Arabskie programy atomowe
Podczas, gdy uwaga świata skupia się wokół irańskiego programu atomowego, wiele państw arabskich otwarcie wyraża chęć rozpoczęcia podobnych projektów. Co więcej, te same kraje zachodnie, które z taką determinacją starają się przystopować Iran w jego pracach nad pozyskiwaniem energii nuklearnej, walczą jednocześnie o gigantyczny kontrakt na budowę elektrowni atomowej w Zjednoczonych Emiratach Arabskich. Rząd USA zaoferował Emiratom nawet swoje technologie nuklearne pomimo obaw Kongresu USA, że może to być ryzykowne posunięcie z uwagi na ścisłą współpracę gospodarczą Emiratów z Iranem.
Zachód przekonał się już dawno, że interesy z państwami arabskimi Bliskiego Wschodu, a zwłaszcza Zatoki Perskiej, to niezawodnie gwarancja ogromnych korzyści finansowych. A to z racji niemal ich bajecznego bogactwa, którego nie szczędzą dla realizacji ambitnych projektów mających za zadanie nie tylko zaspokojenie bieżących potrzeb, ale i podkreślenie ich rosnącej roli politycznej i ekonomicznej. Od pewnego czasu dotyczy to także projektów energetycznych związanych z energią atomową. O kontrakty zabiegają firmy ze Stanów Zjednoczonych, Francji, Wielkiej Brytanii. Do wyścigu przyłączyła się również Japonia i Korea Południowa. Faktem jest, że wiele krajów arabskich w ostatnich latach prężnie się rozwija, a co za tym idzie, rośnie zapotrzebowanie na energię. Już teraz jej braki nierzadko odczuwają nawet bogate i rozwinięte państwa Zatoki. Ponadto jej duże zasoby będą potrzebne do zasilania kolejnych planowanych odsalarni wody morskiej. W opinii rządów tych państw przyszedł czas właśnie na energię atomową. Nie bez znaczenia są tu także wydarzenia wokół kwestii irańskiej oraz już funkcjonująca pierwsza irańska elektrownia atomowa w Bushehr, zbudowana przy pomocy Rosji. Arabowie znad Zatoki nie chcą pozostawać w tyle za swoim sąsiadem, nie tylko pod względem gospodarczym, technologicznym, ale także prestiżowym. W przyszłości może to być również przyczynek do ich bezpieczeństwa militarnego. Ale o tym na razie oficjalnie z wiadomych względów nie wspominają. Jak stwierdził niegdyś komentator polityki Krzysztof Mroziewicz, „o tym, czy energii atomowej użyje się w celach cywilnych albo wojskowych, można zdecydować w ciągu jednej minuty”. Faktem jest, że od rozwiniętej i funkcjonującej cywilnej energetyki atomowej jest już tylko jeden krok do jej takiego przekształcenia, aby służyła projektom wojskowym.
Oprócz krajów Zatoki, na energię atomową zamierza postawić również Tunezja, Libia, Jordania, Egipt, a nawet stosunkowo ubogi Jemen. Nawet Król Jordanii, Abdullah II, w wywiadzie dla izraelskiego dziennika „Haaretz”, nie zważając na wyczulenie Izraela w tej kwestii, stwierdził bez ogródek, że „reguły się zmieniły i teraz każdy ma prawo prowadzić programy atomowe”. Izraelczycy jednak wciąż sądzą inaczej i dlatego w 2007 roku zbombardowali ośrodek atomowy w Dajr az Zawr w Syrii, który w ich mniemaniu nie służył celom cywilnej energetyki jądrowej.
Arabia Saudyjska i Zjednoczone Emiraty Arabskie podpisały już w 2008 roku wstępne porozumienie ze Stanami Zjednoczonymi o udostępnieniu technologii nuklearnych. W tyle stara się nie pozostawać Francja, która także zaoferowała swoją pomoc w tej materii Emiratom (umowa z 2007 roku), a także dla Kataru, a nawet Maroka. Natomiast Rosja podpisała już w 2008 roku umowę z Egiptem na budowę pierwszej w tym kraju elektrowni jądrowej. Kontrakt opiewa na kwotę 1.5 miliarda dolarów. A jeszcze nie tak dawno, bo zaledwie kilka lat temu, Egipt, a także Libia i Algieria były uważane za kraje, którym w żadnym wypadku nie należy udostępniać technologii nuklearnych, z uwagi na rzekome ryzyko ich dalszego, nieodpowiedzialnego rozprzestrzeniania.
Wśród sześciu państw Rady Współpracy Zatoki (GCC), do której należy Arabia Saudyjska, Kuwejt, Oman, Katar, Bahrajn i Zjednoczone Emiraty Arabskie, to właśnie Emiraty są najbardziej zaawansowane w projektach rozwoju sektora energetyki atomowej. Został już nawet ogłoszony przetarg na budowę pierwszej w Emiratach i zarazem pierwszej na Półwyspie Arabskim, elektrowni nuklearnej. Opiewa on na zawrotną kwotę 40 miliardów dolarów. O kontrakt ubiegają się trzy konsorcja: francuskie – Areva, GdF Suez, Total; amerykańsko-japońskie – General Electric, Hitachi; koreańskie – Electric Power, Hyundai Engineering, Samsung CnT. Jego wyniki miały zostać ogłoszone już w połowie tego roku, ale ostateczna decyzja wciąż jest odwlekana. Rząd Emiratów planuje otworzyć elektrownię w 2015 roku, ale kręgi przemysłowe twierdzą, że jet to zbyt optymistyczne założenie i technicznie będzie to możliwe kilka lat później.
Źródło: Arabicae.com