À propos przejęzyczeń

Osoba czytająca z kartki nie może się pomylić. Wiedząc o publicznym wystąpieniu, zazwyczaj czyta kilkakrotnie pod okiem autora tekstu. Żadne tłumaczenia o przejęzyczeniu nie mogą być przyjęte kiedy dotyczy to osób kierujących dowolnym sektorem państwa. Tylko dymisja konieczna jest dla kogoś, kto odpowiada za edukację, lecz wykazuje się jej elementarnym brakiem.

Zdarzenia podobnego charakteru, a pomnażane przestają być przypadkiem. Śledząc media „sojuszniczego” pochodzenia uderza w nich próba znalezienia rodowodu problemu bliskowschodniego, albo zwekslowania go.

Narracja podawana światu jest jednoznaczna i przekaz skrócony brzmi tak, że syjoniści to Europejczycy. Swoje miejsce umościli w Niemczech, Rosji, Polsce prowadząc tam interesy. Okres II wojny światowej był rozliczeniem z ich niezdolnością do asymilacji i odwiecznej postawy zasługiwania na wyjątkowość przy ich wyjątkowej pazerności. Obozy koncentracyjne, założone przez Niemców, w strukturze kompetencji rolę strażników przypisywały Niemcom, Polakom i Ukraińcom. Jedyni poszkodowani to żydzi. Po zakończonej wojnie ateistyczni żydzi postanowili urzeczywistnić swój biblijny mit o powołaniu z woli swojego boga, własnego państwa czystego etnicznie. To osnowa syjonizmu.

W jednym z programów na ten temat, obdarowanie Polaków rolą obozowych kapo obligowało do udziału w dyskusji. Wejście w komentarze było smutnym potwierdzeniem efektu wśród odbiorców sprowadzającego się do wniosku, że Europejczycy powinni za samo zaistnienie dyskryminacyjnej sytuacji zapłacić. To jak okrzyk „śmierć Europejczykom!” – najpierw ekonomiczna.

Przecząc temu rozumowaniu o odpowiedzialności zbiorowej, zasadna okazała się polemika z gościem programu przekazującym treść w ten sposób. Znając nie tylko casus Rumkowskiego – 100% żyda strażnika w getcie, skorygowałam autora wypowiedzi, że żydzi w okresie przed- i wojennym mieli obywatelstwo polskie. Jako tacy trafiali do gett i obozów. W gettach wyłącznie oni byli strażnikami, a w obozach koncentracyjnych – oni między innymi. Polacy, piętnując wszelką współpracę z Niemcami okupującymi kraj, wymierzali kolaborantom kary, łącznie z karą śmierci.

Na mój wpis, mądrala zalecił mi przeczytanie jakiejkolwiek książki historycznej. Nie pozostałam dłużna, a odpowiedź ujęłam prosto: „Osobiste świadectwa z pierwszej ręki okrutnie okaleczonych członków własnej rodziny w tamtym właśnie obozie są dla mnie bardziej wiarygodnym źródłem niż setki publikacji pisanych na bieżące zapotrzebowanie ideologiczne i cele polityki”.

Łapki wsparcia dodały otuchy, że są wśród odbiorców ludzie z wiedzą i pamięcią historyczną. Historię własną mamy w pamięci i sercach, tylko nie potrafimy zdobyć się na jej obronę. Dopóki Oświęcim jest nazywany po niemiecku, a kontrolowany obiekt kaźni jest miejscem eksterytorialnym, zawłaszczonym jak Gaza, Zachodni Brzeg przez żydów z Polski, czy Izraela, moja noga tam nie postanie. Ono jest jak zadeptany cmentarz. Małym triumfem byłby dzień ogłoszenia tego miejsca cmentarzem męczeństwa cywilów zwiezionych w to miejsce w celu gigantycznych rozmiarów eksperymentu: długofalowej obserwacji unicestwiania człowieczeństwa wśród kadry nadzorców i więźniów aż po śmierć. Eksperyment trwa.

Autorstwo: Jola
Źródło: WolneMedia.net