Bez cudów nad Wisłą

Opublikowano: 13.09.2009 | Kategorie: Polityka

Liczba wyświetleń: 638

Kolor, który przychodzi mi na myśl, gdy wspominam ostatnie dwadzieścia lat, to szary. A Polska, gdy próbuję ją jakoś określić, jest nijaka.

Gdy siadano do „okrągłego stołu” i przeprowadzano wybory z udziałem opozycji antykomunistycznej, byłem zaledwie 13-latkiem. (…) To za mało, aby u progu „transformacji ustrojowej” interesować się czymś więcej niż futbol i dziewczyny, za mało na oczekiwania, wizje i plany na przyszłość. Nie mam więc żalu, że „nie tak miało być”, że „nie o taką Polskę walczyliśmy”. Żeby dostrzegać głównie szarość i nijakość, wystarczy mi to, co kilka lat po 1989 r. zacząłem świadomie przeżywać jako osoba dorosła. Nie było tu żadnych fajerwerków, żadnych cudów. A niewątpliwe plusy były nazbyt skromne, aby przesłonić minusy.

Za PRL-em nigdy nie tęskniłem, choć z perspektywy pamięci dzieciństwa okres schyłkowej komuny mógł się jawić jako raj utracony. Nie było w nim oddziałów ZOMO i ludzi katowanych na komendach, nie było absurdów gospodarki i polityki. Były natomiast niemal sielankowe realia, w których niemal wszyscy mieli pracę, na ogół niezbyt stresującą i w pobliżu domu, wszyscy żyli raczej skromnie, lecz niebiednie, a przede wszystkim znacznie więcej niż dziś było życzliwości i niespiesznego bytowania. Ale odkąd przestałem być dzieckiem, mam świadomość, że nie ma chleba bez wolności (bezwartościowy jest ustrój, który zapewnia „pełną michę”, ale za cenę braku swobód obywatelskich), a i z samym chlebem było za komuny gorzej niż choćby w takim kraju zacofanego kapitalizmu, jak Grecja.

Sęk w tym, że III RP nie dała swoim obywatelom wystarczająco dużo ani chleba, ani wolności. Daleki jestem od wiary w nie tyle populistyczne, co po prostu kretyńskie slogany, jakoby niemal cała Polska nie dojadała i musiała oszczędzać na proszku do prania. Trudno jednak uznać, że dzisiejsza rzeczywistość ma cokolwiek wspólnego z egalitaryzmem i „równaniem w górę”, jakie znamy choćby z Niemiec czy krajów skandynawskich. Nie chodzi o tamtejszy poziom dobrobytu, siłą rzeczy nieosiągalny po niemal półwieczu PRL-owskiej „zamrażarki”, lecz o tamtejsze mechanizmy, idee i wolę polityczną, które tym bardziej powinny mieć zastosowanie w kraju uboższym i w wielu dziedzinach niedorozwiniętym.

A wolność? Jest wolność słowa, tyle że w przypadku poglądów „źle widzianych” ograniczona do niszowych gazetek i internetowego śmietnika. Jest wolność zrzeszania się i swoboda wyboru pracy – ale nie w miastach i gminach dwudziestoprocentowego bezrobocia i nie dla ludzi, którzy chcą w tamtejszych firmach zakładać związki zawodowe. Jest wolność podróżowania, ale dla zbyt wielu Polaków sprowadza się ona do zagranicznej poniewierki za pracą jakąkolwiek i rzadko kiedy zgodną z kwalifikacjami. Nawet gdyby uznać, że przesłanie „Solidarności” z lat 1980-81 było już u korzeni utopijne, to realia lat 1989-2009 odległe są od tamtych ideałów nie o centymetr, lecz o lata świetlne.

Jednym najbardziej doskwierają wciąż duże obszary biedy w Polsce. Innym – narastające chamstwo i brutalność w relacjach międzyludzkich. Jeszcze komuś – szmira i tandeta kultury popularnej. Mnie natomiast szczególnie boli brak w głównym nurcie debaty publicznej rzetelnego zmierzenia się z tymi wszystkimi bolączkami. Bo wielkie media albo klepią mantrę o tym, jak znakomicie jest w Polsce, albo – gdy łaskawie dostrzegą patologie lub, dla odmiany, wartościowe postawy społeczne – czynią to w sposób przeraźliwie sztampowy. Opis rzeczywistości, który wyłania się z dużych gazet, stacji radiowych i telewizyjnych, to zazwyczaj echo zadowolenia sytej „warszawki” z własnej pozycji oraz autentycznego przekonania, że cały kraj żyje w podobnych warunkach. Gdy czasami ktoś z tego towarzystwa łaskawie opisze „Polskę B”, to sentymentalnie, schematycznie, powierzchownie i koniecznie tak, aby analiza jednostkowego przypadku nie posłużyła do wniosków systemowych. Współczesnych „strasznych mieszczan” zatrudnionych w telewizji lub „tygodniku opinii” zaciekawiają i wzruszają realia śląskich familoków, bieszczadzkich wsi czy popegeerowskich wiosek – tyle tylko, że tak, jak wzrusza ich ckliwa telenowela i tak, jak zaciekawiają egzotyczne zwierzęta w ZOO.

Zaledwie 6 lat po odzyskaniu niepodległości Stefan Żeromski, pisarz powszechnie znany i szanowany, opublikował „Przedwiośnie”. Książka ta była, co jako pierwszy dostrzegł komunista Julian Brun, „wołaniem o trzeci cud”. Po odrodzeniu Polski i odparciu najazdu bolszewickiego, Żeromski marzył o jeszcze jednym cudzie, o dokonaniu ogromnego dzieła przebudowy kraju w duchu sprawiedliwości społecznej. Po roku 1989 nie mieliśmy natomiast żadnego cudu, nawet jednego. (…)

Autor: Remigiusz Okraska
Źródło: “Obywatel”, nr 1/2009


Poznaj plan rządu!

OD ADMINISTRATORA PORTALU

Hej! Cieszę się, że odwiedziłeś naszą stronę! Naprawdę! Jeśli zależy Ci na dalszym rozpowszechnianiu niezależnych informacji, ujawnianiu tego co przemilczane, niewygodne lub ukrywane, możesz dołożyć swoją cegiełkę i wesprzeć "Wolne Media" finansowo. Darowizna jest też pewną formą „pozytywnej energii” – podziękowaniem za wiedzę, którą tutaj zdobywasz. Media obywatelskie, jak nasz portal, nie mają dochodów z prenumerat ani nie są sponsorowane przez bogate korporacje by realizowały ich ukryte cele. Musimy radzić sobie sami. Jak możesz pomóc? Dowiesz się TUTAJ. Z góry dziękuję za wsparcie i nieobojętność!

Poglądy wyrażane przez autorów i komentujących użytkowników są ich prywatnymi poglądami i nie muszą odzwierciedlać poglądów administracji "Wolnych Mediów". Jeżeli materiał narusza Twoje prawa autorskie, przeczytaj informacje dostępne tutaj, a następnie (jeśli wciąż tak uważasz) skontaktuj się z nami! Jeśli artykuł lub komentarz łamie prawo lub regulamin, powiadom nas o tym formularzem kontaktowym.

6 komentarzy

  1. soband1 13.09.2009 13:27

    no coz ja tez wspominam tamte czasy z rozrzewnieniem ale chyba dlatego ze zawsze sie wspomina dziecinstwo podobnie chyba ze ktos mial przechlapane!ale mysle ze najdobitniej cenzurke PRL owi wystawiliby ks popieluszko ,michal falzman czy Stanislaw Pyjas!ich zapytajmy!

  2. mr_craftsman 13.09.2009 14:14

    to zapytajmy jak wspominają dzisiejsze czasy stoczniowcy, pielęgniarki, hutnicy, ludzie ze “ściany wschodniej”, mrówki, studenci ze zmywaka, gen Papała, Olewnicy, Barbara Labuda, etc.. zapytajmy ich!

    a teraz soband zastanów się czy w Twojej wypowiedzi były jakieś argumenty, czy sam populizm….

  3. soband1 14.09.2009 05:39

    jaki populizm?nie zrozumiales mojej wypowiedzi!chcialem uwypuklic ze PRL to w istocie byl system totalitarny sila narzucony Polsce gdzie ktos kto w partii nie byl mial przewalone!gdzie mordowano ludzi nieprzychylnych systemowi az do samego konca i rowniez potem jak juz czerwona mafia poprzez wplywy uwlaszczyla sie!a papale olewnika i reszte owszem rowniez zapytajmy bo w ich smierci maczali palce ci sami ludzie!do teraz ktos grozi zonie waleriana pansko ktora cudem przezyla zamach w ktorym poniosl smierc on i wielu swiadkow tego zdarzenia!ubecja dalej ma realne wplywy na sluzby specjalne zreszta to ona wykreowala polska mafie juz w latach 70 i 80 jak koniki handlowali dolarami a potem juz po przemianach jeli sie organizowac do spolki z ich mocodawcami!a tak a propos gdybym ja mial oceniac PRL przez pryzmat indywidualnych korzysci to musialbym ten system wielbic jak moj kolega ktorego ojciec byl wojskowym i mial wszystko a w latach 90 musial zasuwac ciezko!moj ojciec mial w latach 80 firme budowlana i zarabial kokosy bo byl dobry w swoim fachu chociazby poprawiajac spierniczone roboty budowlane w gorazdzach!wtedy ja jezdzilem na fliperyy taksowkami jako 10 latek!po przemianach jako ze byl z gruntu uczciwy i honorowy zbankrutowal bo nie lubil dawac w lape!i nigdy sie nie podniosl po tym!ale to nie znaczy ze ja bede patrzyl na PRL w ktorym ja mialem dobrze z rozrzewnieniem bo inni wtedy nie mieli nic a jeszcze dostawali pala po dupie!pozdrawiam!

  4. Pieszko 14.09.2009 19:31

    w nawiązaniu do Warszawy i tamtejszej mentalności.. Mieszkam w Kamiennej Górze na Dolnym Śląsku.. kiedyś w telewizji widziałem reportaż o moim miasteczku i co usłyszałem.. ” zdarzyło się to na głębokiej prowincji, bo aż 300 km od Warszawy..” jeśli 300 km dla panów redaktorów to jest AŻ.. a miejscowość położona bliżej Pragi, Berlina i Wiednia niż Warszawy głęboką prowincją to sami wyciągnijcie Państwo wnioski o mentalności i sposobie postrzegania polskiej rzeczywistości przez warszawskie media.. Zgadzam się w zupełności z tym co pisze autor artykułu o jakości debaty publicznej w polsce i sposobie opisywania rzeczywistości..

  5. pokachontas 16.09.2009 14:50

    niestety ja tez sie zgadzam
    prosilbym panie i panow z sektorów nowo powstalych i rozwijanych w nowej formie w nowej polsce typu budrzetówka administracja finanse i ubezpieczenia oraz firm typu PR o niezabieranie glosu w sprawach których z racji zajmowania stanowiska niejestescie w stanie zrozumiec nawet potykajac sie o umierajacego z glodu
    jestescie tak zmanipulowani ze niewidzicie nawet klapek na wlasnych oczach
    celem wyjasnienia-w/w sektor rozwijany jest w zamian za profity w celu kreowania opini publicznej jak równiez cyklicznego zadluzania spoleczenstwa do takich kryzysów jak obecny- umozliwia to pozyskanie przez glównych promotorów tanio surowców oraz interesujacych ich galezi przemyslu uzaleznia od banków i zachodu i ich portwela porzyczajac nam nasze wlasne pieniadze za grube odsetki jednoczesnie stawiajac w swietle ofiary z rozbitym przemyslem-to dlatego jest zle
    pozbieralismy sie po kazdej wojnie i kazdym rozbiorze- pytam- PO CO

  6. pokachontas 17.09.2009 17:24

    i szacun dla tych którzy mimo tych stanowisk widza co sie dzieje i rozumieja ból
    którzy czynia mniejsze zlo i sa w jakis sposób gotowi podjac wyzwanie bo czesto
    poprostu tak sie zycie ulozylo
    nierozumiem tylko wybitnej premedytacji

Dodaj komentarz

Zaloguj się aby dodać komentarz.
Jeśli już się logowałeś - odśwież stronę.