Awans korporacyjny

Opublikowano: 26.11.2013 | Kategorie: Opowiadania

Liczba wyświetleń: 874

Od samego rana Marcin Brokuł był podekscytowany. Zbudził się przeszło pół godziny wcześniej, szybciej niż zwykle umył i przygotował śniadanie dla siebie i swojej lubej, śpiącej jeszcze smacznie w łóżku. Podszedł z boku łóżka i przysiadł delikatnie, pochylając się nad śpiącą kobietą.

– Dzień dobry, ślicznotko – wyszeptał tuż przed złożeniem namiętnego pocałunku na licu swej Wybranki.

Kobieta obudziwszy się, leniwie przewróciła się z boku na plecy i objęła rękami szyję Marcina.

– Czemu mnie budzisz wariacie? – spytała miękko. – Przecież wiesz, że nigdzie dzisiaj nie idę – cichutko i lekko zalotnie wyszeptała, przysuwając jego głowę do swojej.

Marcin promiennie się uśmiechnął, lekko cofnął głowę i patrząc w zaspaną jeszcze twarz Majki.

– Dziś oficjalnie otrzymam awans na Dyrektora Regionu Północnego Eurazji – mówiąc to gładził ramiona leżącej kobiety. – Chciałem dać ci szansę po raz ostatni pożegnać Kierownika Dystryktu – zakończył śmiejąc się.

Przez krótką chwilę droczyli się jeszcze w łóżku, po czym Marcin z dużą niechęcią oswobodził się z objęć swojej Damy i wyszedł z domu. Z garażu wyjechał najnowszym modelem Greyston’a – pojazdem nowej generacji, które produkowane były przez giganta motoryzacyjnego, jaki powstał z połączenia czterech, największych europejskich producentów samochodów. Kupił go niespełna dwa tygodnie temu, gdy Paweł, jego przyjaciel i pracownik działu kadr tej samej korporacji co on, potwierdził zakulisowe podjęcie decyzji o jego awansie. Procedury i implementacja decyzji zajęły im aż dwa tygodnie. “Co na biurokracja” – pomyślał z niechęcią. Nie lubił urzędników a już tym bardziej procedur. Marcin był człowiekiem czynu i właśnie to doprowadziło go do upragnionego awansu – zaskakująca (nawet dla niego samego) penetracja rynku Eurazjatyckiego w stopniu likwidującym w zasadzie jakiekolwiek zagrożenia ze strony konkurencji, zapewniła mu członkostwo w ekskluzywnym klubie top managerów w korporacji Relocation Technology Inc. Stąd była już krótka droga do awansu.

Dotarłszy do budynku R.T., Marcin zaparkował na swoim miejscu i udał się do biur na najwyższych piętrach. Przywitało go trzech mężczyzn w eleganckich garniturach oraz jedna kobieta, brunetka, o obłędnej, nie dającej się ignorować urodzie. Wszyscy zasiedli w sali konferencyjne na przedostatnim piętrze wieżowca (ostatnie piętro było od zawsze zamknięte i niedostępne dla pracowników firmy – podobnie jak i dach budynku).

– Jest to trochę sentymentalna chwila dla mnie – rozpoczął najstarszy mężczyzna, w grafitowym garniturze, z błękitnym krawatem. – Od wielu lat był pan tutaj z nami, panie Marcinie, i bardzo wysoko cenimy sobie pańskie kompetencje – mówiąc to, oparł ręce na łokciach, splatając palce obu dłoni razem. – Zauważono to jednak również na górze, że tak powiem – uśmiechnął się delikatnie do Marcina i kontynuował – dlatego musimy się z panem rozstać.

Podobne twierdzenia wypowiedzieli również pozostali mężczyźni, po czym obecna w Sali konferencyjnej i nie zabierająca do tej pory głosu kobieta, zwróciła się wprost do Marcina:

– Proszę, oto pana nowa przepustka – wręczyła Marcinowi złotą, elastyczną opaskę na przegub ręki. – Proszę jej nigdy nie ściągać tak długo, jak znajduje się pan w budynkach Relocation Technology – niezależnie w jakim miejscu – lekko się zawahała, po czym z delikatnym uśmiechem dokończyła, powtarzając – miejscu.

Po kilku minutach instruktażu, wszyscy wstali od stołu i uścisnęli sobie dłonie. Trzech mężczyzn opuściło salę konferencyjną i skierowało się w prawo, ku swoim biurom. Marcin z brunetką skręcili po wyjściu z sali w lewo i przeszli kilkunastometrowy korytarz, zatrzymując się na jego końcu przed białą ścianą.

– Tutaj nasze drogi się rozchodzą – powiedziała kobieta spoglądając na Marcina. – Proszę założyć na przegub przepustkę i stanąć twarzą do ściany.

Marcin lekko zdziwiony wykonał polecenie kobiety. Stał chwilę zwrócony twarzą do ściany, po czym już miał zwrócić się z powrotem ku kobiecie z pytaniem o co chodzi, gdy nagle ściana przed nim poruszyła się. Marcin osłupiał – zaczęła jakby falować i lekko się trząść.

– Śmiało, proszę przejść na druga stronę, czekają już na pana – zachęcała brunetka.

Wciąż zmieszany, Marcin wykonał duży krok w stronę ściany. Na początku, gdy przez nią przeszedł, widział tylko ciemność. Po chwili nastąpił jasny ale nie rażący rozbłysk i Marcin odnalazł się w holu, którego nigdy wcześniej nie widział. Przebył długi korytarz, zakończony schodami. Na ich szczycie czekało na niego dwóch mężczyzn azjatyckiego pochodzenia.

– Witamy pana Marcina – powiedział głośno jeden z nich, nienagannym językiem polskim.

Nowy dyrektor regionu przywitał się z oboma mężczyznami i podążył za nimi do pokoju na końcu kolejnego korytarza. Weszli do przestronnego pomieszczenia, które wyglądało jak połączenie sali konferencyjnej z laboratorium. Na środku stał jajowaty stół z wygodnymi krzesłami, w tylnej części pomieszczenia znajdowała się na całej powierzchni ściany jakaś aparatura, z wieloma monitorami i świecącymi się, migającymi kontrolkami. Po bokach stołu, w rzędach na ziemi, znajdowały się po trzy platformy – okrągłe, wysokie na kilka centymetrów, których wnętrze wydawało się być idealnie gładkie.

Dwóch mężczyzn prowadzących Marcina zasiadło za stołem i gestem zasugerowali mu zrobienie tego samego.

– Proszę nam powiedzieć, co wiem pan o Relocation Technology Inc. – zapytał jeden z mężczyzn.

Marcin poprawił się delikatnie na krześle i rozpoczął:

– Relocation Technology Inc. zajmuje się opracowywaniem, projektowaniem oraz produkcją systemów transportu cywilnego i wojskowego od przeszło pięćdziesięciu lat. W roku 2047 korporacja otrzymała licencję na dostawy do obiektów orbitalnych, co było początkiem zupełnie nowej linii produktów o napędzie chemicznym oraz opartych na zimnej fuzji – kontynuował zgodnie z własną wiedzą. – Ostatnim, najbardziej wyczekiwanym produktem był silnik oparty na reakcji Giovanniego, będący prawdopodobnym wstępem do technologii zdalnej relokacji – zakończył dobrze znanym żargonem firmowym.

Po krótkiej pauzie odezwał się drugi z mężczyzn.

– Tak, zgadza się. Jest to oficjalna i jak najbardziej prawdziwa wiedza dotycząca naszej spółki.

Marcin z lekkim niedowierzaniem zapytał:

– Czy mam przez to rozumieć, że mam dziś przyjemność spotkać właścicieli R.T.? – Oboje mężczyźni lekko się uśmiechnęli i przytaknęli głowami. Zaskoczony Marcin kontynuował – Proszę mnie źle nie zrozumieć, ale z tego co się orientuję nikt nigdy panów nie poznał! – końcówkę wypowiedział wyraźnie głośniej.

– Tak panie Marcinie, zgadza się. Bardzo wysoko cenimy sobie naszą prywatność a spotkania z naszymi pracownikami ograniczamy do niezbędnego minimum. Tym niezbędnym minimum jest dziś nasze spotkanie z panem. Marcin trwał bez słowa w bezruchu, w pełnym skupieniu. Mężczyzna kontynuował. – Spotykamy się dzisiaj z panem, ponieważ nasza S.I. wytypowała pana jako jedynego kandydata w tej części świata, który może poradzić sobie ze zrozumieniem i przyswojeniem informacji nieodwracalnie zmieniających nie tylko pańskie życie, ale i to jak rozumie pan i postrzega tzw. „rzeczywistość”.

W miarę, gdy mężczyzna kontynuował, Marcin zaczął odczuwać niepokój. “O czym do diabła oni mówią?” – pomyślał podenerwowany. Gdy jego rozmówca zrobił niewielką pauzę, Marcin wykorzystał to by wtrącić swoje pytanie.

– S.I.? Ma pan na myśli Sztuczną inteligencję? – zapytał.

– Tak, a przynajmniej my ją tak nazywamy, choć do pełnego stanu autonomicznego intelektu jeszcze jej nieco brakuje – wypowiadając ostatnie słowa, mężczyzna lekko zarechotał.

– Słyszałam to panie Wang, wszystko słyszałam – odparł głos kobiecy, jakby wypełniający pomieszczenie, bez jednego źródła pochodzenia.

– Spokojnie pani Kristen, spokojnie, tylko sobie żartujemy – szybko rzucił drugi, milczący do tej pory mężczyzna. Zwracając się do Marcina wyjaśnił – Kristen jest nieco wrażliwa na wszelkie opinie o sobie samej, trzeba być wyważonym w doborze sformułowań.

– W każdym bądź razie – kontynuował pan Wang – pański awans będzie obejmował nie tylko nowy zakres regionalny i personalny, ale również powierzona zostanie panu opieka nad działem najnowszych technologii Relocation Technology Inc.< – mężczyzna sięgnął po maleńki, płaski kwadrat lezący obok niego na stole i nacisnął go dwa razy. Nad stołem pojawiła się trójwymiarowa prezentacja firmy z jej strukturą organizacyjną. – Proszę spojrzeć tutaj – powiedział mężczyzna wskazując na lewe odgałęzienie hierarchicznej struktury. – Od tej pory będzie pan podlegał bezpośrednio nam i tylko przed nami będzie się pan tłumaczył z ewentualnych błędów, problemów, przed nikim innym – po tych słowach mężczyzna spojrzał przeciągle na Marcina, który skinął porozumiewawczo głową. – Wszystko, co jest i będzie związane z pańską pracą ma charakter ściśle tajny i żadną z informacji pozyskanych w Relocation Technology Inc. nie może się pan podzielić z nikim spoza tego budynku. Te słowa zastanowiły Marka. Przecież pracuje tutaj od lat i nikt nigdy nie wspominał o klauzulach poufności. Postanowił zapytać: – Czy moi dotychczasowi współpracownicy należą do grona wtajemniczonych? Oboje mężczyźni lekko unieśli brwi, by po chwili równie lekko się uśmiechnąć. – Nie panie Marcinie i nie znajduje się pan w budynku, w którym do tej pory pan pracował. Po tej informacji, obaj mężczyźni z widoczna satysfakcją, uważnie obserwowali twarz Marcina, która wyrażała rosnący brak orientacji. – Jak to „nie znajduję się w budynku, w którym pracowałem"? – spytał ściszonym głosem przełykając ślinę. – Przecież przyjechałem dziś rano do budynku i zaparkowałem swój samochód na moim miejscu parkingowym, tak jak zawsze – rewidował na głos wydarzenia poranka. Po chwili zastygł patrząc szeroko otwartymi oczami to na jednego, to na drugiego mężczyznę azjatyckiego pochodzenia. – Ściana... – wyszeptał. – Dokładnie tak! – niemal wykrzyczał z satysfakcją pan Wang. – Ta ściana była portalem, który przeniósł pana do obecnej lokacji. Marcin straciwszy wszelką pewność siebie zapytał: – P... portalem? Gdzie w takim razie się znajdujemy? Na twarzach obojga mężczyzn pojawił się wyraźny uśmiech. Jeden z nich wstał, podszedł do bocznej ściany, przy której na ziemi znajdowały się trzy, okrągłe platformy i przesunął otwartą dłonią tuż przed ścianą, jednak nie dotykając jej. Niemal w tym samym momencie ściana na całej swej długości jakby zapadła się w sama siebie, znikając zupełnie, odsłaniając widok, który dosłownie poraził Marcina. Miał przed sobą jasno oświetloną równinę szaro-grafitowego pyłu i skał, kończącego się stromą ścianą wysoką na setki, jak się wydawało Marcinowi, metrów. Na ścianie znajdowało się przeszło tuzin budynków wchodzących w skalne zbocze. Ponad linią zbocza, wysoko w górze, widać było niebiesko-biały wycinek globu ziemskiego. – Gdzie ja u licha jestem??? – wycedził z nieskrywanym wzburzeniem Marcin, obracając się na krześle frontem do tego niebywałego widoku i cofając się, aż uderzył krzesłem w stół. – Spokojnie panie Marcinie – delikatnym tonem rozpoczął jeden z mężczyzn. – Znajdujemy się w budynku G12, sektora Gamma, zlokalizowanym na ziemskim satelicie, Księżycu. Marcin zerwał się na równe nogi i stał tak przez moment w osłupieniu. Po chwili podszedł do krawędzi pomieszczenia, gdzie znajdowała się jeszcze chwil kilka temu ściana. Wyciągnął rękę i zatoczył nią w powietrzu półkole, starając się zorientować jak to, co widzi, jest możliwe. – Od atmosfery księżyca odgradza nas w tym momencie pole siłowe, generowane stale przez technologię o niezależnym źródle zasilania – wyjaśnił jeden z Azjatów. – Chcieliśmy kiedyś przeanalizować tą technologię, jednak wojsko nie wyraziło na to zgody. – Wojsko? – zadał kolejne pytanie Marcin, którego cała sytuacja wyraźnie przerastała. – Tak, oczywiście – rzucił drugi z mężczyzn. – Wszystkie instalacje i technologie tutaj istniejące, należą do kompleksu wojskowego, który stworzył na Księżycu ogromną bazę logistyczną. Na początku XXI wieku Stany Zjednoczone wraz z ówczesną Europą i największymi państwami Azji, zdecydowały o dołączeniu do społeczności tego sektora galaktyki i świadczenia dla nich różnych, drobnych usług. Nasza korporacja została wytypowana jako wiodący kontrahent w realizacji projektów związanych z transportem. Aktualnie, od przeszło 10 lat, doskonalimy technologie wykorzystujące zjawisko kontrolowanego zaginania czasoprzestrzeni – pan Wang zakończył krótką prezentację bez żadnych emocji, po czym popatrzył uważnie na Marcina. Marcin patrzył to na mężczyzn, to na widok księżyca z kulą ziemską w tle, omiótł wzrokiem boki i dostrzegł kilka pojazdów przelatujących nad powierzchnią skał i pyłu, które szybko przemieściły się z prawej strony na lewą i zniknęły wlatując w ogromny otwór w jednym, z budynków na lewej ścianie ogromnego krateru, na dnie którego zlokalizowane były wszystkie widoczne instalacje. Po chwili przyglądania się zapierającemu dech w piersi widokowi, Marcin zdołał się nieco opanować i wrócił do stołu. Usiadł niespiesznie na krześle i spojrzawszy wprost na pana Wang, powiedział: – Jak rozumiem, nic z tego co tutaj zobaczyłem i tego co zobaczę, poznam, nie mogę podzielić się nawet ze swoją rodziną, narzeczoną? – spytał spokojnym głosem. – W żadnym przypadku! – odparł głośno pan Wang. – 99,99% ludzi nie ma pojęcia o tym, jak bardzo gatunek ludzki jest zaawansowany technologicznie i w naszym najlepszym interesie leży, by tego nie zmieniać. Marcin wpatrywał się przez moment w twarz swojego rozmówcy. – Czy mógłby pan mi to wyjaśnić? – poprosił w pewnym momencie. Pan Wang wstał powoli i zaczął niespiesznie przechadzać się po pomieszczeniu. – W tym momencie Ziemia znajduje się w wyjątkowej sytuacji – zaczął spacerować dookoła jajowatego stołu. – Jak dowiedzieliśmy się od wojska, w naszej galaktyce panuje pewna zasada. Tak długo, jak społeczność danej planety żyje w przekonaniu o tym, że są sami we wszechświecie, oraz gdy społeczność taka nie ma do swej dyspozycji technologii pozwalającej na transport poza jej własną planetę – wówczas społeczność taka uznawana jest za „pierwotną” i nie jest angażowana w życie społeczności galaktycznej. Dzięki temu ludzie są na Ziemi chronieni przez Prawo Galaktyczne. Gdybyśmy udostępnili wszystkim ludziom wszelkie, znane nam i wojsku technologie, inni mieszkańcy naszej Galaktyki mieliby pełne prawo wchodzić z nami w dowolne interakcje. W tym konflikty zbrojne. Ponadto bylibyśmy zobowiązani wysyłać swoje zasoby do walk toczonych na obrzeżach Drogi Mlecznej – pan Wang szybko wypowiadał słowa i żywo gestykulował. – To wszystko jest bardzo skomplikowane i zajmie panu sporo czasu, by się w tym wszystkim połapać. Zatrzymał się na chwilę i spojrzał złowrogo na Marcina. – Nie jest to miłe, ale moim obowiązkiem jest pana uprzedzić, iż złamanie klauzuli tajności w tym miejscu, kończy się utratą obywatelstwa ziemskiego. Oznacza to, że nie będzie miał pan prawa powrotu na Ziemię i spędzi pan tutaj resztę swojego życia. Pan Wang uważnie obserwował twarz Marcina. Ten ostatni wstał i po chwili ciszy lekko się ukłonił odpowiadając: – Oczywiście, rozumiem, sir! – tak jak uczono go by zachowywał się na oficjalnych spotkaniach z biznesmenami pochodzenia azjatyckiego. Drugi mężczyzna również wstał i podszedł do części pomieszczenia bez ściany. – Obecnie jest tutaj dziesięć osób, które złamały tą klauzulę i mieszkają razem z nami w tej bazie. Marcin mimowolnie przerwał pytaniem: – Panowie są tutaj z przymusu? Obaj popatrzyli na niego lekko zdziwieni. – Nie, panie Brokuł, my należymy do nielicznych osób rozbudowujących to miejsce. Cała baza w tym kraterze mieści przeszło pięćset fabryk, w których produkowane są technologie „zakazane” na Ziemi. W sumie pracuje i pomieszkuje tutaj ponad dwieście tysięcy ludzi – skończył lekko kiwając głową i oddając głos drugiemu mężczyźnie. – Mamy tutaj wszelkie wygody, jakie można sobie wymarzyć, za wyjątkiem nieba i zapachu powietrza – dorzucił z lekką nutą nostalgii. – W każdym bądź razie jesteśmy tutaj z bratem bez przerwy od niemal roku i nasze zdrowie oraz kondycja psychiczna są w znakomitej formie – zakończył pan Wang. Marcin potrzebował jeszcze całego dnia, by w pełni dojść do siebie i by móc zacząć zadawać przytomne pytania. Dowiedział się, że zarówno on, ani nikt z personelu cywilnego nigdy nie miał kontaktu z mieszkańcami innych planet – była to domena wojska. To ono – jako organizacja – reprezentowało ludzkość i otrzymało pozwolenie na stworzenie niszy technologicznej na księżycu. Jakikolwiek przemyt technologii lunarnych (jak to w skrócie określano w sektorze G12) na Ziemię, skutkował natychmiastowym pozbawieniem zarówno wolności jak i obywatelstwa ziemskiego. Po upływie około 10 godzin od początku spotkania, dwaj, dystyngowani Azjaci pożegnali się z Marcinem i wyrazili optymizm względem czekającej ich, wspólnej pracy. Do portalu prowadzącego z powrotem na Ziemię "odprowadziła" Marcina Kristen. – Pamiętaj Marcin – zaczęła, gdy zbliżali się do docelowego portalu, – jeżeli Maja dowie się czegokolwiek o tym, co ma tutaj miejsce, stracisz ją na zawsze. Brokuł stanął w miejscu i popatrzył ku górze pytając: – Ona też będzie zesłana na Księżyc? Niemal natychmiast usłyszał odpowiedź: – Nie, do tego trzeba mieć osobiste doświadczenie tej rzeczywistości. Bez niego, zainteresowanie tym tematem zawsze w pewnym momencie samoistnie wygasa, odrealnia się. Tylko osoba, która sama doświadczyła tego, co ty dzisiaj, musi liczyć się z takimi konsekwencjami. Jednak gdy ty utracisz obywatelstwo ziemskie, Maja straci ciebie. Marcin odetchnął z lekką ulgą. "Wpakowałem się w coś, co przekroczyło moje najśmielsze oczekiwania" – pomyślał. "Cieszę się, że przynajmniej Majka nie będzie musiała płacić za moje ewentualne błędy. Przynajmniej ewentualny koszt będzie ... spłacalny." Rozglądnął się jeszcze raz po niezwykłym holu budowli lunarnej i wszedł na platformę tuż przy ścianie, która na jego obecność zareagował silnym, lecz nie oślepiającym błyskiem. Po chwili znów znalazł się pod ścianą korytarza, w budynku w Warszawie. Z burzą myśli w głowie skierował się do miejsca parkingowego, gdzie zostawił swojego nowiutkiego Greystona. Zupełnie inaczej na niego teraz patrzył. Jak na zwykły, blaszany pojazd na czterech kołach. Cała jego magia i piękno zniknęło, pozostawiając po sobie wrażenie… prostoty. Zasiadł za kierownicą i zaczął się zastanawiać, jak okłamie Maję. "Bo przecież nie mogę powiedzieć jej prawdy" – pomyślał ze smutkiem, starając się przypomnieć sobie, co czytał na temat stanowiska, które oficjalnie właśnie objął. W końcu dobre kłamstwo musi być tak bliskie prawdy, jak to tylko możliwe… Autor: Anonim Nadesłano do "Wolnych Mediów"


Poznaj plan rządu!

OD ADMINISTRATORA PORTALU

Hej! Cieszę się, że odwiedziłeś naszą stronę! Naprawdę! Jeśli zależy Ci na dalszym rozpowszechnianiu niezależnych informacji, ujawnianiu tego co przemilczane, niewygodne lub ukrywane, możesz dołożyć swoją cegiełkę i wesprzeć "Wolne Media" finansowo. Darowizna jest też pewną formą „pozytywnej energii” – podziękowaniem za wiedzę, którą tutaj zdobywasz. Media obywatelskie, jak nasz portal, nie mają dochodów z prenumerat ani nie są sponsorowane przez bogate korporacje by realizowały ich ukryte cele. Musimy radzić sobie sami. Jak możesz pomóc? Dowiesz się TUTAJ. Z góry dziękuję za wsparcie i nieobojętność!

Poglądy wyrażane przez autorów i komentujących użytkowników są ich prywatnymi poglądami i nie muszą odzwierciedlać poglądów administracji "Wolnych Mediów". Jeżeli materiał narusza Twoje prawa autorskie, przeczytaj informacje dostępne tutaj, a następnie (jeśli wciąż tak uważasz) skontaktuj się z nami! Jeśli artykuł lub komentarz łamie prawo lub regulamin, powiadom nas o tym formularzem kontaktowym.

2 komentarze

  1. Anonim 26.11.2013 09:02

    Wkradł się w powyższe jeden błąd. Jest:
    “Te słowa zastanowiły Marka. Przecież pracuje tutaj od lat i nikt nigdy nie wspominał o klauzulach poufności. Postanowił zapytać:”

    – a powinno być oczywiście:
    “Te słowa zastanowiły Marcina. Przecież pracuje tutaj od lat i nikt nigdy nie wspominał o klauzulach poufności. Postanowił zapytać:”

    Przepraszam.

  2. Piron 07.04.2019 21:04

    Fajne opowiadanie, rozwijające wyobraźnie 🙂

Dodaj komentarz

Zaloguj się aby dodać komentarz.
Jeśli już się logowałeś - odśwież stronę.