Co jest kradzione?

Opublikowano: 22.03.2011 | Kategorie: Prawo

Liczba wyświetleń: 759

Co kradzione – albo niszczone – jest autorowi utworu, albo innemu właścicielowi praw autorskich do tego utworu, podczas tworzenia, użytkowania lub rozpowszechniania „pirackiej” kopii, utworzonej na bazie kopii legalnie kupionej?

No bo coś chyba musi być kradzione, albo niszczone, skoro coraz powszechniej nazywa się to „naruszeniem własności intelektualnej”?

Tylko właśnie co?

Nie jest kradziona ani niszczona żadna rzecz materialna – autorowi, czy innemu właścicielowi praw autorskich, nic nie jest tu zabierane ani dewastowane. Nie traci on przez to nośnika, na którym jest zapisany skopiowany utwór.

Nie jest kradziony ani niszczony także sam utwór – właściciel praw autorskich dalej może go odtworzyć z posiadanego nośnika. Najprawdopodobniej istnieją także inne jego kopie.

Nie jest też „kradziona” praca autora czy właściciela praw autorskich, w sensie takim, że wykonuje on tu jakąś pracę, za którą nie otrzymuje zapłaty. Bo nie wykonuje on tu żadnej pracy. Owszem, praca została wykonana w celu stworzenia oryginału oraz legalnych kopii – ale za te legalne kopie zarówno autor, jak i inny właściciel praw autorskich (np. producent czy dystrybutor) otrzymał już (bądź ma przyrzeczoną) uzgodnioną zapłatę.

Nie są wreszcie kradzione ani niszczone żadne pieniądze. Mówi się wprawdzie często o „stratach” ponoszonych przez właścicieli praw autorskich wskutek piractwa, ale tak naprawdę owe „straty” polegają jedynie na braku spodziewanych, potencjalnych zysków – często zresztą spodziewanych niesłusznie, bo z faktu, że ktoś użytkuje darmową piracką kopię nie wynika wcale, że wydałby np. 100 albo 1000 złotych na kopię legalnie kupioną. A brak spodziewanych zysków nie oznacza, że ktoś traci pieniądze, a jedynie, że ich nie zyskuje. Jeśli kolega za darmo mnie ostrzyże, fryzjer nie zarobi na usłudze dla mnie – ale czy coś przez to faktycznie stracił? I czy można mówić tu o kradzieży jego pieniędzy?

Wychodzi więc na to, że chyba nic nie jest tu kradzione ani niszczone.

A jeśli tak, to używanie terminu „własność intelektualna” jest tu nadużyciem. Tym, co narusza „pirat” robiący, użytkujący lub rozpowszechniający „pirackie” kopie są prawa autorskie. Czasami również patenty, prawa do znaków towarowych, wzorów użytkowych czy przemysłowych. Ale prawa autorskie, patenty, prawa do znaków towarowych, wzorów użytkowych czy przemysłowych to nie własność. Nie da się ukraść ani zniszczyć przedmiotu tej „własności”. „Własność intelektualna” nie odnosi się do posiadania, ale ogranicza posiadanie.

Prawa autorskie i cała reszta owej „własności intelektualnej” to po prostu rodzaj monopolistycznych przywilejów, wymuszanych przez państwa w interesie określonych grup. Tak samo jak średniowieczne monopole cechowe, prawo składu czy prawo pierwszej nocy.

Tylko, że feudał domagający się ius primae noctis był przynajmniej na tyle uczciwy, że nie nazywał tego „własnością seksualną”.

Autor i źródło: Jacek Sierpiński


TAGI: ,

Poznaj plan rządu!

OD ADMINISTRATORA PORTALU

Hej! Cieszę się, że odwiedziłeś naszą stronę! Naprawdę! Jeśli zależy Ci na dalszym rozpowszechnianiu niezależnych informacji, ujawnianiu tego co przemilczane, niewygodne lub ukrywane, możesz dołożyć swoją cegiełkę i wesprzeć "Wolne Media" finansowo. Darowizna jest też pewną formą „pozytywnej energii” – podziękowaniem za wiedzę, którą tutaj zdobywasz. Media obywatelskie, jak nasz portal, nie mają dochodów z prenumerat ani nie są sponsorowane przez bogate korporacje by realizowały ich ukryte cele. Musimy radzić sobie sami. Jak możesz pomóc? Dowiesz się TUTAJ. Z góry dziękuję za wsparcie i nieobojętność!

Poglądy wyrażane przez autorów i komentujących użytkowników są ich prywatnymi poglądami i nie muszą odzwierciedlać poglądów administracji "Wolnych Mediów". Jeżeli materiał narusza Twoje prawa autorskie, przeczytaj informacje dostępne tutaj, a następnie (jeśli wciąż tak uważasz) skontaktuj się z nami! Jeśli artykuł lub komentarz łamie prawo lub regulamin, powiadom nas o tym formularzem kontaktowym.

21 komentarzy

  1. m4t3k 22.03.2011 11:09

    Właśnie! Te “własności intelektualne” hamują nasz rozwój. Gdybyśmy nie dzielili się naszymi wynalazkami nie stworzylibyśmy tylu wspaniałych rzeczy.
    Wyobraźcie sobie jakby osoba, która odkryła koło mogła je opatentować, a prawa do patentu dziedziczyli by członkowie rodziny. Do jakiej nierówności by to doprowadziło.

  2. dr_Nos 22.03.2011 11:09

    Co za prostackie myślenie.
    Wytwór intelektualny jest taką samą wartością jak materialny i podlega takiemu samemu prawu własności jak dowolne dobro materialne, czyli można czerpać z niego zyski, jeśli znajdą się chętni na kupno, schować w szufladzie, zniszczyć itp.
    To, że ktoś nie jest na tyle kreatywny, aby coś stworzyć w ten sposób, nie daje mu podstaw, aby umniejszać pracę innych. Nie tylko praca młotkiem jest pracą.

  3. jj44 22.03.2011 11:30

    I dzięki temu ze złotówki zapłaconej za płytę do twórcy trafia 10 groszy resztę zżerają hieny po drodze. Prawa autorskie są po prostu kurą znoszącą złote jaja. Handluje się nimi w nieskończoność. Powinny służyć określonemu celowi np. zapewnienie bytu autorowi na poziomie przetrwania a nie kumulacji astronomicznych fortun od których ludziom w głowach się przewraca.

  4. Obi-Bok 22.03.2011 12:35

    Zgadzam się z autorem artykułu. Zamiast czerpać pełnymi garściami z dobrodziejstw technologii i cyfryzacji społeczeństwa (w tym m.in. możliwość kopiowania działa bez utraty jego oryginalnej wartości – dzięki czemu dostęp do jednego dzieła mógłby mieć KAŻDY człowiek na świecie) robi się wszystko, aby delegalizować wykorzystanie technologii – włącznie z kryminalizacją jej ZALET (!)

  5. jj44 22.03.2011 13:02

    Kasa synku, kasa…

  6. Dominik_V 22.03.2011 13:24

    “Owszem, praca została wykonana w celu stworzenia oryginału oraz legalnych kopii – ale za te legalne kopie zarówno autor, jak i inny właściciel praw autorskich (np. producent czy dystrybutor) otrzymał już (bądź ma przyrzeczoną) uzgodnioną zapłatę.”

    W znakomitej większości przypadków producenci sprzedają utwory po cenach zaniżonych, tj. rynkowych, które wykluczają zwrot poniesionych kosztów przy sprzedaży jednej licencji utworu. Zakładają określony poziom zainteresowania, ustalają cenę tak, aby program był dostępny dla wybranej grupy i zwrócił się, jeśli zostanie przekroczona sprzedaż iluśtam egzemplarzy (i to ich dużej ilości, 1000-10000 egz. przy utworach, które powstają nierzadko kilka miesięcy jeśli nie dłużej).

    Dopóki ta wartość sprzedanych licencji nie zostanie przekroczona, producent lub twórca jest w tyle. Dlatego że musiał wcześniej zainwestować i zapłacić wszystkim pracownikom, którzy się przyczynili do powstania tego utworu.

    Jeśli ktoś w takim przypadku użytkuje rzecz, którą producent stworzył, bez licencji, to nie oszukujmy się – jest złodziejem. Jeśli udostępnia utwór dalej, innym, to tym bardziej przyczynia się do tego, że producent na tym straci. W końcu jeśli mu coś nie leży – nie musi korzystać, nikt go nie zmusza. Twórca ma prawo dyktować takie warunki użytkowania dzieła jakie mu pasują. Do to jego użytkowników należy decyzja czy chcą przy zadanej licencji użytkować utwór.

    Poza tym, dlaczego skoro ludzie płacą za oryginały, ktoś ma mieć prawo do otrzymania tego samego za friko? Jeśli twórca zdecyduje, że po przekroczeniu określonego poziomu zysku będzie udostępniał swój utwór za darmo – chwała mu – ale też jego prawo. W końcu może też zdecydować, iż utwór dalej będzie sprzedawany po tej samej cenie, ale cena ta będzie pokrywać koszty rozwoju utworu (np. programu lub usługi).
    I to jest moim zdaniem uczciwe.

    Mam wrażenie, że autor utworu niestety patrzy jednotorowo i trochę prymitywnie – pod kątem traktowania licencji na egzemplarz utworu jako rzeczy materialnej i nie wie jak wygląda licencjonowanie w praktyce.

    Proponuję autorowi doszkolić się i niech zainwestuje on w stworzenie czegoś, co mógłby sprzedawać. Niech to utrzymuje, wypromuje, zapłaci podwykonawcom. A następnie ktoś chętny mu ten utwór zabierze i rozprowadzi innym za free, w końcu zapewne utwór się już sprzedał i autor zarobił, więc czemu by nie dawać go dalej za free.

    Ewentualnie niech sam coś stworzy, policzy oczywiście tak jakby robił to komuś na zlecenie, ale sprzedaje po cenie takiej, jakiej wymaga rynek (czyli np. 100krotnie niższej). I zaprośmy piratów, aby pokazali mu jak to ładnie jeden sprzedany egzemplarz mu się w całości zwróci i nie będzie miał pretensji do piratów o łamanie jego “własności intelektualnej”, bo przecież dotyczyły wirtualnych, “ewentualnych” zysków.

  7. Murphy 22.03.2011 13:38

    @m4t3k: Owszem hamują rozwój. Jak długo będzie istniał pieniądz i ekonomia tak długo to się nie zmieni. Ale metoda jest prosta na takie gadanie: Oduczyć się żądzy posiadania. Zamiast słuchać z płyt CD włączyć radio internetowe. Zamiast oglądać filmy, może lepiej przeczytać jakąś książkę. Jak sprzedaż spadnie, bo nikt przecież nie będzie piracił, ale też i nikt nie kupi bo ceny są za wysokie, to będą musieli zmniejszyć ceny. I tak się też dzieje. Wystarczy poczekać kilka miesięcy od premiery by ten sam produkt można było kupić za pół ceny albo jeszcze taniej.

  8. Murphy 22.03.2011 13:53

    @Dominik_V: A ja napiszę krótko: System jest do bani. Skoro ludzie pracują i swoją pracą wnoszą coś dobrego do społeczeństwa to i społeczeństwo powinno dać dostęp to wszystkich wytworzonych przez innych dóbr. Ale niestety wszystkie te patenty, prawa autorskie, pieniądz i ekonomia są tylko po to by nas wszystkich zniewolić, tak by garstka psycholi mogła nic nie robić, bo to my będziemy na nich tyrali. Wszelkie tego typu tłumaczenia są tylko usprawiedliwianiem tych mechanizmów zniewolenia.

  9. asgard 22.03.2011 14:22

    Ten problem nie jest taki prosty: wszystko za darmo albo pobieranie to złodziejstwo.
    Ja patrzę na to w ten sposób:
    1. Muzyka i filmy
    a) pobieranie i oglądanie za free (czyli kto na tym traci że posłucham utworu na wrzucie?)
    b) zarabianie na rozpowszechnianiu – płatne (jeśli prowadzisz serwis na którym są filmy lub muzyka i czerpiesz z tego zyski – podziel się z autorami – to dzięki nim zarabiasz).
    2. Programy użytkowe – no niestety płatne 😉 Stać mnie – kupuję i używam, nie stać mnie – szukam alternatywnych tańszych lub bezpłatnych rozwiązań.
    3. Polityka wytwórni muzycznych, filmowych i firm tworzących oprogramowanie – chciwość, chciwość, chciwość. Ale są już pierwsze jaskółki, może się zdziwicie ale dla mnie dobrym przykładem jest App Store – duży wybór, zróżnicowane ceny, łatwość w zakupie.

  10. mgmg 22.03.2011 14:37

    A może nie chodzi o to, że skopiowanie (programu) jest stratą autora ale jego niezarobieniem. Jeżeli uznamy, że jak skopiuję czyjś program to nie narażam go na straty co załużmy jest prawdą i nie mozna tego karać. To kto kupi odemnie ten program skoro można go skopiować i to nie będzie moja stratą? Jak niczego nie sprzedam to niezarobię a niezarobię bo można go skopiować. Więc wszyscy go używaja a nikt go nie kupił. I kto to bedzie niby pisał wtedy?
    W przypadku muzyki sie nie wypowiadam. Powiem tylko że niemam tego problemy bo nie słucham murzyńskiej muzyki i nie muszę jej kopiować. Polecam klasykę.

  11. edek 22.03.2011 14:39

    Własność intelektualna istnieje choćby dlatego, że aby ją wytworzyć ktoś musi zainwestować w jej powstanie. Zainwestować pieniądze, swój wysiłek i czas. Postawcie się w roli programisty (właściwie przy większych programach czy grach pracują zespoły programistów, grafików itd.) który spędza nad tworzeniem programu pół roku a później okazuje się, że jego gra jest przebojem na torrentach, a mała spółka, która wydała grę plajtuje. Bo było wiele takich przypadków. To samo dotyczy technologii i rozwiązań przemysłowych.
    Inna rzecz, że prawa autorskie są często nadużywane przez koncerny medialne i związane z przemysłem rozrywkowym. Często też ceny są zawyżone, szczególnie przez marże wydawców i dystrybutorów.

  12. dr_Nos 22.03.2011 14:46

    Jeśli ktoś tak myśli:

    “Mówi się wprawdzie często o „stratach” ponoszonych przez właścicieli praw autorskich wskutek piractwa, ale tak naprawdę owe „straty” polegają jedynie na braku spodziewanych, potencjalnych zysków”

    To niech się potem nie dziwi i nie protestuje, że robotnikom płaci się mało. Przecież oni ponoszą “straty” polegające jedynie na braku spodziewanych zysków.

  13. Dominik_V 22.03.2011 15:38

    @Murphy. Zgadzam się z tym że system jest do bani. Ale pamiętając o tym i udostępniając wszystko wszystkim za free sprawimy że będzie jeszcze bardziej do bani.

    Każdy kij ma dwa końce – np. patentowanie rozwiązań wymyślono po to, aby chronić twórców oryginalnych rozwiązań, ale nie przewidziano jak pijawki patentowe się do tego podłączą i będą trzaskać kasę na licencjach “za odnośniki” (bo ktoś postanowił sobie je opatentować, choć nawet ich nie wymyślił). Nóż też można wykorzystać w normalnych, kuchennych celach, albo do wojowania.

    Nie da się zrobić idealnego narzędzia, którego nie będzie się dało wykorzystać w złych celach. Dużo zależy od ludzi, którzy będą z tego narzędzia korzystać. To samo dotyczy prawa.

    Ale w końcu trzeba popatrzeć, czemu ustawy o prawach autorskich i definicje własności intelektualnej mają służyć? Czy ułatwieniu zarabiania przez organizacje pochodne od zaiksu, które utrzymują szereg biurowych pijaw? Oczywiście że nie – ale ignorując prawo twórcy do dysponowania własnym utworem depczemy jego prawa. A takie deptanie nie rozwiąże sprawy i pogorszy sytuację.

    Odnośnie postu @asgard, sądzę że we wszystkim powinno się zachować jakiś poziom umiaru:
    1)
    a) pobieranie i oglądanie za free – pamietaj, że na nakręcenie teledysku czy innego materiału trzeba wydać kasę. Jeśli dostęp do materiałów w necie jest darmowy, na czym ma zarabiać twórca takiego utworu?

    b) z tym się zgodzę, aczkolwiek to właściciel serwisu powinien decydować, czy robi to płatnie czy też uprawia wolontariat. No i powinien część płacić twórcom, wykorzystując zakupione licencje bezpośrednio od ich autorów, a nie pośrednie pijawki typu zaiks i tzw. firmy zarządzające prawami autorskimi.

    2) ciekawe i rozsądne podejście – jeśli nie stać mnie na jakieś narzędzie, to albo szukam darmowych, albo trzeba samemu coś napisać. W necie jest dużo darmowego softu, to nie to co kiedyś.

    3) o polityce wytwórni muzycznych i filmowych się nie wypowiadam bo nie mam z nimi bezpośredniej styczności, chyba że w sklepie kupując cd z muzyka lub filmem. a z osobami pracującymi i zarządzającymi w firmach tworzących soft mam, i po rozmowach, jakie od czasu do czasu z nimi toczę, wyłaniają się dwie strony medalu:

    I) duże firmy, korporacje, tworzące i rozwijające soft, (lub średniej wielkości, działające wiele lat na rynku), działając z pozycji monopolisty są faktycznie w większości nastawione na chciwość. Zresztą nie tylko firmy tworzące soft, ale przede wszystkim te, które bezpośrednio zyskują na sprzedaży oprogramowania, a wcale nie muszą być to firmy, które te rozwiązania tworzą. Tam się liczy wyłącznie zysk i to co można ugrać na rynku.

    II) mini/mikro/firmy – czyli wszelkiej maści firemki, w tym często freelancerów, którzy zdecydowali się na ryzyko prowadzenia legalnej dzialalnosci gospodarczej. Czy oni są nastawieni na chciwość? Z tego co widzę, to przeciwnie, często nawet dopłacają do interesu. Bo freelancerom trudniej upomnieć się o kasę – nie mają własnego działu windykacji jak korporacja, ani armii prawników, by skonstruowane umowy zawsze działały na ich korzyść. Poczytajcie sobie wyznania freelancerów ile czasem trzeba czekać na zapłatę.

    Koszt wytworzenie produktu (np. programów komputerowych) jest u nich mniejszy, ale nie mając pracowników nie są w stanie objąć wszystkich aspektów zlecenia, co oczywiście skutkuje niższą finalnie ceną i często aby się utrzymać, chwytają się kilku rzeczy naraz, co wydłuża oczywiście ich czas realizacji. Poza tym mniejszy podmiot musi oferować mniejszą cenę – takie myślenie jest oczywiście jeszcze normą.

    Ale to nie jest źle, bo jednak ktoś im płaci, jeśli oczywiście zlecenie złapią i uzgodnią normalną cenę. Najtrudniej mają mikropodmioty, które postanowiły, iż same będą produkować soft i tylko z tego się utrzymywać. Czyli takie, które biorą ryzyko rynkowe na siebie. A rynek wymusza na nich ceny produktów znacznie poniżej przeciętnej i aby się utrzymać muszą założyć sprzedaż na poziomie co najmniej setek lub tysięcy sprzedanych licencji, jeśli nie więcej. W momencie gdy aplikacja np. w android market lub appstore potrafi kosztować równowartość 5-10zł, a jest pisana przez np. 2 miesiące, koszt jaki trzeba wydać na jej stworzenie (zapłacenie projektantom, programistom i grafikom) bywa 500x większy od ceny pojedynczej licencji (i to nie jest skrajność, tylko przeciętność).

    I nie da się założyć ile licencji danego programu się sprzeda. Profesjonalne badania rynkowe zwiększające szanse na dobrą ocenę sytuacji są bardzo kosztowne i stać na nie jedynie większych graczy.

    W chwili gdy pojawia się coraz więcej aplikacji w niskich cenach, szanse mają ci, którzy nie wytwarzają tych aplikacji, lecz je sprzedają i czerpią z tego zyski.

    Ile trafia przeciętnie do właścicieli tego typu “marketow” aplikacji? minimum 15%, a ostatnio jak slyszę, więksi gracze “proponują” 30%.

    A ponieważ aplikacji jest coraz więcej, część udostępnia swoje za free, zeby przyciągnąć użytkowników, a część robi to świadomie żeby wykosić konkurencję. I znów liczy się bardzo marketing i sposób dotarcia do klienta. A to oznacza, że trzeba wylożyć na to kasę i samo umieszczenie programu w “markecie” nie gwarantuje jego sprzedaży na poziomie na jakim by zwrócił się program. Więc trzeba założyć że drugie tyle ile daje się programistom i grafikom, trzeba wyłożyć na marketing.

    A komu się jednak opłaca “trzepanie tanich programików”? Większym graczom, bo mając kasę na rozwój kolejnych rozwiązań, część z wcześniej sprzedawanych zaczyna się zwracać. A przy okazji koszą konkurencję, czyli takich jak wy, lub waszych mniej lub bardziej zdolnych kolegów (lub koleżanki), którzy pracują w takich mikrofirmach i próbują się na rynku utrzymać.

    A coraz tańsze ceny programów wymuszają coraz gorszy jakościowo proces tworzenia lub też zwiększają koszty tworzenia go przy zachowaniu tego samego poziomu jakości. A potem się dziwić ludziom, że narzekają na jego jakość (np. na automapę, że prowadzi byle gdzie lasem 🙂 ).

    I to samo mamy z np. jedzeniem i z innymi usługami. Niby wygląda i smakuje, ładnie a tak naprawdę to szajs. Wszędzie dodają glutaminiany żeby tylko zwiększyć doznania smakowe, albo aspartam żeby cukier zbyt na linie nie wpływał:)Albo – niby za free, a jednak okazuje się że trzeba płacić (pobieraczek 🙂 ).

    Z drugiej strony, szukanie coraz bardziej tańszych rozwiązań też nie prowadzi do niczego dobrego. Bo większość producentów/podwykonawców na rynku zdecyduje się obniżyć cenę, nawet kosztem jakości, byle tylko złapać zlecenie lub zwiększyć sprzedaż. Wystarczyło przez kilka lat śledzić serwis zlecenia przez net, żeby zobaczyć jak twórcy kręcą bat sami na siebie oferując coraz mniejsze ceny za te same usługi.

    Wystarczy zadać pytanie:
    Dlaczego chodzicie do marketów a nie kupujecie w małych sklepikach?
    Bo taniej, prawda? Bo więcej na miejscu..itd

    Ale efektem właśnie jest to że ludzie dają większym graczom pierwszeństwo i przyzwolenie na taki stan rzeczy. I tutaj problemem jest nie tyle prawo własności intelektualnej, tylko wykorzystywanie ludzkich potrzeb przez dominujące podmioty, w celu osiągnięcia zysku.

    Jak zwykle największą kasę uzbiera nie twórca, lecz ktoś, kto żeruje na autorze. W tym przypadku App Store nie jest dobrym przykładem – przy ich marżach (30%) i dużej ilości wystawianego softu to oni zbiorą największą kasę, a nie autorzy. A ludzie jeszcze będą się cieszyć że kupują tanio programy i gry…

  14. mgmg 22.03.2011 20:15

    “Nie rozumiem jednego. Właściciele praw autorskich ostro walczą z piractwem, a gdyby tak sprawdzić ich prywatne komputery, okazałoby się, że też posiadają nielegalne pliki od konkurencji.”

    Dawno tak ciężkiej konfabulacji nie słyszałem.

  15. margi 22.03.2011 20:21

    Ja właśnie coś wymyśliłam i wytworzyłam w formie prototypu. Nie chciałabym teraz aby ktoś to zobaczył, wyprodukował sobie i sprzedał. Nikt z Was, kto coś wymyślił nie chciałby aby ktoś inny zgapił i sprzedawał to za Was. Ja więc uważam, że słusznie objęłam mój produkt ochroną, będę go produkować, sprzedawać i ganiać tych którzy to robią bez mojej zgody. Mój produkt jest moim pomysłem a więc i moją własnościa intelektualną i tez chciałabym ją chronić.

  16. dr_Nos 23.03.2011 00:57

    Płyta, plik mp3 itp. to jedynie nośnik produktu, jakim jest zapisany w ten sposób utwór muzyczny – tak samo jak np. worek na ziemniaki.
    Trzeba płacić za używanie utworu, a nie płyty i nie ma w tym nic zdrożnego. Puszczanie piosenki w jakiejś knajpie, do której wstęp jest wolny, to nic innego jak rozpowszechnianie publiczne bez zgody autora, co praktycznie zawsze jest zastrzegane. Osoba, która się na to decyduje, robi to aby odnieść korzyść, najczęściej finansową z tego, że gra muzyka, a nie panuje grobowa cisza. Zyskuje dzięki cudzemu produktowi. Dlaczego ma się tym zyskiem nie podzielić z artystą?
    Wielkość tego udziału i fakt, że trudno skontrolować każdą spelunę i osiedlowy sklepik, co zwiększa pokusę do łamania prawa, to już inna sprawa.

  17. Janosik_wszystkimznany 23.03.2011 01:05

    Jestem medalierem, zazwyczaj wyciskam 16 szt. oryginału i stempel idzie na półkę (koniec oryginału) ale jak się komuś podoba medal, i sam wykona reprint stempla, to zuch, niech zapłaci za inspirację i powodzenie, dajmy na to……… 10% liczone od tych pierwszych 16 szt. raz na zawsze, a moim zdaniem medal z brązu, CD z muzyką zamkniętą w układ (np 10 utworów), rzeźba, obraz, program komputerowy…. itd i tp WARTOŚĆ UMYSŁOWA powinna inspirować, i w myśl twórcy, przynieść korzyść odbiorcom..a kasa za inspirację, podzielenia się ze zjawiskiem kulturowym (np owe 10%) powinna być doliczona do wypusku oryginału………

  18. Dominik_V 23.03.2011 01:26

    @W. “Problem w tym, że oni chcą dostawać kasę nie tylko za to, że wyprodukowali produkt, który wymyślili, ale także za to, że go używasz. ”
    – każdy by tak chciał, żeby zjeść ciastko i mieć ciastko 🙂 ale nie ma tak łatwo:

    jak coś zrobisz i sprzedasz (załóżmy iż masz farta i sprzedajesz po tyle, ile zajęło ci wytworzenie produktu) to zakładasz jakiś okres pogwarancyjny lub ulepszanie produktu prawda? (w przypadku utworów typu programy komputerowe problem okresu gwarancyjnego i rozwoju jest jak najbardziej aktualny).

    Stosując twoje zasady, nie powinieneś już otrzymać za ten produkt pieniędzy, bo przecież koszty wyprodukowania produktu zostały zwrócone. Więc czym zapłacisz programistom za dalszy rozwój programu zgodnie z potrzebami użytkowników? Zażądasz od użytkownika ekstra kasy za każdą dodatkową poświęconą godzinę poprawek i ulepszeń?

    W efekcie wyjdziesz na zero, a użytkownik będzie niezadowolony że musi dodatkowo dopłacać do interesu, a czemu, skoro kupił soft za określoną cenę. I wtedy dostaniesz łatkę chciwca, pomimo dobrych chęci.

    Pomysł ze 100x zwrotu kosztów jest ciekawy i przyznam, że chętnie bym zobaczył na stronie producenta jakieś drogiego softu (np. photoshop), że od teraz jest już dostępny za friko, bo przekroczyli 100x 🙂

    Ale nie pierwszy ci powiem – to w praktyce nie wypali. Tak samo jak nie wypala dawanie hipermarketom ulg podatkowych na określony czas funkcjonowania. Bo potem ten sam sklep nagle ‘zmienia markę’ i funkcjonuje jako nowy podmiot. Stawiam, że korporacje w takim przypadku (twój pomysł 100x) wymyślą obejście, a w dupę jak zwykle dostanie twórca, którego nie stać na prawników ceniących się po 200zł/h.
    Poza tym jak chcesz zweryfikować, czy podawane koszty są prawdziwe?

    Znając tendencję większości przedsiębiorców do zawyżania kosztów i tym samym obniżania podatków nie widzę aby w praktyce to mogło wypalić. Musiałbyś dodatkowo wyznaczyć jakieś widełki i wprowadzić dodatkowe kontrole i obostrzenia aby mogło to jakoś funkcjonować (czyli robić to co uprawia znienawidzony przez nas fiskus i zus).

    Pamiętasz o kosztach rozwoju/upgradów, obsługi serwisowej, które ciągną się za utworem dalej? Jeśli z produktu nie mozna czerpać zysków to się go nie sprzedaje. Wówczas konkurencja zgapi twój pomysł i sprzeda go jako swój. Oczywiście do czasu osiągnięcia 100x ładnie się obłowi, zakładając że odpowiednio “dobrali koszty”.

    Więc podsumowując – pomysł ciekawy, ale moim zdaniem jednak nieprzemyślany.

    Wspominając teraz na przykład z muzyką. O ile orientuję się, to jeśli kupisz oryginalną płytę to możesz ją sobie puszczać ile chcesz. Owszem prawo w tym zakresie jest durne, że musisz mieć licencję na tzw. publiczny użytek jeśli ją chcesz puścić w swoim sklepie (bo jakiś klient może sobie do sklepu wejść i on nie ma prawa do słuchania tego utworu), inaczej “łamiesz prawo”.

    Choć z drugiej strony wyobraź sobie, że jesteś autorem takiego utworu i wspólnie z managerem ustalacie cenę po jakiej będzie sprzedawana płyta. Wiesz, że musi sprzedać się X płyt abyś wyszedł co najmniej na zero (zakładasz przecież zwrot kosztów). Ceny są teoretycznie dostosowane do większości użytkowników, czyli osób fizycznych. A czy gdyby utwór był puszczany cały czas w sklepie i nie tylko umilał sprzedawcy pracę, ale i zachęcał klientów tworząc odpowiednią atmosferę, czy nie chciałbyś za niego żądać w tym przypadku więcej? (w końcu jest używany do celów typowo komercyjnych). Rozumiem, że wystarczyłoby ci aby wielki market kupił tylko jedną płytę i już ma prawo puszczać piosenkę wszystkim wokoło cały czas.

    Ale to oczywiście jest twój wybór. Masz prawo udostępnić utwór na takiej licencji, aby ktoś kto kupuje oryginalny cd miał prawo korzystać z utworu w dowolnym miejscu. Tylko musisz brać pod uwagę to, iż komuś muzyczka się spodoba i może spiratować twoją muzykę i już produkcja utworu moze ci się nie zwrócić. I nic na to nie poradzisz, mozesz się co najwyżej sądzić jeśli masz chęć. Bo co jest najwięcej piracone? W większości utwory, które są najbardziej popularne.

    Być moze powinno być tak, że utwór który jest dość długo puszczany jako publiczny, powinien przejść na poziom – dobro publiczne, za które nie trzeba płacić przy jego rozpowszechnianiu (poza ceną nośnika). Nie uważam że obowiązujące prawo jest dobre i wspaniałe, bo takie nie jest, posiada swoje wady. Jest średniej jakości narzędziem, które może być zastosowane do dobrych jak i złych celów.

    Ale posiada też zalety i trzeba umieć wczuć się zarówno w sytuację użytkownika, jak i twórcy. A mam wrażenie że w twoich komentarzach patrzysz głównie z punktu widzenia użytkownika.

    Zabawne ale jak obserwuje, to największy odsetek osób, które twierdzą że nie powinno być ochrony praw autorskich to osoby, które nic konkretnego wymyśliły, co mogłoby taką ochronę wykorzystywać. Więc z ich punktu widzenia te zapisy prawa ich ograniczają.

    Potrafią narzekać, że wszystko jest drogie, że jedyna droga to piracić, sami się przed sobą i innymi usprawiedliwiają. Ale nie spróbowali sami podjąć ryzyka sfinansowania stworzenia utworu (sprzedać utwór, który robiło się z założeniem że nie będzie sprzedawany lub który się już zwrócił to małe piwo porównując z czymś takim) i wzięcia pełnej odpowiedzialności za to że produkt może się nie zwrócić, albo że ktoś może ich wspaniały, odpicowany pomysł “buchnąć” i sprzedać jako swój.

    Proponuję – wymyśl jakiś ciekawy serwis internetowy i wypromuj go. Gwarantuję ci że w ciągu miesiąca na serwisach typu zlecenia przez net pojawi się szereg zleceń typu ‘zlecę zrobienie kopii xxx’, ‘stworzenie serwisu podobnego do xxx’ (gdzie w xxx wstaw nazwę swojego serwisu). W jaki sposób chcesz walczyć z podróbkami jeśli prawo będzie pozwalać na takie numery?

    Po prostu łatwiej narzekać niż wziąść się do roboty, stworzyć i utrzymać coś porządnego i przemyślnego, co zarobi na siebie i przyniesie sukces twórcy i będzie przydatne odbiorcom.

  19. kiersztor 23.03.2011 07:57

    @Dominik_V

    Obydwaj macie rację, tylko patrzycie z różnych punktów widzenia.
    Ja jestem zarówno kolekcjonerem płyt jak i twórcą muzyki i moje podejście do tych tematów jest troszeczkę inne. Prawa autorskie to “przywileje” dla już dobrze prosperujących twórców, bo żeby jakiekolwiek tantiemy pobierać trzeba zapisać się do odpowiedniej “zbrodniczej organizacji” typu ZAiKS opłacając w niej składkę, która dla szaraków jest poza zasięgiem. Także wiem z doświadczenia, że Twoja muzyka może lecieć w radiu, ale jak nie “odstąpisz” trochę swoich praw dla naszej śmietanki muzycznej dowodzącej ZAiKS’em, to nie masz szans otrzymać choćby jednego złotego. Ja sam rozpowszechniam za darmo swoją muzykę i może Was zaskoczę, ale działa to tylko na moją korzyść. Jestem zdania, że im więcej ludzi dowie się o tym co stworzyłeś, tym większą grupę potencjalnych nabywców zyskujesz. Kolekcjonując płyty kupuję tylko takie, które mam już osłuchane i wiem, że są w moim odczuciu rewelacyjne – za to zapłacę. Oczekuję jednak możliwości obcowania z muzyką za darmo, bo nie będę płacił kilkudziesięciu złotych za coś, co może okazać się śmieciem. Ściągam mnóstwo nielegalnej muzyki, dużo słucham i wartościowe dla mnie rzeczy staram się namierzyć i kupić. Bez darmowego dostępu nie usłyszałbym w ogóle o 60% wykonawców z mojej płytoteki. Nielegalne empetrójki przyczyniły się zatem do sprzedaży – może autor będąc wdzięcznym wypłaci mały procencik swojego wynagrodzenia dla osoby, której chciało się ripować cd i wrzucać go do sieci PROMUJĄC tym samym wykonawcę? Paulo Coelho jest najlepszym przykładem tego, że darmowy dostęp do sztuki, czy innej wartości niematerialnej nie oznacza strat dla autora. Sam przed premierą rozpowszechnia swoje książki w internecie jako pdf’y i jakoś sprzedaż mu nie spada. Przeciwnie. Jeżeli kogoś nie stać to i tak nie kupi, a jeżeli ktoś jest tak jak ja z zamiłowania kolekcjonerem, to wyda tę parę groszy.

  20. Dominik_V 23.03.2011 12:43

    W przypadku zaiksu chore jest to że pobierane “tantiemy” nie dotyczą konkretnych piosenek czy autorów tylko są obliczane w zależności od wielkości miasta, lokalu i innych podobnych dupereli. Wsadzanie wszystkich twórców do jednego worka i domaganie się kasy za to, że w radiu mogą lecieć ich utwory, więc trzeba prewencyjnie “pobrać” ryczałt jest wyłudzaniem kasy. Bo niech udowodnią iż faktycznie ta kasa wpada do twórców, jakich utwory były puszczane w lokalu. Nie udowodnią, bo nie potrafią. Bo potrafią zachowywać się jak poborcy podatkowi.

    Jeśli twórca utworu stworzyłby go na swojej licencji (załóżmy jest ambitny i napisał własną umowę licencyjną na utwór), która jest darmowa, a właściciel sklepu puszczałby tylko ten utwór, to zaiks jak wpadnie i tak będzie chciał pobrać haracz, a wcale nie zainteresują się szczególami takiej licencji. Bo w zaiksie mają jeszcze mentalność zusów i skarbówek – wyciągnąć ile się tylko da “w świetle prawa”. Takie coś trzeba tępić.

    W czasach gdy zaiks zaczynał działalność nie było takich technik informatycznych by ustalić jakie utwory lecą i za co się należy licencja. Teraz wypadałoby zmodyfikować tę “naleciałość” i wymyślić coś, co pozwoli na rozliczanie się właścicieli sklepów bezpośrednio z autorami, maksymalnie redukując pracę pośredników typu agencji zarządzania własnością intelektualną.

    Bo to w pierwszej kolejności autor muzyki powinien zarobić na swoim utworze, a nie stary “beton”, który tylko liczy zyski. Przecież zaiks dalej zalega z niezapłacony vatem od tantiem – a czy jesli organizacja tego typu jest zorganizowana czy wcześniej nie powinni wiedzieć że vat muszą płacić? Chociażby z tego powodu ta organizacja nadaje się do likwidacji.

    Poza tym słuchanie radia w sklepie, pamiętając że uiszcza się abonament radiowo-tv nie powinno być obwarowane żadnymi dodatkowymi opłatami. Niech państwo wywiązuje się z rozliczenia z autorami w takim przypadku, skoro decyduje się na pobieranie abonamentu. Proste: pobierasz za coś kasę, pokaż że kasa jest wykorzystywana uczciwie. Szczególnie jeśli robi to państwo, w końcu są to pieniądze wszystkich, więc mamy co najmniej prawo do weryfikacji, czy państwo wywiązuje się z obowiązków wobec nas.

  21. Sauron 28.03.2011 18:42

    Ja kradzież własności intelektualnej rozumiem jako podpisanie się pod czyimś utworem/technologią/produktem własnym nazwiskiem.

Dodaj komentarz

Zaloguj się aby dodać komentarz.
Jeśli już się logowałeś - odśwież stronę.