Terror sieci handlowych

Opublikowano: 28.11.2015 | Kategorie: Gospodarka, Publicystyka

Liczba wyświetleń: 611

W ponurym pomieszczeniu przypominającym salę w domu dla obłąkanych stoi szereg stolików pooddzielanych przepierzeniami z dykty. Przy każdym siedzi dwóch facetów ubranych w garnitury. Trzymają ręce na stole. Wokół stolików spaceruje mężczyzna o wyglądzie Josefa Mengele i uważnie obserwuje siedzących. Tak właśnie wyglądają negocjacje dostawców z przedstawicielami sieci hipermarketów.

UCZCIWOŚĆ PRZEDE WSZYSTKIM

Najważniejsza jest uczciwość – chodzi o to, żeby dostawca pietruszki nie próbował przekupić kupca z hipermarketu i w ten sposób załatwić sobie zamówienia na swoją pietruszkę. Pokusa jest duża, bo właściwie producenci nie mają dziś innej możliwości upłynnienia swojego towaru, jak tylko za pośrednictwem sieci. Handel detaliczny w Polsce całkowicie zdominowały hipermarkety. Konkurencja została zduszona i nie śmie podnieść głowy. Małe osiedlowe sklepiki nie mają żadnych szans na rynku i mogą co najwyżej kręcić sobie jakieś małe osiedlowe interesiki. Być może jednak niedługo i ta nisza przestanie być bezpieczna dla drobnych handlowców, bo sieci coraz częściej zaczynają działać w ten sposób, że rozszerzają kanały dystrybucyjne, budując kilka rodzajów sklepów: ogromny, średni i mały, wszystkie pod jednym szyldem. Dla indywidualnych handlowców zostaje coraz mniej miejsca.

Warunki, jakie dyktują sieci swoim dostawcom, są bezwzględne. Żeby umieścić na półce supermarketu swój towar, trzeba zapłacić za wstawienie go do sklepu. Nie są to małe sumy, do tego dochodzą jeszcze opłaty za wyeksponowanie towaru na półce, za wprowadzenie nowych produktów i w ogóle za wszystko, co da się obłożyć haraczem. Sieci zarabiają bowiem nie tyle na marży od sprzedawanych towarów, ile na obdzieraniu dostawców. Nie ma jednak wyjścia, jeśli ktoś chce handlować, musi przyjąć te warunki.

– Byłem kiedyś handlowcem do spraw kontaktów z sieciami – mówi Andrzej. – To był koszmar: ci ludzie zachowujący się bezczelnie i chamsko, ich wymagania, żądania, terror. Nie wytrzymałem tego; po prostu są pewne granice, każdy ma swoją godność. Ja pracowałem w produktach dziecięcych, w zabawkach i podobno nie miałem jeszcze najgorzej. Samo dno upokorzenia przeżywają ludzie reprezentujący w kontaktach z sieciami branżę spożywczą. Oczywiście dotyczy to przedstawicieli handlowych, a nie samych producentów. Nie dotyczy to także wielkich wytwórców, którzy dominują na rynku, ale jedynie tych, którzy ośmielają się z nimi konkurować. Wielkie kontrakty za dostawę produktów spożywczych do sieci załatwiane są oczywiście na wysokich szczeblach menedżerskich, nie ma mowy o tym, żeby kontrakt na dostawę stu ton makaronu do sieci sklepów negocjował jakiś lokalny handlowiec. To są sprawy załatwiane poza percepcją zwykłych śmiertelników. Nikt z sieci nie będzie przecież zadzierał z markowymi producentami, którzy inwestują w wielkie kampanie medialne i edukują konsumentów w zakresie konsumpcji swoich produktów. Mówiąc prościej, batony Mars i Snickers muszą być w każdym sklepie, bo na nie czekają konsumenci zachęceni przez reklamę do ich kupowania; jeśli ich tam nie będzie, sieć straci klientów, a na to nie może sobie pozwolić żadna sieć na świecie.

HANDLOWE KURIOZA

Prócz dodatkowych opłat sieci domagają się od dostawców także innych powinności. Do najbardziej drastycznych należy obarczanie dostawcy ryzykiem konkurencji; dokonuje się tego za pomocą odpowiednich zapisów w umowie. Chodzi o to, że dostawca zobowiązuje się do tego, by utrzymywać stały poziom sprzedaży swoich produktów, na który realnie nie ma żadnego wpływu, bo to, co się dzieje z produktem w sieci sklepów, zależy tylko od menedżerów sieci, a nie od dostawcy. Jest to zapis koszmarny w swej wymowie i dyskryminujący dostawcę. Załóżmy bowiem, że konkurencja zbuduje obok inny supermarket, w którym znajdą się produkty tego samego gatunku, ale tańsze, bo sprowadzone z Chin. Winą za spadek sprzedaży swoich własnych produktów zostanie obarczony dostawca. Jeśli oczywiście zgodzi się podpisać umowę, w której zawarty będzie regulujący tę sprawę punkt. Przeważnie jednak dostawcy zgadzają się podpisać wszystko, co przedstawiciele sieci podsuną im pod nos.

Jest nadzieja, że coś się w tej sprawie zmieni, bo tematem dystrybucji w sieciach supermarketów ma się wkrótce zająć Komisja Europejska. Jednak przedstawiciele sieci już teraz szykują antidotum na ewentualne ingerencje Komisji; chcą, by dostawcy podpisywali dwie umowy – jedną handlową, która reguluje warunki obrotu towarem, i drugą na świadczenie usług, gdzie przeniesione zostaną wszystkie koszmarne zapisy rodem wprost ze średniowiecznego folwarku pańszczyźnianego.

MISTRZOWIE NEGOCJACJI

Kiedy człowiek zostaje przedstawicielem handlowym lub osobą odpowiedzialną za negocjacje, żywi się przez jakiś czas złudzeniami, że jeśli będzie sprawnym negocjatorem, może coś wytargować dla swojej firmy. W szkole i na kursach wbija mu się do głowy, że tylko słabi nie potrafią niczego uzyskać przy negocjacyjnym stoliku. Tymczasem wszystkie ważne decyzje zapadają poza tym stolikiem, udział w negocjacjach jest w przeważającej mierze tylko pewnym rytuałem potwierdzającym to, co już wcześniej zostało ustalone. Realnie o pozycji negocjacyjnej nie decyduje to, czy negocjator jest wygadany, czy ma dobry wygląd i umie przekonywać. Decyduje pozycja firmy na rynku, jej siła. Ważna jest także jakość produktu, a także to, czy marka firmy jest rozpoznawalna i jednoznacznie kojarzona. Istotna jest jakość towaru i jego oryginalność. Umiejętności negocjatora zajmują w tej wyliczance ostatnią pozycję.

CZY MAŁY MOŻE KONKUROWAĆ Z WIELKIM

W walce o naprawdę duże zyski na pewno nie. Mała firma handlowa może jedynie walczyć o przetrwanie, ale jest to walka beznadziejna. Nawet jeśli sklep nie zostanie zupełnie wyeliminowany przez rozrastające się sieci, to jego obroty będą tak niskie, że z trudem wystarczą na zapewnienie godziwego życia właścicielowi i jego rodzinie. Utrzymanie się na rynku jest tym trudniejsze, im mocniej trzeba zabiegać o towar u własnych dostawców. Hurtownicy dostarczający towar do hal sieciowych po wymuszonych przez sieć niskich cenach próbują odgryzać się na właścicielach mniejszych placówek handlowych i ze względu na nich zawyżają ceny. Jest to dla nich pozorna korzyść, bo z chwilą gdy upada mały kontrahent, który nie może konkurować z wielkim, hurtownik jest zdany już tylko na łaskę i niełaskę sieci. Jeśli sprzedawałby towar mniejszej firmie po cenach zbliżonych do tych, jakie wynegocjowała z nim sieć, miałby może mniejszy zysk, ale na pewno miałby wybór. Z chwilą gdy sieć jest jedynym odbiorcą, może zostać w każdej chwili odstawiony przez menedżerów z hipermarketu na boczny tor, a wtedy na pewno nie utrzyma się na rynku.

Wygląda więc na to, że czasy handlowych amatorów skończyły się definitywnie; na rynku jest coraz mniej miejsca dla ludzi, którzy dorabiają sobie małym handelkiem. Czy niedługo nie będzie ich już wcale?

Źródło: Sprawiedliwy-Handel.pl


TAGI: ,

Poznaj plan rządu!

OD ADMINISTRATORA PORTALU

Hej! Cieszę się, że odwiedziłeś naszą stronę! Naprawdę! Jeśli zależy Ci na dalszym rozpowszechnianiu niezależnych informacji, ujawnianiu tego co przemilczane, niewygodne lub ukrywane, możesz dołożyć swoją cegiełkę i wesprzeć "Wolne Media" finansowo. Darowizna jest też pewną formą „pozytywnej energii” – podziękowaniem za wiedzę, którą tutaj zdobywasz. Media obywatelskie, jak nasz portal, nie mają dochodów z prenumerat ani nie są sponsorowane przez bogate korporacje by realizowały ich ukryte cele. Musimy radzić sobie sami. Jak możesz pomóc? Dowiesz się TUTAJ. Z góry dziękuję za wsparcie i nieobojętność!

Poglądy wyrażane przez autorów i komentujących użytkowników są ich prywatnymi poglądami i nie muszą odzwierciedlać poglądów administracji "Wolnych Mediów". Jeżeli materiał narusza Twoje prawa autorskie, przeczytaj informacje dostępne tutaj, a następnie (jeśli wciąż tak uważasz) skontaktuj się z nami! Jeśli artykuł lub komentarz łamie prawo lub regulamin, powiadom nas o tym formularzem kontaktowym.

6 komentarzy

  1. Prometeusz 28.11.2015 10:12

    Niedawno byl tu, na WM, publikowany artykul wyjasniajacy istote problemu:

    1. Markety placa w Polsce ok. 0.275% podatku;
    2. Nie podano niestety – ilu-KROTNIE wiecej dostaja w dotacjach, koncesjach, zezwoleniach, dofinansowaniu etc., etc.;
    3. Nie podano rowniez, jak ZUS, US i inni NISZCZA male firmy, duzych nawet nie odwiedzajac ze strachu przed armiami prawnikow;
    4. Nie podano rowniez, ile dotacji unijnych i korporacyjnych dostaja markety, by smiec w nich sprzedawany byl tani (a nie jest!) – tanszy od normalnego produktu (dajmy na to jedzenia);
    5. Nikt nie rozwodzil sie zbytnio nad tym, jak kontrahenci wielkich firm, dzieki wymienionym w punktach 1-4 mechanizmom, przejmuja ziemie i material produkcyjny, eliminujac zrodla zaopatrzenia dla malych sklepow (pot. ‘warzywniakow’);
    5* Wartaloby dodac, ze, dzieki ww. metodom i, zasadniczo, istnieniu korumpowalnych rzadow, korporacje sa niczym nowotwor – zajmuja jakis teren celem wybudowania kolejnej fabryki czegos (a to wolowiny, a to skarpetek, a to bananow), a nastepnie zawlaszczaja cala wode w okolicy (vide Coca-Cola w Afryce), skazaja srodowisko na setki kilometrow – a to odchodami i zwlokami zwierzat hodowlanych, nafaszerowanymi mieszanka antybiotykow, supermikrobow i genetycznie modyfikowanych hormonow, a to gazem lupkowym, a to znowu ‘przypadkowo’ uwolnionymi nasionami/pylkami GMO – by, dzieki ww., zawlaszczyc kolejny obszar, zniszczyc go doszczetnie… itd.

    Moja sugestia: to juz koniec. Jest za pozno.
    *Alternatywa byloby osadzic i w brutalny sposob wymordowac dziesiatki tysiecy ludzi za celowe, planowane i wykonywane ludobojstwo na skale wielopokoleniowa… ale to po pierwsze zostaloby przechwycone, wymkneloby sie spod kontroli i zamienilo w kolejna wojne domowa/rewolucje bolszewicka/inny koszmar, a po drugie – zostaloby przez elity zawrocone w miejscu o 180 stopni celem wybicia reszty zbednego im ludzkiego bydla.

  2. hashi 28.11.2015 10:26

    @Prometeusz Racja co do twoich wniosków. A jak te małe sieciówki groszki i zielone torebki sobie radzą? Może rozwiązanie to stworzyć spółdzielnie z lokalną żywnością i lokalną walutą bez odsetkową.
    Jest to prosty sposób by rozwalić markety bez ani jednego wystrzału, stworzyć nowy system a stary sam obumrze. Z tego co wiem w Niemczech jest sporo takich spółdzielni żywnościowych, rolniczych, energetycznych i mają się dobrze. Udziałowcem może być każdy i każdy dostaje zyski stać ich na drogiego prawnika i na walkę ze skarbówką.

  3. balcer 28.11.2015 13:09

    Cóż można założyć sklep internetowy jako brytyjska spółka Ltd. to odpadnie obawa o kontrole skarbówki i ZUS (brak podatkow przy dochodach 1000 GBP miesięcznie, a ichniejszy ZUS to jakieś 80zł. Tylko trzeba jakoś przekonać ludzi, by choć raz coś zakupili i byli zadowoleni. Reklama w google na FB czy twiterze nie kosztuje więcej niż pochłania ZUS.

  4. emigrant001 29.11.2015 09:42

    Gospodarka to Przemysł Handel Usługi. Handel opisał Prometeusz, Przemysł jest zagraniczny. Polakom pozostały Usługi – jak “sługi za szlugi”.
    @hashi Oglądałem ostatnio film historyczny o niemieckich kupcach jak kłócili się na śmierć i życie o jeden stragan. W Polsce w latach 90-tych sklepy oddawano Niemcom za darmo nie rozumiejąc wartości straganu. Dziś lokalnie może i uda się gdzieś założyć taką spółdzielnie, jeśli jej członkowie zazwyczaj skłonni do swarów jakoś się porozumieją. Tylko desperacja może ich do tego zmusić i jeśli korporacyjny lobbing im na to pozwoli. W skali kraju nie zmieni się nic.

  5. kierownik.karuzeli 29.11.2015 18:54

    ja rozumiem, biedni dostawcy, trzeba ich żałować, ja pamiętam taki artykuł, gdzie opisywani byli, że kilka lat temu na zlocie takich dostawców mieli dylematy czy wypada przyjechać dobrym samochodem, obecnie tyczy się to śmigłowca… A potem kilku takich cwaniaczków zabija mniejszych.
    Podatek progresywny od obrotu, monitorowanie karteli na dobry początek, i wykopanie z POlski nie polskich marketów przez ich nacjonalizację. Ot taki myk.

  6. atoreli123 30.11.2015 00:15

    jak lidl i inne dostały miliard kredytu z WB to wiadomo dlaczego się rozpanoszyły…ja nie kupuję w ogóle w supermarketach tylko lokalne sklepy…jedyne co to edukować konsumentów; bo polacy spalą kukłę żyda by pokazać swój patriotyzm lub pochodzą dumnie w marszu narodowym i myślą że to patriotyzm a to zwykły obciach. Te same osoby później idą do biedry i kupują na promocji…jedyne co można zrobić to edukować ten głupi i prymitywny naród

Dodaj komentarz

Zaloguj się aby dodać komentarz.
Jeśli już się logowałeś - odśwież stronę.