Czy w Polsce istnieje demokracja?

Opublikowano: 05.10.2011 | Kategorie: Polityka, Publikacje WM

Liczba wyświetleń: 931

Na 9 października 2011 roku przypada kolejny akt demokratycznego pikniku, który odmierzany klepsydrą czasu, co cztery lata, zgodnie z oficjalną wersją, daje obywatelom możliwość wybrania własnych przedstawicieli a tym samym zbiorowego formowania przyszłości własnej i państwa w którym żyją. Nawet jeżeli czytasz ten tekst dalece poza tą datą, to treść tu zawarta pozostaje nadal aktualna i odnosi się do każdego, następnego plebiscytu wyborczego.

W publicznych kampaniach zachęcających do wzięcia udziału w nadchodzącym głosowaniu słyszymy o społecznej i obywatelskiej odpowiedzialności miernikiem, której jest gotowość indywidualnego brania udziału w procesie wyborczym. Popularnym truizmem stało się powiedzenie: jeżeli nie bierzesz udziału w głosowaniu to „nie masz prawa” narzekać przez następne cztery lata na złe rządy. Czy rzeczywiście jednak przeciętny człowiek ma jakikolwiek wpływ na teraźniejszy proces wyborczy i wyłonione w jego wyniku ciało polityczne? Czy funkcjonujący w wielu krajach Europy, obu Ameryk i innych regionach świata, w tym Polsce, system demokracji przedstawicielskiej wraz z obowiązującą ordynacją wyborczą ma w istocie coś wspólnego z prawdziwym pojęciem demokracji? Czy przyjęta i publicznie głoszona zasada równości i sprawiedliwości gwarantuje wszystkim równoległą możliwość zgłoszenia własnej kandydatury a także prawo do obiektywnej informacji dla wyborców? Wreszcie czy zapewnia jasną i przejrzystą komunikację między kandydatem i wyborcami oraz szerzej, między poszczególnymi pretendentami do publicznego stanowiska?

W następujących po sobie punktach postaramy się przedstawić kilka z wielu argumentów, które kładą podwaliny do niepokojącej odpowiedzi na pytania zadane powyżej. Nie uczynimy tego dla przekory lecz ku przestrodze. Okazuje się bowiem, że za fasadą procedury demokratycznej, zdobiącą obecny system polityczny, kryje się demokracja ograniczona z wieloma elementami plutokratycznymi w której obywatel nie tylko ma minimalny wpływ na podejmowane w jego imieniu decyzje, ale wręcz jest mamiony i manipulowany poprzez elementy marketingu i public relations, zastępujące podstawową formę komunikacji, jaką jest otwarta debata, prostym strumieniem kształtowania wizerunku.

STANOWISKA PUBLICZNE TYLKO DLA NIEKTÓRYCH

W obowiązujących ordynacji i systemie politycznym, scena publiczna została pochłonięta przez duże ugrupowania partyjne, które zdobyły sobie monopol na stanowienie prawa i pretendowania do miana zbiorowych kandydatów w procesie wyborczym. To władze poszczególnych partii wyłaniają grono osób zobligowanych odgórnie do pełnienia przyszłych funkcji publicznych, a nawet wskazują personalnie kto to dokładnie ma być, poprzez obsadzanie własnych faworytów na czele list wyborczych. Jest swego rodzaju powtarzającą się praktyką, że i tak głosujący „na partie” wyborcy, w swej wspaniałej większości, zaznaczą prawdopodobnie kandydatów z pierwszych miejsc na listach wyborczych.

Istniejące procedury weryfikacji skutecznie utrudniają ponadto zwiększenie różnorodności ugrupowań partyjnych zasiadających w sejmie, nawet w ramach kultywowanego systemu wielkich koterii partyjnych. Aby móc w ogóle wystartować, dana grupa w stosunkowo krótkim czasie powinna dostarczyć listę podpisów z wielotysięcznym poparciem złożonym przez indywidualne osoby. Każdy kto próbował sam lub w małej grupie zbierać podpisy np. pod petycje, doskonale zdaje sobie sprawę z tego jak bardzo czasochłonne to zajęcie. Wymóg ten sprawia, że z tak ograniczonego w czasie obowiązku są w stanie wywiązać się tylko duże, zorganizowane grupy osób, korzystające z szerokiego zaplecza partyjnego lub woluntarystycznego. Oddolne, mniejsze rzesze, nie dysponujące zaangażowanym zapleczem są więc z góry wyłączone z możliwości równorzędnego konkurowania a nawet samego udziału.

Jaskrawo aspekt ten widoczny jest podczas wyborów prezydenckich, kiedy to indywidualni kandydaci zobowiązani są do dostarczenia 100 tysięcy podpisów – ci pozbawieni odpowiedniego zaplecza, które za nich zbierze wymagane dowody lojalności, skazani są na eliminacje z otwartej rzekomo możliwości startu. Idąc dalej: wysoki próg procentowy zapewniający miejsca w przyszłych ławach poselskich, na poziomie 5% dla partii oraz 8% dla koalicji wyborczych, dyskwalifikuje ponadto z udziału w życiu parlamentarnym ruchy o umiarkowanym poparciu społecznym. W efekcie takiej segregacji setki tysięcy ludzi traci możliwość wyłonienia własnego przedstawicielstwa w kolejnych, następujących po sobie kadencjach parlamentu. Wybrani, poprzez obowiązujący system wyborczy posłowie, mają przed sobą długą niewzruszoną niczym czteroletnią kadencję. Przez okres ten nie odpowiadają bezpośrednio przed wyborcami lecz przed ciałem zarządzającym partią, które w razie niesubordynacji może delikwenta usunąć ze swoich szeregów lub pozbawić go prawa startu w przyszłym cyklu wyborczym. W czteroletniej kadencji, parlamentarzyści i inne instancje przedstawicielskie działają poza społecznym mechanizmem kontrolnym.

Obywatele i ruchy społeczne mają minimalny wpływ na podejmowane odgórnie decyzje. Posłowie i szerzej partie mogą forsować projekty gospodarcze, energetyczne i militarne bez konsultacji z większymi gronami społeczeństwa i ponad wolą lokalnych społeczności.

ELIMINACJA DEBATY WYBORCZEJ NA RZECZ MARKETINGU POLITYCZNEGO I PUBLIC RELATIONS

Podstawą wszelkich procesów prowadzących do wyłonienia przedstawicielstwa określonej grupy osób czy szerszego społeczeństwa, powinna być otwarta i nie zakłócona mirażem pozorów debata. Pojęcie sprawiedliwej debaty obejmuje zarówno otwartą, publiczną i obowiązkową komunikacje między kandydatami, równoległą możliwość prezentowania własnych poglądów oraz powszechny i transparentny dostęp do informacji wyborczych. Tymczasem w umacnianej i kolportowanej praktyce kampanii poprzedzających każde wybory oraz w codziennym życiu tzw. sceny politycznej, każde z owych fundamentalnych zaleceń jest poddawane stopniowej i celowej erozji.

Zewsząd postępuje eliminacja pierwotnej gotowości do służenia społeczeństwu na rzecz konkurencji i pojedynku, która czyni z procesu wyborczego arenę walki, rywalizacji oraz brnięcia za wszelką cenę do zwycięstwa. W rezultacie triumfu takich wzorców postępowania, płaszczyzna prezentowania własnego stanowiska, poglądów, dążeń i zasad oraz inne słuszne determinanty są wypłukiwane na rzecz przewodniego celu jakim staje się kształtowanie własnego wizerunku. Należy podkreślić, że istotną częścią kształtowania wizerunku nie jest tu odzwierciedlanie prawdy i rzeczywistości, ale formowanie go w taki sposób aby był możliwe jak najbardziej atrakcyjny i przekonywujący dla odbiorców. Standardowa komunikacja między ludźmi, pretendującymi i głosującymi, zostaje zastąpiona, nie odpowiadającym koniecznie prawdzie, zespołem zbiorowych technik wpływania i manipulowania odbiorcom, przygotowywanym przez grupy oferujące odpłatne usługi w tym zakresie. Mamy więc tu do czynienia z zaskakującą legislacją uprawiania zbiorowego, jeśli nie fałszu to przekłamań, w celu osiągnięcia ambicji politycznych a w dalszej perspektywie także materialnych . Odbywa się to za pośrednictwem szerokiego instrumentarium wchodzącego w skład marketingu politycznego i public relations.

Język publicznej debaty zostaje zastąpiony prostymi komunikatami i fortelami stosowanymi równolegle do promocji i sprzedaży produktów i usług. Zamiast wielogodzinnych, obowiązkowych i wiążących debat między kandydatami, mamy proste hasła reklamowe na rozwieszanych i kolportowanych ulotkach, billboardach i broszurach. Podczas gdy podstawą powinna być otwarta, pozbawiona liftingu rozmowa, odbiorca otrzymuje finalny produkt, przygotowany przez specjalistów od komunikowania masowego, rynku politycznego, public relations, erystycznych sztuczek i szeregów innych, pokrewnych dziedzin.

PLUTOKRACJA W DEMOKRATYCZNYM PŁASZCZU

Prawdziwa, absolutna demokracja oznacza nie tylko otwarte prawo do głosowania, ale także podstawową i zasadniczą równość w prezentacji własnej kandydatury dla wszystkich osób zgłaszających wolę pełnienia służby publicznej w ramach prowadzonego procesu wyborczego. Trudno odnaleźć echo tej słusznej przesłanki, w obowiązujących niemal powszechnie, praktykach towarzyszących wszelkiego rodzaju plebiscytom. Zamiast demokratycznej zasady równości spotykamy się z regułą kaskadową opartą na szkielecie plutokratycznym. Przywilej możliwie jak najszerszego prezentowania siebie, swojej opcji i celów otrzymują tylko ci kandydaci i partie, które posiadają odpowiednie środki materialne pozwalające na zdominowanie przestrzeni wyborczej. Innymi słowy: im więcej masz pieniędzy oraz środków materialnych tym bardziej jesteś widoczny. Zwierciadło tej zasady znajdujemy z łatwością w świecie rzeczywistym, gdzie właśnie duży stan posiadania danej opcji umożliwia jej stosowanie rozbudowanego systemu kształtowania opinii publicznej, poprzez wykorzystywanie technik marketingu publicznego i public relations. Im większy budżet tym więcej billboardów, ulotek, broszur, reklam telewizyjnych, płatnych ogłoszeń, gadżetów, występów i konferencji w dużych odpłatnych salach i aulach. W ostateczności prowadzi to do efektu dymu, sztucznego zdominowania sceny publicznej dzięki masowej w niej obecności, oczywiście kosztem kandydatów i stronnictw nie posiadających równorzędnych środków. Skutek tego jest prosty: marginalizacja pewnych obozów na rzecz ugrupowań i pretendentów posiadających zaplecze finansowe. Pozostaje to równie naganne bez względu na to czy posiadane środki pochodzą z budżetu państwa, źródeł własnych czy też szerokiego grona sponsorskiego. Rezultat bowiem jest jeden: eliminacja równości w udziału i prezentowaniu własnej kandydatury na rzecz pieniądza jako dźwigni kampanii wyborczej a w dalszej konsekwencji także władzy.

MEDIA I PRASA – WOLNA TRYBUNA CZY NARZĘDZIE WALKI?

Na przestrzeni dziejów bezstronność prasy była wielokrotnie nadużywana i wykorzystywana w osobistych celach i rozgrywkach. Nie zmienia to jednak faktu, że to właśnie prasa z założenia miała być szańcem wolności słowa, bezstronną trybuną na której toczy się debata publiczna między obywatelami. Prasa miała także monitorować i przelewać na swe łamy opis otaczającej nas rzeczywistości. Z biegiem rozwoju technik przekazywania informacji i komunikacji, słowo drukowane zostało wzbogacone przez przekaz audytywny i audiowizualny. Sprowadzenie słowa drukowanego i mediów do poziomu tylko i wyłącznie rejestratorów otaczającej rzeczywistości, stanowiłoby ingerencję w elementarną wolność słowa oraz zubożenie środka wyrazu, którym dysponuje społeczeństwo. Zasada ta powinna być jednak obustronna: także nie skrępowane i nie kontrolowane niczym media nie mogą zakłamywać ani deformować rzeczywistości – stawać się tubą informacyjną tylko dla określonych środowisk i grup interesów. Nie mogą manipulować procesem wyborczym, poszczególni publicyści i dziennikarze powinni posiadać wolną stopę w prezentowaniu i publikowaniu informacji i wydarzeń.

Nieodłącznym elementem towarzyszącym współczesnym kampaniom wyborczym jest postępująca dewaluacja tych wartości. Media głównego nurtu, te najbardziej znane i dostępne, coraz rzadziej występują w roli platformy informacyjnej, otwartej przestrzeni na wielostronny dialog prawyborczy, przeobrażając się w zamian w wehikuł napędzający te wszystkie nierówności o których pisaliśmy wcześniej. To dzięki takiemu profilowi mediów możliwym stał się tak głęboki i postępujący model kampanii, oparty na marketingu politycznym i public relations. Właśnie za pośrednictwem mediów głównego nurtu, określone grupy dysponujące odpowiednim budżetem, otrzymują odpłatną przestrzeń umożliwiającą im zdominowanie przekazu publicznego. Co bardziej symptomatyczne, obok tej przypadłości, dominujące środki przekazu wręcz kreują rzeczywistość wyborczą, promując lideryzm pośród konkurujących między sobą stronnictw politycznych. Instrumentami, które służą takiej polityce medialnej są:

– Ciągłe i bezustanne publikowanie sondaży wyborczych, wywierających pewien psychologiczny wpływ na odbiorcę, utwierdzając go w przekonaniu, że tak istotnie wygląda rozkład sił politycznych i jego głos będzie miał znaczenie tylko wtedy jeśli poprze którąś z grup aspirujących do zwycięstwa.

– Poświęcanie większej części czasu antenowego opcjom politycznym i kandydatom, którzy według prognoz lub na podstawie dotychczasowo pełnionych funkcji, pretendują do miana faworytów. Odbywa się to kosztem pozostałych kandydatów o których mówi się zdawkowo a nawet pomija.

– Organizowanie niewielu i krótkich debat w których nie uczestniczą na ogół przedstawiciele wszystkich stronnictw biorących udział w wyborach. W zamian tego wywiązuje się kolejna projekcja wyborcza na kształt tej sondażowej: następuje debata na szczycie między liderami sondaży lub kilku czołowych opcji, zasiadających dotąd w sejmie lub skądinąd uważanych za faworytów. Wszyscy pozostali pretendenci zostają ponownie zaocznie zmarginalizowani i zdegradowani do rangi planktonu wyborczego.

AKCEPTACJA CZY REFORMA?

Wymienione powyżej przypadłości w obecnym systemie politycznym stanowią zamknięte koło. Ich istnienie służy interesom wielkich ugrupowań partyjnych i stanowi platformę podtrzymującą ich kluczowy cel: czyli utrzymywanie i przedłużanie władzy, rozumianej nie jako fundamentalna służba społeczeństwu ale rządzenie równoznaczne z monopolem decyzyjnym. Przewidywalnie metamorfoza, a w innych przypadkach eliminacja tych deformacji, skodyfikowanych niejednokrotnie w prawie, nie będzie możliwa tak długo jak nie wywiąże się zdecydowane, otwarte, szerokie i nie ideologiczne dążenie indywidualnych ludzi (ruch społeczny), którzy poprzez nacisk społeczny, w tym także nieposłuszeństwo obywatelskie, doprowadzą do istotnych zmian, przekładających się na realizacje podstawowych zasad sprawiedliwości i równości w życiu publicznym.

Celem tego artykułu jest wytłuszczenie istniejących nadużyć w obowiązującym systemie, nie zaś budowa alternatywy. Dlatego poniżej zamieszczam tylko kilka z fundamentalnych zasad i punktów, które mogą a w innych przypadkach powinny stanąć u podwalin reformy politycznej i społecznej, tak aby w toku ich realizacji usunąć dotychczasowe delikty:

1. Wprowadzenie demokracji bezpośredniej, która uczyniłaby ogół społeczeństwa podmiotem na scenie politycznej. W ramach procedury demokracji bezpośredniej, dobrowolne, wiążące i prosto powoływane referendum, lokalne i ogólnokrajowe, bez progów procentowych, stałoby się ważną i kluczową metodą podejmowania decyzji oraz narzędziem blokowania. parlamentarnych ustaw szkodliwych lub nie pożądanych w odczuciu społecznym.

2. Parlamentarzyści i inni przedstawiciele powinni być wybierani z pozycji niezależnych, imienia i nazwiska oraz odpowiadać bezpośrednio przed wyborcami z okręgu z którego zostali obrani (okręgi jedno- i kilkumandatowe).

3. Parlamentarzyści i samorządowcy nie mogą funkcjonować poza jurysdykcją obywateli. Stają się więc nie tylko przedstawicielami ale i mandatariuszami. W razie złamania zobowiązań lub działania wbrew oczekiwaniom obywateli mogą zostać odwołani w ramach referendum z okręgu, z którego wcześniej ich powołano.

4. System polityczny, stanowienie prawa oraz jego realizacja powinny opierać się na fundamentalnych, powszechnych prawach człowieka, które nie mogą zostać zniesione, nawet w razie kryzysu i nagłej radykalizacji nastrojów społecznych. Demokracja Bezpośrednia powinna się zatem opierać na ogólnie akceptowalnych prerogatywach etycznych.

5. Funkcja posła ma charakter służby społeczeństwu, nie zaś lukratywnego stanowiska: wynagrodzenie nie powinno być wyższe niż przeciętne wynagrodzenie krajowe.

6. Podczas kampanii wyborczej każdy kandydat musi posiadać dokładnie identyczną możliwość prezentowania własnego programu i dotarcia do odbiorców, bez względu na posiadane środki materialne i finansowe.

7. Każdy pretendent ma obowiązek prowadzenia serii wielogodzinnych publicznych debat z kontrkandydatami. Wielogodzinne dyskusje, na różnym szczeblu, powinny poprzedzać także przeprowadzane referenda.

8. Punkt dyskusyjny: podczas podejmowania decyzji o charakterze szczególnie merytorycznym, przed oddaniem głosu w referendum, możliwość przeprowadzenia prostego, najbardziej podstawowego sprawdzianu wiedzy i świadomości z zakresu rozstrzyganego problemu dla każdego uczestnika biorącego udział w głosowaniu.

Autor: Damian Żuchowski
Dla “Wolnych Mediów”


TAGI: ,

Poznaj plan rządu!

OD ADMINISTRATORA PORTALU

Hej! Cieszę się, że odwiedziłeś naszą stronę! Naprawdę! Jeśli zależy Ci na dalszym rozpowszechnianiu niezależnych informacji, ujawnianiu tego co przemilczane, niewygodne lub ukrywane, możesz dołożyć swoją cegiełkę i wesprzeć "Wolne Media" finansowo. Darowizna jest też pewną formą „pozytywnej energii” – podziękowaniem za wiedzę, którą tutaj zdobywasz. Media obywatelskie, jak nasz portal, nie mają dochodów z prenumerat ani nie są sponsorowane przez bogate korporacje by realizowały ich ukryte cele. Musimy radzić sobie sami. Jak możesz pomóc? Dowiesz się TUTAJ. Z góry dziękuję za wsparcie i nieobojętność!

Poglądy wyrażane przez autorów i komentujących użytkowników są ich prywatnymi poglądami i nie muszą odzwierciedlać poglądów administracji "Wolnych Mediów". Jeżeli materiał narusza Twoje prawa autorskie, przeczytaj informacje dostępne tutaj, a następnie (jeśli wciąż tak uważasz) skontaktuj się z nami! Jeśli artykuł lub komentarz łamie prawo lub regulamin, powiadom nas o tym formularzem kontaktowym.

4 komentarze

  1. Obi-Bok 05.10.2011 12:56

    Z tym ostatnim punktem byłbym ostrożny. Nie można relatywizować prawa obywatela do oddania głosu (!) Poza tym jak znam ten Kraj, to byłoby ogromne pole do nadużyć i ograniczania wolności obywatelskich.

  2. Sebek 05.10.2011 16:45

    A ja chcę być wolny i nie chcę, żeby inni mogli w głosowaniu decydować o moim życiu.

  3. Foltynowicz Włodzimierz 09.10.2011 12:59

    Damian Żuchowski.
    Moim zdaniem w Polsce mamy do czynienia z procesem tworzenia (odradzania się ) demokracji przedstawicielskiej po wielu dziesięcioleciach rządów totalitarnych (tak, tak !). Z tego powodu – moim zdaniem – to nie demokratyczne mechanizmy zawodzą, lecz mentalność społeczna (ta posttotalitarna), hamująca myślenie obywatelskie, zastępowane myśleniem nawykowym z marksowskiego dogmatu o równości klas, co oznacza, że wśród dużej części społeczeństwa obecna jest ciągle popularność postaw roszczeniowych, zamiast twórczego oddziaływania na otaczającą nas społeczną rzeczywistość. Ta sama mentalność unicestwiła także idee pierwszej „Solidarności”
    Uważam więc, że postulat z wprowadzeniem w Polsce demokracji bezpośredniej jest stanowcza za wczesny, bo roszczeniowa mentalność polskiego społeczeństwa postsocjalistycznego zablokowała by w referendach wszystko co dotyczyło by ukrócenia rozdawniczej, populistycznej polityki tak chętnie uprawianej w Polsce.

  4. norbo 09.10.2011 13:20

    Tak, tak… znowu ta biedna zacofana Polska… a ja mieszkam w Hiszpanii i tutaj jest tak samo…

    Kolega nie ma pojęcia co to takiego ta ‘demokracja bezpośrednia’…

Dodaj komentarz

Zaloguj się aby dodać komentarz.
Jeśli już się logowałeś - odśwież stronę.