Ateista czy antykatolik? Katolik czy antywszystko?

Opublikowano: 21.08.2011 | Kategorie: Społeczeństwo, Wierzenia

Liczba wyświetleń: 1197

Zastanawiające jest to, ilu ludzi nazywa się ateistami, gdzie okazują się potem wojującymi przeciwnikami kościoła. To działa także w drugą stronę. Wielu katolików wojuje z innymi wyznawcami, bądź jak w temacie ateistami.

“Ateista – człowiek odrzucający istnienie Boga i sił nadprzyrodzonych”. Ale czy to oznacza wojnę z kościołem?

Ateiści żądają od katolików szanowania ich poglądów, często zapominając, że szacunek powinien działać obustronnie.

Okazujemy się wiele razy hipokrytami. Wymagamy od innych tego, czego sami od siebie wymagać nie chcemy. Czemu się tak dzieje? Czyżby jakaś myśl, że jesteśmy lepsi i to, co my myślimy, jest w porządku, a to co inni nie całkiem “ok”?

Zastanawia mnie podejście ludzi, którzy podpisują się pod jakąś nazwa (np. katolik, ateista). Tak bardzo chcą przekonać ludzi do swojego myślenia i postrzegania świata. Czemu nie możemy zaakceptować innego myślenia? Wydaje mi się, że jest to problem wielu ludzi. Ludzi, którzy myślą, że są “ponad podziałami”? Nie wiem gdzie jest podłoże tego problemu, ale wydaję mi się, że tkwi to w naszym zbyt wysokim mniemaniu o sobie i myśleniu, że “moje jest lepsze”. Zazwyczaj, (nie zawsze,lecz w większości takich przypadków) kiedy spotyka się np: katolik z ateistą próbują się nawzajem przekierować. Dyskusja oparta na wymienianiu argumentów, czyja racja jest bardziej “mojsza, niż twojsza”.

Moje pytanie brzmi: Czy nie można szanować czyjegoś poglądu i nie dyskutować, kto jest lepszy i “lepsze” wyznaje? Zawsze słychać pytanie: Ale czemu nie wierzysz? Lub: Czemu wierzysz skoro nic to nie daje, tego nie ma, a religia to bujda? Po takich pytaniach zazwyczaj nabieramy postawę odpowiednią do walki, bo ktoś nas “atakuje”. Zaczyna się “jatka” na słowa.

Osobiście jestem osobą niewierzącą i niestety za moje poglądy nie raz przyszło mi cierpieć,a co najciekawsze cierpienie od strony katolików. Podobno katolicy mają miłować i nie gardzić innymi. Nie uogólniam tu, że wszyscy katolicy nie szanują, tak samo jak nie uogólniam, że żaden ateista nie szanuje bądź szanuje.

Mam grono znajomych ateistów i większość z nich przy zetknięciu z katolikiem “obnaża słabości” kościoła i zastanawia mnie, co to ma na celu? Ja szanuję poglądy znajomych katolików, którzy są wierzący, bo każdy czuje i uważa inaczej. Jeśli mają potrzebę się modlić, to w porządku, nie muszę tego podważać. Nie muszę podważać sensu tego, co robią.

Myślę, że wiara to coś osobistego, coś co się czuję lub nie. I nie można przekonać kogoś do wiary słowami. Coś się musi wydarzyć.

To samo dzieje się z księżmi. Jedni wyklinają mnie od szatana i kropią wodą święconą, a inni szanują moje poglądy. Najlepszym dowodem na to, że wojowanie nie jest nikomu potrzebne jest przyjaźń ateisty z księdzem. Mimo że wiem, co wyznaje ksiądz, ja przecież wiem, jakim jest człowiekiem na co dzień. Jego wyznanie nie może mi przesłaniać jego osoby. Z jego strony jest też ogromny szacunek w moją stronę i to pokazuję nam, że każdy wierzy w to, w co wierzy i bez sensu jest podważać czyjeś wyznania, które, bądź co bądź, dotyczą sfery osobistej.

Jedni radykalni katolicy patrzą na mnie z pogardą i nie chcą się ze mną zadawać, przy tym atakując mnie milionem pytań i twierdzeń związanych z wiarą. Inni zaś wcale nie mają zamiaru mnie nawracać. Widzą, czym się kieruję i szanują za to, jak działam, a nie za to, co wyznaję. I czy tak nie może być zawsze?

Jeszcze przez długi czas wielu z nas będzie kryło swoje wyznanie lub otwarcie o nim mówiło, niekiedy zbierając za to chłostę.

Autor: Patrycja Demolin
Źródło: iThink


TAGI: , ,

Poznaj plan rządu!

OD ADMINISTRATORA PORTALU

Hej! Cieszę się, że odwiedziłeś naszą stronę! Naprawdę! Jeśli zależy Ci na dalszym rozpowszechnianiu niezależnych informacji, ujawnianiu tego co przemilczane, niewygodne lub ukrywane, możesz dołożyć swoją cegiełkę i wesprzeć "Wolne Media" finansowo. Darowizna jest też pewną formą „pozytywnej energii” – podziękowaniem za wiedzę, którą tutaj zdobywasz. Media obywatelskie, jak nasz portal, nie mają dochodów z prenumerat ani nie są sponsorowane przez bogate korporacje by realizowały ich ukryte cele. Musimy radzić sobie sami. Jak możesz pomóc? Dowiesz się TUTAJ. Z góry dziękuję za wsparcie i nieobojętność!

Poglądy wyrażane przez autorów i komentujących użytkowników są ich prywatnymi poglądami i nie muszą odzwierciedlać poglądów administracji "Wolnych Mediów". Jeżeli materiał narusza Twoje prawa autorskie, przeczytaj informacje dostępne tutaj, a następnie (jeśli wciąż tak uważasz) skontaktuj się z nami! Jeśli artykuł lub komentarz łamie prawo lub regulamin, powiadom nas o tym formularzem kontaktowym.

11 komentarzy

  1. Grzegorz Marchewka 21.08.2011 10:53

    Ja uważam się za katolika i pod tym artykułem mógłbym się podpisać “oboma ręcoma”. Jednak jeśli posiada się WŁASNE poglądy i własne zdanie, dobrze się wdawać w dyskusje z ludźmi myślącymi inaczej – raz, by nie ograniczać swoich horyzontów, dwa, by się utwierdzić w swoich przekonaniach (lub zmienić zdanie). Czy “katolik” czy ateista, to właśnie pycha nie pozwala szanować drugiego człowieka.

  2. ahoj 21.08.2011 13:38

    Sam tytuł jest sformułowany genialnie. Uważny czytelnik zauważy że słowo ‘antywszystko’ odnosi się do katolika. Jak myślicie, po której stronie procentowo mamy więcej wojujących?
    No cóż, ten kto wojuje, od wojowania ginie. Trza tylko rzucić między ludzi temat trudny lub wręcz niemożliwy do rozstrzygnięcia i już mamy jatkę – lusz się produkuje. A kto na tym korzysta – no właśnie kto? Czy już wiecie?

  3. Raptor 21.08.2011 23:36

    Fajny, pozytywny artykulik… samo życie 🙂 Ideologie tylko dzielą, a zwykły bezpośredni kontakt z człowiekiem, bez uprzedzeń, napełnia większym zrozumieniem i szacunkiem.

    Pozdro.

  4. janpol 22.08.2011 02:18

    “…przyjaźń ateisty z księdzem…”??? Sorki, ale nie wierzę, jestem tu człowiekiem “małej wiary” 😉 . Bo albo ten ksiądz to nie jest ksiądz (jakiś przebieraniec?) albo ateista przestaje być powoli (może nieświadomie 😉 ?) ateistą. Szanowni przeddyskutańci i autorze powyższego tekstu: Chrześcijanin (a więc Katolik też!) ma katechetyczny OBOWIĄZEK (nawet pod sankcją grzechu, o czym większość moich “wierzących” znajomych nawet nie ma pojęcia!!! Ciekawe jak się spowiadają 😉 ?) szerzenia wiary i “apostolski” obowiązek uświadamiania “niewiernych”. Chociaż, po rozmowie z pewnym księdzem (prawdziwym, bo z nieco dalszej rodziny, który jak się spotykamy “wychodzi ze skóry” aby mnie nawrócić z agnostycyzmu), wystarczy pono jak chrześcijanin daje “prawdziwe świadectwo wiary” (cokolwiek to znaczy, w każdym razie, jak rozumiem, nie trzeba być namolnym w narzucaniu “jedynej prawdy objawionej”, wystarczy chyba zachowywać się jak Katolik i jak słyszałem, zapewniać o szczerej modlitwie za nawrócenie danego niewiernego, o czym jestem, zresztą stale informowany) w kontaktach z niewierzącymi i niewiernymi. Ale jak widzę tylko Świadkowie Jehowy traktują ten obowiązek poważnie.

  5. marckus 22.08.2011 11:16

    Dlaczego widzimy tylko białe i czarne – katolik i ateista. Przecież rzeczywistość to mnóstwo odcieni szarości. Czy nie można być ani katolikiem, ani ateistą? Prawdziwy katolik musi akceptować w 100% doktrynę Kościoła, a więc wszystko, co zostało ustalone przez prawie dwa tysiące lat na różnych soborach przez dostojników kościelnych, którzy przecież byli zwykłymi ludźmi i najczęściej nie ma żadnego potwierdzenia w Piśmie Świętym, a czasami jest luźną interpretacją jego różnej jakości tłumaczenia na języki współczesne. Obawiam się, że jest niewielu katolików, którzy szczerze utożsamiają się z tymi zasadami i przestrzegają ich na co dzień. A Stary Testament włączony do kanonu jest dla mnie kompletnym nieporozumieniem. Z kolei ateistów uważam za “szczęśliwych” ludzi. Wszystko jest dla nich jasne, to był po prostu przypadek, że powstał ten świat, nie mają żadnych problemów. A przecież wystarczy pomyśleć i popatrzeć na otaczający nas świat, jaki jest piękny, jak przemyślanie urządzony. My nigdy nie potrafimy odgadnąć jego wszystkich aspektów, chociaż “nauce” wydaje się, że pojadła już wszystkie rozumy. Jest i było tyle religii na świecie, które starają się wyjaśnić jego istotę, ale po co? Ja chłonę wiedzę o tym co nas otacza, ale nie jestem przywiązany do żadnej ideologii. Chociaż całkiem ciekawą filozofią jest hermetyzm. Polecam stronę Marii Sobolewskiej.

  6. planeswalker 22.08.2011 14:15

    Alternatywą dla wielu wyznań chrześćjańskich mógłby być biblista: człowiek zaznajomiony z biblią, jako księgą naukową, traktującą o etyce w życiu. Można by wtedy zapomnieć o scysjach rozłamowych, a skupić się na meritum sprawy (czyli zamiast kto ma rację, katolicy, protestanci czy prawosławni, skupiamy się na tym, o czym traktuje biblia jako księga naukowa).
    Sam wychowany byłem w wierze katolickiej, następnie zostałem ateistą, a obecnie najbliżej mi do biblisty. Przy czym ubolewam nad faktem, że przyzwoicie znam biblię katolicką, nieco mniej porządnie protestancką, a prawosławnej w ogóle. Znam natomiast różnice, stanowiące o zajmowanej pozycji (czyli czym różnią się poszczególne doktryny). Co ciekawe, rozmawiając z ludźmi wierzącymi bądź nie, często zauważam, że niewielu jest w stanie wskazać różnice w doktrynach, a równie niewielu wierzących stosuje zalecenia biblijne. A życie uczy mnie, że uskuteczniać w życiu codziennym nauki Jezusa, to cieszyć się jego pełnią.

  7. fuManchu 22.08.2011 18:34

    Relatywizm w naszym pięknym kraju, to pojęcie całkowicie obce i nieznane.

  8. Shanghajski 22.08.2011 18:50

    Trend jest taki że ateiści przechodzą na “nowy ateizm”. Najpopularniejszymi głosami ateizmu są obecnie Richard Dawkins, Sam Harris, Daniel Dennet i Christopher Hitchens; tzw Czterej Jeźdźcy – są oni również propagatorami nowego ateizmu. Polecam ich książki i filmy dokumentalne z ich udziałem. Tak jak zauważył Grzegorz, potrzebna jest rozsądna dyskusja i nowi ateiści nie unikają tematów religijnego tabu. Tylko w przypadku możliwości zakwestionowania najgoręcej strzeżonych dogmatów jakakolwiek dyskusja ma sens.

  9. Grzegorz Marchewka 22.08.2011 22:45

    @Shanghajski – apropo Dawkinsa i spólki – ja odradzam 🙂 Panowie pseudonaukowcy opierają się jedynie na sprawnej retoryce, co z naukową argumentacją nie ma nic współnego. Sam z łatwością obalam tezy Dawkinsa z książki “Bóg Urojony”, mimo że erudytą nie jestem – poziom książki jest zaskakująco niski (dla krytycznego umysłu).

    Do refleksji za to skłania George Carlin – tytan logiki, dużo lepiej drwi Tim Minchin, a do zastanowienia nad prawdziwością wszystkiego sprowokuje Epos o Gilgameszu. Czytanie Dawkinsa i mu podobnych jest drogą na skróty. Dużo może Was ominąć.

  10. Minimus 23.08.2011 15:51

    @janpol
    „«…przyjaźń ateisty z księdzem…»??? Sorki, ale nie wierzę, jestem tu człowiekiem «małej wiary» ;)”

    I błąd! 😉 Ze dwadzieścia lat temu, gdy i ja miałem koło dwudziestki, poznałem młodego księdza. Ja — od zawsze ateista, jak żartobliwie mówię nie tylko twardy, ale wręcz pancerny (ostatecznie wypisałem się z Kościoła, lecz nie w odruchu oburzenia „brudami”, tylko dla zgodności z własnym światopoglądem). A on wiadomo — świeżo upieczony i pełen entuzjazmu „pracownik Kościoła”. Uczył religii w szkole, w której ja odpracowywałem wojsko. Przegadaliśmy mnóstwo godzin, spieraliśmy się chwilami ostro, pożyczał mi książki dotyczące historii chrześcijaństwa (ja je uczciwie czytałem), spotykaliśmy się wielokrotnie i w szkole, i prywatnie. Oczywiście nikt nikogo nie przekonał: ja się nie nawróciłem, a on nie porzucił wiary, ale chyba nie o to chodziło. Choć kontakt urwał nam się już dawno, wspominam go jako przesympatycznego faceta. O poglądach, z którymi totalnie się nie zgadzam 😉 Na do widzenia dał mi Nowy Testament, który, o dziwo, czasem sobie czytuję wybierając jakieś smakowite cytaty, kompletnie oderwane od kontekstu.

    A więc jednak da się — tylko zależy z kim. Ja mawiam, że człowiek zły/głupi będzie człowiekiem złym/głupim po każdej stronie barykady. Będzie złym/głupim/agresywnym/chamskim/nieczułym księdzem albo złym/głupim/agresywnym/chamskim/nieczułym ateistą. A przyzwoity będzie wszędzie przyzwoity. Choć chciałbym wierzyć, że tych przyzwoitych jest więcej po stronie ateistycznej 😉

    Trzeba też zauważyć, że takie spory mają dwa poziomy. Teoretyczny: „teologiczno-ateistyczny”; i praktyczny: „kościelno-antyklerykalny”. Czym innym jest dyskusja skąd wziął się Wszechświat, jaki jest sens istnienia, jak definiujemy dobro i zło, czym kierować się w życiu; a czym innym czy Kościół ma prawo narzucać swoje idee i ograniczać ludzką wolność (w tym wolność myślenia!) w imię własnych dogmatów. I powiedziałbym, że większość agresji zarówno pro-, jak i antyreligijnej skupia się na tym poziomie „ziemskim”, praktycznym. Stąd silna agresja „obronna” ateistów wobec chrześcijaństwa czy islamu, a relatywnie niewielka wobec np. buddyzmu — bo to jest wiara-filozofia spokojna, nienarzucająca, bezpieczna.

    Osobiście nie cierpię ateistów agresywnych, atakujących Kościół wszelkimi możliwymi sposobami (mam wrażenie, że ostatnio wręcz nieuczciwymi). Ale z drugiej strony, nie lubię też takiej rozlazłej postawy typu „ach, ja nie mam żadnych poglądów, bo świat jest piękny i tajemniczy”. Nie, trzeba mieć swój światopogląd, starać się by był on spójny, bronić go, siebie i swojej wolności. Ale z głową. Zwalczać drani, szukać porozumienia ze spokojnymi, a przyzwoitym pomagać i starać się nie robić niepotrzebnej krzywdy. Z ideologicznego walenia na ślepo będą tylko nieszczęścia.

    @marckus
    „Dlaczego widzimy tylko białe i czarne – katolik i ateista. Przecież rzeczywistość to mnóstwo odcieni szarości. Czy nie można być ani katolikiem, ani ateistą?”

    Można. Można być agnostykiem. Albo buddystą. Albo poganinem. Albo wymyślić własną, jednoosobową religię, a jeszcze lepiej filozofię. Albo być wolnomyślicielem-relatywistą i to najbardziej mi odpowiada.

    Dodałbym do Twojej wypowiedzi, że rzeczywistość to nie tylko „mnóstwo odcieni szarości”, to także mnóstwo kolorów! A ateiści nie zawsze są czerwoni. 😉

  11. Murphy 26.08.2011 13:13

    A ja tam wierzę w kreację, czyli chyba jestem ateistą, choć też chyba nie do końca. Jak dla mnie to te różne religie wyglądają jak wierzenie w różnych kosmitów którzy to w dawnych czasach rządzili na ziemi prymitywnymi istotami, a te prymitywne istoty teraz wierzą każdy w swojego kosmitę nazywając go “Bogiem”. I co ciekawsze może i każdy z nich ma rację, bo nie wykluczone że było więcej niż jeden “Bóg”. Gdyby było inaczej to nie potrzebne by było przykazanie o tym “żeby nie mieć innych bogów przede mną”. Intuicyjnie czuję, że to co Billy Meier przekazuje najbardziej odpowiada temu co działo i dzieje się we wszechświecie. A te całe religie jest niczym innym jak niepotrzebnym marnowaniem energii i sprzeczaniem się który to “Bóg” jest lepszy i jedynie właściwy. Przez co nic do przodu się jako ludzkość nie rozwijamy duchowo. No ale przecież o to wszystko chodzi tym kilku pajacom rządnym władzy co stoją na górze i całym tym cyrkiem kierują. Nie bez pomyłki ktoś kiedyś powiedział: “Dziel i rządź”. I to niestety się sprawdza.

Dodaj komentarz

Zaloguj się aby dodać komentarz.
Jeśli już się logowałeś - odśwież stronę.