Bajkowe mocarstwo

Opublikowano: 29.05.2016 | Kategorie: Historia, Publicystyka

Liczba wyświetleń: 1313

Czy wiara w polskie imperium z przeszłości jest czymś więcej niż anachronicznym myśleniem życzeniowym?

Prawie milion kilometrów kwadratowych, terytoria od Estonii po Mołdawię i od Śląska po Smoleńsk (co z tego, że przeważnie nie w tym samym czasie…), „hołd carów ruskich” (nieważne, że byłych), szum husarskich skrzydeł (wkrótce utopionych w błocie Żółtych Wód i Korsunia, wyskubanych pod Batohem, jadących w szwedzkim kondukcie albo opadających w kolejnych wojnach domowych). Polskie Imperium. Polska Mocarstwowa. Marzenie nie tylko nieziszczalne, ale i niestety w rzeczywistości nigdy nie zaistniałe…

BRAK TRWAŁOŚCI

Z prawdziwym Imperium mamy bowiem do czynienia wtedy, gdy uzyskane czynniki przewagi są trwałe, a tych – ustrojowych, ekonomicznych i militarnych Rzeczpospolita nawet w pozornym „szczycie swej potęgi”, czyli w okresie największego zasięgu terytorialnego, na początku XVII wieku – nie posiadała. Przeciwnie, okazało się, że osiągnęliśmy wówczas granice wzrostu, ostatnia już próba wygrania rywalizacji z Moskwą o dominację na Wschodzie, a więc autentyczne podwaliny potęgi – nie zakończyła się sukcesem. Rozpoczął się systematyczny regres naszej pozycji geopolitycznej i znaczenia międzynarodowego, a elementy rozkładu wpisane w system polityczny i społeczny Rzeczypospolitej ulegały systematycznemu wzmocnieniu.

Podobnie zresztą wcześniejsze (jak się okazywało – akcydentalne) przejawy potencjału państwa polskiego (polsko-litewskiego) nie były punktami węzłowymi historii, pozwalającymi przejść mu w stadium imperialne. Momentem takim nie był np. Grunwald, natomiast przełomową, a w każdym razie symboliczną (w sensie negatywnym, niestety) rolę można przypisać zbliżonej czasowo, a rzadko w polskiej historiografii wspominanej bitwie nad Worsklą, w której wojska polskie nie wsparły wystarczająco (mając ku temu powody polityczne) księcia Witolda w jego planach odmiennej od moskiewskiej organizacji obszaru eurazjatyckiego (czy raczej dostępnej wówczas jego części). Przed laty już (na łamach „Myśli Polskiej) opisywałem zamykające się kolejno przed Polską drzwi do mocarstwowości: najpierw nieodzyskanie własnych czynników siły – czyli całości Corona Regni Polonia ze Śląskiem i Pomorzem na czele, a następnie słabo zauważalne przez współczesnych, a opacznie, czy wręcz przeciwnie interpretowane przez potomnych konsekwentne zawracanie z dalszej drogi na Wschód, czyli ku nowym źródłom imperialności, zaczęte właśnie Worsklą, a spięte choćby symbolicznym odwrotem mających posiłkować Polaków wojsk rosyjskich dowiadujących się o klęsce pod Korsuniem. Braku tych potencjalnych zachodnich, czy trwałych wschodnich czynników potęgi w żaden sposób nie mogły zrekompensować chaotyczne działania zastępcze, czyli nieskoordynowana aktywność Jagiellonów na obszarze środkowo-europejskim, czy potem wciągnięcie w zawirowania bałtyckie. Były to już nawet nie namiastki mocarstwowości, ale po prostu rozpraszanie sił. Stąd też dobrymi symbolami naszego snu o imperium nie są ani mapki pokazujące maksymalny zasięg wewnętrznie skłóconej, wyjałowionej dynastii jagiellońskiej, ani rachityczne postępy Polaków i Litwinów nad Bałtykiem. Imperium mogliśmy mieć przede wszystkim na dwa sposoby: albo jednocząc w jednym państwie całość ziem polskich, i/albo pokonując Moskwę, ale pokonując tak, by zająć jej miejsce. Obu tych zadań zaś zrealizować nie umieliśmy lub nie mogliśmy.

NAGROBNE KAMIENIE I UCHYLANE DRZWI

Przy braku trwałych czynników mocarstwowości – utrwaliliśmy aż nadto wiele katalizatorów upadku upadku. Po Piastach nie wygenerowaliśmy żadnej narodowej dynastii i sprawnego ustroju, które były wówczas warunkami drogi do mocarstwowości. Następnie doszły błędy fundamentalne, o charakterze tak wewnętrznym, jak i rzutującym na pozycję międzynarodową Rzeczypospolitej, które przesądziły o klęsce tego projektu, wśród nich tak fundamentalne, jak:

– stopniowa emancypacja Prus,

– dalsze wyrzekanie się możliwości operowania na Wschodzie, czego smutnym symbolem stała się Unia Brzeska, wymyślona niewiele przed tak nas łechcącym obrazem mapy „największej Rzeczypospolitej” i ostatecznie niwecząca jego pozornie optymistyczny wydźwięk,

– konsekwentne funkcjonowanie Polski, a następnie całej Rzeczypospolitej jako Paradis Judaeorum, co wiązało się z umacnianiem zabójczej dla państwa tkanki społeczno-ekonomicznej.

A wszystko to były zjawiska widoczne już i sygnalizowane w swej fatalności w całym dwustuleciu między Grunwaldem a Kircholmem, a więc przez bodaj nasz jedyny w dziejach tzw. „Złoty Wiek”! Jak nieprawdziwy jest obraz „Polski Mocarstwowej” jako czegoś więcej, niż tylko potencjalnej możliwości – tak jednak i nieprawidłowy jest fatalizm widzący w historii Rzeczpospolitej tylko jedno, nieuchronne i niezmienne pasmo upadku (choć faktycznie – jest to też szczególnie długi w historii nowożytnej przykład poglądowy ciągu narastających i potęgujących się wzajemnie błędów politycznych). Mówiąc prościej – nawet nie przeistaczając się w imperium, Polska nie musiała bezwzględnie upaść, przeciwnie, nawet w najtrudniejszych chwilach zachowywała pewną zdolność do uratowania przynajmniej części swego potencjału i stanu posiadania (że ostatecznie żaden ratunek się jednak nie powiódł – a to już faktycznie był dowód wyjątkowej konsekwencji naszych i nie tylko naszych przodków!). Podobnie też raz zamknięte wspomniane drzwi do imperialności niekiedy znów się uchylały – a to po wygaśnięciu przedwcześnie zestarzałych i przekwitłych Jagiellonów istniały możliwości przynajmniej oglądnięcia się za nową, trwałą dynastią własną (niektórzy badacze wskazują w tamtym okresie choćby na… Hohenzollernów, a niewiele później nawet na… Piastów), a to można było włączyć element polski do innego projektu imperialnego, nadając mu bliski interesom polskim charakter (czy to w wydaniu Habsburgów, Rurykowiczów, Wazów na moskiewskim tronie czy Romanowych na tronie polsko-litewskim), a to wreszcie można było jednak starać się boczną ścieżką nadrabiać zaległości i zbierać ziemie polskie (sięgając po pojawiające się raz na jakiś czas w orbicie polskich monarchów księstwa śląskie). Ostatecznie jednak elity polityczne nie zdecydowały się na żaden z tych wielkich, śmiałych i potencjalnie przełomowych projektów, zaś te kojarzone dziś częściej z niespełnioną wizją imperialną marzenia, snute przez Batorego, Władysława IV, Sobieskiego, czy – o czym się pamięta rzadziej – Augusta II – pozostawały najczęściej tylko w sferze „gdybyż tylko się udało…”, czyli w ulubionym miejscu polskiej świadomości historycznej i politycznej. Gdyby się więc udało – Polska/Rzeczpospolita można by i była Imperium. Ale nie wyszło.

Autorstwo: Konrad Rękas
Źródło: NEon24.pl


TAGI: ,

Poznaj plan rządu!

OD ADMINISTRATORA PORTALU

Hej! Cieszę się, że odwiedziłeś naszą stronę! Naprawdę! Jeśli zależy Ci na dalszym rozpowszechnianiu niezależnych informacji, ujawnianiu tego co przemilczane, niewygodne lub ukrywane, możesz dołożyć swoją cegiełkę i wesprzeć "Wolne Media" finansowo. Darowizna jest też pewną formą „pozytywnej energii” – podziękowaniem za wiedzę, którą tutaj zdobywasz. Media obywatelskie, jak nasz portal, nie mają dochodów z prenumerat ani nie są sponsorowane przez bogate korporacje by realizowały ich ukryte cele. Musimy radzić sobie sami. Jak możesz pomóc? Dowiesz się TUTAJ. Z góry dziękuję za wsparcie i nieobojętność!

Poglądy wyrażane przez autorów i komentujących użytkowników są ich prywatnymi poglądami i nie muszą odzwierciedlać poglądów administracji "Wolnych Mediów". Jeżeli materiał narusza Twoje prawa autorskie, przeczytaj informacje dostępne tutaj, a następnie (jeśli wciąż tak uważasz) skontaktuj się z nami! Jeśli artykuł lub komentarz łamie prawo lub regulamin, powiadom nas o tym formularzem kontaktowym.

3 komentarze

  1. Piechota 29.05.2016 14:51

    Chyba jakimś chorym pomysłem było w ogóle dążenie do mocarstwowości Rzeczpospolitej. Czy nie miałaby Rzeczpospolita o wiele większych szans na przetrwanie i utworzenie silnego państwa na o wiele mniejszym terytorium?

  2. Wujek Polonii 29.05.2016 21:52

    Ja opiszę to inaczej.
    Gdyby przyszło mi cofnąć się w czasie aby żyć, wybrałbym końcowe lata panowania Króla Łokietka. I mógłbym być chłopem, bądź rzemieślnikiem, jak wskazuje moje nazwisko. To był początek wzrostu Polaków. 300 lat pędu ku wielkości. Szansa dla każdego.
    Książka mojego dzieciństwa, to “Jadwiga i Jagiełło” Karola Szajnochy (wtedy we fragmentach).
    Chcecie wiedzieć dlaczego i w jaki sposób Polacy stali się wielkim narodem? Polecam lekturę.
    Dodam tylko, że książka ta była podstawą dla H. Sienkiewicza gdy pisał “Krzyżaków”.

    pOZDRAWIAM niePOPRAWNIE niePOLITYCZNIE

    Tuz z Talii

  3. hashi 30.05.2016 00:02

    Dlaczego w artykule pisze się o szczycie z XIII w, A wcześniej to co puszcze i haszcze?
    Historia Słowian sięga co najmniej 10 700 lat.
    Królestwo Lechii w latach 600- 800 n.e. zajmowało obszar od granicy Francji po Turcję aż do morza Kaspijskiego. Dziwi mnie że z podręczników szkolnych wycięto informacje 50 królów od XVIII w. p.n.e. do X w. n.e, tylko dlatego, że niebyli wyznania rzymsko katolickiego.
    A zamiast o starożytnej Polsce uczymy się jakiś mitów greckich.
    Silni to byliśmy ale przed Mieszkiem I zanim Watykan zaczął decydować i grabić majątki.

Dodaj komentarz

Zaloguj się aby dodać komentarz.
Jeśli już się logowałeś - odśwież stronę.