Be… jest pod psem

Do budynku agencji reklamowej MGWA/DRCC/AB Corporate Worldwide Advertising wpadł Jajco, szef działu obsługi klientów kluczowych. Zwołał spotkanie z działem kreacyjno-rekreacyjnym:

– Słuchajcie! Prezesowi Spółki zmarł pies! Trzeba napisać nekrolog do gazety na przedwczoraj, bo pies zdechł trzy dni temu!

Firma Spółka i Synowie była największym klientem agencji M…/…/… C.W.A.

– A jak wabi się pies? – rzekł spokojnie jak zwykle Dżeronimo (w skrócie Dżero), senior deputy associate creative director.

– Buras. Dacie radę na jutro?

– A nie, to trzeba zmienić mu nazwę. Ta nie przejdzie. Za mało marketingowa – rzucił Leo (w skrócie Leo), junior od tekstów.

– No, ale pies już zdechł, po sprawie, nie ma tematu, a poza tym musimy mieć to ogłoszenie ASAP-em – odciął się Jajco.

– Jak zwykle kolega wykazuje się brakiem dobrej woli. A wystarczyłoby zadzwonić do klienta i spytać, czy nie widziałby możliwości zmiany nazwy psa, na przykład, taki przykład rzucam, nie, że od razu zamaszyste, ale na przykład, no… Minestrone! – powiedziała Bejbiko, copy group head creative consultant.

– Albo Denver – pociągnął dalej Dżero, zadowolony ze swojego pomysłu.

– Albo ten… Justus! – krzyknął nagle zachłyśnięty myślą Franco, grafik komputerowy.

– Denver lepsze – rzucił Leo, który pracował razem z Dżerem.

– Cisza! Cisza, mówię! Pies nazywa… nazywał się Buras i tak ma zostać. Jasne? – zdecydowanym tonem obwieścił Jajco i już chciał wyjść, gdy usłyszał:

– No, to może chociaż B., Be. Taki skrót, wiesz, jak w twoich briefach – powiedział Leo.

– No właśnie… brief. Kiedy można się spodziewać? – rzekł jak zwykle spokojnie i flegmatycznie Dżero.

Spojrzenia wszystkich osób w okazałej sali konferencyjnej skierowane były na spoconego faceta, jakim w tej chwili był Jajco. Potu było tak dużo, że zalał mu baterię komórki.

– Znowu przez was jestem odcięty od świata. Nie czekajcie na brief. Macie wymyślać ogłoszenie. Przyjdę za godzinę i tekst ma być gotowy! – krzyczał roztrzęsiony Jajco.

– A szkoda. Mogła z tego być niezła kampania. Wiesz, zamaszysta reklamówka telewizyjna, jak najpierw widać psa, który biegnie drogą, zbliżenie na oczy, na pysk, cudo, cudo – zapędziła się Bejbiko.

– A potem pada i jest… – podchwycił Franco.

– I jest pod psem, że niby pod ziemią! – krzyknął promiennie Leo.

– No właśnie. Ile mamy na kampanię? Czy możemy wziąć w końcu Iwka Trzymaka – ciągnął spokojnie Dżero. Iwek był najlepszym fotografem reklamowym w kraju.

– Ale byłaby superkampania społeczna. Mówię wam! – podekscytował się Leo.

– Mi to wychodzi, że temat jest na trzy reklamy trzydziestosekundowe plus trzy razy rozkładówka w pismach kolorowych plus megaboardy plus intensywne ambienty w głównych miastach.

– Ale bez BTL-u? – rzucił z nadzieją w głosie Franco.

– No dobrze. Pracujmy nad sloganem – skarcił go Dżero.

Parę dni później ukazał się w gazecie lokalnej nekrolog: „Prezesowi spółki z powodu, że be… jest pod psem! Agencja.”

Autor: Piotr Kowalczyk
Źródło: Password Incorrect
Licencja: CC BY-NC-ND 2.5