Nasze dzieci będą biedniejsze od nas

Opublikowano: 27.07.2016 | Kategorie: Gospodarka, Społeczeństwo, Wiadomości ze świata

Liczba wyświetleń: 780

Wyniki badań, przeprowadzonych przez McKinsey w 25 krajach o najbardziej rozwiniętych gospodarkach, wskazują że w ciągu ostatniej dekady realne dochody blisko 2/3 gospodarstw domowych spadły, albo pozostały na podobnym poziomie. Ten fakt rodzi poważne implikacje ekonomiczne i społeczne, które będą negatywnie wpływały na przyszłe pokolenia.

Gdy czytam raporty przygotowane przez firmy konsultingowe takie jak McKinsey, EY, PwC czy Deloitte zawsze się zastanawiam, jaki nowy produkt będzie wciskany obecnym i przyszłym klientom. Rzadko się zdarza, aby ktoś z wielkiej czwórki przygotowywał analizy bez tworzenia potrzeby biznesowej. W przypadku najnowszej publikacji McKinsey Global Institute „Biedniejsi niż rodzice” trudno jest znaleźć bezpośrednie przełożenie na działalność konsultingową, chyba że przesłaniem ma być dalsza liberalizacja gospodarki i zwiększenie elastyczności rynku pracy, czyli tradycyjne neoliberalne zaklęcia. Same wnioski płynące z raportu są bardzo pesymistyczne.

Po zakończeniu II Wojny Światowej rozpoczął się okres, który będzie przez przyszłych historyków nazywany złotymi dekadami państwa socjalnego. Odbudowie gospodarek, zrujnowanych przez ogólnoświatowy konflikt, towarzyszyły bogate osłony socjalne, które w szybkim stopniu zmieszały nierówności społeczne. Aż do początku lat 80-tych większość państw rozwiniętych i rozwijających się doświadczyło prosperity, która kazała myśleć, że wzrost krajowych ekonomii jest zjawiskiem ciągłym, a przyszłe pokolenia będą żyły w dobrobycie. Gospodarstwa domowe dysponowały coraz wyższymi dochodami. Nawet w latach 1993 – 2005, zaledwie 2% z nich odczuło zmniejszenie lub stagnację przychodów.

Prawdziwym ciosem dla domowych budżetów okazały się perturbacje związane z Wielką Recesją. W latach 2005 – 2014 aż 65 do 70 % z nich przestało rosnąć, a duża część zaczęła się zmniejszać. Ponad pół miliarda mieszkańców krajów rozwiniętych zetknęło się ze zjawiskiem, które nie miało wcześniej precedensu. Wzrost gospodarczy ostatniej dekady nie przełożył się na wzrost kwot, którymi dysponują gospodarstwa domowe. Tylko najwyżej zarabiający zanotowali nieproporcjonalny przyrost dochodów. Wraz z wdrożeniem neoliberalnych zasad, szybko zaczęły się powiększać nierówności społeczne.

Sytuacja, w której duża rzesza obywateli dysponuje mniejszymi – lub w najlepszym razie stałymi – przychodami, już wpływa na ich zachowania jako konsumentów, a tym samym rodzi daleko idące implikacje dla sytuacji społecznej i gospodarczej. Zmniejszające się budżety domowe nie zachęcają do zwiększania zadłużania i nie przekładają się na wzrost sprzedaży, a to z kolei ma swoje odbicie w wielkości produkcji czy dostępności świadczonych usług. Zawężanie się rynków zbytu będzie skutkować zmniejszaniem zatrudnienia, a to pociągnie za sobą kolejną obniżkę wydatków konsumpcyjnych. Pętla się zamyka, ale jesteśmy już szczebel niżej.

Perspektywa, w której kolejne pokolenia miałyby zaznać dalszej stagnacji lub spadku rozporządzalnych dochodów będzie miało swój negatywny wpływ na rozwój gospodarczy. Wraz ze zmniejszającymi się zarobkami rośnie frustracja na otoczenie.

Znacząca ilość osób, które czują, że nie korzystają finansowo na wzroście gospodarczym, traci wiarę w globalizację, otwarte społeczeństwo czy – nawet – procedury demokratyczne. Jedna trzecia przedstawicieli gospodarstw domowych – dotkniętych stagnacją dochodów – uważa, że ich dzieci będą miały gorzej, a jednocześnie obwinia o ten stan rzeczy imigrantów i otwartość gospodarczą czyli wolny handel.

Z prognoz, towarzyszących badaniom MGI, wynika, że w momencie, gdy trend spowolnienia światowej ekonomii się utrzyma, stagnacja dochodów będzie dotyczyć już 80% gospodarstw domowych. Co ciekawe, nawet gdyby wzrost gospodarczy miał w najbliższym czasie przyspieszyć, wówczas odsetek domostw dotkniętych dekoniunkturą spadnie, ale tylko pod warunkiem, że rozwojowi będzie towarzyszyć zwiększony popyt na pracowników, a nie maszyny, które zajmą nowo otwarte miejsca pracy.

Autorzy raportu uważają, że można polepszyć sytuację osób, których dochody dosięgła stagnacja. Ratunek tkwi w działaniach rządów, które mogą dzięki odpowiednim zachętom podatkowym czy bezpośredniemu wsparciu łagodzić negatywne wahania rynkowe. Tak było w przypadku Szwecji, której władze interweniowały podczas Wielkiej Recesji poprzez zwiększenie transferów i politykę fiskalną zmniejszyły odsetek gospodarstw domowych ze spadającymi dochodami do 20%. Brzmi to jak zachęta żywcem przeniesiona z czasów Maynarda Keynesa. Trzeba jednak podkreślić, że większość państw, których budżety zostały nadszarpnięte w wyniku kryzysu lat 2008-09, nie ma takich możliwości. Dlatego badacze zachęcają polityków i liderów biznesu do dalszej współpracy – szczególnie w obszarze budowania konsensusu wokół myślenia i działania w dłuższej perspektywie. McKinsey nie przedstawił żadnego rozwiązania ani narzędzia wspierającego wydłużenie horyzontu czasowego. Praktyka pokazuje, że sam apel nie będzie skuteczny. Szczególnie, kiedy apeluje się do bezosobowych rynków kapitałowych. W ostatnich latach bardzo skrócił się horyzont czasowy dla rozliczania wyników finansowych przedsiębiorstw oraz postępowania rządów. Globalne firmy dysponują nadmiarem gotówki, którą lokują na krótko. W efekcie w przedsiębiorstwach notowanych na giełdach wyniki kwartalne – czy najdalej roczne – stały się o wiele ważniejsze niż myślenie w kategoriach pokoleń. Dla wielu przedsięwzięć jest to perspektywa zabójcza. Nie da się zobaczyć wyników projektu inwestycyjnego, zbudować stabilnej infrastruktury czy przeprowadzić skomplikowanych reform społecznych w tak krótkim czasie.

Poza słusznym, ale mało skutecznym apelem, rozwiązania serwowane przez konsultantów z McKinsey nie odbiegają od tradycyjnych recept ery neoliberalnej. Przede wszystkim stawiają oni na dalszą deregulację – z doświadczeń już wiadomo, że jej skutkiem będzie utrwalenie rozwarstwienia dochodów – oraz uelastycznienie rynku pracy, czyli ciągłe zmniejszanie odpowiedzialności przedsiębiorców za zapewnienie stabilnych dochodów swoim ludziom. Kolejny postulat – zgłaszany głównie przez przedsiębiorców – dotyczy niedostatecznej edukacji młodego pokolenia, które nie potrafi się odnaleźć w gospodarce, wymagającej wysokiej klasy ekspertów o bardzo wąskich specjalizacjach. Z perspektywy biznesmenów postulat brzmi zrozumiale, szczególnie w połączeniu z rosnącą elastycznością zatrudnienia. W końcu, jeśli przez miesiąc w roku potrzebny jest specjalista od wkręcania śrubek prawoskrętnych, to najlepsza byłaby osoba która poświęciła lata edukacji tylko na doskonalenie tej jednej umiejętności. Z perspektywy pracownika, który chciałby mieć dochody również przez pozostałe jedenaście miesięcy (za mieszkanie, jedzenie, ubrania dla dzieci trzeba płacić regularnie) dywersyfikacja umiejętności jest rozsądnym rozwiązaniem – możliwość zaoferowania na elastycznym rynku pracy różnych kompetencji, zmniejsza ryzyko długotrwałej bezczynności.

Rolą regulatorów – dla zrównoważenia firm globalnych potrzebne są ogólnoświatowe normy, gdyż lokalne legislacje są zbyt łatwe do obejścia – jest ustalenie ram prawnych, w których będą uwzględnione potrzeby wszystkich uczestników rynku. Niestety McKinsey nie dostrzega tego aspektu, ani nie widzi żadnej roli firm doradczych. Wciąż powracają propozycje przyspieszenia produktywności czy wzrostu PKB, mimo że brak widoków na rewolucję przemysłową, która mogłyby wpłynąć pozytywnie na dynamikę obu wskaźników.

Powtarzanie tych samych zaklęć, które doprowadziły do obecnej stagnacji zarobków większej części społeczeństwa, nie wróży najlepiej na przyszłość. Chyba, że gdzieś istnieje jeszcze osoba, która uważa, iż bieżąca sytuacja jest wynikiem zbyt łagodnego wprowadzania neoliberalizmu i dopiero teraz trzeba przykręcić śrubę. W ferworze zmian warto pamiętać, że gdy jeszcze bardziej obniżymy podatki, postawimy na elastyczność rynku pracy i usuniemy funkcje regulacyjne państwa, tym trudniej będzie mu pełnić rolę falochronu przy kolejnych zawirowaniach globalnej gospodarki. Szkoda, że analitycy ze znanej firmy doradczej powtarzają stare slogany, a nie wykorzystali posiadanej wiedzy i inteligencji do poszukania nowych, bardziej aplikacyjnych i skutecznych niż neoliberalizm, pomysłów na zmianę trendów w dochodach klasy średniej.

Autorstwo: Rafał Kinowski
Źródło: MediumPubliczne.pl


TAGI: ,

Poznaj plan rządu!

OD ADMINISTRATORA PORTALU

Hej! Cieszę się, że odwiedziłeś naszą stronę! Naprawdę! Jeśli zależy Ci na dalszym rozpowszechnianiu niezależnych informacji, ujawnianiu tego co przemilczane, niewygodne lub ukrywane, możesz dołożyć swoją cegiełkę i wesprzeć "Wolne Media" finansowo. Darowizna jest też pewną formą „pozytywnej energii” – podziękowaniem za wiedzę, którą tutaj zdobywasz. Media obywatelskie, jak nasz portal, nie mają dochodów z prenumerat ani nie są sponsorowane przez bogate korporacje by realizowały ich ukryte cele. Musimy radzić sobie sami. Jak możesz pomóc? Dowiesz się TUTAJ. Z góry dziękuję za wsparcie i nieobojętność!

Poglądy wyrażane przez autorów i komentujących użytkowników są ich prywatnymi poglądami i nie muszą odzwierciedlać poglądów administracji "Wolnych Mediów". Jeżeli materiał narusza Twoje prawa autorskie, przeczytaj informacje dostępne tutaj, a następnie (jeśli wciąż tak uważasz) skontaktuj się z nami! Jeśli artykuł lub komentarz łamie prawo lub regulamin, powiadom nas o tym formularzem kontaktowym.

8 komentarzy

  1. MvS 27.07.2016 11:39

    A wystarczy wypowiedzieć magiczne zaklęcie składajace się z dwóch słów: chciwość lichwiarzy. Dopóki nie będzie kolonizacji Marsa, odpowiednika kolonizacji Ameryki w XIX wieku, nie będzie możliwości spuszczenia społecznego ciśnienia.
    I nie będzie to takie łatwe jak kiedyś- wóż z plandeką już nie wystarczy.

  2. gajowy 27.07.2016 12:44

    “Złote dekadyi państwa socjalnego” były konsekwencją rywalizacji o rząd dusz dwóch systemów: kapitalizmu i komunizmu/socjalizmu. Mnie jeszcze w komunistycznej szkole uczono, że odpowiedzią kapitalizmu na socjalizm było stworzenie modelu “kapitalizmu powszechnego dobrobytu”. Zauważyłem że to określenie było swojego czasu bardzo popularne (nie tylko w komunistycznych szkołach) ale znikło nagle z obiegu w momencie pokonania komunizmu przez kapitalizm w roku 1989. Wtedy kapitalistyczni możnowładcy widocznie uznali, że już nie muszą się obawiać rewolty i mogą eksploatować najemnych (dawne masy) do woli by nadrobić okres kiedy to musieli się trochę hamować z wyzyskiem.
    Zapewne będzie tak do czasu kolejnej rewolty lub jej realnej groźby.

  3. Fenix 28.07.2016 09:47

    @atos dla przyjęcia etosu “Emisja pieniądza powinna być odebrana bankom i przekazana w ręce ludzi“.
    Jak tego dokonać ?
    Emisja pieniądza udziałem ludzi , suma pieniędzy dzielona na liczbę ludzi , udziałem ludzi kredyt odnawialny, raz dany , odnawiany od narodzin po kres życia.
    Udział w życiu, nadany kierunek zasługą ludzi dla ludzi twórców ewolucji .

  4. Fenix 28.07.2016 11:17

    Ludzie jesteśmy twórcami dajmy sobie udział w życiu.Ludzie nie pracujmy na życie bez własnego udziału. Udział ma FED banksterów my pracujemy niewolniczo na ich udziały.
    Przychodzi moment w historii człowieka gdy przestaje ewoluować musi się stać twórczym i nadać kierunek ewolucji. Od nas samych zależy jaki kierunek nadamy? Albo samozagłada ,albo uwolnienie z ograniczeń = wyzwolenie !

  5. MvS 28.07.2016 14:22

    @WesołaRzaba
    FED został powołany do życia ustawą kongresu ponieważ kongresmeni byli, że tak powiem, mocno zainteresowani jego powółaniem. Byli powiązani z sektorem bankowym, więc trudno oczekiwać, żeby podejmowali niekorzystne dla tego sektora decyzje. W Stanach można oficjalnie sponsorować kampanie wyborcze. Przecież nie za darmo. Odpowiednie, korzystne dla sponsora ustawy przepycha się przez kongres a potem jest to “wola ludu”. Jak by tego nie nazwał jest to zwykła korupcja a nie “władza państwa”. Nie bądźmy naiwni.

  6. robi1906 28.07.2016 15:25

    “Wojna o pieniądz” Songa Hongbinga, akurat odkrywa i pokazuje mafijne machinacje i czyny klanów żydowskich lichwiarzy i zbrodniarzy.
    Ciągu stulecia morderstw przez wojnę północ-południe aż do ich sukcesu i założenia FED-u
    (zresztą książka jest nie tylko o ameryce, polecam każdemu, jest też i kawałek o Polsce),

    a pisanie WRZ, mogę podsumować tak “Jestem wiernym żołnierzem Syjonu”,
    najlepiej według niego jak żydzi zawłaszczą wszystko i wodę i ziemię, powietrze i życie.

  7. MvS 29.07.2016 12:33

    Cały czas piszesz.
    “pewien kraj nie ma banku centralnego. Opisz mi, w jaki sposób może w owym kraju powstać bank centralny, który kontroluje emisję waluty” A koniecznie musi ?
    Ja uważam, że do emisji pieniądza jako środka wymiany towarów i usług nie jest potrzebny jakikolwiek bank ( w domyśle: prywatny, bo chyba nie uważasz, że taki NBP jest państwowy ?). Uważam, że druk waluty oprócz klasycznej ko-librowej trójcy: wojsko, policja, sądownictwo należy do aparatu państwowego. Albo, albo jest całkowicie nieuregulowany, kazdy może emitować środek wymiany. Niech lepszy pieniądz wypiera gorszy !
    Bank jako firma/przedsiębiorstwo ma pożyczać pieniądze. Z depozytów. Na inwestycje. Koniec. Mniej więcej tak działają banki islamskie.
    “muszą zostać utworzone przez państwo; inaczej nie będą mogły kontrolować systemu w taki sposób, jaki robią to obecnie” Przecież to tautologia.

  8. MvS 29.07.2016 17:02

    Ok. w porządku. Co rozumiesz dokładnie przez pojęcie kontroli emisji waluty ?

Dodaj komentarz

Zaloguj się aby dodać komentarz.
Jeśli już się logowałeś - odśwież stronę.