Anioły z Mons

Opublikowano: 30.09.2014 | Kategorie: Paranauka, Publicystyka

Liczba wyświetleń: 1289

Z każdą wojną związanych jest wiele opowieści, nieraz bardzo niezwykłych. Czasem w starcia stron wojujących mieszają się siły nadprzyrodzone. Sto lat temu po raz pierwszy można było przeczytać, jak Brytyjczyków w bitwie pod belgijskim miastem Mons wsparli… aniołowie.

23 sierpnia 1914 r. Brytyjski Korpus Ekspedycyjny stoczył swą pierwszą bitwę na kontynencie. W obliczu przeważających sił niemieckich wojska brytyjskie umożliwiły pod Mons bezpieczny odwrót sojuszniczym wojskom belgijskim i francuskim.

Nieco ponad miesiąc później, w dniu św Michała (29 września), na łamach londyńskiego „The Evening News” ukazało się opowiadanie „The Bowmen” autorstwa Arthura Machena. Walijski pisarz i dziennikarz w swym krótkim utworze przedstawił żołnierza, który w obliczu niechybnej klęski wypowiada modlitwę po łacinie. Okazuje się, że sprowadziła ona na pole bitwy oddział widmowych łuczników. W opowiadaniu brytyjscy żołnierze widzą Niemców padających pokotem od srebrzystych strzał, jednak na ich ciałach nie ma później żadnych śladów ran.

Celem historii opisującej nadprzyrodzoną pomoc okazaną wysiłkowi zbrojnemu Ententy było, ni mniej ni więcej, doskonale nam znane „pokrzepienie serc”. W Wielkiej Brytanii panowała wówczas atmosfera ogólnego przygnębienia, toteż opowiadanie Machena zyskało duży rozgłos i wzbudziło entuzjazm czytelników. Niewątpliwie przyczyniło się do podniesienia morale w społeczeństwie. I do tego mogłoby sprowadzić się jego znaczenie dla historyków, zaś kulturoznawcy mogliby dodać parę słów o predylekcji narodów anglosaskich do niesamowitych opowieści (wyrażającej się choćby w mnogości rozmaitych ghost stories w folklorze Wysp Brytyjskich). Mogłoby. Ale historia „Łuczników” Machena miała ciąg dalszy.

Rychło zaczęły się bowiem pojawiać relacje żołnierzy, którzy z pełnym przekonaniem oświadczali, iż faktycznie widzieli pod Mons widmowe postacie. Nie byli to jednak bliżej niezdefiniowani łucznicy (Czyżby duchy wojaków spod Azincourt? Musieliby oni zapewne czuć się nieswojo wspomagając Francuzów…). Żołnierze z pełnym przekonaniem utrzymywali, że byli to… aniołowie. Opowieści z frontu, których były dziesiątki, różniły się co prawda w detalach, ale ich sens był taki sam: w decydującym momencie bitwy na niebie pojawiły się tajemnicze postaci, które zadały Niemcom straty decydujące o jej rezultacie. Sytuacja była na tyle poważna, że sam Arthur Machen poczuł się w obowiązku wydać oświadczenie, w którym deklarował, iż opowiadanie stanowi wyłącznie owoc jego wyobraźni i nie ma w nim krzty prawdy. Nikt nie chciał jednak słuchać Walijczyka. Legenda o aniołach z Mons zaczęła żyć własnym życiem. Ludzie potrzebowali opowieści podnoszącej ich na duchu i podkreślającej, że walczą w słusznej sprawie. Wszak nawet niebiosa stawały po ich stronie.

Historie o żołnierzach-widmach są tak stare jak dzieje konfliktów zbrojnych. Niektórzy sugerują, że na szczere przekonanie wielu żołnierzy o tym, że widzieli na niebie nieziemskie postaci wpłynęło eksperymentalne zastosowanie w celach bojowych wynalazku braci Lumière. Innym potencjalnym wytłumaczeniem może być popularność (i sugestywność) opowiadania Machena, które mogło „zaszczepić” czytelnikom fałszywe wspomnienia. Już w 1918 r. ukazała się książka Ralpha Shirleya „The Angel Warriors at Mons”, opisująca powstanie legendy i próbująca dociec faktów na temat jej źródeł.

Opowieść o aniołach z Mons wciąż jest żywa, także z uwagi na wieloletnią mitologizację tej bitwy w brytyjskiej historiografii. Po dziś dzień pozostaje ona fascynującym przykładem tworzenia się wojennej mitologii.

Autor: Michał Gadziński
Źródło: Histmag.org
Licencja: CC BY-SA 3.0

BIBLIOGRAFIA

Peter Haining, Leksykon duchów, tłum. Tomasz Ważyński i Krzysztof Zarzecki, Warszawa 1990.


TAGI: ,

Poznaj plan rządu!

OD ADMINISTRATORA PORTALU

Hej! Cieszę się, że odwiedziłeś naszą stronę! Naprawdę! Jeśli zależy Ci na dalszym rozpowszechnianiu niezależnych informacji, ujawnianiu tego co przemilczane, niewygodne lub ukrywane, możesz dołożyć swoją cegiełkę i wesprzeć "Wolne Media" finansowo. Darowizna jest też pewną formą „pozytywnej energii” – podziękowaniem za wiedzę, którą tutaj zdobywasz. Media obywatelskie, jak nasz portal, nie mają dochodów z prenumerat ani nie są sponsorowane przez bogate korporacje by realizowały ich ukryte cele. Musimy radzić sobie sami. Jak możesz pomóc? Dowiesz się TUTAJ. Z góry dziękuję za wsparcie i nieobojętność!

Poglądy wyrażane przez autorów i komentujących użytkowników są ich prywatnymi poglądami i nie muszą odzwierciedlać poglądów administracji "Wolnych Mediów". Jeżeli materiał narusza Twoje prawa autorskie, przeczytaj informacje dostępne tutaj, a następnie (jeśli wciąż tak uważasz) skontaktuj się z nami! Jeśli artykuł lub komentarz łamie prawo lub regulamin, powiadom nas o tym formularzem kontaktowym.

2 komentarze

  1. wiara milosc nadzieja 30.09.2014 14:12

    Te same “anioły” przybierają różny wygląd i tak do katolików czy prawosławnych przychodzą pod postacią np kobiety i przedstawiają się jako Maria, Mahometowi przedstawił się jako Gabriel. Do kogoś zafascynowanego spirytyzmem może przyjść pod postacią zmarłego dziadka, brata, matki itp. Ktoś zafascynowany ewolucją, kosmosem, kosmitami może mieć wizytę pod postacią “szaraków” itp.
    ” I nic dziwnego; wszak i szatan przybiera postać anioła światłośc” – 2 Koryntian 11:14 Biblia Warszawska

  2. bogda1986 30.09.2014 18:49

    Co ma piernik do wiatraka??
    Anioł to Anioł. Duch dziadka to dziadka. A jesli już jakiś duch “podszywa” się pod inna postać to jest to tylko i wyłącznie dzieło szatana!! Proszę uważać bo bawiąc sie w spirytyzm można sie łatwo nabawić czkawki typu opętanie.. To nie są żarty.
    A wracając do artykułu to nic dziwnego że Aniołowie pomagają ludziom. Od dawna są opisywani Świeci którzy rozmawiali z Aniołami. Ojciec Pio, Joanna D’Arc. Najważniejsza to wiarra i modlitwa.

Dodaj komentarz

Zaloguj się aby dodać komentarz.
Jeśli już się logowałeś - odśwież stronę.