nowojorskiego Times Square. Pozostałe media również (jak zwykle!!!) dostały histerii i walą po oczach oraz mózgach alarmistycznymi tytułami:

„Policja ewakuowała Times Square, bo podejrzewa zamach”

„Nowy Jork. Ładunek wybuchowy przy Times Square – próba zamachu”

„Próba zamachu na Times Square w Nowym Jorku”

„Próba zamachu na Times Square: Poszukiwania mężczyzny z nagrania”

„Bomba na Time Square: Talibowie przyznali się do próby zamachu”

„Talibowie przyznają się do zamachu na Times Square”

Dalej zobaczyłam, a następnie przeczytałam w prasie takie idiotyzmy, że wprost nie wierzę własnym oczom i zmysłom.

Kto zainscenizował ten „zamach”, na czyje zlecenie i dlaczego według tak idiotycznego scenariusza?

Jacy durnie rządzą mediami, że coś takiego przedstawiane jest zupełnie na serio jako wiadomość na pierwszych stronach i w pierwszych minutach programu? Żenada panowie, czas podać się do dymisji, bo w takie newsy wierzą już wyłącznie paranoicznie zastrachani i cierpiący na urojenia talibów czających się za każdym rogiem ulicy „racjonaliści”.

Nikt rozumny już od dawna nie wierzy w bzdety na temat terroru, brodatych i niekumatych terrorystów i rzekomo dokonanego przez nich zamachu na WTC. A jeśli wierzy, to niech się zastanowi przynajmniej nad tym, jak mogło dojść do tego, że służby wywiadowcze USA nie miały pojęcia o wrogich knowaniach, nie zapobiegły zamachowi i nie kiwnęły nawet palcem, gdy nie mające prawa tam się znajdować samoloty pruły niebo nad Nowym Jorkiem, zmierzając prosto na wieże WTC. No i jak to możliwe, że budynki (wraz ze stalowymi dźwigarami) zamieniły się w proch, ale paszporty terrorystów, nawet nie nadpalone, spadły wprost pod nogi śledczych?

No cóż… tylko skrajnie pozbawieni defektu mózgu, zwanego hiperlogicznością „racjonaliści” mogą wierzyć w takie bajki.

Przyjrzyjmy się więc temu straszliwie groźnemu, sobotniemu „zamachowi” na Nowy Jork, dostrzegając nie tylko zło, ale i niezwykłą szlachetność ludzi, rządzących tym światem.

Dowiadujemy się, że jakiś półgłówek zaparkował samochód w taki sposób, że od razu wzbudziło to podejrzenia świadków.

„Alarm wszczął uliczny sprzedawca, gdy zobaczył “podejrzany samochód” i poinformował policję, która zauważyła, że z auta wydobywa się dym.”

Dalej czytamy:

„siły bezpieczeństwa i straż pożarna zostały zaalarmowane po tym, jak z jednego pojazdu zaczął wydobywać się dym. Straż pożarna poinformowała, że w samochodzie doszło do “mini-wybuchu” między 18.00 a 18.30 czasu lokalnego.”

Gdyby jednak jakimś cudem przeoczono tę całą inscenizację, rzekomy zamachowiec bardzo filmowo uciekał z miejsca zdarzenia:

„Oficer nowojorskiej straży pożarnej, który wypowiadał się anonimowo, potwierdził, że wcześniej widziano mężczyznę, który uciekał z samochodu. (…) Do tej pory mężczyzny nie odnaleziono. Poszukiwania mają ułatwić nagrania z zainstalowanych na Times Square kamer, ale te będą dostępne dopiero za kilka godzin.”

Te nagrania (o, przepraszam, jedno nagranie) są już znane i dziś pokazano je w Faktach TVN, ale o tym za chwilę.

Cóż znaleziono w tym samochodzie?

„Według szefa nowojorskiej policji Raymonda Kelly’ego, w samochodzie zaparkowanym przy Times Square na Manhattanie znaleziono trzy pojemniki z gazem, fajerwerki, dwa 5-galonowe (19 l) kanistry z benzyną i dwa zegary z bateriami i elektrycznymi przewodami.”

Śmiać się, czy płakać? Zamiast bomby, albo przynajmniej worów z saletrą, której użyto do wysadzenia w powietrze budynku rządowego w Oklahoma City mamy… butle z gazem, benzynę i fajerwerki! Te ostatnie widocznie po to, żeby „zamach” miał oprawę estetyczną jak dzień 4 lipca! Nie podano informacji, w jaki sposób te wszystkie rupiecie miałyby stać się bombą. Bo jest chyba oczywiste, że 2 skrzydła, silnik i czarna skrzynka leżące w trawie to jeszcze nie samolot.

A teraz popatrzmy na to, co uwieczniły uliczne kamery… o, przepraszam, jedna (!) kamera. Miasta obwieszone są kamerami dyndającymi na każdej latarni, słupie oświetleniowym, sygnalizacji świetlnej i gdzie tylko się da, że o wszechobecnych bankach i bankomatach nawet nie wspomnę, ale jak dochodzi do przestępstwa, to okazuje się, że nagrań albo nie ma wcale, albo są, ale tak złej jakości, że praktycznie nie do użytku. I tu mamy podobną sytuację: jedno nagranie! W tak ruchliwym i ważnym miejscu Nowego Jorku nie zachowało się żadne inne nagranie?

OK, popatrzmy więc, co nam rzucają, niczym ochłap psu. Widzimy jakiegoś typa, który pojawia się w polu widzenia kamery nie wiadomo skąd, najspokojniej w świecie zatrzymuje się na samym środku ulicy, po czym powoli zdejmuje z siebie czarną bluzę i zostaje w koszulce o sygnałowo-czerwonym kolorze, którą miał pod spodem. Nie wygląda na kogoś, kto przed chwilą dokonał przestępstwa i musi się ukrywać, wręcz przeciwnie, obraca się w prawo i lewo, jakby specjalnie pokazując swoje oblicze całemu światu, po czym wrzuca bluzę do torby i odchodzi energicznym krokiem. Sądząc po tym, jak ubrani byli tego dnia nowojorczycy możemy przyjąć, że tego dnia była ładna i ciepła pogoda. Cóż więc może być dziwnego w tym, że ktoś zdejmuje z siebie grubą bluzę i pozostaje w koszulce z krótkim rękawem?

Po obejrzeniu tych wszystkich powalających wprost „dowodów zbrodni” mogę tylko wyrazić nadzieję, że władza okaże zmiłowanie również temu „terroryście” w czerwonej koszulce i jeśli go namierzy nie zastrzeli go na miejscu, jeszcze przed przesłuchaniem.

A teraz wyjaśnię, co oznacza tytuł tej notki.

Otóż jestem pod wrażeniem. Wygląda na to, że reżyserzy lęku ograniczają się ostatnio do straszenia atrapami bomb i przestali zabijać. Nie sądzę, żeby śmierć 3000 ofiar WTC trwale nasyciła ich apetyt na krew, a dopisanie 10 czy nawet 100 ofiar do zbrodni 11 września raczej nie odciążyłoby znacząco ich karmicznej hipoteki, a jednak nie zabijają. Jacy dobrzy, prawda?

Autor: Maria Sobolewska
Cytaty pochodzą z newsa TVN24
Źródło: Jestem za, a nawet przeciw