Bakterie w człowieku

Opublikowano: 18.10.2012 | Kategorie: Publicystyka, Zdrowie

Liczba wyświetleń: 1326

Spojrzenie na człowieka jako na ekosystem, w którym współpracuje i konkuruje ze sobą wiele żywych gatunków, głównie bakterii, może w praktyce zmienić medycynę.

Czymże jest człowiek? Biologicznie odpowiedź wydaje się oczywista. Jest to osoba powstała z zapłodnionego jajeczka mająca geny od ludzkiego ojca i ludzkiej matki. A jednak coraz więcej biologów uznaje, że jest to definicja bardzo niepełna. Postrzegają oni człowieka nie tylko jako indywiduum, ale bardziej jako ekosystem. Według tej koncepcji potomek z zapłodnionego jaja to tylko jeden z elementów tego systemu. Oprócz niego są biliony bakterii, z których każda jest – biologicznie rzecz biorąc – takim samym indywiduum. Znajdują się one w ustach, w jelitach, na skórze i we włosach, a także we wszystkich jamach i otworach ciała mających jakikolwiek kontakt z powierzchnią i światem zewnętrznym.

Zdrowy, dorosły człowiek ma około 100 bilionów (tj. tysięcy miliardów) bakterii tylko w swoich jelitach. Licząc same komórki, jest to 10x więcej niż wszystkich komórek ciała pochodzących od jajeczka i plemnika jego rodziców. Mikroby są jednak bardziej zróżnicowane. Komórki całego ciała zawierają jakieś 23.000 genów. Mikrobiom, jak się określa wspólną nazwą całość bytujących na człowieku i w człowieku bakterii, liczy około trzech milionów genów. Owszem, bardzo wiele z nich to są powtórzenia i warianty najbardziej powszechnych kodów genetycznych. Ale równie wiele nie jest wcale takim powtórzeniem, a nawet te, które są, też przecie dodają się do genetycznego zapisu, jaki obecny jest w organizmie jako całości.

I jest to rzeczywiście system, ponieważ ewolucja sprzęgła tu ze sobą interesy gospodarza i bytujących w nim drobnoustrojów. W zamian za schronienie i surowce do konsumpcyjnego przerobu, mikroby, które żyją w i na człowieku, żywią go i ochraniają, stając się integralną częścią dobrostanu gospodarza. Żadne nie chce krzywdy drugiego. Bywają jednak niedobre okoliczności i czasy, w których to sprzężenie interesów się załamuje i wtedy mikrobiom może zachowywać się w sposób, który powoduje lub powiększa chorobę.

To, że bakterie mogą wywoływać choroby nie jest, jak wiadomo, żadną rewelacją. Ale rewelacją okazuje się ostatnio to, co to są za choroby. Często nie są to już wcale ostre infekcje z rodzaju tych, z którymi tak dobrze radziła sobie medycyna XX-wieczna. To zresztą one sprawiły, że w lekarskim widzeniu długo nie doceniano bogactwa i znaczenia systemów mikrobialnych w organizmie człowieka. Dziś są to bowiem raczej choroby chroniczne, które przynajmniej w bogatym świecie Zachodu przykuwają najwięcej medycznej uwagi. A to dlatego, że od otyłości i cukrzycy, poprzez choroby serca, astmę i stwardnienie rozsiane, aż po takie schorzenia neurologiczne jak autyzm, mikrobiom – jak się wydaje – odgrywa w nich rolę iście kluczową. Jest to wielka i rosnąca naukowa sensacja.

Jednym ze sposobów myślenia o mikrobiomie jest potraktowanie go jako dodatkowego ludzkiego organu, aczkolwiek – trzeba to przyznać – organu dość szczególnej natury. Gdyby go zważyć, będzie tego w sumie w dorosłym człowieku około kilograma, a więc tyle, ile waży niejeden zwykły narząd. Nie ma on także jakiejś wyróżnialnej struktury w takim sensie, jak ma ją serce albo wątroba, ale przecież organ wcale nie musi mieć określonego kształtu, aby nim był naprawdę. Np. system immunologiczny ludzkiego organizmu składa się z mnóstwa komórek rozsianych po całym ciele, ale ma przecież podstawową cechę definicyjną organu, a mianowicie jest zorganizowanym systemem komórek.

Otóż mikrobiom też jest zorganizowany. Biologia wyróżnia około stu wielkich grup, lub kategorii bakterii, w systematyce zwanych po polsku typami, a z grecka phyla, z których każdy ma inny repertuar właściwości biochemicznych. W ludzkich mikrobiomach dominują cztery typy: Actinobacteria, Bacteroidetes, Firmicutes oraz Proteobacteria. Jest oczywiste, że ich bytowanie wewnątrz człowieka jest szczególnym, wyspecjalizowanym rodzajem egzystencji , która jest, bo może być właściwa tylko niektórym typom drobnoustrojów.

Mikrobiom jest zatem wyspecjalizowany, ale wcale nie jest monotonny. Z mikrobiomami jest bowiem tak samo jak z innymi ekosystemami, takimi jak lasy, łąki albo rafy koralowe. Np. mikrobiomy dzieci z Malawi albo z wiejskich okolic w Indiach zawierają więcej bakterii wytwarzających ryboflawinę, niż u mieszkańców wielkich miast Kanady. Są też sprawniejsze w pozyskiwaniu składników odżywczych z matczynego mleka ponieważ wytwarzają więcej enzymu znanego jako hydrolaza glikozydowa. Zamienia ona węglowodany zwane glikanami, których pełno jest w mleku, w użyteczne i strawne cukry.

Ten szczegół ma tu szczególnie duże znaczenie. Dlaczego? Bo glikany są kompletnie niestrawne dla żadnego z enzymów zakodowanych w 23 000 ludzkich genów. Tylko enzymy bakteryjne potrafią je trawić. Mimo to, ewolucja – a więc i naturalna selekcja – sprawiła, że mleko każdej ludzkiej matki jest ich pełne. Jest to więc bardzo dobry przykład, ale zarazem ważny dowód na działanie współewolucji z udziałem mikrobiomu.

Co więcej, taka wczesna rola odżywcza powiększa się wraz z upływem czasu. Podobnie jak glikany w mleku, także wiele innych węglowodanów pozostałoby niestrawnych, a więc i bezużytecznych, gdyby cały nasz system trawienny miał pracować tylko na enzymach, które sam wytwarza. Obecny w nim o wiele większy genom mikrobiomu ma odpowiednio większe możliwości i ogólnie biorąc nie ma on kłopotu z rozłamywaniem nawet bardzo złożonych węglowodanów. Są one przezeń nieubłaganie rozgryzane i przeżuwane, a ich połamane szczątki stale wypluwane jako niewielkie cząsteczki kwasów tłuszczowych, w szczególności kwasu mrówkowego, octowego i masłowego, które mogą przenikać przez ścianki jelit i dostawać się do krwi, skąd następnie cięgiem zasilają biochemiczne ścieżki, na których albo uwalniają energię (stąd zresztą bierze się aż 10-15% energii dorosłego człowieka!), albo odkładają się jako tłuszcz.

Taka rola w odżywianiu wskazuje jednak na jeden ze sposobów, w jaki wadliwy mikrobiom może zaszkodzić swemu gospodarzowi. To, co żywi ciało, oznacza przecież, że może je przekarmić albo niedożywić. Jednym z pierwszych badań analitycznych tego efektu były prace Jeffreya Gordona na temat związku miedzy bakteriami, a otyłością. W 2006 roku dr Gordon, mikrobiolog, który pracuje w Washington University School of Medicine w St. Louis w stanie Missouri opublikował pracę, w której porównał skład koktajlu bakterii jelitowych u chudych i grubych mieszkańców USA. Wykrył wtedy, że otyli mają dużo więcej Firmicutes, a mniej Bacteroidetes niż chudzielcy. Zauważył również, że zmiana diety u tych, którzy podjęli odchudzanie odpowiednio zmienia skład flory bakteryjnej w jelitach.

Przeprowadzone następnie doświadczenia na myszach wskazują, że nie jest to tylko kwestia przystosowania się bakterii do zmienionej sytuacji. Bakterie to bardziej przyczyna niż skutek. W rzeczywistości bowiem, wspomagają one proces odchudzania poprzez supresję wydzielania hormonu, który ułatwia gromadzenie tłuszczu oraz enzymu, który powstrzymuje spalanie tłuszczu. To zresztą wyjaśnia zjawisko znane z hodowli, gdzie po dodaniu antybiotyków do paszy (powszechna praktyka na wielkich fermach), czyli po wybiciu znacznej części mikrobiomu, bydło lepiej przybiera na wadze, choć przyrasta wtedy i w mięśniach, i w tłuszczu.
Po dowodnym wykazaniu, że bakterie jelitowe mają swój udział w tuczeniu, czyli w nabywaniu otyłości, dr Gordon zadał sobie pytanie, czy zjawisko to działa i w drugą stronę. Badania w Malawi, które zreferował w swojej publikacji w ubiegłym roku, utwierdziły go w przekonaniu, że tak właśnie jest. Nieodpowiednia flora bakteryjna może być również przyczyną niedożywienia, zwłaszcza jakościowego.

Aby to udowodnić zespół dra Gordona przebadał 317 par malawijskich bliźniąt, które zresztą w Afryce tradycyjnie rodzą się o wiele częściej niż w Europie albo w Azji. Część z nich to były bliźnięta jednojajowe, a część nie. U 43% z nich obydwa bliźniaki były dobrze odżywione. 7% bliźniaczych par było niedożywionych. Ale najważniejsze, że u 50% pozostałych, jedno z bliźniąt było dobrze odżywione, a drugie źle. Na tych parach bliźniaków skupiły się dalsze badania.

Tak jak w przypadku otyłych i chudych Amerykanów, u dobrze i źle odżywionych bliźniąt wykryto odmienne mikrobiomy. Bakterie u tych drugich nie umiały syntetyzować witamin, ani trawić złożonych węglowodanów. A kiedy dr Gordon przeszczepił te różne mikrobiomy do jelit odpowiednio przedtem wyjałowionych myszy, wprowadzone bakterie wywołały u nich taki sam skutek żywieniowy jak u ludzi, od których zostały pobrane. Wygląda zatem na to, że określony zestaw bakterii może spowodować niedożywienie u kogoś, kto poza tym przyjmuje dietę, która wydaje się dla niego wystarczająca.

Jeśli to okaże się prawdą (choć jak dotąd nie przeprowadzono podobnych badań na ludziach) będzie to niezwykłe i doniosłe odkrycie. Jest oczywiste, że część niedożywienia lub niektóre awitaminozy są wynikiem niewłaściwej diety. Ale w przypadku nieletnich bliźniąt w biednym afrykańskim kraju można założyć, iż dieta jest bardzo podobna, czyli wystarczająca. Można więc przyjąć, że niedożywienie da się w dużym stopniu leczyć poprzez zmianę flory bakteryjnej u dotkniętej nim osoby.

Jeszcze bardziej zdumiewające niż wpływ mikrobiomu na choroby żywieniowe, jest jego ewidentny udział w chorobach serca, cukrzycy, stwardnieniu rozsianym i wielu innych chorobach. Omówię je teraz po kolei. Związek mikrobiomu z chorobami serca zauważono jakby dwojako: z obserwacji ludzi oraz z doświadczeń na myszach. Tej pierwszej – obserwacji na ludziach – dokonał dr Jeremy Nicholson z Imperial College w Londynie. Studiując powiązania między produktami metabolicznymi, a różnymi chorobami zauważył on, że zawartość kwasu mrówkowego w moczu jest odwrotnie proporcjonalna do ciśnienia krwi, które jest znanym czynnikiem ryzyka w chorobach serca. Związek ten wydaje się wynikać z wpływu, jaki kwas mrówkowy wywiera na nerki. Działa on jako sygnał, który zmienia i reguluje poziom soli odsączanej w nerkach z osocza krwi do moczu. Ponieważ głównym źródłem kwasu mrówkowego w ludzkim organizmie są bakterie jelitowe, dr Nicholson wnioskuje, że skład mikrobiomu jest ważnym czynnikiem również w nadciśnieniu i chorobach serca.

Stanley Hazen z Cleveland Clinic w Ohio wyszedł ostatnio z jeszcze innym dowodem na to, że mikrobiom ma wpływ na stan serca. Wraz ze swoim zespołem pracował on nad takimi myszami, u których genetycznie wyhodowano specjalną podatność na stwardnienie tętnic. I otóż stwierdzili oni, że pozbawienie tych myszek mikrobiomu, poprzez zabicie go antybiotykami, znacząco zmniejszyło też zjawisko miażdżycy tętnic (atherosclerosis), która prowadzi do takiego groźnego stwardnienia. Dlaczego tak się dzieje – jeszcze nie wiadomo, ale sam fakt potwierdzono już w kilku innych badaniach i miejscach. W świecie medycznym wywołuje on zrozumiałe i pełne ekscytacji zainteresowanie.

Jeśli chodzi o cukrzycę, to jej związek z mikrobiomem zauważono najlepiej u chorobliwie otyłych osób, które poddały się radykalnej procedurze chirurgicznej znanej jako anastomoza albo bypass jelitowy Roux-en-Y. Polega ona na wycięciu sporego kawałka jelita cienkiego i sklejenia obu końców reszty w jelito dużo krótsze, co fizjologicznie uniemożliwia przyjmowania większych ilości jedzenia. Jako kuracja przeciw otyłości operacja taka – choć oczywiście ryzykowna – jest bardzo skuteczna. Jako kuracja przeciw cukrzycy jest wręcz rewelacyjna. W 80% przypadków cukrzyca znika kompletnie w ciągu zaledwie kilku dni po operacji. W doświadczeniach na myszach zespół dra Nicholsona dowiódł, że Roux-en-Y silnie zmienia skład flory bakteryjnej w jelitach. Prawdopodobnie to właśnie jest przyczyną nagłego zniknięcia cukrzycy.

Cukrzyca, o której tu mowa, jest diagnozowana jako cukrzyca typu II. Jest ona wynikiem niepodatności komórek organizmu na insulinę, hormonu, który reguluje poziom cukru we krwi. Wrażliwość na insulinę jest częścią bardzo skomplikowanej i wciąż jeszcze niedostatecznie rozumianej sieci sygnałów na poziomie molekularnym. Dr Nicholson podejrzewa, choć udowodnić tego jeszcze nie potrafi, iż pewne kluczowe elementy tejże sieci są regulowane przez mikrobiom w sposób, który przypomina rolę, jaką kwas mrówkowy odgrywa w przypadku nadciśnienia. Bypass jelitowy, który jakby amputuje istotną część wpływowego mikrobiomu, powoduje zresetowanie jego sygnału i cukrzyca, nie mając starego bodźca, zanika.

Zdaniem dra Jeremy Nicholsona, oprócz choroby nadciśnieniowej i cukrzycy typu II, mikrobiom ma także udział w szeregu schorzeń autoimmunologicznych, w których system odpornościowy zwraca się przeciwko zdrowym komórkom własnego organizmu. Bardzo wiele komórek z tego skomplikowanego systemu jest rozmieszczonych na całej długości w ściankach jelit, gdzie mają one diablo trudne zadanie: muszą rozpoznawać i odróżniać swoje mikroby od obcych, przyjazne od wrogich. Działają jak ochroniarze rozstawieni na bramkach i w drzwiach ważnej imprezy i dokonują tego poprzez sprawdzanie przepustek z molekuł – zwykle białek albo węglowodanów – na powierzchni sprawdzanej bakterii. Każdemu zdarzają się pomyłki, więc od czasu do czasu jakieś podobieństwo pomiędzy wizytówką podejrzanej bakterii, a molekularną plakietką okazywaną przez normalną komórkę ciała wywołuje fałszywy alarm i atak immunologiczny, często całej tej „firmy ochroniarskiej” czasem nawet na wszystkie inne komórki tego typu. Podobnie jak to się dzieje w przypadku innych powiązań pomiędzy chorobami a mikrobiomem nie wiemy, czy taki atak to tylko zwykła pomyłka i pech, czy może jakiś rodzaj okoliczności, w których interesy pewnych bakterii w mikrobiomie odbiegają od interesów ekosystemu jako całości.

Choroby autoimmunologiczne wiązane przez dra Nicholsona z mikrobiomem obejmują także astmę, egzemę, stwardnienie rozsiane i cukrzycę typu I. Ta ostatnia wynika nie z odporności na insulinę, tak jak typ II, tylko z autoimmunologicznego zniszczenia tzw. wysepek Langerhansa, czyli komórek wydzielających insulinę, rozsianych w miąższu trzustki niczym mikroskopijne rodzynki w cieście. Jest ich tam u zdrowego człowieka ok. 1-2 milionów, stanowią 1% wagi trzustki i dzielą się na co najmniej cztery typy, z których każdy reguluje swą wydzieliną nieco inny aspekt metabolizmu węglowodanów w organizmie. Od łacińskiej nazwy tych wysepek (insulae pancreaticae –wysepki trzustkowe) pochodzi nazwa najbardziej znanego i najważniejszego ich hormonu – insuliny. Tu znowu mamy do czynienia z sytuacją, której szczegóły pozostają niejasne, ale w każdym przypadku tych chorób jakiś element mikrobiomu wydaje się wprowadzać w błąd naturalny system odpornościowy ze szkodą dla określonych zdrowych komórek ciała, po czym następuje ich niszczenie lub uszkadzanie.

W przypadku stwardnienia rozsianego potwierdzają to wyniki badań opublikowane w ubiegłym roku przez Kerstin Berer i jej zespół z Instytutu Immunologii i Epigenetyki we Freiburgu w Niemczech (część słynnego Instytutu Maxa Plancka). Wykazali oni, znowu na biednych myszach, że bakterie jelitowe rzeczywiście biorą udział w wyzwalaniu reakcji, która sprawia, że system odpornościowy organizmu zwraca się przeciwko niektórym komórkom nerwowym, atakuje je i odziera je z osłonki dokładnie tak, jak dzieje się to w przypadku stwardnienia rozsianego. Takie przykłady mikrobiomu, który jakby się zbiesił, każą zadać ważne i intrygujące pytanie. Jeżeli bakterie jelitowe mogą spowodować chorobę, to czy można je zmienić tak, aby dodawały zdrowia? Tak właśnie twierdził Ilia Miecznikow, rosyjski noblista z medycyny już w 1908 roku, i tak reklamują się przecież od lat producenci jogurtów.

Testy kliniczne rzeczywiście dowiodły, że probiotyki, jak określa się mieszanki kultur żywych bakterii spożywanych np. w jogurtach, zmniejszają problemy gastryczne u osób, które cierpią na nadwrażliwość jelit i u których występuje nieco odmienny skład flory bakteryjnej. Jogurty działają wtedy jak tonik. Nie wiadomo jednak, czy mają one podobnie dobroczynne działanie u innych ludzi. W zeszłorocznej pracy dra Jeffreya Gordona stwierdzano, że u zdrowych bliźniąt identycznych jogurt nie ma wpływu na mikrobiom. Kiedy jedno z bliźniąt identycznych spożywało jogurt regularnie przez wiele miesięcy, a drugie nie – po okresie doświadczalnym nie dało się u nich zauważyć żadnych różnic we florze bakteryjnej w jelitach.

Jogurty mogą przenosić z zewnątrz tylko ograniczony zestaw bakterii. Stosuje się jednak i inny zabieg, który pozwala przenosić całe bakteryjne ekosystemy i to bezpośrednio z jednych jelit do drugich za pomocą wstrzykiwania lewatywą niewielkich próbek kału. Dr Mark Mellow z Baptist Medical Centre w Oklahoma City w USA używa takiej właśnie kontrowersyjnej metody w pionierskim leczeniu ostrych infekcji jelitowych wywoływanych przez bakterie Clostridium difficile, które są często poważnym problemem wśród pacjentów różnych oddziałów szpitalnych.

A chodzi tu o bakterie szczególnie groźne. Obok C. difficile do rodzaju Clostridium z klasy Clostridia,typu Firmicutes należą też m.in. laseczki jadu zgorzeli gazowej, jadu kiełbasianego lub tężca. Według amerykańskiego Centrum Kontroli i Zapobiegania Chorobom tylko w USA bakterie C. difficile są przyczyną przynajmniej 14.000 zgonów rocznie. Powód jest taki, że wiele z ich szczepów jest już odpornych na większość antybiotyków. Wytacza się więc przeciw nim najcięższą antybiotyczną artylerię, jak np. wankomycynę i metronidazol. Są to specyfiki, które potrafią wytłuc do spodu prawie wszystkie bakterie jelitowe i nie tylko. Bywa jednak, że twarda C. difficile (nie darmo jej nazwa oznacza „trudna”, czytaj: trudna do wytępienia) mimo wszystko przemknie się gdzieś bokiem i wtedy, na oczyszczonym polu namnaża się błyskawicznie wywierając w końcu na pacjencie śmiertelną zemstę za wszystkie zabite kuzynki.

Dr Mellow stwierdził, że zakażając jelito tak wyjałowionego pacjenta poprzez szybkie podanie mu obcego kału, a więc posiewu normalnego zestawu flory bakteryjnej od zdrowej osoby, powoduje równie szybkie ich namnażanie i zajęcie jelit przez typowy mikrobiom, co w efekcie wypiera Clostridium i zatrzymuje groźną biegunkę. W ubiegłym roku dr Mellow zastosował tę procedurę u 77 pacjentów w pięciu szpitalach i uzyskał sensacyjny sukces wyleczenia 91% z nich już po pierwszym podaniu. U siedmiu osób, gdzie pierwszy raz nie pomogło, zaczyn bakterii obcego kału podano ponownie i wtedy sześciu kolejnych wyzdrowiało. Procedura ta musi jeszcze przejść przez formalne próby kliniczne z odpowiednią grupą kontrolną, i musi zostać zatwierdzona do klinicznego stosowania przez odpowiednie władze, ale wydaje się ona obiecującym, a przy tym łatwym i tanim rozwiązaniem całkiem poważnego problemu medycznego, zwłaszcza w świetle coraz poważniejszego kryzysu skuteczności antybiotyków.

Chyba najbardziej sensacyjnym podejrzeniem, które powoli przybiera już postać twierdzenia, jest związek pomiędzy mikrobiomem, a chorobami mózgu. Od dawna wiadomo na przykład, że ludzie cierpiący na autyzm mają najczęściej także problemy z jelitami, a tym ostatnim towarzyszy nienormalny skład flory bakteryjnej w ich jelitach. Mówiąc dokładniej, ich flora obfituje w bakterie właśnie z klasy Clostridia. Może to mieć zupełnie zasadnicze znaczenie dla ich stanu zdrowia i ich głównej choroby.

Dobrze funkcjonujący mikrobiom nie jest bynajmniej wolny od wewnętrznych konfliktów między poszczególnymi rodzajami, rodzinami, rzędami, klasami a nawet typami bakterii (wymieniłem tu pięć kolejnych szczebli systematyki biologicznej). Nawet w stabilnych i wydajnych ekosystemach zawsze panuje przecież konkurencja, głównie o pokarm. Clostridia zabijają inne bakterie, z którymi konkurują o nisze w ciele gospodarza, wydzielając fenole (ich przykładem jest kwas karbolowy, pierwszy historyczny środek antyseptyczny). Fenole są jednak toksyczne także dla komórek gospodarza, więc bakterie sprytnie neutralizują je dodając do nich siarczany. Jeśli w organizmie funkcjonuje dużo Clostridii, które wytwarzają dużo fenoli, oznacza to, że szybko zdrenują one również dostępne rezerwy jonów siarki. A siarka jest przecież potrzebna do innych zadań, w tym do prawidłowego rozwoju tkanki mózgowej. Nietypowy mikrobiom w jelitach może zużyć tyle siarki, ze cenę za to zapłaci mózg nie mogąc się normalnie rozwijać.

Czy taka jest rzeczywiście przyczyna autyzmu, trzeba dopiero dowieść. Wiadomo jednak, że wiele osób z autyzmem ma również genetyczny defekt, który zakłóca u nich metabolizm siarki. Przynajmniej w takim przypadku może być tak, że dodanie się do tego mikrobiomu, który w jelitach zużywa nadmierne ilości siarki przeciąga i tak napiętą już strunę i powoduje bardzo specyficzny defekt w rozwoju tkanki mózgowej.

Mikrobiom, który stał się dużo łatwiejszy do szybkiego badania dzięki nowej technologii sekwencjonowania DNA, która pozwala odróżniać bakterie bez potrzeby ich hodowania na płytce Petriego, jest dziś jedną z najmodniejszych dziedzin badań naukowych. Zjawisko to samo w sobie niesie jednak pewne ryzyko. Może być bowiem tak, że mikrobiologia po długim okresie lekceważenia i względnego zaniedbania staje się obecnie terenem zbyt wielu oczekiwań i nadmiernych spekulacji. Niektóre z omówionych wyżej sugestii też mogą okazać się ślepym tropem. Niemniej, nie ulega wątpliwości, że mikrobiom odgrywa duża rolę w odżywianiu, reguluje prawidłowe tykanie wielu mechanizmów metabolicznych i może czasami wyrządzać gospodarzowi poważną krzywdę przynajmniej na kilka, a prawdopodobnie na wiele sposobów. Może też mieć jeszcze jedną funkcję, dotąd raczej nieoczekiwaną: może być ogniwem łączącym ze sobą pokolenia gospodarzy.

Mikrobiomy są bowiem także w jakimś stopniu dziedziczne, choć oczywiście nie aż w takim stopniu, jak geny pochodzące od jajeczka i plemnika. Wydaje się, że podobne mikrobiomy występują i ciągną się w tych samych rodzinach. Sporo bakterii przejmujemy od matki już w momencie narodzin. Inne dochodzą wkrótce potem z najbliższego otoczenia, które też jest przecież zazwyczaj środowiskiem rodzinnym i ma specyficzny skład mikrobiologiczny. Jest zatem możliwe, że niektóre choroby uważane za dziedziczne, których genu lub genów nie daje się jednak zidentyfikować u ludzi, są rzeczywiście dziedziczne, z tym że przenoszone w genach bakterii, a w dodatku rozproszone w wyszukanych kombinacjach mikrobiomu.

Dowiedzieć się tego na pewno byłoby czymś więcej niż tylko zaspokojeniem czysto intelektualnej ciekawości. Znane choroby genetyczne są bowiem często trudne do leczenia i właściwie zawsze niewyleczalne. Chory jest zwykle skazany na leki do końca życia. Genom ludzki jest wciąż mało dostępny dla medycznych zabiegów i chyba tak pozostanie, przynajmniej jeszcze bardzo długo. Natomiast mikrobiom to zupełnie inna sprawa. Jest on medycznie już dostępny i może podlegać medycznym manipulacjom w o wiele większy i pełniejszy sposób. Można go przycinać np. antybiotykami i powiększać np. transplantacją próbek i posiewów. Można w nim zmieniać proporcje różnych bakterii. Można go przenosić i przeszczepiać między osobami łatwiej niż inne organy. Itp., itd. Jeżeli więc mikrobiom okaże się rzeczywiście aż tak ważny dla wielu chorób jak sugerują to najnowsze badania, to przed medycyną otwiera się nowe, ogromne pole dla klinicznej praktyki, a dla pacjentów pojawia się nowy wielki wachlarz nadziei.

Autor: Bogusław Jeznach
Źródło: Nowy Ekran


TAGI: , ,

Poznaj plan rządu!

OD ADMINISTRATORA PORTALU

Hej! Cieszę się, że odwiedziłeś naszą stronę! Naprawdę! Jeśli zależy Ci na dalszym rozpowszechnianiu niezależnych informacji, ujawnianiu tego co przemilczane, niewygodne lub ukrywane, możesz dołożyć swoją cegiełkę i wesprzeć "Wolne Media" finansowo. Darowizna jest też pewną formą „pozytywnej energii” – podziękowaniem za wiedzę, którą tutaj zdobywasz. Media obywatelskie, jak nasz portal, nie mają dochodów z prenumerat ani nie są sponsorowane przez bogate korporacje by realizowały ich ukryte cele. Musimy radzić sobie sami. Jak możesz pomóc? Dowiesz się TUTAJ. Z góry dziękuję za wsparcie i nieobojętność!

Poglądy wyrażane przez autorów i komentujących użytkowników są ich prywatnymi poglądami i nie muszą odzwierciedlać poglądów administracji "Wolnych Mediów". Jeżeli materiał narusza Twoje prawa autorskie, przeczytaj informacje dostępne tutaj, a następnie (jeśli wciąż tak uważasz) skontaktuj się z nami! Jeśli artykuł lub komentarz łamie prawo lub regulamin, powiadom nas o tym formularzem kontaktowym.

2 komentarze

  1. Tusia 19.10.2012 16:08

    Miejmy nadzieję, że badania będą kontynuowane, a wyniki na bieżąco podawane do publicznej wiadomości bez “ingerencji” sektora farmaceutycznego.

  2. kornwalia 19.10.2012 18:36

    Warto też wspomnieć, że florę bakteryjną zaburzają u dzieci juz szczepionki, które uszkadzają cienki nabłonek jelitowy. Tworzą nadrzerki i zaburzają funkcje jelit. Jelita wchłaniają toksyny a dobre składniki wydalają, w ten sposób doprowadzją do toksemii – przyczyny wszystkich chorób.

Dodaj komentarz

Zaloguj się aby dodać komentarz.
Jeśli już się logowałeś - odśwież stronę.