12 pytań ws. trotylu i nie tylko

Opublikowano: 08.07.2013 | Kategorie: Polityka, Prawo, Publicystyka

Liczba wyświetleń: 689

Biegli nie stwierdzili na wraku tupolewa obecności materiałów wybuchowych – oznajmili kolejny raz prokuratorzy wojskowi, przedstawiając sprawozdanie z badań laboratoryjnych pobranych w Smoleńsku próbek. I kolejny raz dokonali szeregu drobnych gierek słownych, pozwalających premierowi wyciągnąć jeden wniosek: wybuchu nie było. Manipulacje nie uchronią śledczych przed pytaniami, na które wcześniej czy później będą musieli udzielić wyczerpujących odpowiedzi.

DLACZEGO PROKURATURA POBRAŁA PIERWSZE PRÓBKI Z WRAKU DOPIERO DWA I PÓŁ ROKU PO KATASTROFIE?

Niektóre substancje wybuchowe ulegają rozkładowi po około dwu tygodniach. Na przykład ANFO, związek saletry amonowej (czyli po prostu nawozu sztucznego) z paliwem płynnym (takim jak w samolocie). Tymczasem polska prokuratura wojskowa przez dwa lata (do sierpnia 2012 r., gdy złożyła stosowny wniosek do Moskwy) nie widziała potrzeby dokonania oględzin miejsca katastrofy oraz przebadania elementów wraku Tu-154M, w tym pobrania własnych próbek. Swe przeświadczenie opierała na nieznanych opinii publicznej analizach sporządzonych przez Komitet Śledczy Federacji Rosyjskiej oraz przez Wojskowy Instytut Chemii i Radiometrii. Na konferencji prasowej 27 czerwca tego roku szef Wojskowej Prokuratury Okręgowej w Warszawie płk Ireneusz Szeląg pytany przez „Gazetę Polską”, „jakie ślady bezpowrotnie utracono z powodu 2,5-letniej zwłoki w pobraniu próbek”, odparł: „Sprawozdanie nie zawiera informacji w tym zakresie”.

CO FAKTYCZNIE PRZEBADALI ROSJANIE?

Jaka jest wartość analiz, na które dotąd powoływały się zarówno prokuratura, jak i komisja Millera? Z dokumentów, do których dotarła „Gazeta Polska Codziennie”, wynika, że 12 i 13 kwietnia 2010 r. na miejsce katastrofy przyjechali przedstawiciele Departamentu Spraw Wewnętrznych Obwodu Smoleńskiego P.A. Kremień i A.W. Misurkin. Eksperci pobrali z różnych części tupolewa próbki (wymazy), które poddano analizie na obecność materiałów wybuchowych. Ale porównanie dokumentów, przekazywanych nam etapami z Moskwy, pokazało, że wyniki badań Rosjan budzą wiele wątpliwości. W protokole oględzin miejsca katastrofy znajduje się bowiem informacja, że rosyjscy biegli pobrali w sumie dziewięć próbek z Tu-154M, natomiast w ich ekspertyzie pirotechnicznej figuruje jedynie pięć próbek. W przekazanych do Polski dokumentach nie ma szczegółowego opisu samych badań Misurkina i Kremienia. Brakuje np. określenia granicy błędu, tymczasem każde szanujące się laboratorium podaje ten margines. „Na przedstawionych do badań tamponach z marli (jest to najczęściej gaza lub wata, na którą pobiera się materiał do badań – przyp. red.) materiałów wybuchowych – trotylu, heksogenu, oktogenu, okfolu, tetrylu – nie stwierdzono w granicach zastosowanej metody czułości. Uwaga: w trakcie badania tampony z marli zostały w całości zużyte” – czytamy w ekspertyzie podpisanej przez Kremienia i Misurkina, ujawnionej przez „GPC”.

W JAKI SPOSÓB POBRANO PRÓBKI ZBADANE W WOJSKOWYM INSTYTUCIE CHEMII I RADIOMETRII?

Rok po tragedii, 1 kwietnia 2011 r., prokurator generalny Andrzej Seremet stwierdził, że zgromadzony materiał dowodowy nie dostarczył podstaw do przyjęcia, by katastrofa była wynikiem zamachu. Później prokuratura nadal uważała, że nie pojawiły się jakiekolwiek poszlaki, „które powodowałyby konieczność zmiany stanowiska”. Śledczy wydawali takie opinie, nie przeprowadziwszy oględzin wraku i badań pobranych na miejscu katastrofy próbek. „Stwierdzić trzeba, że uwadze opinii publicznej umknęła wielokrotnie podawana informacja, iż polscy biegli przy użyciu najnowocześniejszych metod sporządzili opinię fizykochemiczną. Badaniom poddano przedmioty osobiste i odzież ofiar katastrofy. Nie wykazały one śladów użycia jakichkolwiek materiałów wybuchowych” – czytamy w komunikacie prokuratury wydanym 10 kwietnia 2012 r., dwa lata po katastrofie.

Co tak naprawdę poddano wtedy analizie, wiemy dzięki „Sprawozdaniu z badań Wojskowego Instytutu Chemii i Radiometrii z 18 czerwca 2010 r. wykonanych na zlecenie Wojskowej Prokuratury Okręgowej w Warszawie z dnia 19 maja 2010 r.”. Stanowiło ono załącznik do protokołu komisji Millera. Jak czytamy w dokumencie, badano dziewięć obiektów: but z uszkodzeniami w postaci rozerwania i nadpalenia, wycinek swetra, dwa banknoty, kawałek ułamanej parasolki, wycinek spodni dżinsowych, egzemplarz książki pt. „Śpij mężny” z uszkodzeniami w postaci nadpaleń, wycinek rękawa, wycinek nogawki spodni.

Biegli podali, że w próbkach szczątków zebranych na miejscu katastrofy nie stwierdzono obecności bojowych środków trujących oraz produktów ich rozkładu powyżej granicy ich wykrywalności. „W analizowanych próbkach nie stwierdzono obecności materiałów wybuchowych takich jak: dinitrotoluenu, nitroglikolu, nitrogliceryny, tri nitrotoluenu, heksogenu, oktogonu oraz pentrytu”.

Ze sprawozdania dowiadujemy się, że obiekty do analizy pobrano w hali Żandarmerii Wojskowej w Mińsku Mazowieckim. To tam w plastikowych worach trafiały wybrane wcześniej przez Rosjan przedmioty należące do ofiar katastrofy i to tam przyjeżdżały rodziny na rozpoznanie tych rzeczy. W sprawozdaniu uderza jeszcze jedno sformułowanie: „Analiza na obecność materiałów wybuchowych oraz węglowodorów nie jest objęta systemem zarządzania i jest poza zakresem akredytacji”. Czy to oznacza, że laboratorium Wojskowego Instytutu Chemii i Radiometrii nie ma w tym zakresie żadnego certyfikatu respektowanego w świecie?

W JAKI SPOSÓB SELEKCJONOWANO PRÓBKI DO POBRANIA W SMOLEŃSKU?

Prokuratura twierdzi, że biegli pojechali we wrześniu 2012 r. do Smoleńska, by przeprowadzić badania pirotechniczne, które mogłyby rozstrzygnąć, czy na wraku tupolewa doszło do wybuchu. Skoro tak, dlaczego nie wzięli ze sobą sprzętu, który pozwoliłby im na rzetelny wybór próbek do przebadania? Jak na konferencji prasowej przyznał Szeląg, polscy biegli nie mieli w Smoleńsku chromatografów, czyli urządzeń, które w odróżnieniu od spektrometrów służą do wykrywania substancji powybuchowych. Przenośne chromatografy znajdują się na wyposażeniu policji (wszystkich łącznie ma ich 17). Pułkownik Szeląg zapytany, dlaczego tych urządzeń zabrakło w Smoleńsku, powiedział: „To biegli wybierali sprzęt, który należy zabrać. To są osoby kompetentne, wzięli te, które uznali za stosowne, i wypracowali własną metodę badawczą”.

DLACZEGO POBRANO TYLKO 250 PRÓBEK?

Samolot z prezydentem na pokładzie rozpadł się na tysiące szczątków. Biegli powinni więc pobrać tysiące próbek – zwłaszcza że wiele fragmentów wraku niszczało wystawionych na zmienne warunki atmosferyczne. Na przykład deszcze mogą wypłukać ślady powybuchowe, takie jak sadze.

Nie jest jasne, według jakich kryteriów pobierano próbki, z jakich miejsc i kto zadecydował, ile ich będzie. Jeszcze w zeszłym roku słyszeliśmy o kilkuset. Teraz wiadomo, że zbadano łącznie 258 próbek – 124 próbki gleby z miejsca katastrofy i 134 próbki z wraku. A co z próbkami z miejsca, gdzie zdaniem ekspertów smoleńskiego zespołu parlamentarnego kierowanego przez Antoniego Macierewicza doszło jeszcze w powietrzu do pierwszej fazy rozpadu samolotu? Ten obszar znajduje się kilkaset metrów przed miejscem uderzenia tupolewa w ziemię.

DLACZEGO NIE POBRANO PRÓBEK Z FOTELI?

Kiedy w październiku 2012 r. Cezary Gmyz napisał, że biegli odkryli trotyl na wraku tupolewa, powołał się na relacje paru z nich. Jak mówili, wiele z tych śladów odkryto na ponad 30 fotelach samolotu. Pojawiły się natychmiast komentarze, że trotyl mógł pochodzić z mundurów żołnierzy powracających z Afganistanu. Prokuratura przeprowadziła nawet badania Tu-154M o numerze bocznym 102, który stoi w jednostce w Mińsku Mazowieckim. Jak zakomunikowała prokuratura, także w tamtym tupolewie odkryto ślady trotylu. Jednak tej tezie zaprzeczają byli i obecni funkcjonariusze BOR. Dariusz Aleksandrowicz, rzecznik BOR, powiedział mediom: „Tu-154M nr 101 był sprawdzany przed odlotem, w godz. 3:15-6:15, i nie wykryliśmy żadnych podejrzanych śladów. Był czysty. Tupolew był sprawdzany między innymi przy użyciu detektora MO 2M, takiego samego, jakiego używali już po katastrofie w Smoleńsku nasi prokuratorzy i biegli. Używamy kilku rodzajów detektorów, MO 2M jest jednym z nich. Do sprawdzenia prezydenckiego samolotu 10 kwietnia, poza urządzeniami technicznymi, użyty był także pies, którego węch jest lepszy do wykrywania materiałów wybuchowych niż urządzenia”.

Prokurator Ireneusz Szeląg na konferencji prasowej nie udzielił odpowiedzi na pytanie, dlaczego psy nie wykryły trotylu w Tu-154M nr 101, skoro na wraku miał być rzekomo wykryty ten sam trotyl, który na ubraniach mieli żołnierze.

Dopiero po konferencji NPW wyszło na jaw, że dopiero na przełomie lipca i sierpnia polscy biegli będą mogli pobrać próbki z foteli, gdzie jesienią zeszłego roku spektrometry wskazywały na obecność materiałów wybuchowych. – Przebywający w Smoleńsku jesienią biegli uznali, że z uwagi na zbyt niską temperaturę nie będzie właściwe pobieranie próbek w tym czasie – zdradził prokurator generalny Andrzej Seremet. Fotele pozostawiono w Smoleńsku bez zabezpieczenia.

Przypomnijmy, że – jak już pisała „GP” – z nieznanych przyczyn cztery dni przed tragicznym lotem przebudowano salonkę tupolewa, wstawiając do niej dziesięć foteli pasażerskich, w efekcie było ich 100 (bez załogi).

DLACZEGO POBRANE PRÓBKI NIE ZOSTAŁY PRZYWIEZIONE OD RAZU DO POLSKI, TYLKO LEŻAŁY DWA MIESIĄCE W ROSJI?

Prokuratura nie potrafi wyjaśnić, dlaczego nie można było wystąpić do Rosjan o natychmiastowe przewiezienie do Polski próbek pobranych w Smoleńsku jesienią 2012 r. Z jakiego powodu próbki leżały w Rosji dwa miesiące? Pytany o to rzecznik NPW odparł: „Było to spowodowane wymogami obrotu międzynarodowego w zakresie pomocy prawnej w sprawach karnych”.

JAK SPRAWDZONO, CZY PRÓBKI WRÓCIŁY Z ROSJI NIENARUSZONE?

Prokuratura nie chce ujawnić szczegółów, w jakich warunkach były przechowywane próbki przez dwa miesiące, gdy przejęli je Rosjanie. „Próbki były przechowywane w jednym z pomieszczeń w Komitecie Śledczym Federacji Rosyjskiej” – informuje lakonicznie. Istnieje ryzyko, że ich zabezpieczenie w czasie tych dwóch miesięcy wyglądało tak, jak zabezpieczenie w Moskwie sejfu z czarnymi skrzynkami: czyli za pomocą plomby, która okazała się kawałkiem papieru przyklejonego klejem.

Tymczasem specjaliści w zakresie analiz chemicznych, z którymi rozmawiała „GP”, twierdzą, że przechowywanie próbek – podobnie jak ich wyselekcjonowanie, przygotowanie do dalszej obróbki i badanie w laboratorium – powinno się odbywać zgodnie z wyśrubowanymi standardami.

„Na jakiej podstawie biegli stwierdzili, że próbki były nienaruszone?” – zapytaliśmy rzecznika prokuratury. „Biegli, na podstawie oględzin zabezpieczonego materiału, nie stwierdzili, że próbki były naruszone” – odpisał p.o. rzecznika ppłk Janusz Wójcik. Pułkownik Szeląg tłumaczył na konferencji prasowej, że biegli są ludźmi doświadczonymi, profesjonalistami, którzy dostrzegliby, gdyby „pakiety z próbkami zostały naruszone”. Ale nasi rozmówcy wskazywali, że wystarczyło poddać próbki działaniu wyższej temperatury – i już wynik mógłby zostać zakłócony. Same zaś pakiety to tzw. bezpieczne koperty z nazwiskami prokuratorów.

DLACZEGO PO PRZEWIEZIENIU PRÓBEK DO POLSKI NIE PODDANO ICH PONOWNEMU BADANIU PRZEZ TE SAME DETEKTORY, KTÓRE BYŁY UŻYTE W SMOLEŃSKU?

Gdyby próbki były nienaruszone, wskazania detektorów powinny być tożsame. Zapytany o to na konferencji prasowej Szeląg odparł: „Biegli rozważali to, ale nie da się tego zrobić. Próbki to nie były fragmenty samolotu, tylko w większości wymazy pobrane wacikiem. Środek, którym jest nasączony wacik, zakłóca odczyt spektrometrów”.

NA JAKIEJ PODSTAWIE PROKURATURA TWIERDZI, ŻE SPEKTROMETRY SIĘ POMYLIŁY?

Spektrometry to detektory, które mają w danym miejscu wyłapywać obecność materiałów wybuchowych. Wskazują na związki, które są substancjami wybuchowymi, na związki inicjujące bądź na związki używane jako markery do oznaczania materiałów wybuchowych używanych do legalnych celów. „GP” wiele razy informowała, powołując się na wiarygodne źródła, że spektrometry użyte przez biegłych w Smoleńsku wielokrotnie sygnalizowały obecność TNT (trotylu), nitrogliceryny, heksogenu i oktogenu.

„W wyniku przeprowadzonych badań laboratoryjnych biegli nie stwierdzili na elementach wraku samolotu obecności pozostałości materiałów wybuchowych lub produktów ich degradacji” – powiedział na konferencji prasowej płk Ireneusz Szeląg. Wynika z tego, że wszystkie 258 próbek pobrano po błędnych wskazaniach użytych w Smoleńsku spektrometrów. Takie stwierdzenia prokuratury oburzają nie tylko producenta spektrometrów, ale i specjalistów, którzy na co dzień używają detektorów. Major Robert Terela, były pirotechnik BOR, powiedział Niezaleznej.pl: „Spektrometry są bardzo dokładne i bardzo dobre. Pracowałem na takich urządzeniach i nie pokazywały one błędnych wyników. Używane prawidłowo, w odpowiednich warunkach i według ustalonych metod, nie powinny dawać tak fałszywych wskazań”.

DLACZEGO PROKURATURA WCIĄŻ NIE PRZEBADAŁA PRÓBEK POBRANYCH Z EKSHUMOWANYCH CIAŁ OFIAR KATASTROFY?

Podczas konferencji prasowej prokuratury 30 października 2012 r. płk Ireneusz Szeląg poinformował, że choć niektóre ciała ekshumowano nawet półtora roku wcześniej, to badań pod kątem obecności materiałów wybuchowych w pobranych ze szczątków ciał próbkach wciąż nie przeprowadzono. Jak mówił, biegli przyjęli metodę badawczą, która zakłada, by poddać analizie laboratoryjnej wszystkie próbki naraz – wraz z tymi zabezpieczonymi w Smoleńsku. Teraz okazało się, że próbek ciał nadal nie zbadano. Dlaczego?

DLACZEGO RESZTA PRÓBEK I MATERIAŁU BADAWCZEGO PRZYJECHAŁA DO POLSKI DOPIERO PO TRZECH I PÓŁ MIESIĄCACH?

Dopiero 28 czerwca został dostarczony materiał dowodowy, pobrany i zabezpieczony w trakcie oględzin dwóch fragmentów brzozy w dniach 18 lutego – 7 marca 2013 r. przy udziale prokuratora Wojskowej Prokuratury Okręgowej w Warszawie oraz biegłych. Jak informuje WPO, „biegli dokonali wówczas zwymiarowania dwóch fragmentów brzozy (odciętych do badań kryminalistycznych w Smoleńsku w dniu 11 października 2012 r.), zmierzyli cięcia, ułamania i darcia, zabezpieczyli znajdujące się w nich elementy metalu i powłok lakierowych. W dalszej kolejności biegli dokonali odlewów silikonowych z wybranych darć, cięć i złamań oraz elementów metalowych. Biegli pobrali również próbki z elementów tkwiących w brzozie do dalszych badań fizykochemicznych, metaloznawczych i mechanoskopijnych. Następnie, w Smoleńsku, biegli pobrali z lewego skrzydła wraku samolotu próbki referencyjne (porównawcze) elementów metalowych i powłok lakierowych”. Prokuratura nie informuje, dlaczego przekazywanie tych próbek trwało tak długo.

Autor: Anita Gargas
Źródła: Gazeta Polska i Niezależna.pl


TAGI: , ,

Poznaj plan rządu!

OD ADMINISTRATORA PORTALU

Hej! Cieszę się, że odwiedziłeś naszą stronę! Naprawdę! Jeśli zależy Ci na dalszym rozpowszechnianiu niezależnych informacji, ujawnianiu tego co przemilczane, niewygodne lub ukrywane, możesz dołożyć swoją cegiełkę i wesprzeć "Wolne Media" finansowo. Darowizna jest też pewną formą „pozytywnej energii” – podziękowaniem za wiedzę, którą tutaj zdobywasz. Media obywatelskie, jak nasz portal, nie mają dochodów z prenumerat ani nie są sponsorowane przez bogate korporacje by realizowały ich ukryte cele. Musimy radzić sobie sami. Jak możesz pomóc? Dowiesz się TUTAJ. Z góry dziękuję za wsparcie i nieobojętność!

Poglądy wyrażane przez autorów i komentujących użytkowników są ich prywatnymi poglądami i nie muszą odzwierciedlać poglądów administracji "Wolnych Mediów". Jeżeli materiał narusza Twoje prawa autorskie, przeczytaj informacje dostępne tutaj, a następnie (jeśli wciąż tak uważasz) skontaktuj się z nami! Jeśli artykuł lub komentarz łamie prawo lub regulamin, powiadom nas o tym formularzem kontaktowym.

9 komentarzy

  1. zedowski 08.07.2013 15:25

    Ot tak nie. Ale jak się próbuje wylądować na siłę we mgle to tak

  2. adambiernacki 09.07.2013 00:33

    Brakuje podstawowego pytania: Czy taki lot się w ogóle odbył i jak to można udowodnić? Poszukuję świadków, którzy widzieli jak Lech Kaczyński z żoną wsiadali na pokład samolotu wtedy(pewnie nie tylko ja). Film albo zdjęcia mile widziane. Nie było żadnych nagrań bo kamery akurat tego dnia się zepsuły na lotnisku wszystkie ojoj. Fotograf żaden się nie pojawił. Nikt komórką nie nakręcił choćby kolumny samochodów ojojoj. Taka…sytuacja…

  3. jestemtu 09.07.2013 09:27

    No i skoro pierwsze informacje o przejęciu fotela prezydenta ukazały się o 5:30 w internecie, to czy w ogóle ten samolot był.
    Sporo niejasności i sporo ukrywanych aktów.
    Szkoda że jedna jak i druga strona robią z tego narzędzie walki politycznej. Bo przekrzykując się tylko dzielą Polaków.

  4. aZyga 09.07.2013 09:29

    @kret nie oglądaj tyle telewizji 😉 Zapoznaj się z analizami trajektorii lotu tego samolotu (według komisji Laska) ,a zobaczysz że musiał on wykonać takie ewolucje i z takimi przeciążeniami o jakich wojskowe myśliwce mogą tylko pomarzyć.W TV pokazują, że leciał tak i tak, tutaj uderzy w ,,pancerną” brzozę i stracił kawałek skrzydła, a tutaj podrywa się do góry (musi się poderwać, bo jest las i kosiłby pozostałe drzewa – a one były całe), tylko nie wspominają, że aby pokryć się z ich trasą lotu to musiałby przekroczyć przeciążenia 9 G ! Pasażerski samolot podchodzący do lądowania z urwanym kawałkiem skrzydła – żenada.
    Nie wiem czy to był zamach, ale na pewno nie wyglądało to tak jak próbują nam wmówić.

  5. aZyga 09.07.2013 09:39

    ,,No i skoro pierwsze informacje o przejęciu fotela prezydenta ukazały się o 5:30 w internecie.” – Pierwsze słyszę, gdzie były takie informacje ?
    No fakt, też nie widziałem ani jednego zdjęcia ze startu samolotu, ale to chyba byłoby zbyt skomplikowane do wykonania, a trzeba szukać zawsze najprostszych rozwiązań.

  6. Hanah 09.07.2013 16:47

    @jestemtu
    ad5 – jesli bylbys politykiem to kazda sprawa przez Ciebie traktowana z determinacja zostalaby potraktowana przez druga strone jako narzedzie walki politycznej.
    Jest takie powiedzenie – jak sie chce psa uderzyc to kij sie zawsze znajdzie! PIS nie gada caly czas tylko o Smolensku, to pseudo-media tak to pokazuja zeby lemingi myslaly, ze Kaczynski od rana do nocy gada o Smolensku. Za to – przyznal A.Macierwicz, ze on 95% swojego zaangazowanie poswieca na wyjasnienie tej sprawy.
    PO & Co. dzis juz nie moga niczym zablysnac, nie ma juz czego obiecywac wiec zostaje straszenie PiS-em, a ze ludzie juz tez maja wszystkiego dosyc (tak dziala psychologia – jak powtarzasz cos do znudzenia to nawet najciekawszy temat moze sie obrzydnac) to wystarczy dorzucic haslo o Kaczynskim i Smolensku i wystarczy by w ludziach sie zagotowalo.

  7. Hanah 09.07.2013 16:52

    @zedowski

    o kto Ci powiedzial kolego, ze ten samolot w ogole ladowal?
    Uslyszales w TVN 10.04.2010 roku i nadal sluchasz TVN.. ta teoria jest juz 100 razy obalona – piloci nie ladowali, ale odchodzili na drugi krag wiec CZEMU SPADLI? Odpowiedz prosze sam na to pytanie, nie powtarzaj tego o czym gadaja pseudo-media i ich specjalisci, pokroju laska i milera..

  8. Hassasin 10.07.2013 08:30

    Na to wszystko .. ,,po czynach ich poznacie,,..gen.Petelicki przestaje być alkoholikiem na jeden dzień (sic!) by wprowadzić auto do garażu. Tam to ,w przepięknej betonowej scenerii parkingu podziemnego .godnie i z honorem oraz ,,NA KUCAKA,, (jak przystało na tak wysokiego rangą wojskowego ) żeby kamery nie widziały, strzela sobie w głowę !
    Albo lepszy numer 🙂 z posłem Lepperem . W tygodniu użycia krawata przez w/w do rozstania się życiem , w całej to, ale całej dzielnicy ani jednego rusztowania pod domem czy instytucją, tylko po biurem poselskim Leppera aż do 4ego pietra .
    Cuda i przypadki . Chętnie podrzuciłbym ,,IM,, jakiś kupon w totolotka do wypełnienia 😉

    Albo przypadek wysłania danych osobowych białoruskich opozycjonistów do rządu Białorusi przez polskiego pracownika ministerstwa finansów , oczywiście przez przypadek i nieuwagę .
    Pewnie w podzięce za wykonanie wyroków ups wypadków drogowych w których zginęli : biskup, dziennikarz itp według schematu : polska ważna persona niezbyt przychylna PO ginie w starciu z białoruską rejestracją wielkiego vana czy jeszcze większej ciężarówki .
    Z jednej strony ma to swoje plusy : ???
    Jesteśmy już tak słabym państwem , a wielcy sąsiedzi i międzynarodowi gracze już tak zabezpieczyli swoje interesy , tak przekupili nasze elity że kraju nie ma potrzeby rozjeżdżać czołgami . Fajnie co nie 🙁

    @kret : ,,po czynach ich poznacie ,,
    A te 40 trupów (słownie : czterdzieści LUDZKICH ZWŁOK ) seryjnego samobójcy to w związku , że z jaką aferą ??? (zaczynając od kaprala Zielonki , ofiary przedsmoleńskiej jeszcze … przez eksperta lotniczego wieszającego się na klamce na urlopie w Indiach ..co on nie mógł pojechać normalnie do lasu ..itd itp ).
    Załóżmy że był to wypadek . Jeżeli tak ! To skąd ten pomór na chorobę :
    seryjny morderca ( łac. serialus interfectorum )

    W ogóle to My jacyś dziwni jesteśmy !
    Wcześniej przed Smoleńskiem spada CASA z 20 generałami z samego świecznika, Ci od strategicznego dowodzenia wojskiem . Zostają sami taktycy ( od ogółu do szczegółu ,czyli wojskowi niżej uszeregowani ) .
    Jesteśmy pod kolejnymi rozbiorami , ale według nowej ,,receptury,, podanej w dziele pt.Mędrcy Syjonu . Bez użycia wojska , siły , przemocy . Po cichu i nie zauważalnie ….no możne nie do końca , te kolejki babć i dziadków po przychodniami . Jak ta żaba w garnku .

    CASA, Smoleńsk , różowe baloniki prezydenta Bronisława Szczypułkowicza , podręczniki do historii w szkole, system edukacji z 80% zdawalnością matur ( przy rzeczywistym dokręceniu śruby …zdaje 50 % i rząd upada..więc system nurkuje z jakością edukacji w głębiny debilizmu ) ..tylu debili na studiach to nawet za komuny w zawodówkach nie było )) , tęcza na placu w W-wie , promocja prof Hartmana, promocja prof.Baumana ….co tam jeszcze ? Nazi matki nazi ojcowie i debata w TVP w której o Polsce rozmawiają członkowie narodu ,,międzynarodowego,, bez Polaków ….a tu kilka plagiatów z nata :

    (Fragment usunięty. Naruszenie Regulaminu – pkt 5a) Mod.

    Czy jest nadzieja ?

    Abstrahując od tek jakim prezydentem był L.Kaczyński ( czy był kartoflem czy kaczką czy oszołomem ), rozpoczął jedną bardzo poważną rzecz . Zaczął prowadzić jako jedyny polski polityk, od 200 lat , tzw.politykę Jagielońską . O co chodzi ?
    Polityka zgodna z naturalną Polską racja stanu . Czyli sojusze ze średniakami takimi jak Czechy ,Słowacja, Węgry , Ukraina , Gruzja , Bałkany , naszymi naturalnymi i sprawdzonymi sojusznikami . Po prostu zaczęlibyśmy rosnąć w siłę i nabierać znaczenia na arenie międzynarodowej.
    Usunięcie/zniknięcie z areny międzynarodowej było na rękę i wschodowi i zachodowi.
    Teraz np za sprawą uśmiechniętego Radka po prostu nie mamy w ogóle polityki międzynarodowej i nic nie znaczymy w świecie, chyba ze jako usłuzny przytakiwacz.

  9. Hanah 10.07.2013 10:26

    @Hassasin
    nic dodac, nic ujac. Zgadzam sie.

Dodaj komentarz

Zaloguj się aby dodać komentarz.
Jeśli już się logowałeś - odśwież stronę.