Cinkciarze z rządu

Opublikowano: 29.06.2010 | Kategorie: Gospodarka

Liczba wyświetleń: 945

Niech żyje złoty! Niech sczeźnie euro!

Mamy dużo szczęścia, że Tusk i Rostowski nie zrealizowali planu wprowadzenia w Polsce euro, który to pomysł ogłosili we wrześniu 2008 r. – w najbardziej fatalnym momencie, jaki tylko można sobie wyobrazić. W myśl “europlanu” mielibyśmy już w 2012 r. zarabiać w euro. Dziś nikt mający dobrze w głowie nie narzeka, że zamiar szybkiej “euroizacji” się nie powiódł.

Drogę do euro wytyczoną przez platformersów zagrodził globalny kryzys finansów. Nie bylibyśmy “zieloną wyspą” na mapie Europy, gdyby rząd w zeszłym roku zdołał wepchnąć Najjaśniejszą do walutowego “czyśćca”, jakim jest system ERM 2, czyli 2-letnie sztywne powiązanie kursu krajowej waluty z euro. Gospodarki bałtyckich tygrysów – Litwy, Łotwy i Estonii – ucierpiały w zeszłym roku m.in. dlatego, że zanim wybuchł kryzys, weszły do ERM 2. Wskutek tego nie mogły dewaluacją waluty ratować konkurencyjności własnych gospodarek. Jak podał “The New York Times” z 18 maja, państwa bałtyckie będą teraz potrzebowały ok. 8 lat, by wygrzebać się z recesji.

Taką cenę zapłacą za bilet wstępu do Europejskiego Obszaru Walutowego. System ERM (European Exchange Ratę Mechanism; Europejski Mechanizm Kursów Walutowych) to system polityki kursów walutowych, w którym trzeba obowiązkowo tkwić przez 2 lata przed wstąpieniem do strefy euro.

Kilku znamienitych ekonomistów, a wśród nich Joseph Stiglitz, przewrotnie rozszyfrowało skrót ERM jako Eternal Recession Mechanism, czyli Mechanizm Wiecznej Recesji. Tragiczne położenie, w jakim dziś znalazła się Grecja, oraz kłopoty Irlandii, Hiszpanii i Portugalii pokazują, że państwa od paru dobrych lat zakorzenione w strefie euro mają w sytuacji zawirowania na rynkach finansowych bardzo zawężone pole manewru gospodarczego. Gorzej znoszą kryzys i trudniej im wychodzić z recesji. Nie mając bowiem własnego narodowego pieniądza, nie mogą sięgnąć po narzędzie kontrolowanej dewaluacji, nie mają wpływu na wysokość stóp procentowych itp. Dla podtrzymania konkurencyjności swych gospodarek muszą więc sięgać po instrument, który ekonomiści nazywają “dewaluacją wewnętrzną”. Polega to na obniżaniu realnych płac i emerytur oraz na drastycznym obcinaniu wydatków socjalnych.

Noblista Paul Krugman ocenia, że członkostwo w strefie euro zamieniło się w ciasną pułapkę z chwilą, gdy nadszedł globalny kryzys finansowy i wpływy budżetowe zmalały, a deficyty budżetowe poszybowały w górę. W lutym Krugman na łamach “The New York Timesa” przekonująco wykazał, że Grecja czy Hiszpania byłyby w lepszej sytuacji, gdyby były poza strefą euro.

Premier Donald Tusk 6 maja roztropnie oświadczył, że na razie nie jest jego priorytetem budowanie kalendarza wejścia Polski do strefy euro. W parę dni później minister Jacek Rostowski wskazał na rok 2015 jako możliwą datę wejścia Polski do strefy euro. Natomiast “rekiny” polskiej finansjery najwyraźniej uznały, że deklaracje Tuska i Rostowskiego są niewystarczające, a ogłoszony zarys planu jest mało ambitny, należy więc platformersów zmobilizować do szybszego działania. Przedsiębiorcy z Business Center Club wyrazili zaniepokojenie ociąganiem się rządu. Polska Rada Biznesu również chciałaby popchnąć Tuska i Rostowskiego do działań przyspieszających wprowadzenie w Polsce euro.

Janusz Jankowiak, ulubieniec mediów zorientowanych “reformatorsko”, powiedział PAP-owi, że niektórzy biznesmeni zrzeszeni w PRB są nawet gotowi zaakceptować spowolnienie gospodarki na cenę szybkiej “euroizacji”.

To żałosne, że lobbyści biznesowi okazali się ślepi na to, co się dzieje w europejskich finansach, i są głusi na ostrzeżenia renomowanych ekonomistów amerykańskich oraz europejskich, którzy pokazują, że europejski wspólny obszar walutowy jest tworem poniekąd sztucznym, opartym na słabym fundamencie jednorodnej polityki fiskalnej i gospodarczej. Warszawscy biznesmeni w najmniej stosownym momencie wzięli się za poganiane rządu, aby szybciej parł do zmiany złotówki na euro.

Wygląda to tak: w Warszawie organizacje biznesmenów wzywają rząd do przyspieszenia “euroizacji”, a jednocześnie w Berlinie kanclerz Angela Merkel ostrzega, że euro może po prostu nie przetrzymać kryzysu i zniknąć, zaś Europejska Unia Walutowa może się rozlecieć. Euro jest w niebezpieczeństwie – ostrzegała pani kanclerz, nie mając na myśli turnieju piłki nożnej…

Kogo jak kogo, ale ministra Rostowskiego nie potrzeba popychać ani specjalnie mobilizować do wejścia na drogę “euroizacji”. W latach 2000-2001 – w czasie gdy Polska nie była nawet członkiem Unii Europejskiej – Rostowski wraz z Andrzejem Bratkowskim wzywał na łamach “Gazety Wyborczej” i “Polityki”, aby Najjaśniejsza jednostronnie wprowadziła euro. Dziś Rostowski wolałby zapomnieć o tej ułańskiej fantazji, mówi bowiem: Dobrze, że nie mamy w Polsce euro (“Dziennik Gazeta Prawna” z 14-16 maja). Ale z wielu innych jego oficjalnych wypowiedzi wynika wyraźnie, że nadal jest zwolennikiem unii walutowej. Zresztą nie może zajmować innego stanowiska, gdyż jako minister musi respektować warunki traktatu, na jakich weszliśmy do Unii.

Jeśli euro nie padnie, co pewnie nie nastąpi, Polska wcześniej czy później będzie musiała pożegnać się ze złotym. Najjaśniejsza bowiem – inaczej niż Dania i Wielka Brytania – nie zastrzegła w traktacie akcesyjnym możliwości pozostania przy narodowym pieniądzu. Nie ma jednak żadnego powodu, aby rząd się spieszył z pochówkiem złotówki. Rostowski rozumuje racjonalnie, że nie ma powodu, aby się pośpiesznie wprowadzać do domu, który jest w remoncie. Ministrowi trzeba zaliczyć na plus, że pod wpływem okoliczności wycofuje się z wcześniejszych księżycowych koncepcji.

Natomiast autorytety neoliberalizmu, profesorowie Leszek Balcerowicz, Witold Orłowski, Jan Winiecki oraz Janusz Jankowiak, którzy wespół z tuzami polskiego biznesu poganiają rząd Tuska w kierunku “euroizacji” pieniądza, zachowują się jak lemingi.

Autor: Henryk Schulz
Źródło: “Nie” nr 22/2010


TAGI: ,

Poznaj plan rządu!

OD ADMINISTRATORA PORTALU

Hej! Cieszę się, że odwiedziłeś naszą stronę! Naprawdę! Jeśli zależy Ci na dalszym rozpowszechnianiu niezależnych informacji, ujawnianiu tego co przemilczane, niewygodne lub ukrywane, możesz dołożyć swoją cegiełkę i wesprzeć "Wolne Media" finansowo. Darowizna jest też pewną formą „pozytywnej energii” – podziękowaniem za wiedzę, którą tutaj zdobywasz. Media obywatelskie, jak nasz portal, nie mają dochodów z prenumerat ani nie są sponsorowane przez bogate korporacje by realizowały ich ukryte cele. Musimy radzić sobie sami. Jak możesz pomóc? Dowiesz się TUTAJ. Z góry dziękuję za wsparcie i nieobojętność!

Poglądy wyrażane przez autorów i komentujących użytkowników są ich prywatnymi poglądami i nie muszą odzwierciedlać poglądów administracji "Wolnych Mediów". Jeżeli materiał narusza Twoje prawa autorskie, przeczytaj informacje dostępne tutaj, a następnie (jeśli wciąż tak uważasz) skontaktuj się z nami! Jeśli artykuł lub komentarz łamie prawo lub regulamin, powiadom nas o tym formularzem kontaktowym.

2 komentarze

  1. Cyryl 29.06.2010 10:29

    aj euro powinnismy wprowadzic i to jak najszybciej, to przede wszystkim lobby bankowe nie chce E, bo wszystkie pozyczki i wszystko co rzad kupuje od unii jest w E, banki zarabiaja krocie na tej wymianie E na PLN typu: ostatnio polska dostala trzecia pozyczke 1 000 000 000E trzeba to zaminic na pln, nawet jesli bank zarabia min. 1% tej kwoty to latwo sobie obliczyc jakiego rzedu jest to suma…

    kupujemy bezyne za E, obnizka ceny benzyny bylaby skutkiem wejscia do E i obnizka cen produktow importowanych z UE

  2. W. 29.06.2010 10:40

    Pożyczki wpływają do NBP, który jest bankiem państwowym (należącym do RP) i nie nalicza państwu polskiemu prowizji za przewalutowanie.

    Dzięki temu, że mieliśmy własną walutę, udało się uniknąć takich skutków kryzysu gospodarczego, jaki miał miejsce na Zachodzie.

    Przy pomocy waluty euro można wywołać w Polsce kryzys gospodarczy nawet wtedy, gdy gospodarka dobrze sobie radzi. Wystarczy, że inne kraje strefy euro będą mieć problemy. No i brak możliwości wpływania na walutę krajową uniemożliwia rządowi działania w sytuacjach kryzysowych. Jest zdany na widzimisię bankierów z banku europejskiego.

Dodaj komentarz

Zaloguj się aby dodać komentarz.
Jeśli już się logowałeś - odśwież stronę.