Człowiek z dykty

Opublikowano: 24.04.2020 | Kategorie: Polityka, Publicystyka

Liczba wyświetleń: 887

Jak z jednym pisowcem wytrzymałem 9 miesięcy.

Wielu z nas ma ukochane fragmenty przyrody nieożywionej, za którymi tęskni. Dla jednych są to góry, dla innych morze, a dla jeszcze kolejnych dawno pochowana matka na Powązkach. Ja na szczęście – bez względu na to, czy jest pandemia, czy nie – w drodze do domu, na pocztę, autobus czy po bułki, za każdym razem widzę swój ulubiony obiekt.

Dr inż. Stefan Traczyk zawisł na tablicy przy najważniejszej ulicy mojej miejscowości znienacka chwilę po tym, gdy Andrzej Duda 6 sierpnia 2019 r. ogłosił termin wyborów parlamentarnych. Licząc od dnia pojawienia się tego numeru „NIE” w kioskach, było to 262 dni, czyli niemal 9 miesięcy temu. Co można zrobić przez 9 miesięcy, tego chyba inteligentnym Czytelnikom tłumaczyć nie muszę…

Początkowo, jak często w znajomościach bywa, na wdzięki dr. inż. Traczyka nie zwracałem uwagi. Takich jak on wisiało wokół wielu. Na drzewach, zamiast liści, wisieli nawet postkomuniści. Wszyscy bili się o mandaty poselskie.

Z czasem, mijając słup, zacząłem się zastanawiać, kim jest przydrutowany do niego dr inż. Stefan Traczyk i czego się tak, kurwa, cieszy, gdy ja dmucham co rano do roboty. Z twarzy wyglądał, nie przymierzając, jak każdy inny doktor inżynier. Okulary sygnalizowały, że miałem do czynienia z człowiekiem oczytanym, który roztrwonił gałki oczne na lekturę licznych prac doktorskich i inżynierskich. Chciał, aby postrzegać go przez ten pryzmat – inaczej nie pisałby na plakacie, że jest doktorem inżynierem.

Krótki włos oznaczał, że jest to człowiek praktyczny, przywiązany do klasycznych polskich kanonów męskiego piękna. Elegancki strój, przyozdobiony w zwis męski prosty, symbolizował zaś wysoką pozycję społeczną doktora inżyniera. Wytworne ubiory od zarania dziejów odgrywały bardzo ważną rolę społeczną – pozwalały odróżnić capów bez szkoły od osób, które nie brudziły sobie rąk pracą.

Po trzydziestu kilku spacerach dr inż. Traczyk na stałe zagościł w mym umyśle. Bywało nawet, że przechodząc, mówiłem mu „dzień dobry”. „Pod Traczykiem” umawiałem się z rodziną i znajomymi. W dni wolne i weekendy myślałem, co u Traczyka słychać i czy aby go zaraz ktoś nie odinstaluje.

* * *

13 października 2019 r. Polacy ruszyli do urn. Do Sejmu, oprócz Mariusza Błaszczaka czy Jana Grabca, z tego okręgu dostał się nasz nieodżałowany redakcyjny kolega Andrzej Rozenek.

Dr inż. Stefan Traczyk otrzymał oszałamiające 0,78 proc. głosów. Skreśliły go 4674 osoby, czyli ponad 8 razy mniej niż Rozenka.

Zgodnie z polskim prawem plakaty takie jak dr. inż. Traczyka muszą zostać uprzątnięte przez pełnomocników wyborczych w ciągu trzydziestu dni od dnia wyborów. Inaczej grozi im 500 zł mandatu, a nawet skierowanie sprawy do sądu, gdzie beknąć można już na 5 tys. zł. Wyjątek – po zmianie kodeksu wyborczego w 2018 r. – stanowią prywatne nieruchomości, obiekty itp., na których gęby pretendentów mogą sobie wisieć do woli. Słup stojący przy ulicy, na którym wisiał Traczyk, wedle moich ustaleń do prywatnych nie należał. Mało tego – na powieszenie plakatu na słupie też trzeba mieć zgodę jego właściciela. Czy Traczyk ją uzyskał?

Choć tego typu dykty używane są podczas wyborów coraz rzadziej, gdyż zaśmiecają przestrzeń publiczną, rekordzista, którego udało mi się namierzyć, powiesił w mieście aż 240 takich straszydeł. Kandydował w Krakowie, pełniąc funkcję dyrektora Zarządu Zieleni Miejskiej.

* * *

Jeśli któryś polityk nie pała chęcią posprzątania po sobie – a tak bywa często – przykry obowiązek spada na władze gmin lub miast, obciążające następnie kosztami sztaby wyborcze.

Mijały dni, tygodnie, miesiące. Padał deszcz, śnieg i grzało słońce. Długopisy rozdane wyborcom dawno zdążyły się wypisać. Traczyk trwał na posterunku. Morda zzieleniała mu przez zimę, ale uśmiech nie schodził z ust.

Oczywiście wówczas wiedziałem o Traczyku już dużo więcej. Kandydat ten, startujący z 13. miejsca na liście PiS pod hasłem „Szczęśliwa 13” i pod partyjnym sloganem „Dobry czas dla Polski”, z wykształcenia jest doktorem inżynierem leśnictwa. Na świat przyszedł 54 lata temu, należy do Prawa i Sprawiedliwości, a oczkiem w głowie jego istnienia – nie zgadniecie – jest ochrona środowiska!

Kandydat od wiszącej u mnie na wsi przez prawie 200 dni po wyborach dykty, na swojej kampanijnej stronie pisał, że my, Polacy, „chcemy oddychać czystym powietrzem, pić zdrową wodę oraz korzystać z dobrodziejstw natury”.

„Ochrona środowiska naturalnego to zarówno moja praca, jak i pasja” – reklamował się. „Znam współczesne zagrożenia i wiem jak im przeciwdziałać” – obiecywał.

Traczyka przed wyborami reklamował wicepremier Jacek Sasin, nazywając go człowiekiem świetnie zorganizowanym, bardzo kompetentnym i godnym zaufania. A hasło „Szczęśliwa 13” zainspirował ponoć sam Jarosław Kaczyński.

Traczyk tak oddany był sprawie dbania o wspólną przestrzeń, że w lutym 2019 r. minister środowiska Henryk Kowalczyk powołał go do Państwowej Rady Ochrony Przyrody, gremium działającego przy ministrze jako organ opiniodawczo-doradczy, stawiający sobie za cel m.in. popularyzowanie ochrony środowiska i ocenianie stanu ochrony przyrody w Polsce.

* * *

W Państwowej Komisji Wyborczej sprawdziłem, że w lokalu wyborczym, przy którym Traczyk powiesił swój plakat, zagłosowały na niego 4 (słownie: cztery) osoby z prawie 17 tysięcy uprawnionych w gminie do głosowania.

Można więc założyć, że dzięki tej reklamie Traczyk uzyskał tylko 4 głosy więcej niż inny startujący z tego okręgu leśnik Jan Szyszko. Ale ten akurat w dniu wyborów nie żył i głosów mu nie liczono.

Początkowo sądziłem, że być może kandydat Traczyk zapomniał, gdzie rozwieszał plakaty i to, że od wielu miesięcy mieszkańcy tacy jak ja muszą patrzeć na obskurną sklejkę, nie jest do końca jego winą. Od sprzątania tego typu śmieci mamy wszak w miejscowości urząd gminy, który towar powinien odczepić, a kandydatowi wystawić za to rachunek. Tak się jednak nieszczęśliwie składa, że wójtem gminy też jest polityk PiS – i ten też nie kiwnął w sprawie palcem, choć od siedziby urzędu do plakatu Traczyka jest w linii prostej jakieś 100 m. Starając się ograniczyć wyjścia, i tak kilka razy w tygodniu mijam więc kandydata PiS, któremu uśmiech nie schodzi z twarzy, choć jest coraz bardziej obsrany i brudny.

Sam zdjąć dykty nie mogę, zgodnie bowiem z prawem jeśli jej właściciel oszacowałby straty na więcej niż 500 zł, groziłaby mi kara do nawet 5 lat pozbawienia wolności.

W ciągu minionych tygodni na plakacie doszło do jednej zastanawiającej zmiany. Ktoś – widocznie zirytowany jak ja miejscowy śmieszek – przykleił do plakatu proekologicznego kandydata Traczyka ogłoszenie z napisem „Antyki kupię”. Tak więc to może być już warte więcej niż 500 zł.

Autorstwo: Michał Marszał
Źródło: TygodnikNie.pl


TAGI: ,

Poznaj plan rządu!

OD ADMINISTRATORA PORTALU

Hej! Cieszę się, że odwiedziłeś naszą stronę! Naprawdę! Jeśli zależy Ci na dalszym rozpowszechnianiu niezależnych informacji, ujawnianiu tego co przemilczane, niewygodne lub ukrywane, możesz dołożyć swoją cegiełkę i wesprzeć "Wolne Media" finansowo. Darowizna jest też pewną formą „pozytywnej energii” – podziękowaniem za wiedzę, którą tutaj zdobywasz. Media obywatelskie, jak nasz portal, nie mają dochodów z prenumerat ani nie są sponsorowane przez bogate korporacje by realizowały ich ukryte cele. Musimy radzić sobie sami. Jak możesz pomóc? Dowiesz się TUTAJ. Z góry dziękuję za wsparcie i nieobojętność!

Poglądy wyrażane przez autorów i komentujących użytkowników są ich prywatnymi poglądami i nie muszą odzwierciedlać poglądów administracji "Wolnych Mediów". Jeżeli materiał narusza Twoje prawa autorskie, przeczytaj informacje dostępne tutaj, a następnie (jeśli wciąż tak uważasz) skontaktuj się z nami! Jeśli artykuł lub komentarz łamie prawo lub regulamin, powiadom nas o tym formularzem kontaktowym.

Dodaj komentarz

Zaloguj się aby dodać komentarz.
Jeśli już się logowałeś - odśwież stronę.