Estetyka hipermarketu

Opublikowano: 20.08.2014 | Kategorie: Publicystyka, Społeczeństwo

Liczba wyświetleń: 571

Data publikacji: 28.08.2007

NOWA KULTURA

Ostatnie cztery weekendy miałem okazję pracować jako cieć w hipermarkecie. Byłem cieciem uprzywilejowanym, bo całe moje zadanie sprowadzało się do siedzenia na krzesełku i odstraszania dzieci od stołu do gry w piłkarzyki, ale z pewnością nie była to praca umysłowa. Właściwie nie robiłem nic, poza siedzeniem, a stanowisko moje określane dumnym mianem pomocnika technicznego, wedle racjonalnych przesłanek, było zbędne. W tym czasie, w kolejnych centrach handlowych, mogłem „z racji wykonywanego zawodu” uczestniczyć jako widz w różnego rodzaju wydarzeniach kulturalnych (i nie tylko). Dane mi było podziwiać, co następuje:

– konkurs “Eillite model look” -wybieramy najfajniejszą modelkę;

– tajemniczą ekspozycję, przybliżającą klientom czasy PRL-u (poza starą syrenką i masą zdjęć, można było znaleźć odtworzony w skali 1:1 pokój dzienny z pełnym wyposażeniem z wczesnych lat 80) — chodzimy i oglądamy. Taki jakby wernisaż (zamiast wina darmowe lody z promocji za rogiem);

– promocję kosmetyków, w ramach której chętni mogli poopalać się na mini plaży wraz z dwiema wynajętymi w tym celu urodziwymi dziewczętami okrytymi skąpym bikini — leżymy na piachu pośrodku pasażu handlowego i szczerzymy zęby do reszty zakupowiczów;

– pokazy tańców irlandzkich — ludzie skaczą na podium, a my oglądamy, pilnując kątem oka wózka z zakupami…

Doliczywszy turniej gry w piłkarzyki (który to zabezpieczałem pilnie od strony technicznej), stwierdzić możemy, że centrum handlowe staje się powoli ośrodkiem kulturalnym (masowego badania wzroku, wraz z dopasowywaniem szkieł kontaktowych odpowiedniego koloru, nie wliczam, z racji akulturalnego charakteru procederu, ale odnotować należy, że i taka możliwość umilenia czasu zakupów została przewidziana). Nie zapominajmy o całych zespołach kinowych, o dziesiątkach restauracji z całego świata. Ciężkim buciorem wkracza w nasz spokojny dotychczas świat estetyka hipermarketu.

Teraz wielkie centra handlowe (dalej C.H.), poza narzucaniem pewnego modelu życia, zaczynają starać się organizować nam czas i to nie tylko wtedy, gdy dokonujemy zakupów. Nocki filmowe w multiplexach, konkursy z nagrodami, wielkie gotowanie z Makłowiczem na parkingu, pikniki rodzinne. Codzienne życie zwykłego człowieka zaczyna stopniowo obracać się wokół dużych przestrzeni handlowych.* Tak jak dawno, dawno temu obracało się wokół targowisk miejskiego rynku.

NOWA ESTETYKA

Centrum handlowe jako swoistego rodzaju katalizator estetyczny, to coś więcej niż tylko nowy bezosobowy dyktator mody. To, że kolorowe billboardy mówią nam, jak powinniśmy się ubierać, nie jest żadną nowością. Ale powoli okazuje się, że C.H. wytwarza samoistnie nie tylko styl, ale i środowisko, dla którego styl ten jest naturalny. Zauważył to (lub zauważyć powinien) każdy, kto kiedyś wybrał się do wrocławskiej Galerii Dominikańskiej. Współczesna moda wpasowuje się doskonale w stylistykę błyszczących witryn sklepowych pełnych kolorowych towarów. Młody, modnie ubrany człowiek w centrum handlowym wygląda jak kolejny element przestrzeni sklepowej. Jest schludny (lub schludnie obdarty) i kolorowy jak wszystko, co go otacza. Ma na sobie strój zaprojektowany tak, aby świetnie wyglądał na wystawie, aby wpasowywał się w klimat miejsca, w którym jest sprzedawany. Gdy ciuchy są w taki sposób preparowane, są też „ślicznie i niezmiernie atrakcyjnie”. Kiedy taki młodzian wychodzi na szarą ulicę, odznacza się nieszablonowym wyglądem, indywidualistycznym krojem, ale w rzeczywistości jest cząstką hipermarketu wyeksportowaną na ulicę.

Ubrani przez hipermarkety, możemy też się w nich odżywiać. To nie prawda, że w centrach handlowych serwuje się tylko obleśne McBuły. Całe stado restauracji, od zwykłych budek z zapiekankami po wykwintne restauracje, czeka na ciebie za każdym rogiem sklepowej galerii. Co więcej, każda restauracja, tak jak i każde stoisko, dba o swoją indywidualność. Przed zakupami możemy zajrzeć do francuskiej winiarni, po zakupach skoczyć na turecką herbatę, a po obiedzie w greckiej restauracji zjeść na deser jakieś postmodernistyczne lody w modernistycznej kawiarni.

W centrum handlowym skupiają się wszystkie tendencje współczesnej polskiej kultury marketingu i wolnego słowa (która to kultura z kilkudziesięcioletnim opóźnieniem wkracza do nas zza zachodniej granicy). To kultura wyczerpania, w której konsumuje się produkty z wielkiego stylistycznego katalogu. Nie chodzi już o to, aby wymyślić coś nowego, ale aby wykorzystać to, co jest nam już dane. We wrocławskiej Koronie bary szybkiej obsługi znajdują się w hali, której ściany udają wiedeńskie kamieniczki; w odstępie kilku metrów od siebie stoją restauracje wietnamska, grecka i staropolska (a wszystko w jednym pomieszczeniu razem z MakDonaldem i Kejefsi).

Hasło „wszystko już było” krzyczy do nas z każdego metra kwadratowego Gigamarketu, będącego labiryntem wszelkiego typu konwencji. Tak powstaje mozaika kulturowa, w której można zawiesić czerwony transparent z napisem „Partia i Socjalizm” na głównym wejściu C.H. „Korona” (co faktycznie miało miejsce w czasie wspomnianej wyżej ekspozycji).

Wszystko to razem — tańce irlandzkie, pokazy mody, stylowe knajpki i galerie zdjęć — rodzi zapotrzebowanie na nowy gatunek pracowników fizycznych. Ludzi, którzy niczego na dobrą sprawę nie robią (niczego nie produkują), a jednak są niezbędni. Nazywa się ich obsługą techniczną. To ochroniarze wszelkiego rodzaju, spece od wyglądu różnych przedmiotów, a nawet ludzi, itp. Branża estetyczna stwarza nową specyficzną grupę pracowników, ludzi, których zadanie jedyne polega na „byciu na miejscu”.

CO DALEJ?

Życie z centrów miast przenosi się coraz częściej do centrów handlowych (osadzonych zresztą dosyć często na peryferiach). Za kilkaset lat Bielany będą traktowane jako zabytek, jak zamek w Bolkowie, nie wspominając o zachodnich molochach, które mogą stać się kiedyś dziedzictwem na skale Koloseum.

Może za x dekad, gdy obecna epoka będzie się chyliła ku upadkowi, jacyś młodzi zapaleńcy będą działać na rzecz ratowania ostatnich hipermarketów. Brzmi to groteskowo, choć też i miło. Ale aż strach pytać, co wyrośnie na gruzach naszych czasów, gdy prawnuki nam współczesnych będą otwierać pierwsze skanseny centrów handlowych.

Autor: Mateusz Janik
Źródło: “Recykling Idei”

PRZYPIS

*) Wszystko to obrazuje świetnie film Kevina Smiha „Szczury z hipermarketu”, opowiadający o grupie młodych ludzi, którzy miast chodzić do knajp czy siedzieć i pić piwo w parku, spędzają gros czasu właśnie w hipermarkecie (randka w hipermarkecie, spotkanie z kumplami w hipermarkecie, impreza w hipermarkecie etc., etc.)


Poznaj plan rządu!

OD ADMINISTRATORA PORTALU

Hej! Cieszę się, że odwiedziłeś naszą stronę! Naprawdę! Jeśli zależy Ci na dalszym rozpowszechnianiu niezależnych informacji, ujawnianiu tego co przemilczane, niewygodne lub ukrywane, możesz dołożyć swoją cegiełkę i wesprzeć "Wolne Media" finansowo. Darowizna jest też pewną formą „pozytywnej energii” – podziękowaniem za wiedzę, którą tutaj zdobywasz. Media obywatelskie, jak nasz portal, nie mają dochodów z prenumerat ani nie są sponsorowane przez bogate korporacje by realizowały ich ukryte cele. Musimy radzić sobie sami. Jak możesz pomóc? Dowiesz się TUTAJ. Z góry dziękuję za wsparcie i nieobojętność!

Poglądy wyrażane przez autorów i komentujących użytkowników są ich prywatnymi poglądami i nie muszą odzwierciedlać poglądów administracji "Wolnych Mediów". Jeżeli materiał narusza Twoje prawa autorskie, przeczytaj informacje dostępne tutaj, a następnie (jeśli wciąż tak uważasz) skontaktuj się z nami! Jeśli artykuł lub komentarz łamie prawo lub regulamin, powiadom nas o tym formularzem kontaktowym.

2 komentarze

  1. 23 20.08.2014 08:28

    swietnie sie czyta.

  2. dagome12345 20.08.2014 13:46

    Ach, te wspomnienia 🙂

    Przepracowałem na Bielanach i pasażu Grunwaldzkim kilka ładnych lat 🙂
    Mam od tamtego czasu awersje do tego typu obiektów oraz do ludzi spędzających tam połowę swojego życia( tego wolnego oczywiście). Przebywałem wśród nich , obserwowałem zachowania i nigdy nie mogłem zrozumieć co ich tak fascynuje ? Wszystko , ale to wszystko jest tam sztuczne do granic możliwości. Od przedmiotów na sprzedaż w wiecznej promocji ( której tak naprawdę nigdy nie było:), przez jezdnie (McShity i inne), wystrój (wszędzie niby marmur ale tak naprawdę to syntetyczna podróbka) do ludzi niby przebywających blisko siebie w jednym skupisku, ale tak naprawdę nie mających nic wspólnego z sobą ( w sytuacjach stresowych od razu uwidaczniająca się agresja – zero czasu na zastanowienie się, zrozumienie drugiego człowieka – nie wspomnę o ludziach “bucach” poniżających każdego na swojej drodze( pracowników)).

    Moja osobistą przepowiednią dla takich miejsc jest film “Idiokracja”, takie przybytki urosły tam do poziomu małych miast, miast gdzie nie trzeba myśleć i można bez większych problemów skupić się na zaspokajaniu prymitywnych potrzeb- czytaj : zostać kolejnym baranem w stadzie 🙁

    PS : Rada. Nie ma czegoś takiego jak promocja w galeriach ! No chyba ,że sklep upada i naprawdę się pozbywają towaru:)

Dodaj komentarz

Zaloguj się aby dodać komentarz.
Jeśli już się logowałeś - odśwież stronę.