Dalajlama, Troja i bojownicy o wolność

Opublikowano: 19.11.2014 | Kategorie: Polityka, Publicystyka

Liczba wyświetleń: 631

Od czasu do czasu bywam zapraszany, aby zamanifestować słuszne oburzenie z powodu, że brzydki okupant najechał ładny naród miłujący pokój. Pod szantażem zostania nieczułym socjo- i psychopatą, czynię to, a jakże, bom sam wychowany w tradycji, która wolność ceni wysoko. Aliści, gdy się już należycie i słusznie naoburzam, a potem głębiej zastanowię – niewesołe mam refleksje…

Ot, choćby modna na bogatym do obrzydliwości, pobekującym z przeżarcia i niezdolnym do czynu Zachodzie, sprawa chińskiej okupacji Tybetu. Wydawałoby się, klarowna ona i przejrzysta: Chińczycy są najeźdźcami, siłą narzucającymi Tybetańczykom obcą im kulturę i takiż model życia. Aliści, gdy przyjrzeć się sprawie bliżej, zobaczymy, że i Chińczycy, to nie tylko kaci i żandarmi, i Tybetańczycy nie wszyscy się podpalają w proteście. Prawda to dla bojowników o wolność nieprzyjemna, ale jakoś tak jest, że jeśli najeźdźca nie dąży do bezwzględnej eksterminacji najechanych, a jeszcze przynosi wcale atrakcyjną dla tych ostatnich kulturę i osiągnięcia cywilizacyjne – nie bywa powszechnie znienawidzony, ba! bywa, o zgrozo, postrzegany jako dobroczyńca! Np. Chińczycy zbudowali do stolicy Tybetu linię kolejową, będącym istnym arcydziełem inżynierii. I ta linia kolejowa szybko uświadomiła wielu Tybetańczykom, że o kilka godzin drogi jest inny świat, który na nich czeka. Świat, gdzie życie jest łatwiejsze, gdzie dobrodziejstwa cywilizacji szybko wciągają, i równie szybko rozpuszczają nostalgię za utraconą wolnością. Powie ktoś: rozpuszczają u ludzi miałkich, sprzedajnych – i będzie miał rację. Ale w prawdziwym życiu rzadko istnieje jakaś uniwersalna racja. Bo większość ludzi, dla których dobra walczą bojownicy, to właśnie owi miałcy-sprzedajni. Ich mądrość wyraża się w zdaniu: wolnością brzucha nie napełnisz.

Wie o tym także przywódca owych miałkich-sprzedajnych, Dalajlama XIV. Sam wyrasta wysoko ponad swoich wyznawców, a o jego inteligencji świadczy właśnie to, że krytycznie patrzy na otwartą walkę z okupantem. Za to wyraźnie pilnie przestudiował literaturę i mitologię Zachodu. Zna zapewne Wergiliusza i stworzoną przez niego na użytek augustiańskiej propagandy opowieść o Eneaszu, z płonącej Troi unoszącym ideę, która po wiekach miała powołać do bytu największą potęgę starożytnego świata – Rzym. Dalajlama, uchodząc ze swej ojczyzny, uniósł z niej ideę nie mniejszą, która też staje się potęgą. Ta idea – głoszący pokój i pojednanie wszystkich istot buddyzm – jest w samym Tybecie w odwrocie, nie tylko z powodu tępienia go przez chińskiego okupanta. Także i dlatego, że duchowe centrum buddyzmu, za sprawą między innymi działalności Dalajlamy przeniosło się na Zachód. A warunki do rozwoju ma tu wspaniałe, bo na tej pustyni duchowej, jaką sobie wśród kwantów, genów i bajtów zafundowaliśmy, idee buddyjskie koją poczucie bezsensu i część przynajmniej uczestników jałowej cywilizacji od szaleństwa chronią. W świetle bezlitosnej logiki Historii, Tybet, z którego idea buddyjska wyszła w szeroki świat, jest już po prostu zbędny, już opuścił go heglowski Duch Dziejów…

Tak zatem, daremne są najpewniej marzenia romantycznych bojowników, ze ONI wyzwolą jakichś tam biednych-uciskanych i jeszcze słodkiej zemsty zaznają, okupantom czaszki rozbijając. Bo przywołani tu, jako „ci brzydcy” Chińczycy to nie banda prymitywnych zabijaków, ale społeczność in gremio mądra. Oni wiedzą, że na krótką metę wojny wygrywają żołnierze, ale na długą – przywódcy, twórcy i nauczyciele. Tych w Chinach nie brak, dwa i pół tysiąca lat bez mała trwania tej kultury, zdolnej jeszcze oswajać i na swoją modłę przerabiać każdego najeźdźcę, to na jej żywotność dowód aż nadto wystarczający. Drugim niechże będzie fakt, że reżim chiński, choć dla przeciętnego europejskiego pro-demokraty odrażający, jednak dla dobra swego kraju i jego obywateli robi naprawdę sporo. I jest mocno przez swoich poddanych popierany, bo – wbrew propagandzie popularnej w niektórych mediach – siły prodemokratyczne są w Chinach w zdecydowanej mniejszości. Tak, tak to nie pomyłka: od czasu wygaśnięcia osławionej „rewolucji kulturalnej”, komunizm w wydaniu chińskim jest prostym przedłużeniem odwiecznej tam myśli konfucjańskiej. Tak jest, tej samej, która nie ceni zbytnio wolności indywidualnej, wartość jednostki mierząc jej użytecznością dla zbiorowości. Tak jest, tej samej, za której sprawą Chiny były przez niemal dwa tysiące lat najlepiej rządzonym krajem świata. Była tam (i jest do dziś) potężna korupcja, ale nigdy w wymiarze zagrażającym funkcjonowaniu państwa; były (i są nadal) skandaliczne nadużycia sądowe i urzędnicze, ale nigdy takie, żeby się Chiny miały zawalić. Gdyby nie europejska i późniejsza japońska polityka kolonialna, zapewne i przez słabość wieków XVII–XX przeszłoby Państwo Środka względnie suchą stopą.

A tego właśnie – fundamentalnych różnic kulturowych i ich implikacji politycznych, o wędrówce idei nie wspominając – nie rozumieją dzielni bojownicy o wolność. Im się wydaje, że walczą o Jedynie Słuszną Sprawę… W gruncie rzeczy są nieodrodnymi dziećmi imperializmu równie drapieżnego, jak chiński, tylko odmiennego ideologicznie, nakazującego wszędzie i za każda cenę zaprowadzać Świętą Własność Prywatną, Świętą Wolność Bogacenia Się, Świętą Religię Oddawania Czci Boskiej Mamonie, etc. cnoty. Daru, jaki umierający Tybet dał światu, buddyjskiej idei pokoju i współodczuwania, żadne imperializmy nie cenią sobie wysoko.

A dlaczego piszę o odległym Tybecie ja, który żyję w bezpiecznej od niego odległości, syty, z dachem nad głową i jakąś tam perspektywą dla moich dzieci? – A dlatego, że i wokół mnie (i wokół Was, Czytelnicy, także) niepokojąco dużo wyroiło się bojowników coraz to bardziej chcących się bić za tych którym to średnio potrzebne, lekceważących naukę w starych mitach zawartą, głoszącą, że od niemożliwej często do utrzymania niezależności zewnętrznej, ważniejsze jest utrzymanie niezależności duchowej. A tę wśród dzielnych bojowników widać coś słabo, dziwnie oni pod jeden sztrychulec myśleniem i odczuwaniem samodzielnym gardzą, pokoju i współodczuwania trudno się u nich dopatrzeć, za to do walki rwą się gwałtem.

Casus Tybetu, który w nieszczęściu utraty suwerenności politycznej ma niewyobrażalne szczęście posiadania mądrego przywódcy niechże będzie dla tyleż szlachetnych, co bezrozumnych bojowników o wolność lekcją do przyswojenia najpilniejszą, inaczej – jak mawiali starzy enkawudziści – III wojna światowa pewnie już nie wybuchnie ale za to będzie taka walka o pokój, że kamień na kamieniu się nie ostanie…

Autor: Włodzimierz Zylbertal
Zdjęcie: lecercle
Źródła: Zapiski neurastenicznego dinozaura, Fundacja Wolność i Pokój


TAGI: , ,

Poznaj plan rządu!

OD ADMINISTRATORA PORTALU

Hej! Cieszę się, że odwiedziłeś naszą stronę! Naprawdę! Jeśli zależy Ci na dalszym rozpowszechnianiu niezależnych informacji, ujawnianiu tego co przemilczane, niewygodne lub ukrywane, możesz dołożyć swoją cegiełkę i wesprzeć "Wolne Media" finansowo. Darowizna jest też pewną formą „pozytywnej energii” – podziękowaniem za wiedzę, którą tutaj zdobywasz. Media obywatelskie, jak nasz portal, nie mają dochodów z prenumerat ani nie są sponsorowane przez bogate korporacje by realizowały ich ukryte cele. Musimy radzić sobie sami. Jak możesz pomóc? Dowiesz się TUTAJ. Z góry dziękuję za wsparcie i nieobojętność!

Poglądy wyrażane przez autorów i komentujących użytkowników są ich prywatnymi poglądami i nie muszą odzwierciedlać poglądów administracji "Wolnych Mediów". Jeżeli materiał narusza Twoje prawa autorskie, przeczytaj informacje dostępne tutaj, a następnie (jeśli wciąż tak uważasz) skontaktuj się z nami! Jeśli artykuł lub komentarz łamie prawo lub regulamin, powiadom nas o tym formularzem kontaktowym.

10 komentarzy

  1. Jedr02 19.11.2014 10:23

    “. A warunki do rozwoju ma tu wspaniałe, bo na tej pustyni duchowej, jaką sobie wśród kwantów, genów i bajtów zafundowaliśmy, idee buddyjskie koją poczucie bezsensu i część przynajmniej uczestników jałowej cywilizacji od szaleństwa chronią.”

    A co jest duchowego w buddyzmie? 🙂

  2. MakSym 19.11.2014 10:58

    Niezły dowcip – buddyzm religią pokoju i wolności. 🙂
    Szczególnie z dziwką na usługach CIA jako duchowym przywódcą…..

  3. pablitto 19.11.2014 14:31

    Co jest duchowego w buddyźmie?
    – np. to, co jest w śladowej ilości np. w katolicyźmie – PRAKTYKA.

    Wprost “kocham” ludzi wypowiadających się o rzeczach, o których nie przeczytali nawet 1 strony (nie będąc buddystą jednocześnie). W ogóle buddyzm obecnie ma więcej wspólnego np. z fizyką kwantową, niż tzw. “oficjalna nauka”.

    PS. podstawcie sobie w artykule za słowo “Tybet” – Polska, a za “Chiny” – ZSRR – i macie pewnie niejeden artykuł, który powstawał ~30 lat temu… 😉

  4. Jedr02 19.11.2014 15:26

    “Szczególnie z dziwką na usługach CIA jako duchowym przywódcą….”
    Buddyzm nie ma przywódcy. Jest wiele szkół, niektóre z nich mają kogoś takiego jak Dalajlama, inne nie. Z samych tybetańskich tradycji są różni liderzy. Dalajlama się po prostu najbardziej lansuje, nie wiem czy dlatego że jest na usługach CIA 😛

    “– np. to, co jest w śladowej ilości np. w katolicyźmie – PRAKTYKA.”
    Każdy coś praktykuje. Ja teraz praktykuje pisanie postów na WM. Ktoś praktykuje pływanie a ktoś inny jedzenie hamburgerów na czas. Rozumiem że nie chodzi o praktykowanie samo w sobie, tylko o praktykowanie czegoś konkretnego. Co to więc jest i czemu nazywasz to duchowym? Dobrze jest to przenealizować, bo właściwie większość szkół mówi że duszy nie ma. Jak nie ma duszy, to jak można mówić o duchowości? Co jest duchowe? Zrealizowanie nie jestem tym czy tamtym ma być duchowe? Bycie tu i teraz a nie tam i jutro ma być duchowe? Co jest tą duchowością ?

  5. poray 20.11.2014 08:42

    odpowiadać na post Maksyma nie widzę sensu, dyskusja na tak prostackim poziomie mija się z celem.
    Rząd tybetański istotnie jednak podejmuje współpracę z innymi rządami i nie tylko rządami, realizuje jednak własną politykę. Trudno o kontakty z CIA (dzięki któremu dochodziło do walk w Tybecie z Chińczykami) obciążać Dalajlamę, który był przeciwnikiem tych walk.
    Pablitto pisząc “praktyka” użył typowo buddyjskiej nomenklatury – oznacza to praktyka duchowa, czyli liczne, skomplikowane, złożone i niezwykle zaawansowane (porównując do praktyki katolickiej) rytuały i działania związane z nazwijmy to umownie “rozwojem duchowym”. W zależności od nurtu buddyzmu Chodzi tu o praktyki tantry, sutry, szamanizmu, mahamudry, dzogczen…, W katolicyzmie tego rodzaju praktyki były opisywane owszem u nielicznych świętych, u gnostyków (wymordowanych w w XIII wieku). Interesujące praktyki podobne do tantry są realizowane dotąd np. w prawosławiu. Niedostatek tego typu praktyk w kościele katolickim powoduje między innymi to, że w wielu klasztorach wprowadza się praktyki kontemplacji zaczerpnięte z zen.
    Wracając natomiast do meritum czy tekstu Pana Zylbertala. Rozumiem że mogą kogoś denerwować “różnej maści bojownicy o prawa”. W rzeczy samej często sa oni denerwujący i małostkowi. Ale to nie powód by ich szkalować. Czasem przyczyniają się do pozytywnych rezultatów. Druga kwestia, to wypłynięcie buddyzmu z Tybetu, często dotąd “tajemnych przekazów i praktyk” byc może jest czymś pozytywnym dla jałowego umysłowo i duchowo Zachodu. Jednak jak podkreślają sami mistrzowie jest to duch czasów, duch niestety tchnący stopniową degrengoladą i destrukcją. Buddyzm na Zachodzie się popularyzuje ale również wypacza. Istnieje szalona różnica między tym jak do niego podchodzą Azjaci a jak podchodzi zdecydowana większość ludzi kultury zachodniej. Najazd chiński na Tybet zniszczył wiele z jednego z z ostatnich (tak rozległych) skarbnic kultury religijnej i duchowej jakie pozostały na świecie.
    Wysoce dyskusyjnym jest forma i treść postępu chińskiego w Tybecie czy szerzej w Chinach. Jest to dalekie często od pięknej utopii, jaka rysuje nam Pan Zylbertal. Owszem kultura chińska przesiąknięta jest konfucjanizmem ale współczesna kultura na równi przesiąknięta jest pomieszaniem totalitarnej inwigilacji, pokomunistycznego układu sił i nuworyszowskiego kapitalizmu mającego ludzi za nic. Więc jeśli mówić o konfucjanizmie Chińczyków to raczej chyba w odniesieniu do prostego ludu, duża część społeczeństwa kroczy ścieżką mającą niewiele mającymi wspólnego z niebiańskim porządkiem, cnotą i humanizmem.

  6. MakSym 20.11.2014 11:45

    Kłamiesz poray, tylko nie wiem czy z naiwności, czy celowo.

    http://www.theage.com.au/news/business/behind-dalai-lamas-holy-cloak/2007/05/22/1179601410290.html

    Według tego doniesienia ukochany guru znajdował się od końca lat 50 do 1974r. na liście płac CIA z pensją 180 tys. $ rocznie.
    Nawet gdyby tak nie było (w co bardzo mocno wątpię) to jestem ciekaw jak ocenisz jego współpracę z takim siewcą terroru i przemocy jak CIA?

    http://wpolityce.pl/polityka/151602-walczacy-dalajlama-moze-wybuchnac-kolejne-tysiac-powstan-i-tysiac-razy-chinczycy-moga-je-zmiazdzyc-ale-nigdy-nie-zabija-ducha-wolnosci

    Zdjęcie mówiące więcej niż tysiąc słów – dziwka i dymający ją klienci. 🙂
    Cytat choćby z tego artykułu:
    “Walka o Tybet trwała jeszcze przed 1959 r. Ludzie z otoczenia Dalajlamy nawiązali wówczas kontakt ze Stanami Zjednoczonymi, które w organizację tybetańskiej partyzantki zaangażowali CIA. Dzięki ściśle współpracującymi z amerykanami braćmi Dalajlamy, w powstaniu 1959 r. wzięli udział szkoleniowcy z Nepalu i USA. Od Amerykanów Dalajlama otrzymywał również pomoc finansową. W latach 60 Tybetańczycy otrzymali ponad 17 mln dolarów na szkolenie nepalskich partyzantów.

    Wojowniczy Dalajlama zmienił ton dopiero w 1972 r., gdy prezydent Ryszard Nixon postanowił cofnąć pomoc dla Tybetu i pojednać się z Chinami. Od tego czasu Dalajlama w swoich płomiennych przemówieniach nie mówił już o walce a o religii, kulturze, duchu narodu. W 1988 r. w Parlamencie Europejskim ogłosił nową politykę – „drogę środka”. Rezygnował tym samym z niepodległości i pragnął jedynie rzeczywistej autonomii Tybetu.”

    Skacz kukiełko, skacz….

    Osobiście zabawne dla mnie jest, że jako laureat pokojowej nagrody Nobla ma godne towarzystwo innych kanalii. 🙂

    Miłych snów poray, śnij dalej swój sen….

  7. Jedr02 20.11.2014 12:05

    “i działania związane z nazwijmy to umownie „rozwojem duchowym”

    No własnie rzecz w tym, że te rzeczy nie są rozwojem duchowym, bo nie ma wiedzy o duszy. Jest najwyżej okreslanie duszą jakiś elementów związanych z naszą tymczasową tożsamością, gdzie mamy rozpoznać że tym to my nie jesteśmy. W oparciu o takie rozumienie duszy, nie jest to rozwój duchowy, tylko antyduchowy :D. Niektóre wymienione dziedziny to operują na umyśle, ciele. Co to za duchowość? Jak coś jest subtelne to ma być duchowym od razu?

  8. kuba77 20.11.2014 18:17

    Bardzo “ciekawy” sposób na prowadzenie dyskusji MakSym . Musisz być mocno sfrustrowany.

  9. MakSym 20.11.2014 23:10

    Bynajmniej i nie jest to dyskusja. Gratuluję jasnowidzenia 🙂

  10. poray 21.11.2014 05:55

    Używasz wielkich słów Panie Maksym zarzucasz innym co sam robisz, więcej wstrzemięźliwości i dystansu także do własnych emocji i daruj sobie epitety
    Przechodząc do konkretów:
    – w latach 50 Dalajlama w Tybecie ani poza nim nie sprawował rządów był na to za młody, CIA finansowało rząd tybetański, po tym faktycznie finansowało partyzantkę
    – artykuł z The Age jest niedokładny nie rozróżnia tych kwestii
    – artykuł z Polityki jak większa część tekstów z tej gazety to propaganda i tania sensacja. Istotnie Dalajlama w kwestiach społecznych i ekonomicznych nie raz podkreślał że zgadza się z Marksem (w gazecie użyto to w sposób pejoratywny), użyto tez zbitki skojarzeniowej, że Dalajlama zarządza partyzantką, podczas gdy tak nie jest – więc kto tu kłamie i przede wszystkim dlaczego ?:)
    – komentujesz Panie Maksym zdjęcie z Polityki w taki sposób jaki komentujesz…eh mam poważne obawy, że jest Pan chory na nienawiść , może należałoby coś z tym zrobić
    – owszem od Amerykanów (instytucji rządowych nie CIA) Dalajlama i rząd tybetański nadal otrzymują wsparcie – czy to źle czy dobrze…
    – Dalajlama odszedł od wspierania partyzantki gdy został pełnoprawną głową rządu tybetańskiego, wcześniej niż sugerujesz czy jak może podpowiada to Panu artykuł prasowy
    – co do laureatów nagrody Nobla ogólni trudno się z Panem nie zgodzić z pozostałymi wypowiadanymi przez Ciebie “argumentami” – nie
    – uważa Pan, Panie Maksym że nie bierzesz udziału w dyskusji, zdradź proszę w czym bierzesz zatem udział?:)

    Co do duchowości, myślę nawet nawiązując do definicji pojęcia iż nie jest ono jednoznaczne z duszą. Swoja drogą stąd napisałem Umownie rozwój duchowy. Nie widziałem akurat sensu w rozwijanie tego zagadnienia doktryny buddyjskiej, istotnie należałoby mówić o praktykach związanych z niedualnością umysłu, tylko czy np. taki Pan Maksym zrozumie co to jest niedualność umysłu, czy choćby umysł w doktrynie buddyjskiej…? Samo wyjaśnianie pojęć zajęłoby sporo czasu, ale drogi Jedr02 nie kwestionuję tu bynajmniej w tym twoich wysiłków

Dodaj komentarz

Zaloguj się aby dodać komentarz.
Jeśli już się logowałeś - odśwież stronę.