Liczba wyświetleń: 615
Japonia mimo kłopotów gospodarczych po raz pierwszy od 11 lat zwiększa wydatki na obronę a nowy chiński prezydent wezwał armię do przygotowywania się na kolejną zwycięską wojnę. Gdy doda się do tego duże napięcie na Półwyspie Koreańskim układa nam się to w jasny obraz zagrożeń militarnych w tej części świata.
Premier Japonii Shinzo Abe otwarcie mówi o potrzebie zwiększenia roli Japonii w regionie a jej siła ma się opierać na sojuszu z Waszyngtonem. Japończycy zauważyli ostatnie deklaracje Chin, które poinformowały o 11% wzroście wydatków na obronność, jakie zaplanował Pekin na 2013 rok. Według dostępnych danych Chiny wydają na utrzymanie armii około 110 miliardów dolarów rocznie. To wciąż jedynie jedna czwarta wydatków amerykańskich, ale nie jest znana skala wydatków na zbrojenia ponoszonych przez Chiny i niezgłaszanych oficjalnie. Być może dystans dzielący ich do USA jest znacznie mniejszy niż nam się wydaje.
Oczywiście oficjalnie Chińczycy twierdzą, że kochają pokój. Jak sami twierdzą, Chiny będą nadal na drodze pokojowego rozwoju i będą nadal realizować strategię otwartości i wzajemnych korzyści, a także będą dążyć do rozwoju przyjaznych stosunków ze wszystkimi krajami świata. Tego typu opowieści nie idą w parze z działaniami a konflikt o Senkaku jest najlepszym tego dowodem.
Nawet USA zaczęło otwarcie twierdzić, ze przenosi zainteresowanie w region Pacyfiku, co należy odebrać, jako zapowiedź konfrontacji z Chinami. Nie jest wykluczone, że wybuchnie jakaś wojna pośrednia na kształt konfliktu w Syrii i w tej chwili najbardziej prawdopodobne teatry działań to wojna obu Korei, zwłaszcza po wypowiedzeniu zawieszenia broni. Gdyby tam doszło do konfliktu lądowego bardzo wzrasta ryzyko użycia broni atomowej. Pekin i Phenian zwyczajowo łączyły dobę relacje. Teraz są trochę gorsze, ale to mogą być pozory i tak jak dla pewnych działań Korei Południowej motorem sprawczym jest USA tak w działaniach Północy upatrywało się działanie w zgodzie z protektorami z Państwa Środka.
W rejonie Azji cały czas wisi w powietrzu konflikt o Tajwan, który Chiny nazywają zbuntowaną prowincją. Nie można wykluczyć interwencji zbrojnej na wyspie, której status również umożliwia sojusz z USA. Sytuacja w Azji zaczyna, więc ewoluować w kierunku starcia dwóch biegunów, chińskiego i amerykańskiego i właściwie powinniśmy tylko pytać o to, kiedy do tego dojdzie.
Źródło: Zmiany na Zmieni
Moze i wydatki Chin sa mniejsze, ale tam wszystko tansze 😉
ciekawe jaka jest skala nieoficjalnych wydatków USA na obronność?
biorąc pod uwagę bogactwo tej części świata, wywołanie wojny akurat w tym rejonie było by na rękę korporacjom w USA (bo raczej nie podatnikom), można by sprzedać masę broni i udzielić sporych pożyczek;
swoją drogą ciekawe czy Polacy też wzięli by tez udział w takiej misji pokojowej i ile hummerów, f16 i innego złomu przy okazji kupili
nasze władze z całą pewnością w ramach pomocy sojuszniczej i dla zagwarantowania spokoju w regionie będą “zmuszone przez sytuację” do wysłania kontyngentu wojskowego. Co do Hummerów i innego badziewia, to już lepiej od Rosjan kupić nowe Migi i Gaz-y albo Zis-y, niż płacić ogromne pieniądze za używane, zdezelowane i wysłużone graty, za które zapłacimy oczywiście jak za sprzęt z pierwszej ręki oraz odpowiednio zmodernizowany.
Dla mnie i moich znajomych podobnie jak dla części z was, nasz kraj jest piękny, ale rządzony przez zwierzęta i kłamców. Problem polega na tym, że my jak myszy siedzimy cicho. Mozę pora to zmienic?