Ja sam to zrobiłem, dziecko też potrafi!

Opublikowano: 08.12.2016 | Kategorie: Edukacja, Nauka i technika, Publicystyka

Liczba wyświetleń: 934

Zamiast patrzeć na zegarek, kiedy skończy się fizyka, uczniowie proszą o „jeszcze” i zostają na przerwach, a studenci długo dyskutują w auli nawet kosztem kolejnych wykładów. Doświadczenia, które nie mieszczą się w głowie, od 65 lat prezentuje emerytowany nauczyciel Wojciech Dindorf.

Fizyk jest finalistą w kategorii Animatorzy w XII edycji konkursu Popularyzator Nauki, organizowanego przez serwis PAP – Nauka w Polsce oraz Ministerstwo Nauki i Szkolnictwa Wyższego.

86-letni finalista już od 65 lat upowszechnia naukę. Od ukończenia studiów na Wyższej Szkole Pedagogicznej w Opolu (1957 r.) do dzisiaj prowadzi publiczne pokazy z fizyki w Polsce i za granicą. Jest autorem serii 10 płyt pt. “Doświadczenia Wojciecha Dindorfa” kupowanych m.in. przez szkoły. Na swoim koncie ma ponad 100 publikacji, m.in. w The Physics Teacher dostępnym w bibliotekach akademickich całego świata.

Zainteresowanie przyrodą, fizyką i mechaniką wzbudził w nim ojciec – inżynier. Wybierał dla syna frapujące zabawki, jak choćby nakręcany samochodzik, który po rozpędzeniu nie spadał ze stołu, tylko dojeżdżał do krawędzi i zawracał. Młody Wojtek rozbijał te zabawki o podłogę, żeby zobaczyć mechanizm i zrozumieć, jak one działają.

„Budowaliśmy piękne, kolorowe latawce z bibuły, robiliśmy jaskółki z papieru, ojciec kupował mi zabawkowe maszyny parowe, a w czasie wojny dostałem od niego komplet do fotografii. Umiałem wywoływać i utrwalać zdjęcia, wiedziałem, jak działa aparat fotograficzny. Podczas wojny trafiłem z miasta jako parobek na wieś, gdzie mogłem analizować zaprzęgi, wozy konne – z punktu widzenia konstrukcji, jak i działania. Po prostu interesowało mnie to” – wspomina. I tak, jak kiedyś jego zainspirował ojciec, on postanowił inspirować dzieci, młodzież, a nawet dorosłych, do poznawania praw fizyki.

O sobie mówi niechętnie, chętniej o swoich uczniach i nauczycielach. Jako student na Uniwersytecie Wrocławskim poznał prof. Jerzego Słupeckiego, który wysłał go na stypendium do USA. Tam ogromny wpływ miał na niego prof. Eric Maria Rogers – Anglik, popularyzator fizyki, doświadczalnik, który wykładał w Princeton przez 30 lat i mieszkał drzwi w drzwi z Einsteinem. „Byłem na jego kilku wykładach. Pokazywał cuda, jakie w głowie się nie mieszczą. Ludzie przychodzili na jego wykłady z innych wydziałów, to było ogłaszane jak seans w teatrze czy w kinie” – opowiada Wojciech Dindorf.

Sam miał 20 lat, kiedy został nauczycielem liceum w Legnicy. Na studiach miał kontakt z wielką fizyką, ale zawsze pasjonowała go fizyka „dla maluczkich”. Na uczelni przez pięć lat pracował nad rozpraszaniem promieni kosmicznych w atmosferze. Jednak kiedy pojechał na stypendium do USA, pozwiedzał szkoły i zobaczył, że dzieci uczą się fizyki bez żadnych doświadczeń; postanowił to zmienić. Na swoich lekcjach prezentował jak najwięcej doświadczeń fizycznych. To mu nie wystarczało i rozpoczął organizowanie większych pokazów.

Mógł być zwykłym nauczycielem, jednak dla wielu stał się mistrzem, przewodnikiem i wzorem do naśladowania. Na zjeździe fizyków polskich w Krakowie otrzymał dyplom „za niekonwencjonalne podejście do nauczania nauczycieli”. Jest z tego bardzo dumny. Wierzy, że wiele udało mu się zmienić w nauczaniu fizyki – nie tylko w Polsce. „Ja nie wierzę w szkołę jako instytucję, ja wierzę w człowieka, który może w jakiś sposób wpływać na drugiego” – twierdzi.

Jego zdaniem najlepsze doświadczenie to takie, które nie jest wykonywane na scenie, ale blisko dziecka – tak, żeby ono wiedziało, że to lekcja kierowana do niego i jego grupy. Ważne, żeby każdy eksperyment można było powtórzyć w domu. Wojciech Dindorf nie jest zwolennikiem wielkich widowiskowych pokazów z wybuchami, które wymagają specjalistycznych przyrządów. On wykorzystuje w pracy butelkę po mleku czy kieliszek od wina, woreczki do herbaty, mop do zmywania podłogi, kran z wodą albo huśtawkę, którą samemu można sobie zrobić.

„Chociażby takie wiaderko, odwrócone do góry dnem, z którego nie wylatuje woda, kiedy kręcę je zawieszone na sznurku nad moją głową… Dzieciaki robią zdjęcia komórkami, a potem widzą, że nad moją głową wisi do góry nóżką kieliszek z winem i płyn zachowuje się normalnie – tak, jakby stał na stole” – podaje przykład popularyzator.

Na innym pokazie nauczyciel moczy szyjkę butelki od wina palcem zanurzonym w roztworze mydła. Następnie kładzie na nią złotówkę – tak, żeby dopływ powietrza był zamknięty. I kiedy dotyka ręką butelki, moneta zaczyna podskakiwać, a przez otworki powstałe podczas unoszenia się pieniążka, wylatują małe bańki. „I ja im mówię, że to jest model samochodu, którym jeżdżą codziennie lub model karabinu, którego należy się bać – jest cylinder, jest źródło ciepła, jest rozszerzanie się gazu. Kiedy gaz nie ma dla siebie miejsca, wówczas ciśnie na wszystkie strony” – wyjaśnia Wojciech Dindorf.

Na oczach uczniów bierze do ręki igłę, na igle umieszcza wiatraczek z aluminium, wykonany z elementów zniczy cmentarnych. „Kładę na igle delikatnie wyważony wiatraczek, który sam zrobiłem i dziecko też potrafi zrobić. Ten wiatraczek kręci się tylko dlatego, że ja mam wyższą temperaturę niż otoczenie” – tłumaczy.

Zapytany o to, czy zdarzyło się, że uczniowie po lekcji nie chcieli wyjść na przerwę, przyznaje, że to normalne. Zarówno na lekcjach, jak i na seminariach, jakie odbywał we Wrocławiu. Studenci, doktoranci i profesorowie, którzy na ogół patrzą na zegarek, sprawdzając, kiedy kończy się seminarium, prosili „jeszcze, jeszcze” i… spóźnili się następne zajęcia.

Z dziećmi również nie ma problemu, one uwielbiają obserwować bujanie się na huśtawce. Pytają, czy jest magikiem, kiedy bierze w ręce końce 10 sznurków krakowskich korali i uprzedza, że po rozbujaniu jedynie siódmy będzie się wahał, a wszystkie inne pozostaną w spoczynku – i tak się właśnie dzieje. Wtedy Wojciech Dindorf odpowiada, że działa tu ta sama zasada, dzięki której poznajemy skład chemiczny gwiazd we Wszechświecie, że chodzi o rezonans, o współbrzmienie.

Jego wykłady cieszą się dużym, nawet bardzo dużym zainteresowaniem. W latach 1970. niektóre pokazy powtarzał trzykrotnie, bo sala wykładowa WSP w Opolu nie mieściła więcej niż 200 widzów. Przychodzili ludzie różnych zawodów i w różnym wieku. Lokalna prasa dużo miejsca poświęcała na entuzjastyczne komentarze.

Wykłady na Uniwersytecie Opolskim współorganizuje Polskie Towarzystwo Fizyki. W odpowiedzi na hasło „Fizyka umiera” dydaktycy chcą ratować swój przedmiot i przygotowują plakaty: „Cuda fizyki” albo „Magia fizyki” lub „Tego jeszcze nie było”. Podczas wigilijnych wykładów w Opolu, ludzie pozajmowali wszystkie 240 miejsc w sali wykładowej, opierali się o parapety, stali naokoło stołu, siedzieli na podłodze. Dziadkowie przyprowadzili wnuki, które bawiły się i pomagały ustawiać potrzebny do doświadczeń sprzęt.

Zjazdy nauczycieli fizyki na Uniwersytecie Wiedeńskim mają podobną popularność. Na sali bywa i 700 osób. Kiedy popularyzator przygotowuje doświadczenia na stole, jego ręce są filmowane i wyświetlane na dużych ekranach. „Miałem wykładać przez godzinę. Kiedy po dwóch godzinach pokaz się skończył, ludzie krzyczeli “jeszcze!”. Podobnie było po wykładzie dla studentów w Wiedniu, kiedy słuchacze po prostu nie opuścili sali, tylko jeszcze długo dyskutowali ze sobą o obejrzanych właśnie doświadczeniach” – wspomina Wojciech Dindorf.

Każda jego demonstracja służy temu, by przybliżyć trudne pojęcia. Na prezentację do teatru w Bytomiu przybyło 500 osób, w Wiedniu pokazy widziało 600 nauczycieli, we wrocławskim więzieniu doświadczenia oglądało 30 skazanych, którzy podobno potem dyskutowali wieczorami i czytali z zainteresowaniem dwa tomy podręcznika “Moja Fizyka” napisanego przez Dindorfa.

Podręcznik z pełną oprawą (przewodniki, program, zadania) wydany w 2003 r. przez Wydawnictwa Szkolne i Pedagogiczne zdobył większą popularność jako “czytadło” niż jako podręcznik szkolny. Napisana wraz z synem Dindorfa (również fizykiem), anglojęzyczna książka “The Sun on the Floor”, ofiarowana setkom uczniów międzynarodowej szkoły w Wiedniu, zawierała opis ponad 60 doświadczeń. W czasopiśmie Uniwersytetu Opolskiego właśnie otwarto serię artykułów wyjaśniających niektóre podstawowe pojęcia w prosty sposób. Pierwszy z nich ma tytuł “Skąd się bierze ciepło na Ziemi?”.

Na dorocznych spotkaniach Dydaktyków Fizyki w Borowicach lub w Kudowie Wojciech Dindorf ma zwykle dwa do czterech wystąpień. Kilkakrotnie wystąpił w TVP Opole, a za reportaż “Odsłony”, dotyczący czasu, producent otrzymał prestiżową nagrodę.

Autorstwo: Karolina Duszczyk
Źródło: NaukawPolsce.PAP.pl


TAGI: , ,

Poznaj plan rządu!

OD ADMINISTRATORA PORTALU

Hej! Cieszę się, że odwiedziłeś naszą stronę! Naprawdę! Jeśli zależy Ci na dalszym rozpowszechnianiu niezależnych informacji, ujawnianiu tego co przemilczane, niewygodne lub ukrywane, możesz dołożyć swoją cegiełkę i wesprzeć "Wolne Media" finansowo. Darowizna jest też pewną formą „pozytywnej energii” – podziękowaniem za wiedzę, którą tutaj zdobywasz. Media obywatelskie, jak nasz portal, nie mają dochodów z prenumerat ani nie są sponsorowane przez bogate korporacje by realizowały ich ukryte cele. Musimy radzić sobie sami. Jak możesz pomóc? Dowiesz się TUTAJ. Z góry dziękuję za wsparcie i nieobojętność!

Poglądy wyrażane przez autorów i komentujących użytkowników są ich prywatnymi poglądami i nie muszą odzwierciedlać poglądów administracji "Wolnych Mediów". Jeżeli materiał narusza Twoje prawa autorskie, przeczytaj informacje dostępne tutaj, a następnie (jeśli wciąż tak uważasz) skontaktuj się z nami! Jeśli artykuł lub komentarz łamie prawo lub regulamin, powiadom nas o tym formularzem kontaktowym.

Dodaj komentarz

Zaloguj się aby dodać komentarz.
Jeśli już się logowałeś - odśwież stronę.