Czy już wiemy, że monogamistami być nie możemy?

Opublikowano: 05.05.2013 | Kategorie: Publicystyka, Seks i płeć, Społeczeństwo

Liczba wyświetleń: 1160

„Trzeba wiele miłości, żeby przywdziać strój nowoczesnego superbohatera, usiłującego ocalić z codzienności bicie serca”. Ładne zdanie francuskiego pisarza, które po naszemu powinno brzmieć: „Jak, do cholery, nie znudzić się spaniem z jedną kobietą (mężczyzną) do końca życia?”.

Czy to w ogóle jeszcze możliwe? Czy kiedykolwiek było? Spotykam się z brytyjskim znajomym, którego znam od lat – młody, wykształcony lekarz. Zniesmaczony i zdziwiony, bo okazuje się, że wszyscy jego koledzy, większość po Oxfordzie – lekarze, politycy, menadżerowie dużych firm – mają pozornie szczęśliwe związki i małżeństwa, i… jeszcze szczęśliwsze życie na boku. – It’s wrong! – bulwersuje się kolega, sam w związku z tą samą kobietą od 7 lat. A ja nie wiem, czy potrafię się z nim zgodzić. Nikt nigdy nie dostanie wszystkiego od jednego mężczyzny/kobiety i może najwyższy czas sobie to uświadomić? Albo zabraknie nam emocjonalnej koneksji, albo gorącego seksu. Prawda?

Zawsze uważałam, że jeśli mężczyzna myśli o zdradzie, powinien to zrobić. Dlaczego? Bo po skoku w bok następują zazwyczaj dwie reakcje: albo z całego serca tego żałujesz, nigdy, przenigdy już o tym nie pomyślisz i stajesz się najlepszym partnerem pod słońcem, albo zrozumiesz, że jeśli zdrada dała ci choć odrobinę satysfakcji, nie powinieneś marnować czasu kobiety, z którą jesteś. Szkoda tylko, że życie nie jest takie proste i, jak twierdzi kolega, świat jest pełen hipokrytów, którzy, według angielskiego powiedzenia, chcą „have a cake and eat it, too”.

Trafiłam w sieci na artykuł w „Evening Standard” o uwielbieniu jednej dziennikarki dla tzw. polyamory. Polyamory to „zdanie sobie sprawy z tego, że może nam się podobać więcej niż jedna osoba, możemy kochać więcej niż jedną osobę, a nawet tworzyć szczęśliwe związki poligamiczne”. Czyli nic, czego nie wiedzieliśmy wcześniej. Prawdziwym wyzwaniem jest jednak ocalanie z codzienności bicia serca z tą jedną jedyną osobą, a nie chwilowo przyspieszone bicie serca z kimś innym. Czy komuś chce się być takim superbohaterem?

Samantha Jones w „Seksie w wielkim mieście” wykrzyczała przerażona do przyjaciółek: „Chyba mam monogamię! Musiałam się nią od was zarazić!”. Ale większość z nas nie boi się jej tak, jak Samantha, a wręcz przeciwnie – bezustannie szukamy złotego środka na to, jak zatrzymać faceta i jak sprawić, aby zawsze mu się podobać. Nie znam go, choć mogę się domyślać, że ma coś wspólnego z nieprzybieraniem dodatkowych kilogramów, ograniczaniem marudzenia do minimum i uprawianiem seksu do maksimum. Choć i to nie zawsze musi działać.

Monogamista, poligamista – nieważne, po prostu bądźmy szczerzy. Każdy z nas zna zapewne następujący rodzaj pary: on przystojny, ze świetną pracą, w modnych ciuchach, ona – szczupła, wystylizowana na Kate Middleton. Widzimy takie pary, mamy je wśród swoich znajomych, skrycie im zazdrościmy, nie zdając sobie sprawy z tego, że to właśnie one często kryją najwięcej gorzkich tajemnic.

Mój znajomy nie może zrozumieć, że jego koledzy uważają posiadanie kochanek za naturalną kolej rzeczy. Masowy konsumeryzm i zachłanność nie przejawiają się już tylko chęcią posiadania pieniędzy i nowego iPhone’a, ale i nowych, atrakcyjnych partnerów. Dlaczego więc nie są z tym otwarci? Bo przy naszych skłonnościach do poligamii niczego nie boimy się bardziej niż samotności. Był taki film, „Last kiss”, który utkwił mi w pamięci. Zach Braff grał faceta przerażonego faktem, że wkracza w dorosłe życie. Przed samym ślubem zdradził swoją ciężarną narzeczoną, po czym zjadły go wyrzuty sumienia. Przyznał się, zniósł jej złość, błagał o wybaczenie, spał tygodniami na wycieraczce przed domem. Został superbohaterem, bo postawił na szczerość i okazał skruchę. I choć to przygnębiające mieć świadomość, że tylko na takich bohaterów możemy liczyć w obecnych czasach, lepsze to niż przerażająca hipokryzja.

Autorka: Karolina Zagrodna
Źródło: eLondyn


TAGI:

Poznaj plan rządu!

OD ADMINISTRATORA PORTALU

Hej! Cieszę się, że odwiedziłeś naszą stronę! Naprawdę! Jeśli zależy Ci na dalszym rozpowszechnianiu niezależnych informacji, ujawnianiu tego co przemilczane, niewygodne lub ukrywane, możesz dołożyć swoją cegiełkę i wesprzeć "Wolne Media" finansowo. Darowizna jest też pewną formą „pozytywnej energii” – podziękowaniem za wiedzę, którą tutaj zdobywasz. Media obywatelskie, jak nasz portal, nie mają dochodów z prenumerat ani nie są sponsorowane przez bogate korporacje by realizowały ich ukryte cele. Musimy radzić sobie sami. Jak możesz pomóc? Dowiesz się TUTAJ. Z góry dziękuję za wsparcie i nieobojętność!

Poglądy wyrażane przez autorów i komentujących użytkowników są ich prywatnymi poglądami i nie muszą odzwierciedlać poglądów administracji "Wolnych Mediów". Jeżeli materiał narusza Twoje prawa autorskie, przeczytaj informacje dostępne tutaj, a następnie (jeśli wciąż tak uważasz) skontaktuj się z nami! Jeśli artykuł lub komentarz łamie prawo lub regulamin, powiadom nas o tym formularzem kontaktowym.

9 komentarzy

  1. davidoski 05.05.2013 11:23

    W całym tym artykule zabrakło jednego i najważniejszego – uczuć.

  2. Jedr02 05.05.2013 14:07

    Po prostu ludzie dają się zniewalać swoim pragnieniom seksualnym. Będą ryzykować trwałość swojej rodziny tylko po to żeby się trochę pobawić…
    Ubieranie zniewolenia seksualnego w jakieś ładne filozofie wolnościowe jest Tu chyba kolejnym sposobem wmawiania sobie, że to wspaniale.
    Naprawde zabawne jest takie chorobliwe przywiązanie do tak krótkotrwałej przyjemności. Widział ktoś żeby był ktoś szczęśliwy tylko dlatego że uprawia dużo seksu? Czy seksoholicy są najszczęśliwszymi ludźmi na świecie? Latanie jak niewolnik za swoimi pragnieniami szczęścia wiele nie daje.

  3. fm 05.05.2013 19:21

    He he he.. tak proste to nie jest.. ale..
    Pani Karolino… może w takim razie trójkącik? 😛

  4. Prometeusz 05.05.2013 20:56

    Hmm…

    1. Polszczyzna. Rozumiem, że czasami staje się językiem dalece mniej używanym (sam mieszkam tutaj dostatecznie długo i styczność z rodakami miewam raczej sporadycznie), ale pewne rzeczy po prostu rażą w oczy… ‘consumerism’ to słowo angielskie i nie trzeba spolszczenia, polska wersja istnieje od dawna: ‘konsumpcjonizm’. Eh…

    2. Związki. Cóż, ponieważ wszyscy (od Autorki poczynając, a na komentujących – i sobie samym – kończąc) dzielą się swymi spostrzeżeniami, to podzielę się i ja (w telegraficznym skrócie, omijając większość dowodów i wywodów podpierających szereg przewijających się twierdzeń).

    Partner(ka): Albo ‘to jest to’, albo nie warto (szczególnie nazywać tego partnerstwem/związkiem). Tutaj popularne określenie ‘f**kbuddy’ (pl. ‘kumpel/kumpela do piep***nia’) chyba najlepiej określa zazwyczaj zawiązujący się typ relacji: impreza w weekend, poznajemy kogoś (oboje będąc na konkretnym gazie) i kończymy w łóżku. Po tej lub następnej przygodzie (kiedy jesteśmy trzeźwiejsi i więcej pamiętamy) z różnych przyczyn (było fajnie, albo z braku laku dobry kit) pojawia się idea związku na poważniej (lub kilka, w zależności od tego ile takich znajomości mamy) – i prędzej czy później tak się dzieje. W efekcie, oczywista – lepiej prędzej, niż później – nie wychodzi (o dziwo…!). I a piat, aż wiek/ciąża/sytuacja/wszystkie wymienione czynniki nie wymuszą formalnej stabilizacji.
    Sprinter maratończykiem nie będzie. Seks a seks – jest różnica. Podobnie z resztą, jak w życiu. Spotkać osobę, z którą można spędzić noc, miesiąc, kilka – da się w miarę łatwo. Spotkać kogoś, z kim można spędzić życie – oj, oj… trudno. Bardzo trudno. Szukasz czegoś poważnego? To – jak na myśliwego przystało – czatuj. Może upolujesz, może nie. Ale nie łap zająca na cel z nadzieją, że zamieni się w żubra po ustrzeleniu! No i jeszcze jedno – czy ty sam aby na pewno też się na owego ‘żubra’ nadajesz, czy nie bardzo?
    A kto chce brykać jak motylek – niech sobie bryka. Ba! Chcesz brykać jak motylek dopóki czegoś serioznego nie Spotkasz? Może sie da, kto wie – ale trzeba się zasad trzymać, a nie byle kwiatka wybierać, bo do wymarzonego daleko.

    3. Zachcianki.
    Dodając do powyższych (jakże rozsądnych) komentarzy swoje trzy grosze – 99% ludzi nie wie, czego chce, a także nie wie, że to, czego chcą, nie jest tym na czym im zależy. Chcą zbyt dużo, zwłaszcza dla innych (świadomie lub nie), są zbyt zgubieni by odgadnąć, czego sami potrzebują.

    Z pozdrowieniami,
    Prometeusz

  5. egzopolityka 05.05.2013 21:07

    Ostatnio krótko spotykałem się prywatnie z dwiema paniami lekarzami. Jedna internistka a druga psychiatra. Po kilku godzinach rozmów obie okazały się mieć zaburzenia psychiczne. Szczególnie ciekawy przypadek stanowiła pani psychiatra, która okazała się paranoiczką, histeryczką i uzależnioną od seksu. Ostatnio zwolnili ją z pracy w szpitalu w Krakowie z powodu awanturniczości, ale nadal jest psychiatrą w ośrodku leczenia uzależnień (ma 34 lata). Akurat mam dużą wiedzę z psychologii, więc szybko rozpoznaję takie rzeczy. Gorzej mają ci mężczyźni, którzy pchają się w związki z takimi kobietami na lata.

  6. Prometeusz 06.05.2013 08:32

    @egzopolityka:

    Nie zdziwi Cię więc zapewne moje (i nie tylko moje spostrzeżenie), że większość ludzi pakuje się w związki, a bardzo wielu – także w pracę zawodową – z podświadomą nadzieją, że te powyższe pomogą im uporać się z problemami, które mają z samymi sobą (co oczywiście jest absolutnie niemożliwe, niewykonalne i niezmiennie kończy się porażką). Jak np. awanturnicza pani psychiatrolog (że się tak nieco pogardliwie wyrażę), o której Wspominasz – zagubienie powoduje brak sensu życia, co próbuje ona zapełnić przyjemnością płynącą z seksu. Niestety nie jest w stanie – primo brak odpowiedniego partnera/partnerów (pomijając problemy mentalne warto też pamiętać, że niektórzy mają naturalnie niższe libido, inni – wyższe…), secvndo – brak rozwoju i długofalowej satysfakcji. Ot, anhedonia wynikająca z zaganiania i zagubienia oraz ‘przeżarcia’, jak to często bywa. No i frustracja wychodzi w rozdrażnieniu i kłótliwości. Klasyka gatunku, wszędzie tego pod dostatkiem…

    Pozdrawiam,
    Prometeusz

  7. sunner 06.05.2013 10:01

    “spał tygodniami na wycieraczce przed domem”

    He, he. Gość niewątpliwie ma coś z głową.

  8. Essi 06.05.2013 10:52

    @ W. i @ sunner – nic dodać, nic ująć! 😉

  9. bartosz_kopan 06.05.2013 13:29

    Zgodze sie tutaj z kol. Prometeusz, ze trzeba wiedziec czego sie chce i dopiero wtedy mozna po to siegnac. A tak mamy cale mnostwo niedoroslych – doroslych, zmanipulowanych przez kino, tv i inne smieci, ktorym wydaje sie ze ilosc idzie w jakosc, ze branza porno prezentuje prawdziwe oblicze seksulanosci, ze drugi czlowiek to tylko worek na wytryski badz zywy wibrator.
    Pojawiajaca sie z czasem coraz wieksza flustracje przeklada sie na coraz intensywniejsze bodzce, a kolejnym partnerom zarzuca sie niedoskonalosc w miejsce doskonalenia samego siebie.
    Uslyszalem kiedys takie zdanie: “Jesli jestes z kims i zastanawiasz sie, czy z ta osoba spedzic reszte zycia, to znaczy ze to nie jest wlasciwa osba”.
    Nie kazdy to rozumie, za to ci ktorzy to zrozumieli maja szczesliwe zwiazki, w ktorych czuja sie spelnieni. Kazdemu zycze takiego zwiazku, choc z doswiadczenia i obserwacji wiem, ze owych jest bardzo malo.

Dodaj komentarz

Zaloguj się aby dodać komentarz.
Jeśli już się logowałeś - odśwież stronę.