Benzyna znowu nam zdrożeje

Opublikowano: 05.04.2019 | Kategorie: Gospodarka, Publicystyka

Liczba wyświetleń: 2552

Z kłopotów branży naftowej w Wenezueli korzystają Stany Zjednoczone, które w porównaniu z ubiegłym rokiem bardzo zwiększyły wydobycie ropy. Wpływa to także na polski rynek paliw.

Przed nami kolejna fala podwyżek cen na stacjach paliwowych. Częściowo odpowiadają za to kłopoty Wenezueli, a częściowo powrót wyższych marż rafineryjnych spowodowanych sytuacją w USA. Na pocieszenie, tym razem podwyżki nie dotkną właścicieli diesli.

Na początku marca w Wenezueli przez kilka dni brakowało prądu. Bez energii elektrycznej wydobycie i eksport ropy naftowej z tego pogrążonego w kryzysie kraju było poważnie utrudnione. Gdy wydawało się, że największe problemy zostały zażegnane, Wenezuelę dotknęła druga fala ciemności. Czy jednak teraz wydarzenia w latynoamerykańskim państwie będą wpływać na ceny na polskich stacjach paliw?

Bez prądu i internetu

Kolejne przerwy w dostawie prądu nawiedziły Wenezuelę w poniedziałek. Władze w Caracas upierają się, że to działania zagranicznych przeciwników reżimu prezydenta Nicolasa Maduro.

Prawda jest jednak taka, że przez lata elektrownie wodne, które dostarczają większość prądu w Wenezueli, nie były odpowiednio konserwowane. Brakowało zagranicznej waluty w skorumpowanym do granic możliwości kraju, a władze nie płaciły zagranicznym firmom mającym modernizować infrastrukturę energetyczną.

Od ostatniego blackoutu, elektrowni i innych newralgicznych miejsc dla energetyki pilnowało nawet wojsko. To jednak nie zapobiegło kolejnej awarii, która praktycznie odcięła od dostaw prądu całe państwo. Nie działało metro w Caracas ani sygnalizacja świetlna. Cały handel detaliczny wtedy praktycznie zamiera, gdyż przy wysokich temperaturach i wobec braku prądu szybko psuje się żywność i utrudnione są płatności elektroniczne.

Cierpiał także transport drogowy ze względu na trudności w nabyciu paliw (brak i elektryczności, i samego surowca), a pasażerowie lotniska w stolicy kraju oczekiwali na samoloty w ciemnościach. Pracownicy części sektora publicznego i uczniowie mieli wolne.

Brak zasilania utrudniał ludziom także dostęp do internetu. NetBlocks, który monitoruje ruch w sieci, pokazał, że w Wenezueli w dniach blackoutu połączenia praktycznie zamarły. Dodatkowo władze, gdy zauważają niepokojącą ilość antyrządowych informacji, blokują dostęp do serwisów społecznościowych i wyszukiwarek.

Poza tymi niedogodnościami, dochodziło do naprawdę dramatycznych scen. Bez prądu nie było także wody w wielu miejscach kraju.

Szpitale, które chociaż mają awaryjne systemy zasilania, od lat były niedofinansowane. Część z nich musiała więc działać bez prądu. Przeprowadzane były operacje przy świetle z latarek smartfonów. Placówki służby zdrowia nie radzły sobie z podstawowymi czynnościami, a ludzie na oddziałach szpitalnych umierali ze względu na brak leków, środków czystości czy personelu. Znaczna część lekarzy pochodziła z Kuby i opuścili oni Wenezuelę.

Amerykańskie kłopoty a Europa

Kryzys Wenezueli dotyczy również globalnej podaży ropy naftowej. Wydobycie surowca w republice dramatyczne spadało praktycznie przez wszystkie miesiące ostatnich trzech lat.

Jeszcze w lutym 2016 r. wydobywano w tym kraju 2,3 mln baryłek ropy dziennie. Na początku tego roku było to 1,2 mln baryłek, a w lutym niespełna 1,1 mln. Agencja Bloomberg szacowała, że w kilka dni po pierwszym blackoucie, mimo przywrócenia dostaw prądu produkcja ropy w Wenezueli wyniosła tylko 600 tys. baryłek dziennie.

W rezultacie w marcu ropa podrożała już o ok. 5 proc., a od początku roku o ok. 30 proc. Według doniesień Bloomberga to może być najlepszy kwartał dla tego surowca od 17 lat. Wydaje się jednak, że ceny ropy w znacznym stopniu uwzględniły już większość problemów Wenezueli i prawdopodobnie już nie będą wyraźnie rosły – ocenia Cinkciarz.pl.

Udział południowoamerykańskiego państwa w globalnej podaży ropy naftowej sukcesywnie spada. Gdyby więc nawet produkcja w Wenezueli zupełnie ustała, nie powinno to w istotny sposób pchać cen w górę – zwłaszcza że w Stanach Zjednoczonych wydobycie ropy rośnie bardzo mocno w porównaniu z ubiegłym rokiem (około 1,7 mln baryłek dziennie) i zwiększyły się także jej zapasy.

Równie ważnym elementem jest fakt, że ostatnio bardzo wzrosła marża rafinerii amerykańskich wynikająca z przerobu ropy na paliwa (crack spread). Jeszcze na początku lutego w przypadku benzyny była ona na najniższym poziomie w USA od prawie 10 lat i wynosiła na baryłce ropy zaledwie 5 dolarów. To dzięki temu benzyna globalnie była stosunkowo tania w porównaniu do cen ropy naftowej i oleju napędowego. Odczuwaliśmy to także i w Polsce.

Teraz crack spread wzrósł do 20 dol. na baryłce i przekracza już o kilka dolarów wieloletnią średnią. Było to spowodowane z jednej strony pożarami zbiorników petrochemicznych w Houston, co zaburzało transport paliw i ich wytworzenie w tym ważnym regionie – a z drugiej, poważnymi powodziami na środkowym zachodzie USA (Missouri, Wisconsin, Nebraska), utrudniającymi pracę rafineriom i zakłócającymi dostawy etanolu (dodatku do benzyny).

Ze względu na mniejszą podaż benzyny bezołowiowej Amerykanie posiłkują się jej zwiększonym importem z Europy. Według obliczeń Bloomberga wzrósł on do najwyższych poziomów od ponad pół roku.

Nasze ceny idą w górę

Na Starym Kontynencie, a zatem także w Polsce, ceny benzyny drastycznie rosną w konsekwencji wszystkich tych wydarzeń. Według danych Komisji Europejskiej w drugiej połowie marca ceny popularnej „95” w Polsce zwiększyły się o ponad 2 proc. (tylko w czterech krajach Unii Europejskiej rosły szybciej) do 4,87 zł/litr. Patrząc jednak na średnie ceny benzyny bez podatków, Polska wypada bardzo blisko unijnej średniej, można więc powiedzieć, że dotychczas nie były one zawyżone.

Na rynku globalnym, a także w polskim handlu hurtowym, od połowy marca ceny benzyny silnie rosły (przez dwa tygodnie o ponad 20 groszy). I choć wygląda na to, że negatywny trend w hurcie wreszcie się zatrzymał, to prawdopodobnie bariera 5 zł za litr zacznie jednak „pękać” na stacjach benzynowych w kolejnych dniach.

Większych ruchów nie widać natomiast na rynku globalnym oleju napędowego. Wydaje się zatem, że nie ma powodów, aby obecna cena ok. 5,10 zł/litr miała zostać w najbliższych dniach wyraźniej przekroczona. Tym razem więc, w przeciwieństwie do minionych miesięcy, głębiej do kieszeni zaczną sięgać właściciele aut napędzanych benzyną, niż dieslem.

Autorstwo: Marcin Lipka
Źródło: Trybuna.info


TAGI: , , ,

Poznaj plan rządu!

OD ADMINISTRATORA PORTALU

Hej! Cieszę się, że odwiedziłeś naszą stronę! Naprawdę! Jeśli zależy Ci na dalszym rozpowszechnianiu niezależnych informacji, ujawnianiu tego co przemilczane, niewygodne lub ukrywane, możesz dołożyć swoją cegiełkę i wesprzeć "Wolne Media" finansowo. Darowizna jest też pewną formą „pozytywnej energii” – podziękowaniem za wiedzę, którą tutaj zdobywasz. Media obywatelskie, jak nasz portal, nie mają dochodów z prenumerat ani nie są sponsorowane przez bogate korporacje by realizowały ich ukryte cele. Musimy radzić sobie sami. Jak możesz pomóc? Dowiesz się TUTAJ. Z góry dziękuję za wsparcie i nieobojętność!

Poglądy wyrażane przez autorów i komentujących użytkowników są ich prywatnymi poglądami i nie muszą odzwierciedlać poglądów administracji "Wolnych Mediów". Jeżeli materiał narusza Twoje prawa autorskie, przeczytaj informacje dostępne tutaj, a następnie (jeśli wciąż tak uważasz) skontaktuj się z nami! Jeśli artykuł lub komentarz łamie prawo lub regulamin, powiadom nas o tym formularzem kontaktowym.

2 komentarze

  1. Husar 05.04.2019 16:04

    Potwierdza się, że większość państw na świecie jest zniewolona walutą światową – dolarem, który jest niczym wirus i w danym państwie przyjmuje inna nazwę np złotówkę.
    Bo i tak wszystko długi, transakcje są rozliczane w dolarach. Taki też był cel II wś, aby zniewolić społeczeństwa finansowo i na tej podstawie budować swoje farmy finansowe. Bo wiadomo, gdy to już się osiągnie to każdy rząd to będą tylko marionetki.
    Najwiekszym zgrożeniem jest oddolne samostanowienie narodów, które mogły by urządzić swój ład.

  2. smerf 06.04.2019 01:02

    Te pisiorskie g…je jeszcze w lutym tego roku trzęsły portkami, że francuskie “żółte kamizelki” zafundują nam kolejną”Wiosnę Ludów (w XVIII i XIX w. Francja tak dawała przykład Europie, by wszczynać “ruchawki” antyreżimowe).
    W kwietniu 2019 r. zorientowali się, że to jednak “strachy na Lachy”, bo żaden dzisiejszy “Polak” nie zdezorganizuje całej Polski powszechnym strajkiem, na wzór robotników “Ursusa” w Radomiu w 1976 r. w odpowiedzi na to, że władza odważyła się podnieść cenę kilograma cukru z 8,50 na 10,50 zł. I na to konto od razu podnieśli cenę paliwa na stacjach Orlen-Jasiński z 4,74 na 5,36 zł! (w 2018 r. ci strajkujący w 1976 r. upamiętniający te wydarzenia zostali w Radomiu skopani, co prokuratura, tfu!, uznała, że leżąc obaleni na ziemi atakowali czynnie tych, co stali nad nimi i ich kopali!)
    Banda!!! Bandyci!!! Tak narodowcy jak i stojąca po ich stronie ziobrowata swołocz!

Dodaj komentarz

Zaloguj się aby dodać komentarz.
Jeśli już się logowałeś - odśwież stronę.