Biznes specjalnej troski

Opublikowano: 25.03.2011 | Kategorie: Gospodarka

Liczba wyświetleń: 493

Nowy raport NIK obnaża fakt, że Specjalne Strefy Ekonomiczne to sztandarowy przykład ideologicznego, a nie pragmatycznego podejścia do gospodarki.

Istniejące od połowy lat 90. SSE to wyodrębnione administracyjnie części kraju, gdzie przedsiębiorcy mogą prowadzić działalność na preferencyjnych warunkach. Pomoc publiczna udzielana firmom inwestującym w strefach obejmuje m.in. zwolnienia i ulgi podatkowe, sprzedaż gruntów poniżej ich wartości oraz dotacje celowe. Ideą zakładania stref jest przyciąganie kapitału, zwłaszcza zagranicznego, do regionów słabo rozwiniętych, ze strukturalnym bezrobociem. Dzięki temu mają tam powstawać nowe miejsca pracy. Samorządowi politycy lubią przywoływać nazwy dużych firm, które zdecydowały się rozpocząć działalność w „ich” strefach, obowiązkowo dodając do tego informację o liczbie osób, które znalazły tam zatrudnienie.

Warto skonfrontować tę propagandę sukcesu z twardymi danymi. O ile jednak urzędowego optymizmu mamy aż nadto, ze szczegółowymi wyliczeniami jest znacznie gorzej. Najwyższa Izba Kontroli właśnie ujawniła, że rząd nie zna wszystkich kosztów ponoszonych przez państwo w związku z funkcjonowania stref. Również wielkość dotychczas udzielonej pomocy publicznej nie jest dokładnie znana. W rezultacie, niemożliwa jest rzetelna ocena opłacalności tego instrumentu.

NIK wyjaśnia, że Ministerstwo Gospodarki nie prowadziło dotąd analiz efektywności SSE. Nie porównywano poniesionych kosztów z takimi korzyściami, jak nowe miejsca pracy czy wzrost dochodów z podatków lokalnych. Brakuje refleksji nad tym, czy nie należy zmodyfikować pomocy udzielanej przedsiębiorcom inwestującym w SSE. Resort nie posiada długofalowej koncepcji dalszego istnienia stref, a wydłużenie stosowania tej formy pomocy publicznej do końca 2020 r. nie zostało poprzedzone żadnymi ekspertyzami. Nawet w okresie znaczącego spadku bezrobocia w latach 2005-2008, na co zwrócił ostatnio uwagę Chevalier, nie pomyślano o stopniowym ograniczaniu przywilejów firm z SSE czy zasięgu terytorialnego tych specjalnych obszarów.

Przeciwnie – strefy cały czas się powiększają. “Brak przejrzystych zasad dotyczących poszerzania stref spowodował, że tworzono podstrefy w regionach rozwiniętych, zaprzeczając tym samym idei istnienia SSE (…) W ten sposób utworzono np. dwie podstrefy Łódzkiej SSE w Warszawie” – czytamy na stronie Izby. Jej kontrolerzy ustalili, że poszerzanie granic stref najczęściej odbywało się z inicjatywy inwestorów, niejednokrotnie uciekających się do dwuznacznych nacisków. Ogłaszali oni, że w przypadku odmowy uruchomią działalność poza Polską – warto przy tym wspomnieć, że żaden inny kraj Europy Środkowej nie zdecydował się na tworzenie podobnych stref, istnieją one natomiast na Ukrainie i Białorusi Tego rodzaju szantaż odniósł skutek m.in. w przypadku Pomorskiej SSE, którą powiększono o 7,8 ha terenów prywatnych we Frydrychowie (gm. Kowalewo Pomorskie).

Wnioski nasuwają się dwa. Po pierwsze, choć w kontekście stref specjalnych przywilejów dla biznesu mówi się głównie o nowoczesnych fabrykach, które wybudowano w ich granicach, prorozwojowy charakter tego instrumentu nie jest niczym bezspornym. Dopóki nie są prowadzone rzetelne wyliczenia dotyczące tej formy pomocy publicznej, jej stosowanie jest bardziej wyznaniem wiary w neoliberalne dogmaty niż elementem racjonalnej polityki ekonomicznej. Nasuwa się skojarzenie z hurra-prywatyzacją prowadzoną w pierwszych latach transformacji. Prozaicznemu „przekręciarstwu” towarzyszyła wówczas autentyczna wiara w zbawczą moc Inwestorów – jakichkolwiek, byleby raczyli wziąć choć kawałek społecznego majątku. W niewiele zmienionej postaci ta prywatyzacyjna religia przetrwała zresztą do dzisiaj, a jej wyznawców możemy codziennie oglądać na ekranach telewizorów, jak wysiadają ze służbowych limuzyn.

Po drugie, przyznanie części przedsiębiorców nadzwyczajnych zwolnień z ich obowiązków wobec społeczeństwa dodatkowo zwiększyło nierównowagę sił między kapitałem a państwem. „Władzy raz zdobytej nie oddamy nigdy” – w realizacji tej klasycznej doktryny biznes wykazuje więcej zręczności, niż jakikolwiek reżim.

Autor: Michał Sobczyk
Źródło: Obywatel


Poznaj plan rządu!

OD ADMINISTRATORA PORTALU

Hej! Cieszę się, że odwiedziłeś naszą stronę! Naprawdę! Jeśli zależy Ci na dalszym rozpowszechnianiu niezależnych informacji, ujawnianiu tego co przemilczane, niewygodne lub ukrywane, możesz dołożyć swoją cegiełkę i wesprzeć "Wolne Media" finansowo. Darowizna jest też pewną formą „pozytywnej energii” – podziękowaniem za wiedzę, którą tutaj zdobywasz. Media obywatelskie, jak nasz portal, nie mają dochodów z prenumerat ani nie są sponsorowane przez bogate korporacje by realizowały ich ukryte cele. Musimy radzić sobie sami. Jak możesz pomóc? Dowiesz się TUTAJ. Z góry dziękuję za wsparcie i nieobojętność!

Poglądy wyrażane przez autorów i komentujących użytkowników są ich prywatnymi poglądami i nie muszą odzwierciedlać poglądów administracji "Wolnych Mediów". Jeżeli materiał narusza Twoje prawa autorskie, przeczytaj informacje dostępne tutaj, a następnie (jeśli wciąż tak uważasz) skontaktuj się z nami! Jeśli artykuł lub komentarz łamie prawo lub regulamin, powiadom nas o tym formularzem kontaktowym.

4 komentarze

  1. Murphy 25.03.2011 10:31

    Przypomina mi się przykład PGR’u we wsi w której mieszkałem. PGR ten przejął Duńczyk, który dostał ulgi podatkowe na swoją działalność. Niedawno się dowiedziałem że zwinął swój interes jak mu się ulgi skończyły. Na takim przykładzie już widać że państwo nie powinno takich ulg robić jeśli dany “przedsiębiorca” stara się tylko wykorzystać to niecnie. Powinny być wprowadzane kary za przerwanie działalności albo konieczność zapłacenia podatku w przypadku zaprzestania działalności zaraz po straceniu przywilejów. Ale tego chyba nie ma, przez co politycy tak na prawdę okradają kraj i społeczeństwo.

  2. edek 25.03.2011 10:44

    Strefy powstały około roku 2000. Pierwszym inwestorom właśnie ulgi się skończyły, a raczej zmniejszyły. I już pierwsze koncerny przeniosły fabryki do innych naiwnych krajów.

  3. Sebek 25.03.2011 15:40

    Bo nie można robić żadnych ulg! Podatki muszą być niskie i przede wszystkim proste i przejrzyste. Te swoje socjalne pomysły z jakimiś strefami to mogą sobie wsadzić głęboko, bo one tylko szkodzą gospodarce. Normalny przedsiębiorca upada, bo ci co mają ulgi robią mu nieuczciwą konkurencję. I w efekcie upada firma, który ulg nie miała, a ta która je miała też upada, bo nie potrafi zarabiać.

  4. mr_craftsman 27.03.2011 01:20

    nareszcie coś o tych strefach wstydu….

    gdyby dać polakom podobne wolnizny, to PKB doganialibyśmy Niemcy…..

    a tu – wielkie centra faktoringu dają ludziom głodowe stawki, mimo że teren mają gratis, nie płacą podatków, a POlityk za garść szmalu wyliże buty każdej biznesowej mendzie, byleby z zagranicy była…

Dodaj komentarz

Zaloguj się aby dodać komentarz.
Jeśli już się logowałeś - odśwież stronę.